poniedziałek, 3 listopada 2014

Jak to z oczyszczalnią było (1)



Dwa lata temu siostra „wypowiedziała’ nam szambo. Śmiesznie to brzmi, ale nam nie było do śmiechu. Kiedy dobudowywaliśmy nasz dom do starego i „tworzyliśmy bliźniak”, matka zadecydowała, że kanalizację w  naszym dom należy podłączyć do istniejącego już szamba. Powiększyło się go i przez 24 lata dwa domy funkcjonowały „na jednym szambie”. Wywózkę nieczystości płaciliśmy po połowie, więc roczne koszty nie były wielkie. I tu nagle, dwa lata temu moja siostra oznajmiła nam, że mamy się „wyprowadzić” z kanalizacją. Szambo jest na jej posesji, więc nie mieliśmy wyboru. Ona postanowiła zrobić oczyszczalnię ekologiczną i chciała szambo zasypać. Z jednej strony dobry pomysł, bo osadnik znajdował się pod oknami naszych kuchni, a z drugiej szalony, bo mogło sobie ono jeszcze następne 20 lat służyć bez większego uszczerbku na domowych budżetach. No, ale jej ziemia, jej prawo. Najpierw dała nam rok czasu, ale ponieważ oni ona, ani my nie mieliśmy kasy, obie oczyszczalnie zrobiliśmy dopiero w tym roku. My postanowiliśmy zrobić oczyszczalnię biologiczną, ona ekologiczną. Biologiczna różni się tym od ekologicznej, że jej produktem finalnym jest woda II klasy, w której można się od biedy myć, a na pewno można jej używać do celów gospodarczych i podlewania ogródka. W oczyszczalni ekologicznej produktem finalnym jest gnojowica, która nie powinna pojawić się na powierzchni ziemi. Oczyszczalnia biologiczna to duży plastikowy pojemnik, w którym są dwie komory. W jednej są nieczystości, te trzeba raz na rok wypróżniać, w drugiej znajduje się pompa nadmuchująca tlen i on oczyszcza gnojowicę spływającą z pierwszej komory. Tu powstaje już woda II klasy, która dostaje się do następnego baniaka. W nim jest pompa, która wypompowuje tę wodę na poletko odwadniające lub do kopca odwadniającego. Można też z tego baniaka bezpośrednio pompować wodę na swoje potrzeby. Oczyszczalnia ekologiczna to jeden baniak, w którym znajduje się kosz z kermazytem. Ten ma wstępnie oczyścić gnojowicę, która spływa na poletko lub do kopca odwadniającego. Ziemię z takiego poletka trzeba co 10 lat wybierać i wywozić, bo robi się w niej taki gnojownik.
Postanowiliśmy zrobić oczyszczalnię raz a porządnie, ale koszt biologicznej jest dużo większy od ekologicznej. Mimo to, zdecydowaliśmy, że nie będziemy sobie robić w ogrodzie gnojownika, nawet wtedy, gdy jest pod ziemią. No i jeszcze chodziło o smrodek. Naszą czuć lekko, kiedy przechodzi się obok niej, ale to jest smrodek minimalny. Od siostry oczyszczalni, mimo, że kominki (3) wylotowe są w odległości od naszego tarasu około 20 metrów, czasem tak pociągnie, że trzeba wiać do domu i zamykać okna. Siostrze to nie wadi, bo ona na razie mieszka na piętrze, a wiatry wieją w naszym kierunki. Ot, taka przypadkowa śmierdząca złośliwość jej wyszła.
Wybraliśmy firmę na jesień w zeszłym roku. Panowie przyjechali, oblecieliśmy wszystkie możliwe kąty w ogrodzie, bo trzeba było gdzieś to poletko rozsączające umiejscowić. Wyszło nam, że nie da rady w dalszej części ogrodu. Tam, gdzie można by, jest daleko i pompa nie dopompuje wody. Hmm…. No to co? Studnia odwadniająca? Nie bardzo, bo nie wiemy jaka jest przepuszczalność gleby na głębokości 5/6 metrów. Należało by poprosić specjalistów do oceny, a to straszny pieniądz jest. No to kopiec. Wrrrrrr… Wizja kopca tuż przy domu wcale mi się nie widziała. To ustrojstwo ma mieć 5 metrów długości na 5 metrów szerokości i co najmniej 0,6 metra wysokości. To taki wał ziemny z dwoma kominkami na końcu i studzienką na początku. Miejsce na baniaki mieliśmy wybrane, ale kopiec gdzie? Na trawniku przed tarasem? Jeszcze bardziej wrrrrrrr…. Panowie wzięli taką ekstra „śrubę” do robienia dziur w ziemi i zaczęli szukać miejsca, gdzie ta przepuszczalność będzie najlepsza. Wyszło im, że na małej łączce, która została po wycięciu sadku, będzie dobrze. To odległość od tarasu około 10 metrów, ale trudno. Będzie kopiec, obsadzę go zieleniną i spróbuję dopasować do reszty ogrodu. Od strony tarasu posadzę krzewy maskujące i będzie OK. Trzeba przyznać, że udało nam się załatwić super firmę. Przyjechali w maju, o umówionej godzinie, wykopali dół pod baniaki. Koparka chodziła tylko w jednym obszarze tak, że ubiła ziemię na bardzo małym kawałku. Kopiec usypali super. Pracowali szybko, czysto schludnie, bez wrzasków, obijania się. W zasadzie tylko chodziłam i przyglądałam się jak sprawnie im to idzie. Jeden dzień i oczyszczalnia była zrobiona. Posprzątali po sobie, pojechali. Odetchnęliśmy, bo baliśmy się powtórki z rozrywki jaką mieliśmy przy firmie robiącej chodniki.
c.d.n.
Ale, żeby nie wyglądało, że było tak wszystko miodzio- z urzędasami też najpierw naużeraliśmy się. Z urzędasami gminnymi, bo powiatowi chcieli tylko…. jeszcze mnóstwa dodatkowych papierów, a gminni nam tego nie powiedzieli. W sumie papierkowe sprawy zajęły nam prawie miesiąc. Eh… 

Na niedużym samochodzie zmieściły się trzy baniaki. Ten mniejszy jest na wodę już oczyszczoną i w nim chodzi pompa, która wypompowuję wodę do kopca. W środku dużego baniaka jest pompa oczyszczająca gnojowicę- napowietrzacz.
Początek kopania dołu pod baniaki. Panowie wytyczyli zarys i koparka równiutko kopała zgodnie z nim. Łyżka nie nabrała ziemi ani o centymetr poza zarys. Równocześnie drugi pan pilnował poziomu dna.Precyzja niesamowita.

Baniaki z samochodu "zebrała' koparka i "osadziła" je w dole. Najpierw podwójny, potem pojedynczy.
Bardzo pilnowano, żeby baniaki stały równo i były odpowiednio wypoziomowane.
Wszystkie trzy w dole. Wszystko musiało grać, żeby dobrze funkcjonowało.
 Po zasypaniu baniaków, koparka przejechała do miejsca, gdzie zaplanowaliśmy kopiec.

Ziemia wybrana pod kopiec. Na poletku położono specjalnie ponacinane rury PCV, rozprowadzające wodę.

Na rury przyszła gruba warstwa żwiru. To pomarańczowe, to jest studzienka, do której jest doprowadzona rurka. Z niej spływa woda pompowana z trzeciego baniaka. Na dole studzienki są zamontowane dwie rury rozsączające wodę do kopca. Z tyłu są dwa kominki odprowadzające ewentualne powietrze. Na żwir została położona włóknina  i na to wszystko nasypano ziemię.
 Tak wyglądał kopiec jeszcze przed ostatecznym uformowaniem. Wszystko pięknie czysto zrobione, bez zbędnych wałów ziemi. Z prawej strony widać pień młodej katalpy. Bardzo zależało mi, aby ona nie ucierpiała. Nieco dalej, z tyłu, jest oczar. On też był narażony. Po prawej stronie, z przodu, jest azalia, obok niej magnolia i ostrokrzew. Na szczęście koparka nie naruszyła ich korzeni. Rosły spokojnie. Do czasu. Ostatecznie na tym etapie straciliśmy tylko nieduży krzak pięciornika.



2 komentarze:

  1. Ciekawy wpis. Warto również zastanowić się na szambem betonowym.

    OdpowiedzUsuń
  2. I teraz płakalibyśmy nad kosztami eksploatacji. W naszej gminie z osadników bezodpływowych wywóz obowiązkowo co kwartał, a cena to prawie 150 złoty za jeden wywóz. My wywozimy osad raz w roku i płacimy 250 wg nowych stawek. No i czysto, bez smrodu.

    OdpowiedzUsuń