piątek, 16 maja 2014

A wody przybywa i przybywa



Piątek, godzina 10, 30.
Szuflujemy…. Najpierw do wiader, potem do beczki, a z niej pompa na zewnątrz. Co 40 minut przeciętnie 15 wiader. Nie jest najgorzej, ale nie jest dobrze. Wychodzą braki, które trzeba uzupełnić. Od dwóch lat systematycznie to robimy, ale ciągle jeszcze mało. Na jednorazowe uszczelnienie, czy wymianę posadzki w piwnicy nie stać nas. Jednak z każdym rokiem jest coraz lepiej. Niesamowicie pomogła naprawa rynien i wyprowadzenie wody dalej do ogrodu. Niemniej, przy takiej ilości opadów problem jest nie w wodzie z rynien, a w podsiąkaniu wody przez fundamenty i posadzkę. Mieszkamy prawie na wzgórzu, ale jeszcze trochę za nami jest tego pagórka i stamtąd woda leci drenami na dół stoku. Pisałam kiedyś, że w sadzie, na dole, obok naszego ogrodu, sadownik zarwał ciężkim sprzętem, główny dren i od kliku lat podczas takich opadów  robi się tam staw.
W dodatku: o godzinie 9 rano- zamknięto most na Wiśle w Ochabach (to blisko nas), godzina 10ta,   zamykają most na Wiśle w Skoczowie… W Cieszynie Olza idzie już równo z brzegiem…. Okoliczne rzeczki nie mają już możliwości odbierać wody, bo Wisła zaczyna się w nie cofać. I dlatego u nas woda w piwnicy. Nie ma ona gdzie schodzić.
Idę dalej szuflować. Całą zaplanowaną na dzisiaj robotę diabli wzięli.
11,30
Zamknięto drogę między naszą wsią a sąsiednią. W gminie alarm przeciwpowodziowy. Wisła w Skoczowie zalała 5 domów- przerwała śluzę na mniejszej rzeczce i wdarła się w teren zabudowany.  Mamy dojazd od strony Katowic i od Cieszyna. W 2010 wszystkie drogi wokół wsi były zamknięte. Można było się dostać się tylko do Cieszyna. Na godzinę przestało padać. Mamy świeże relacje od klientów, którzy są z różnych miejscowości w powiecie. W piwnicy –spoko. Dajemy radę. Ostatnia tura- 6 wiader. Zaczyna lać.
12,40
Szuflowanie- 10 wiader- pompa dwa razy chodzi. Rano, kiedy ją montowaliśmy i daliśmy pierwszy zrzut wody z beczki- STOP- zaraz na złączu, pod wpływem ciśnienia wody, rura wypadła. Cała woda poszła na piwnicę…. Tego.. jak to się mówi???? Noż,  kurcze!!!! Poprawka. Idę na pole sprawdzić, czy tam wszystko w porządku. Rura mocno wsunięta w drugą, ta z kolei ułożona na rynnie. Rynna, ma dobry spad…. Jedziemy… woda poszła i…. STOP. Na końcu zrobił się zator z liści, kory i już sama nie wiem z czego- przez rok nikt tam nie zaglądał. Cała woda poszła na boki. Trzeba to usunąć, tylko, że…. Koniec rynny z tym całym wiechciem jest pod bardzo niskim krzakiem i żeby się tam dostać trzeba ”na kolana”. „No i rób tu sobie wczasy”- rymnęłam na kolana w to mokre igliwie,  przesunęłam się pod twardą gałęzią, zwisającą 40 cm nad ziemią i prawie na brzuchu, usunęłam to paskudztwo. Bezka, myśląc, że się bawimy, dzielnie mi sekundowała, liżąc po nosie i próbując pogryźć jej ulubione czerwone gumowce, które były na moich nogach. Wygramoliłam się z trudem stamtąd. Boszszszszsz… w moim wieku, jak młódka, po krzakach w takiej pozycji się tłuc. Woda poszła i prawidłowo spłynęła w dalsze części ogrodu. Uffffff….Siąpi.
14.00
Następna porcja. Mocno wybraliśmy, ale czuję, jak kręgosłup mi siada. Ostatnie szufle wody  już w kucki zbierałam. Sytuację mamy opanowaną dzięki tak częstemu wybieraniu wody. Kiedy tylko nachodzi mnie zwątpienie, przypominam sobie rok 2010 i ówczesną powódź na tych terenach. Wtedy mieliśmy w piwnicy wodę do pierwszego schodka (około 15 centymetrów na prawie całej powierzchni. Tylko jedno pomieszczenie miało suchą podłogę, a ze schodów schodziło się wprost do wody. Wtedy ja szuflowałam do wiader, a Młoda z Jaskółem wynosili te pełne wiadra przed dom, daleko na trawnik. To była udręka. Kupiliśmy wprawdzie pompę przez Internet, bo w sklepach zabrakło, ale nim przyszła, to trzy dni tak zaiwanialiśmy. No to co ja teraz narzekam?
Wisła przed Strumieniem nieco opadła. Niestety, tylko dlatego, że woda uszkodziła śluzę w mniejszej rzeczce w Skoczowie i  teraz zalewa tam domy. Dla nich nieszczęście, dla nas trochę ulgi, bo zbierze wodę z okolicznych rzeczek i może nam tu się trochę jej stan w gruncie obniży.
Lekko pada.
15.30
Spacer po ogrodzie. Mocno pada. Biorę parasol i idę, bo trzeba Bezce trochę łapy przeczyścić. Ufifrała się po łokcie przy kopaniu dziury pod cisem. My wylewaliśmy wodę, ona kopała. Idę przez mokry ogród i myślę o tych ludziach ze Skoczowa, którym Wisła domy zalała. Straszne. Zastanawia mnie „wiedza” reporterów TVN24- Skoczów koło Bielska-Białej- No litości…. Skoczów koło Cieszyna. Gdzie tam jeszcze do Bielska-Białej. I nie wały puściły, a właśnie ta śluza. Na dole  ogrodu sprawdzam, co w sadzie. Stawek się poszerza, po miedzy, w naszym ogrodzie płynie strumyk. W zeszłym roku dzwoniłam do Spółki Wodnej i opisałam sytuację. Kiedy padają deszcze, woda zalewa naszą piwnicę, bo nie ma gdzie spłynąć. Główny dren w sadzie zarwany. Tak- przyjadą, tak- porozmawiają z sadownikiem. Potem jeszcze raz dzwoniłam- rozmawiali. I tyle. Nikt nic nie zrobił, a woda nie ma gdzie odchodzić. Teraz napiszę oficjalne pismo.  Próbuję Bezę „wciągnąć” w wysoką trawę, w środku lasku. Nie ma mowy. Idzie dumna środkiem wykoszonej miedzy i ani na mnie spojrzy. Nagle zrywa się za młodym kosem. Wołam ją i, kiedy przelatuje obok, walę parasolem po grzbiecie. Lekko się zawahała. Kos bezpiecznie wylądował na morwie. W ogródku zeszła woda, która stała między grządkami, ale znowu leje i chyba ponownie się pojawi. Nie  wiem, do czego się zabrać. Za chwilę chyba znowu zejdę do piwnicy.
17.30
Następna runda za nami. Nie jest źle, ale woda pojawiła się w dwóch następnych piwnicach. Przy okazji dowiadujemy się,  gdzie „uszczelniać”. Wyszła też następna usterka, sprokurowana przez majstra od chodników. Przy montowaniu rury odprowadzającej ścieki, naruszył zewnętrzną izolację ściany piwnicy i teraz widać, jak w tym miejscu przesącza się woda i spływa po ścianie na podłogę. Teraz należałoby odkopać ziemię na około 0,6m głęboko, zasmarować ścianę substancją izolującą i zasypać na nowo.  Mogę już przykląć? Cały czas, jak to piszę, trzymam jęzor na uwięzi, ale w głowie brak cenzury. Albo może nie, bo jak ostatnio sobie pomyślałam: „Niech to szlag trafi”- to piorun uszkodził brzozę. A może ja mam jakąś siłę sprawczą na to hasło?
21.00
Ostatnie szuflowanie. Kiedy poprzednim razem (około 19tej) zeszłam do piwnicy, usłyszałam, że gdzieś woda ciurkiem leci. W piwnicy, gdzie nie ma kranu. Wchodzę tam i co widzę? Z rury przygotowanej do podłączenia nowego osadnika leci ciurkiem na podłogę woda.  Tym razem rzuciłam głośno „panienką”. No sory… każdy ma swoją wytrzymałość. Podstawiłam szybko wiadro i wołam Jaskóła, bo mi się w głowie nie mieści, że z rozdzielnika, który jest w trawniku cofnęło wodę do piwnicy. W tym rozdzielniku w ogóle nie powinno być wody. No co? Kolejna fuszera majstra od chodnika. Widocznie nie dał uszczelki pod pokrywę i górą nabrał do pełna, bo inaczej nie weszłaby woda do rury. Jaskół przyszedł, zaczął szukać zatyczki na rurę, bo ponoć była. Szukaliśmy i nic. W końcu wzięłam rurę-kolanko, wepchnęłam ją w tę cieknącą,  otworem do góry, i woda przestała lecieć. Zaczęłam szuflować. W przerwie jeszcze raz poszukałam zatyczki. Znalazłam. Inny majster, który niedawno wymieniał rury w piwnicy, pewnie chciał to kolanko przymierzyć, zdjął zatyczkę i już jej nie nałożył. Jeden problem z głowy.
O 21, 30 zakończyliśmy wodę wybierać. Nie mamy złudzeń. Jutro będzie na całej posadzce w piwnicy, ale nie 10, a 5 centymetrów.
Czeka nas następny dzień szuflowania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz