piątek, 6 kwietnia 2012

Karp na Wielkanoc i bratki rococo

No i Święta szykują się niekonwencjonalne. Bo… Młoda pracuje, w ogóle nie piekę, nie będzie gości (chyba?), a na obiad, na wielkanocnym stole wyląduje karp. Taaaaki wielki karp. Miały być rolady  (na Śląsku w końcu mieszkam), ale nie będą. W poniedziałek je podam, uła… jak to ładnie brzmi… podam…a w niedzielę będzie karp. Skąd taki pomysł? No, bo bardzo lubię karpia panierowanego (mam nadzieję, że mio marito też, w każdym razie nie zgłosił sprzeciwu) a karp został przyniesiony w reklamówce w ramach wdzięczności. Wprawdzie mogłam go zamrozić, ale… jak mamy święta i tak, jak nie święta, to.. może być i karp na Wielkanoc. Planowaliśmy wyjechać w poniedziałek w „wielką podróż” na wschód. Pogoda popsuła szyki. Prognozy przewidują śnieg i kilka stopni powyżej zera. O nie… to miała być wycieczka krajoznawcza, czyli podziwianie widoków, postoje i zdjęcia. W śnieg, deszcz i zimno, żadna frajda. Zostajemy w domu i planujemy wielką labę.  
Bratki rokoko. W tym roku bardzo ładnie przezimowały. Dodatkowo wawrzynek wilczełyko. Już przekwitło. A na ostatnim pasmo Klimczoka. Zdjęcie wykonane przedwczoraj. W Beskidach leży jeszcze sporo śniegu.



Grządka trochę zarośnięta trawą, ale jak wszystkie bratki przesadzę, zrobię porządek i zasieję dwuletnie lub jednoroczne.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz