wtorek, 17 września 2013

Nad zalewem (1)

 Wybraliśmy się w niedzielę po południu. Bardzo chciało mi się zobaczyć kawałek lasu i "wielką" wodę. Zaparkowaliśmy na skraju lasu chociaż nie było zakazu wjazdu w tę aleję. Do wału było około 500 metrów.
 Jaskół w roli wielbłądka z zapasem żarełka i wody w naddupniku. Bezka na podwójnej smyczy. Ja głośno zaprotestowałam-nie, na takim ciężkim paskudztwie to ja psa prowadzić nie będę. Same smycze (dwie) z szerokich parcianych taśm ważą chyba ze 2 kilo, a do tego te wszystkie karabińczyki, zapinki, oczka, szmery, bajery... Protest... kupiliśmy wczoraj smycz automatycznie zwijaną. Leciutka- cudo. W sam raz dla dwóch dam na spacerze.
No to poszli sobie przodem, bo ja miałam nareszcie las wokół siebie. Musiałam się nim nacieszyć.

 I chatką Koszałka- Opałka wśród paproci...
 I bielasem na kwiatku ostu...
 I złotą paprocią pod ogromną sosną. A oni zniknęli mi sprzed oczu.
 Jeszcze tylko wdrapać się na wał i....
 Żesz kurcze.....nie ma.... nie ma wielkiej wody. Za to całe połacie krzaków. Patrzę w prawo- wody nie widać. Patrzę w lewo- to samo.
 Daleko po wale idzie sobie pan z psem. Z moim psem.
 Nie było innego wyjścia, trzeba było pomaszerować w zieloną dal i poszukać wielkiej wody. Wał jest generalnie zapuszczony. Murek kruszy się w wielu miejscach. Boki zarośnięte prześliczną, bujną paprocią, a środkiem biegnie wąska ścieżka.
 Po przejściu około kilometra, zobaczyłam kawałek wody.
 Potem coraz więcej
 Sory, ta panorama jest jakaś wklęsła. Po raz pierwszy robiłam panoramę nowym aparatem. Pewnie coś zawaliłam, a może to jest już szczyt możliwości aparatu? Na zdjęciu widać przestrzeń wodną dosyć wiernie oddaną, jeżeli chodzi o wielkość zalewu.
 To widok na zaporę i Goczałkowice.
 Żaglówki też były. Wiał dosyć mocny wiatr. Za zalewem Wisła Wielka.
 Samotna mewa w towarzystwie samotnego perkoza.
 Udało mi się "ściągnąć" przelatujące kaczki. Zdjęcie robiłam na bardzo dużym przybliżeniu.
Beza wdrapała się na murek
 i tak dokazywała, że w końcu wylądowała po drugiej stronie na betonowym zboczu. Musieliśmy ją wyciągać, bo bardzo się wystraszyła. Bała się wdrapać z tamtej strony z powrotem na murek. Po tej akcji jakiś czas spokojnie dreptała obok nogi Jaskóła, ale potem znowu nabrała wigoru.
 Słońce zaczęło zachodzić za las. Trzeba było wracać.
c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz