poniedziałek, 12 maja 2014

Piorun



Jest przed południem. Za oknem przelatują ulewa za ulewą. Nagle robi się czarno. Stoję przy stole i studiuję swoje wypociny– rozdział, do II tomu serii, który napisałam 2 lata temu, a nawiedzony dr hab.- redaktor- zarządził na cito poprawę, ewentualne dopisanie jeszcze jakiś treści- ha!ha!ha!
Poprawiam od piątku,  a tu końca nie widać. Stoję przy tym stole i wściekła kombinuję, co by tu jeszcze…. Dwa lata minęły i nagle na zaraz  natychmiast, już. Podnoszę głowę, patrzę przez okno na strugi deszczu. Nagle ogromny błysk i straszny grzmot. Taki suchy trzask. Zdrętwiałam. Nic, dosłownie nic nie zapowiadało burzy. Komputer włączony…może trzeba zamknąć? Czekam na następne błyskawice… cisza. Jeden, jedyny piorun gdzieś blisko strzelił i dalej już nic nie było.
Po południu wyszłam do ogrodu „przewietrzyć” Bezkę. Na niebie ogromne czarne chmury, a między nimi przebłyskuje błękitne niebo. Aparat do ręki, może fajne zdjęcia wyjdą. Najpierw przymierzyłam się do sfotografowania korony akacji, której delikatne, zielone listki niesamowicie wyglądały na tle błękitu. Jednak kontrast był zbyt duży. Zatem odwróciłam się i…..zobaczyłam na trawie to.
Kora… kora z brzozy. Skąd się tu wzięła? Popatrzyłam na pień najbliższej- zamurowało mnie.
A jeszcze wyżej to
Pomyślałam, że to ten piorun strzelił w brzozę, ale dotychczas nie widziałam takich skutków uderzenia pioruna w drzewo. Zazwyczaj drzewo się łamie lub na całej  długości jego pnia leci „szrama”. Wydawało mi się również, że piorun pali korę i powinna ona być zwęglona. A tu świeżutko, czyściutko, żadnego osmolenia. Może jednak nie piorun? Tylko w takim razie co?
Obeszłam brzozę i zobaczyłam, że z drugiej strony też jest kora wyrwana z pnia. Żadne zwierzę czegoś takiego nie zrobi. Sama popękała przy szybkim przyroście pnia? Niemożliwe. To stara brzoza. Więc jednak piorun.


A potem, jeszcze wyżej, zobaczyłam to.
No rozpacz…taka piękna, dorodna brzoza i tak zdewastowana.
W ranach widać wyraźnie pęknięcia. Nie wiemy, czy są one głębokie, czy tylko powierzchowne.
Rany po oderwanej korze są spore i jest ich dosyć dużo. W sumie poważna powierzchnia została naruszona. Zastanawiamy się, czy drzewo to przeżyje, czy potrafi takie rany zabliźnić. Jedyna pociecha, że są one w miarę suche i nie kapie z nich sok.
Na trawie, wśród krzewów i trawy, zostało pełno kawałków kory. Z żalu nie chciało mi się od razu ich sprzątnąć.

Tylko Bezka była zadowolona. Ona uwielbia bawić się kawałkami kory, a tu tyle szczęścia  naraz na trawie leżało.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz