Idzie
jesień, czas podsumować lato w ogrodzie.
Wiewióry-
nadal mieszkają na strychu i w tym roku znowu miały młode. Nie
wiem ile, ale jedna taka malutka, chudziutka bez przerwy pałęta się
po bluszczu. Ostatnio nie wyrobiła i spadła na taras z trzaskiem
pazurków o podłogę. Niezgrabnie pozbierała się i powoli, nie
zważając na nas, osłupiałych ze zdziwienia, pomaszerowała pod
iglaki. Nawet Bezka zamarła, bo pewnie w jej psiej łepetynie nie
mieściła się wiewiórcza bezczelność w odstawianiu przed psim
nosem takiej demonstracji. Rudasy buszują po całym ogrodzie i wcale
nas się już nie boją. Beza od niechcenia poszczeka, ale nawet ich
nie goni.
Jeże-
tych trochę mniej niż w poprzednich latach, niemniej są i mają
się dobrze. Niedawno odkryliśmy pod stertą drewna opałowego
gniazdo, a w nim spał sobie smacznie stary jeż. Obudzony podreptał
w stronę kompostu. Wczoraj Beza wytropiła jednego obok stosu gałęzi
do spalenia. Poszczekała trochę, pomerdała ogonem i dała spokój.
Ona doskonale wie, że co mieszka w ogrodzie, tego „nie rusz”.
Gad-
miałam nadzieję, że się wyprowadził. Z drugiej strony
podejrzewałam, z żalem, że pewnie go coś zeżarło. W każdym
razie na wiosnę nic nie wskazywało, że jest. I dobrze. Jakoś nie
mam nabożeństwa do gadów, a szczególnie do tych w moim ogrodzie.
Do lipca żyłam sobie w błogiej świadomości, że gada nie ma. A w
lipcu niemal na niego weszłam. Brrrrrr….. zwinięty wygrzewał się
na trawie pod dziką śliwką, którą nazywamy, z racji wielu pni,
baobabem. Szok- on, niemniej zszokowany, powoli się rozwinął, po
czym majestatycznie wpełznął w jedną z nor pod pniem. Ja, prawie
drętwa z przerażenia i wstrętu, ledwo doszłam do kompostu,
wyrzuciłam odpadki i nadal drętwa,
Ptaki-
tych pełno wszędzie. Mnóstwo kosów się wylęgło i mnóstwo
innego ptasiego drobiazgu. Jest też sporo młodych drozdów.
Dzięcioł
zielony- pojawia się codziennie, od początku lipca, w
ogrodzie, i ubarwia nam życie swym charakterystycznym chichotem.
Dzięcioły
pstre- stali mieszkańcy ogrodu. Znowu przybyło kilka
młodych. Fajne są z tymi czerwonymi czapeczkami i portkami
Gołąb
wędrowny- jak co roku, na dole ogrodu, założył gniazdo. Przez
całe lato słyszeliśmy jego gardłowe, grube „gruuuu,
gruuuu,gruuu”. Duży ptak i bardzo płochliwy. Jeszcze jest, ale
niebawem odleci.
Sierpówki-
namnożyło się ich mnóstwo-całe stado. Zmniejsza się jednak, bo
to one najczęściej padały łupem krogulców, które od czasu do
czasu urządzają sobie w naszym ogrodzie polowania. Jeden tak się
zapędził w pościgu za ptaszkiem, że łupnął z całej siły w
drzwi balkonowe. Niestety, nie przeżył.
Nie
przeżył również takiego zderzenia drozd. Pisałam o nim. Mało mi
z żalu serce nie pękło. Drozd, który najpiękniej śpiewał z
całego stadka ogrodowych drozdów. Widać i wśród ptaków
najwięksi artyści mają dramatyczne zejścia.
Jaskółki-
co roku jest ich więcej na niebie. Wczoraj odstawiły prawie
godzinny, podniebny taniec. Było ich dużo, całe stado. Może już
się zbierają przed odlotem? Próbowałam robić zdjęcia, ale
zapomnij. Są tak śmigłe, szybkie, zwrotne, że mało które
zdjęcie wyszło jak trzeba.
Wilgi-
pojawiły się w ogrodzie na początku sierpnia. Parę dni słychać
było ich śpiew, a potem ucichło.
Stawek-oczko
wodne- poidło dla ptaków i innych zwierząt. Mieszka w nim
żaba. Wydaje mi się, że jest to żaba dalmatyńska. Wprawdzie jest
to gatunek rzadki, ale tu na południu Polski występuje, a jej kolor
i budowa zgadzają się z opisem gatunku. Ta żaba przesiaduje w
wodzie bardzo często. Oprócz niej pojawiają się w oczku jeszcze
inne żaby, jednak one częściej wśród traw i w lasku urzędują.
Podczas ostatniej suszy wyłowiliśmy z wody, w ciągu paru dni, 6
utopionych myszy. Żal, bo zwierzaki zginęły, a z drugiej strony,
mniej szkodników w ogrodzie. Zadziałała selekcja naturalna (no
może trochę z ludzką pomocą). W oczku, tego lata, utopiły się,
niestety również dwa młode kosy.
Zając-
zaplątał się do ogrodu tydzień temu. Pewnie przeszedł przez
dziurę w siatce w płocie u sąsiadów i przyszedł do nas przez
szerokie oka płotu leśnego. Siedział w lasku, na dole ogrodu. Od
paru dni już go nie widuję
Kwiaty
ciężko przeżyły suszę. Niektóre w ogóle nie zakwitły. Mam
nadzieje, że otrząsną się i w przyszłym roku na nowo pięknie
wyrosną. Dobrze suszę przeżyły róże i liliowce, a juki wręcz
rewelacyjnie
Owoce-
brzoskwinie pięknie owocowały, ale kiedy zaczęły dojrzewać,
zaatakowały je stada much i os, ponadgryzały i owoce zaczęły
gnić. Trochę uratowałam. Śliwki podczas suszy zeschły, a orzechy
włoskie są bardzo małe. Wyschły też ostatnie owoce na borówce
amerykańskiej- większość zjedliśmy.
Czereśni
nie było, maliny, wiśnie i truskawki w normie.
Drzewa
i krzewy- ucierpiały podczas suszy, tracą liście. Dwa konary
morwy wyłamała wichura.
Co
jeszcze? Ogród kwiatowy zarósł, bo ziemia twarda jak kamień i nie
można odchwaszczać. Za to dobrą stroną suszy była mniejsza
częstotliwość koszenia trawników.
A
teraz wszystko wraca „na swoje miejsce”. Pogoda jest wrześniowa,
taka normalna. Trochę popadało, jest w miarę ciepło. Czas się
brać za jesienne porządki.
Jaśminowiec chiński- pięknie kwitnące i szybko rosnące pnącze. Nadaje się na płoty oraz pergole, ale i w donicach wolnostojących ładnie się prezentuje. Niestety nie pachnieNie wiem, jak się nazywa, ale są śliczne. Tworzą kępy o bujnych, na wysokich łodygach kwiatostanach.
Tygrysówka. W tym roku zasadziłam cebule, które świetnie się przechowały w piwnicy i dokupione (W Biedronce) Pięknie wyrosły i kwitły przez cały sierpień. Kwitły też żółte. Niestety, to kwiat jednego dnia.
Stary rudas na belce pod dachem. Gdzieś tam ma wejście na strych. Ciekawe, że jak sprawdzałam na strychu, to nigdzie prześwitów nie widać i nie mam zielonego pojęcia, którędy one się przeciskają.
Jarzębina- zdjęcie robione na początku sierpnia. Teraz jest lekko podsuszona. Generalnie to obficie owocują. Te pospolite i jarząb norweski też.
Wczorajsze jaskółki. Zdjęcia robione o zmierzchu. Z całej serii tylko trzy są do pokazania:(
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz