piątek, 25 września 2015

Wczesnojesiennie

Ogród- jesień przyszła w słońcu i z ciepełkiem, a dzisiaj pada deszcz, i jest trochę zimniej. Zdążyłam zrobić zadymę na wschodniej ścianie ogrodu. Powycinałam suche gałęzie i przycięłam krzewy, które mocno się rozrosły. Nazbierała się ogromna kupa do spalenie. A że pogoda była ładna i wiał tylko lekki wiatr, to od razu się z tym uporaliśmy, paląc wszystko. Przycięte, wygrabione (pierwsza tura, bo jeszcze opadną jesienne liście) i można zabierać się do dalszej przecinki. Z porządkowaniem kwiatowego muszę poczekać- byliny mają jeszcze mocno zielone liście i boję się, że jak przytnę za wcześnie, to wypuszczą nowe przed zima, co jest mocno niewskazane.
Szerszenie- ledwo uporaliśmy się na początku lata z jednym szerszeniem, to Młoda odkryła, że inne robią gniazdo pod okapem. Poczekaliśmy trochę, bo mieliśmy nadzieję, że to fałszywy alarm. Niestety, kiedy zlikwidowaliśmy kolejnego owada, atakującego nas w pokoju, wezwaliśmy specjalistę. Przyjechał, wypryskał 10litrowy pojemnik trucizny pod dach i szerszenie znikły. Do czasu. Sąsiedzi skarżą się, że w tym roku jest ich wyjątkowo dużo na owocach. Niszczą śliwki i gruszki. Pomagają im w dziele zniszczenia chmary os. Podejrzewamy z sąsiadem, że zrobiły gniazdo w dziupli któregoś z naszych wysokich drzew. Może w akacji, albo orzechu włoskim?
Zaskroniec- ma się dobrze, właśnie przeszedł wylinkę. Przedwczoraj siostra powiedziała mi, że znalazła skórę gada. Najpierw się przeraziłam- coś mi Zyzia zeżarło, a potem do mnie dotarło- urósł i zrzucił przyciasną skórę.
Myszy- pchają się do domu dosłownie drzwiami i oknami. Siedzimy sobie na tarasie, nagle Jaskół podrywa się z fotela z okrzykiem i mocno tupie nogą przy ścianie. Mało nie spadłam z fotelika, bo było to tak niespodziewane, że mi serce stanęło z przerażenia. Co? Ano mysz sobie spokojnie dreptała w stronę drzwi. Mysz, a reakcja była, jakby co najmniej tygrys chciał nas zaatakować. Wbrew temu, co się powszechnie mówi, mysz nie struchlała z przerażenia, tylko zrobiła pospieszną ewakuację do ogrodu. W niedzielę sytuacja się powtórzyła z jedną różnicą. Przestraszona przez Jaskóła mysz nie uciekła do ogrodu, tylko wbiegła do pokoju. Ilu nas było na tarasie, tylu wleciało z wrzaskiem do pokoju i buch na kolana, szukać jej pod meblami. Ale nie z futrzakiem takie numery. Chytrusek, wiedziała, jak zwiać. Gdzieś została w zakamarkach domu. Nie pozostało mi nic innego jak wysypać trutkę na miseczki i porozstawiać je pod meblami. Przy okazji rozwinęła się dyskusja, co jest bardziej humanitarne- trutka, czy sprężynowe łapki na myszy. Brrrrrr… nic, ale much, myszy i komarów w domu nie toleruję. Zapach myszy przyprawia mnie o mdłości. FUJ! Trutka poskutkowała. Jaskół wyniósł paskudztwo i wyrzucił za płot. Ciekawa jestem, czy jeszcze jakaś jest w domu.
Ptaki- rozpoczął się okres ich żerowania na jarzębinach i jarząbach. Codziennie, kiedy idę z Bezką alejką sosnową, podrywają się z drzew całe chmary kosów i z cichym furgotem przelatują między gałęziami. Pojawiły się w lasku sroki. Od czasu do czasu dają znać donośnym skrzekiem, że są. Jaskółki odleciały, a szpaki zbijają się w duże stada i przesiadują na drutach.
Co by tu jeszcze….  chyba na razie tyle
Miłego dnia.
Trochę zieleniny:)



 Trytomia przezimowała, ale zakwitła tylko jednym kwiatem. Dobre i to- myślałam, że w ogóle jej nie będzie. Nie chcę jej wykopywać, bo rośnie w kępie fiołków, której szkoda mi ruszać.
Pysznogłówka mocno się rozrosła, dlatego mogłam ją rozsadzić. Bardzo lubię te karminowe, oryginalne kwiaty. Tworzą mocny kolorystycznie akcent wśród zieleni.
 Fragment lasku w ogrodzie siostry. Ona również ma na dole ogrodu lasek. Mój i jej tworzą niezły zagajnik.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz