niedziela, 28 czerwca 2015

Szerszenie i muchołówki

Zaczęły się wakacje. Na razie jeszcze jest względny spokój, ale od jutra pewnie zacznie się. Dzieciaki wylęgną na naszą uliczkę. Rowery, quad, motorower, spacery od domu do domu, z oddali odgłosy "walenia w gałę". Na naszej ulicy przeważa  męska młodzież, w przekroju wiekowym od przedszkola do liceum. Są wprawdzie dwie panienki licealistki, ale ton nadają chłopaki, których jest 7. Beza,  nieznosząca hałasu i przejeżdżających rowerków, tudzież wrzaskliwych męskich osobników za płotem, będzie miała pole do popisu. Nie potrafiliśmy jej oduczyć ganiania z jazgotem wzdłuż płotu. Natura owczarka jest silniejsza.
Jedyna osa, jaką w tym roku dotychczas zobaczyłam. Nie ma os. Nie było ich na truskawkach, nie ma na dojrzewających porzeczkach. Jedynym przedstawicielem z gatunku "osowatych" był szerszeń. A właściwie była szerszenicowa. Bo to samice budują gniazda i składają w nich jaja. Pozbyliśmy się jej w sposób klasyczny, bez wzywania truciciela. Kiedy utwierdziliśmy się w przekonaniu, że w wywietrzniku na pewno nie ma młodych wiewiórek, kupiliśmy  na wywietrznik nakładkę z metalową siatką. Potem  zatkaliśmy wywietrznik workiem papierowym i następnym krokiem miało być przyklejenie do ściany nakładki. Ale Jaskół stwierdził, że wściekła szerszenica, napotkając przeszkodę, może zaatakować, a na pewno zacznie budować gniazdo w innym miejscu. Nawet się przymierzała robić je pod rynną.
No więc co? Odetkać wywietrznik i poczekać na gadzinę, niech wleci do środka. Potem zatkać i zakleić dziurę. Niestety, nie zdążyliśmy tego zrobić, bo zaraz nadleciała. Krążyła przy wywietrzniku, potem usiadła na krawędzi, po czym zaczęła wywietrznik obchodzić dookoła. Pewnie nie spodziewała się takiej niespodzianki. Jaskół, cały w nerwach, bo staliśmy niedaleko, bał się, że owadzisko się wścieknie i padniemy ofiarą jej żądła. Kombinowaliśmy wepchnąć ją do środka przez szczelinę między papierem, a ścianą- w ogóle trochę ją przyspieszyć w decyzji wlezienia do komina. A na pewno nie chcieliśmy, żeby odleciała. Podałam Jakółowi miotłę, taką z słomy ryżowej i on tą miotłą zaczął szerszenicę wpychać do środka. Widok tak komiczny, że popłakałam się ze śmiechu. Zaraz przypomniał mi się kot Jinks, kiedy gonił te przebrzydłe myszy Pixi i Dixi. Jaskół pchał tę miotłę tak zawzięcie, jakby miał do czynienia z tygrysem, a nie szerszeniem. Oczywiście naraziłam się na wzgardę i zarzut braku zrozumienia dla męskiego poświęcenia się. Wepchał to wszystko do środka- papier, szerszenia, potem zapchał jeszcze jednym pakułem wylot i zakleił kratką.
Przystawił drabiną na wszelki wypadek, żeby się nie odkleiło. Koniec, od tamtego dnia nie usłyszeliśmy już złowrogiego buczenia nad głowami. Trochę miałam wyrzut, bo tak zwierzę żywcem w tej ścianie zakleić, ale Jaskół twierdzi, że on tą miotłą już na wstępnie szerszenicę uskutecznił. 
 
W zeszłym tygodniu wiewiórka wyniosła młode do ogrodu z gniazda, które miała na strychu.
Młode muchołówki. Przekomiczne. Na widok aparatu najpierw się skuliły, a potem wyciągnęły szyje, pootwierały dzioby w pełnym oczekiwaniu na ich zapchanie ptasim żarciem.

Tu akurat dzioby zamknęły, bo zorientowały się, że aparat to jednak nie ich starzy. Nie robiłam więcej zdjęć, na płocie czekała mama z pokarmem dla żarłoków.
Kolejny krzaczek kupiony do ogrodu wiosną. Dziurawiec. Pięknie zakwitł żółtymi dużymi kwiatami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz