sobota, 20 grudnia 2014

I się cieszę, i wściekła jestem, ale są ciasteczka

Jupi, jupi ej!!!!!!!! Mam go. Po tygodniu oczekiwania mam... MAM!!!! Nowy komputer. Poprzedni zapchałam dokumentnie. Cały dysk C był niebieściutki i tylko taki cieniutki, jak niteczka, różowy fragment mówił, że mam tylko tyle, a tyle wolnego miejsca. Tyle, co nic. Nie pomagało moje czyszczenie, nie pomagało czyszczenie kompa przez informatyka. Komp zwalniał, zwalniał, puchł i istniała realna groźba, że z wielkim hukiem rozerwie go na kwinkwagilion drobnych kawałeczków. W końcu informatyk zabrał pudło do siebie i postanowił go trochę zreanimować. Może dodać jakieś kosteczki pamięci, a może dysk dodać jeszcze jeden. Kombinował, łączył, dodawał i... wywalił cały system. No cóż i tak liczyliśmy się z zakupem nowego, dlatego zbytnio nie protestowaliśmy. Po tygodniu czekania, pojawiło się to cudo pod moim biurkiem. A teraz mam zgryz. Tam miałam XP-ka, a tu mam „7”kę. Ha! Już, warcząc, szukałam ustawienia strony. Normalnie siedziało to sobie w zakładce „Plik”, teraz w „Formacie”. Jak „zapisać” dokument, to znowu 5 minut na poszukiwanie miejsca. Wrrrrrrrrrrrrrrrrrr.... udało się. A na razie nie mam napędu do płyt, nie mam programu do obróbki zdjęć i w ogóle zaraz mnie tu szlag trafi. Potrójne Wrrrrrrrrrrrrrrrr....!!!!!!!!!!!!!!!
Ciasteczek cieszyńskich na święta nie piekę. Dwa tygodnie temu koleżanka zapowiedziała się z dużym pudłem tychże i już wiedziałam- mam pieczenie z głowy. 
 
Udało mi się wkleić jedno wielkie objętościowo jak stary mamut. Bez mojego nicka i w ogóle.
To są dwa pudła cieszyńskich ciasteczek, które dostałam.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz