niedziela, 1 stycznia 2012

Cytrynówki moc...

No i co? Noc sylwestrowa kręci się. Siedzimy sobie, cytrynóweczka.... przegrycha. Bardzo dojrzałe leniwce dwa, po obejrzeniu przedstawienia nocnego pt. "Zabijemy Cię widokiem zimnych ogni", deczko ogłuszeni hukiem petard i czeskich armat, spędzają wolno płynący czas przed kompami. I straaaaaaaaaaasznie im dobrze. Nic nie muszą. Ona nie musi, po tych wszystkich toastach, na chwiejących się nogach, w balowej sukience lecieć do WC i poprawiać trochę rozmazany makijaż. On nie musi za wszelką cenę trzymać pion, bo to wiecie.... rozumiecie... no... panowie... łeb się mocny ma przecież...Kurcze, najbardziej dokuczało mi po tych wszystkich sylwestrowych balach zimno. Nim człowiek dotarł do domu, to był już soplem. Dzisiaj, nie....to już wczoraj zrobiliśmy sobie na luzie wycieczkę po młodą, potem tradycyjnie trzeba było się dokarmić, potem ... nocne rodzinne rozmowy i zrobiła się północ. A teraz ... chyba ta cytrynówka ma jakiś wpływ, bo... słuchamy wszystkich przebojów z półki weselnej. Leci po kolei "Moja mała blondyneczko", "Zabrałaś serce moje", "Czarne oczy", "Mydełko FA", "Biełyje rozy"... no i wszystko w tym stylu. Rany, jak to pasuje do cytrynówki i komputera...Przysięgam, że to tylko raz jedyny w takim natężeniu... taki kicz- sam artyzm w kiczu, mód, poezja kiczu ;) ... wszystko przez tę cytrynówkę....A teraz Modern Talking i bardziej dance... jednak uciekamy od ...do... naszego rocka i bluesa... ummmmmmmmmmmm Clapton- Knopfler....chwilo trwaj...

Ostatni dzień 2011 roku







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz