czwartek, 25 czerwca 2015

Zwyczajnie

Kosy jednak nie odpuściły. Wybudowały gniazdo w równie niedorzecznym miejscu jak to nad zejściem do piwnicy. Tym razem gniazdo jest ulokowane w forsycji, zaraz nad skrzynką pocztową przy bramce. I oczywiście na wysokości głowy. Teraz, kiedy ktoś dzwoni do bramki, kosica w popłochu ewakuuje się. Nie wiem, czy coś z tych jajek się wylęgnie w takiej nerwowej atmosferze i niedogrzaniu.
Pogoda bardziej barowa. W ogóle nie współgra z zakończeniem roku szkolnego i początkiem wakacji. Zimno, przelatuje deszcz. Jednak ogrodowi zrobiło to dobrze. Nareszcie ziemia zmiękła i można odchwaszczać bez otłukiwania o suchą grudę palców.
W tym roku jest dużo więcej pszczół, niż w poprzednim. Bardzo mnie to cieszy.  Tym bardziej, że mogłam już kupić 2 słoiki miodu prosto ze znajomej pasieki. Miód tegoroczny, rzepakowo, akacjowo, "łąkowy".  Na tej róży zawsze jest tłok.
Lubię takie prześwietlone słońcem rośliny. To właśnie kojarzy mi się z latem.
Porzeczki, dojrzewający agrest...
Przydybane w lasku "chwaścisko". Pełna impresja.
To z kolei pełny realizm. Gdzieś się ptaszydło bardzo spieszy, bo ledwo przysiadło na lampie, zaraz zerwało się do lotu.
Mój "ulubiony" zwierzaczek. Obok mrówka, pewnie nieświadoma, że za chwilę może stać się śniadaniem.
I jeszcze raz "ulubieniec".

Miłego dnia.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz