czwartek, 27 grudnia 2012

Wycieczka w teren polski i czeski.


Święta, laba, a jak święta, to ja nadganiam zaległości i czytam sobie, co w branżowej trawie piszczy. Wędrując po strona netowych, znalazłam świetny blog profesora Śliwerskiego, chyba najbardziej znanego, współczesnego polskiego pedagoga. Profesor ma do pedagogiki i edukacji podejście mocno kontrowersyjne. Inaczej- kontrowersyjne dla zatwardziałego pedagogicznego betonu oraz strony ministerialnej. Mnie się on podoba  w bezkompromisowej krytyce, popartej bardzo rzetelną, szeroką wiedzą i podoba mi się jego sposób wyrażania krytyki. Jest ona wyrafinowana, subtelna, często dowcipna, prowadzona językiem wielkiej kultury, a jednak celna i często boleśnie ostra. Cenne (przynajmniej dla mnie) są również komentarze zamieszczane po postami. Dodałam blog do ulubionych i chyba przepadłam, bo trzeba przeczytać zaległościJ.
U nas wiosna, toteż surrealistyczne wydają się te święta. Stroik na stole, świece na stole, ciasteczka, pomarańcze, zapach jodły, a za oknem zielono i ptaki latają z ożywieniem jak w marcu. Kminek codziennie skacze po choinach, a ostatnio często włazi do wywietrznika przy oknie sypialni. Wczoraj byłam z młodą na spacerze w lasku- na leszczynach wielkie zielone pąki. Zupełne poplątanie w przyrodzie. Podobne Boże Narodzenie było w 2006 roku. Wtedy robiłyśmy sobie zdjęcia w ogrodzie i na nogach miałam lekkie półbuty. Nie mam nic przeciwko takiej pogodzie, mogłaby tak do marca trzymać. Niepotrzebne mi kopy śniegu oraz ostre mrozy. Nawet urocze widoki zaśnieżonych drzew nie przełamią mojej niechęci do zimy. Taki widok szybko się otrzaskuje i nie cieszy, a zimno trwa, i trwa, i trwa, do znudzenia, doprowadzając do lekkiej depresji. Nacięłam gałązek forsycji, wstawiłam do wazonu. Powinny do tygodnia zakwitnąć.
Wczoraj Jaskół porwał mnie w teren. Pojechaliśmy w świat aby wylądować w Rudach. Chcieliśmy zwiedzić park przy klasztorze, ale wygonił nas z niego zimny, ostry wiatr. No to zrobiliśmy sobie dalszą część wycieczki na model francuski- zwiedzanie z okien samochodu. Do domu wracać się nam nie chciało i jak przed wyjazdem Jaskół stwierdził: „Dziś jedziemy w Polskę, a nie na Zaolzie”, tak wylądowaliśmy w końcu w Czechach.

 Za drogowskazem przygodo nas prowadź :)
  Oficjalne  i jedyne w tym stylu zdjęcie z tej  wycieczki.
 Jaskół wybiera się w siną dal przepiękną aleją, obrośnięta starodrzewem. Nie wiem, czy nie przeraziła go ta daleka perspektywa, bo szybko wrócił na ścieżkę, którą sobie podążałam w stronę drewnianego mostka. Mimo wszystko we dwoje raźniej:)
 - Piękna dziupla.Tu mieszkają krasnoludki- powiedziałam autorytarnie do Jaskóła.
- A nie- sprzeciwił się stanowczo Jaskół- Tu mieszka czarownica z "Krzesiwa".
-E tam...- spojrzałam na pień drzewa, ułamany jakieś 5 metrów nad ziemią i dudławy- Tam jest dobre miejsce na sabat czarownic, a tu na dole mieszkają krasnoludki.
Chciałam jeszcze krzyknąć do dziupli - Hu!, Hu!- ale przypomniała mi się filmowa scena, kiedy Kaczor Donald tak krzyczy  do jaskini i wyjeżdża stamtąd z głośnym: Hu! Hu! pociąg.
A poza tym, może przerwę zimowy sen Koszałka Opałka i dostanę przez łepetynę kałamarzem? Wolałam nie ryzykować guza i podreptałam w rzadkim błotku alejką w głąb parku
 Szalona działalność bobrów. Bobrów aparat nie zarejestrował. Szkoda :(
  Najpierw na zachód, potem w Rudach Raciborskich wielki zakręt
 I dalej, dalej  w trasę.....
 Gdzieś niedaleko Raciborza
 "Szybko, szybko... jeszcze mnie coś rozjedzie, albo nie daj Boże, mandat wlepią...", czeskie psy zupełnie ignorują przepisy drogowe i beztrosko przebiegają przez środek jezdni. Scena rozegrała się przed dworcem kolejowym w Karwinie
 Kocia piękność, wylegująca się na stoliku w bufecie na dworcu w Karwinie. Pani, kiedy spostrzegła, że robię kotu zdjęcia, wybiegła ze ścierką zza lady i zaczęła przeganiać kocinę. Pewnie z obawy, że zdjęcie obiegnie Europę jako dowód, iż w czeskich knajpach koty wylegują się na stolikach. A mnie się bardzo spodobał kot z powodu niecodziennego ubarwienia futerka i ślicznej mordki. Dopiero potem dotarł do mnie powód gonienia kota ze stołu.
 I, niestety, przyczyniłam się do tego, że kot wylądował za drzwiami. Na urodzie jednak nie stracił.
  W życiu nie widziałam tak zdegustowanych pysków. Fragment fontanny na rynku w Karwinie Frysztacie
 No Krtek- wyłaź brachu, mróz popuścił :)
 Ej! Wy z tyłu....Szybciej.... szybciej!!!! co po czesku w wolnym tłumaczeniu chyba brzmi- Ej! Wy tam po zadku... wartko, wartko!!! 
Oba pieski sfotografowałam w pałacowym parku w Karwinie Frysztacie
  Rynek- Karwina Frysztat. Kto jeszcze pamięta budki telefoniczne? A tu jest czynny telefon. Piękny relikt.
 Cała w błękicie, prześliczna
Fotografowałam budkę telefoniczną, odwracam się i… no nie, znowu jakiś nawiedzony  Czech Jaskóła ustawia. Ostatno w Bohuminie polski Czech lub czeski Polak nawrzucał nam i wyczytał wszystkie grzechy Polaków, z mordowaniem dzieci włącznie. Nie chciał się odczepić i był agresywny. Tym razem zaczepiającym okazał się bezdomny, prosząc o wsparcie. Nie odmawiamy- daliśmy trochę koron i ewakuowaliśmy się z tego ładnego ryneczku. Jaskół był zbulwersowany- w Czechach są również bezdomni. Hmmmm…. Niby, dlaczego nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz