sobota, 11 maja 2013

Słodki sen Bezy


Wczoraj uszyłam nowe zasłony do pokoju. Wpuściłam się z nimi w maliny, bo zamówiłam materiał w jednym kawałku- całe 13 metrów. To kora, wiec trzeba było ją zdekatyzować. Bałam się, że jak najpierw potnę ją na zasłony, a potem je zmoczę, to skurczą mi się gotowce. No to wzięłam cały kawał materiału i wsadziłam do wanny, do bardzo ciepłej wody. Boszszsz… namokło to pieroństwo tak, że miałam problem włożyć go do pralki, żeby odwirować. Jakoś wepchnęłam, odwirowało się i wyciągnęłam z trudem do kosza. A potem cały ten kawał materiału rozwiesiłyśmy na sznurach w ogrodzie. Podwójnie, co tam, poczwórnie złożony i przerzucony kilkakrotnie przez sznury. Pocięłam… uszyłam i… okazało się, że zasłony kończą się 5 centymetrów  nad podłogą. Szlag by trafił. Odmierzyłam je tak, jak poprzednie, które wręcz się oparły na podłodze- 2,60 cm, tak, jak pokój wysoki (w tym  zapas na podwinięcia= wielkość żabki). Kompletnie nie mam pojęcia, czy tamte były źle mierzone, czy „sufit się podniósł”. W sumie to powinien się „obniżyć”, bo „dodaliśmy” do wysokości pokoju nową podłogę. Stare zasłony przewiesiłam do pokoju obok, gdzie sięgają podłogi. Nic nie rozumiem z tego. Mogła być różnica 1-3 centymetrów, ale nie 5. Zasłony są idealnie równe, czyli nie chodzi o moje ”krzywe oko”. Zresztą przyciąć na wymiar duże bryty materiału wcale nie jest takie proste. Musiałam najpierw wyrównać „początek”, bo sprzedawca odciął z beli z różnicą na szerokości około 5 centymetrów. A potem na podłodze, na kolanach, metrem odmierzyć pięć  równych kawałków kory, która się „naciąga” i fałduje na swoich oryginalnych marszczeniach. To zadanie wykonałam tak, jak należy. Trzeba jeszcze raz zmierzyć wysokość pokoju, żeby na przyszłość wiedzieć. Nie zdziwię się, jak różnica w wysokościach między dwoma sąsiadującymi pokojami będzie faktycznie wynosiła 10 centymetrów. W tym domu już nic mnie nie zdziwi jeżeli chodzi o wymiary i „równości”. Nowe zasłony nadały pokojowi to „coś”, czego oczekiwałam po nich. Zrobił się przytulny, swojski, taki wiejski. I to jest jakiś optymistyczny akcent w dzisiejszym, szarym dniu.
Sen Bezy
To nic, że w całym domu huczy, słychać warkot wiertła, stukanie młotem i wymiana okien idzie na całego. Grunt, że jest ukochany gumowiec w który można wtulić nos. Reszta się nie liczy
Tu też można się zdrzemnąć. Na wszelki wypadek przytrzymam sobie pani tenisówkę pod łapą.
 Pełnia szczęścia. Przy nosku są jeszcze gumowce, ukochane gumowce, które tak dobrze się gryzie w biegu, kiedy maszerują na pani po ogrodzie.
 Teraz nic mnie nie ruszy. Nawet nie wiem, ze zabrano mi sprzed nosa czerwone gumiaki. Śpię sobie...
 Tak też mogę. Warunek- jeden czerwony pod, drugi obok
 Sama rozkosz spania- adidasy młodszej pani. Jak przytulnie w środku:)
 Zaraz sobie chrapnę, tylko przestańcie ganiać tam i z powrotem po pokoju.
 Każdy dobrze wie, że pościel trzeba wietrzyć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz