poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Kwietniowy spacer

Iva czeka na tekst o nauczycielach, a mnie jakaś lekka niemoc intelektualna ogarnęła. Święta są przecież. Mój umysł poszedł sobie na spacer. Dosłownie na spacer. Dzisiaj pogoda przecudna. Od rana mocne słońce świeci. I chociaż powietrze trochę ostre, to pora bajkowa na dłuuuugi spacer. No i poszliśmy w świat wiosenny. Mamy tradycję, że w kwietniu szukamy zawilców. Zawilce to nasz „randkowy” kwiat. Jest miejsce, gdzie zawilce kwitną na mur, ale nam się zachciało w druga stronę. J. wziął na rozgrzewkę piersiówkę z kultową już cytrynówką i w drogę. Świat taki piękny, a po cytrynówce jeszcze piękniejszy. Tak cudny, że dosłownie wszystko mi się podobało. Nawet bagniste drogi polne i jary z barzołami. W ogóle drogi w tym regionie to mój konik. Są niezwykłe. Wiją się pomiędzy pagórkami, wpadają w wąwozy, by potem „wejść” nagle w „niebo”. Dochodzisz do szczytu i widzisz, jak droga dalej wije się w dół i leci w dolinę, by zniknąć za zakrętem w wysokim, bukowym lesie lub w brzozowym zagajniku. Albo pola. Idziesz niewielkim wąwozem i widzisz z boku wzgórze zaorane, a nad nim, na krawędzi, czubki starych drzew. Myślisz sobie, że pole małe i zaraz za nim las. Nic bardziej błędnego. Wychodzisz z jaru, obok ogromne pole, a las w oddali. Zagajniki, na pierwszy rzut oka, niewielkie. Podchodzisz bliżej, a tam głębia, na dole której płynie wąski strumyk. Same niespodzianki krajobrazowe. No i nasze Beskidy. Mogę godzinami obserwować, jak się ich widok zmienia. Teraz, kiedy jeszcze leży w nich śnieg, wyraźnie widać pasma Skalitego, Klimczoka i dodatkowo Malinowskie Skały. A daleko  w tle Barania Góra ledwo, ledwo widoczna. Rzadko można je zobaczyć tak dokładnie.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz