piątek, 8 marca 2013

Partaninka


Chyba dostanę rozdwojenia jaźni dzisiaj. Z jednej strony cieszę się przeogromnie, bo w końcu otrzymałam egzemplarz autorski książki z moimi dwoma rozdziałami, a z drugiej strony jestem wściekła. Spieprzyli mi teksty (sory, inaczej tego się nie da określić). Jeszcze przed świętami dostałam maila z tekstami oraz z prośbą, żeby zrobić ostateczną ich korektę. Otwieram teksty i widzę, że tabele są poprzestawiane co sprawia, że tekst traci logikę. Poprawiłam a potem wysłałam z gruntownie uzasadnioną prośbą, aby tego nie ruszać. Na co dostałam odpowiedź, w której pan dał mi do zrozumienia, że on nie pierwsze takie teksty czytał, że co nieco wie o redagowaniu i mam być spokojna. Dobra, myślę sobie, panie obrażalski, ja tam się szarpać nie będę, mam nadzieję, że wiesz, co robisz- ponownie poprosiłam żeby tekstów nie ruszać i …. Zaufałam. Do kitu…. Człowiek po raz kolejny okazał się naiwniakiem. Otwieram dzisiaj świeżutki egzemplarz, szukam moich rozdziałów, czytam i o mało jasna cholera mnie nie strzeliła. Jeszcze gorszy bałagan. Do diabła… jak myślicie, kogo czytelnik będzie wyklinał, kiedy będzie musiał szukać końcówki, przedzielonego tabelą zdania? Na jednej stronie jest początek zdania, jeden wyraz: „Tylko…”, potem odwracam kartkę i na drugiej stronie… nie… nie ma  dalszej części zdania, za to jest tabela i dopiero pod nią przerwane zdanie się kończy. Na innej stronie jest tabela na samym początku, a dopiero pod nią wprowadzenie do niej i pod wprowadzeniem, omówienie wyników. Miało być: wprowadzenie, tabela i pod tabelą omówienie. Noż… kurde…na pocieszenie mam (takie lipne pocieszanie się), że nie tylko moje teksty tak schrzanił pan obrażalski (redaktor wydania). W niektórych jest identyczna sytuacja z tekstem i tabelami. Od redaktora naukowego dostałam list z podziękowaniami oraz nadzieją na dalszą współpracę. Oooooo….właśnie, na dalszą współpracę. Nie wypada nie odpisać, toteż wystosuję do pana redaktora naukowego miły list, że owszem, że chętnie i, że bardzo się cieszę z książki, i och… i ach… a potem… dokładnie napiszę, że jestem wściekła. Tego nie można zostawić, bo taki jeden redaktorek obrażalski, co to jawszystkowiemlepiej psuje im/ nam cały wysiłek naukowy. Każdy z nas chce, żeby czytelnik miał przyjemność z czytania, a nie wkurzał się na źle zredagowany tekst.
No i tak sobie od radochy, do ataków złości dzisiaj balansuję.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz