czwartek, 5 stycznia 2012

Wiewiór-ka

W sumie miałam dzisiaj tu nic nie pisać. Może nawyk się jakiś we mnie wykształcił, bo... przyciągnęło. Przed chwilą zakończyłam pólgodzinną sesję telefoniczną z przyjaciółką. Samotna, wychowuje...? No, jeszcze wychowuje? Nie, inaczej....mieszka w maleńkim mieszkanku- kawalerce z dwoma dorosłymi córkami. Obie studiują. Obie na utrzymaniu matki. Matka nie wystąpiła kiedyś o alimenty, bo... tłumaczyła mi dlaczego, ale ja zrozumiałam po swojemu... następne "dziecko" trzeba chronić. Przed czym? Ano przed przepracowaniem chyba, bo dorosły tatuś nigdzie nie pracuje i jest na garnuszku swojej szanownej mamusi. Taki "niedorosły" tatuś. Córki też "nie mają sumienia" zasądzić forsy. Przyjaciółka, sama bardzo schorowana,ale radosna i optymistka wielka, opiekuje się stareńka, prawie niewidomą matką. W sumie ja ją podziwiam, chociaż często jestem na nią po prostu wściekła za to zbieranie na siebie wszystkiego z rodzinki. Dobra... bo się trochę spieniłam, a mój żołądek ostatnio się buntuje przy takich spięciach. Rano wiało jak jasna.... Potem się rozpadało. Pogoda marcowa. Po południu już wiatr ucichł, teraz jest, ale nieduży. Noc jasna, mimo chmur i raczej ciepła. Fajny jest tutaj klimat. Zawsze jakoś łagodniej. 
Dzisiaj wiewiór-ka. Z myślnikiem, bo nie wiemy, czy to on czy ona. W sumie mieszkają u nas na strychu dwie. Już kiedyś o nich pisałam. Jasna i ciemna. Kminek i Bazylka. Zdjęcia są robione w różnych porach roku
 Jest sobie gniazdo. Myśleliśmy- ptasie gniazdo. Tkwi sobie na wysokiej brzozie już parę lat. Może dwa, może trzy. Latem go nie widać wśród liści. Wiosną, zimą i jesienią jest widoczne. Wkurza mnie, bo jest takie nieestetyczne, taki kłąb siana i badyli. Drażni mnie, bo widzę je od razu, kiedy rano otworzę oczy. Psuje mi harmonię obrazu gałęzi. No... po prostu... powinno już zostać zdmuchnięte przez te wichury, a ono sobie tkwi i tkwi. Ptasie gniazdo....
 I nasz wiewiór-ka, bardzo zaaferowny, któregoś dnia, z gałęzi na gałąź.... No to ja z aparatem... bo , nie ukrywam, poluję na nie- te dwa urwisy nieustannie. Zwinne to to tak bardzo, że trzeba mieć
 niezły refleks, żeby zdjęcie zrobić.

 No więc nasz wiewiór-ka w stronę tej brzozy tak sobie pomyka. Ja nieświadoma, bo nie kojarzę wiewiórki z gniazdem na brzozie. Ciągle myślę, że to gniazdo sójki, gołębia, i nie wiem, jakiego ptaka jeszcze...W każdym razie dużego, bo gniazdo jest spore.
 I tu - niespodzianka. Wiewiór-ka w podskokach-  hop na brzozę i sprintem na wierzchołek leci. Tylko chrobot pazurków o korę słychać. Ledwo zdążyłam ją "wyprzedzić" aparatem.
 Przyznam szczerze, że zgłupiałam, kiedy zobaczyłam jak włazi do gniazda. Schowała się migiem i.... tyle ją tego popołudnia widziałam. Uznaliśmy, że jest to ich letnie mieszkanie.
 To zdjęcie zrobione przed świętami. Wiewiór-ka siedzi na wierzbie, z której ma dojście pod dach i na strych. Tam mają zimowe schronienie. Młoda słyszy czasem, jak tuptają po strychu.
  Kminek, czyli wiewiór- tak nam się wydaje, że to on, ale....kto to tak naprawdę rozpozna? Jest tak szybki, że trudno mu zrobić porządne zdjęcie. Nawet na sportowym ustawieniu.
 Tu rudaska Bazylka. Chyba ona- wiewiórka. Też gibka i śmigła. Przechodzi sobie po drucie z poddasza na wierzbę. Akrobatka. Tylko wiewiórka potrafi w takiej pozie usiąść na drucie.
 No i dalej w świat...
A to zdjęcie zrobiłam we wrześniu. Udało mi się wprawdzie przeprowadzić całą sesję zdjęciową z rudą primadonną jako modelką główną, ale zostałam ofukana, otuptana i prawie opluta przez rudzielca. O tym innym razem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz