sobota, 16 kwietnia 2016

Gadzie gody

Miałam napisać post o ptakach, bo i w ich gromadzie wiele się teraz dzieje. Nawet zdjęcia przygotowałam, ale dzisiaj spotkała mnie niesamowita rzecz. Nasze gady, mieszkające pod tarasem zaczynają być coraz śmielsze. Najczęściej wygrzewają się pod ścianą z kranem, obok schodów z tarasu do ogrodu. Schody są szerokie, z prawej strony balustrada jest obrośnięta bluszczem, który ma swoje dosyć grube łodygi na ziemi, właśnie pod kranem. Jest tam też położona na ziemi rynna odpływowa i zaraz przy niej jest postawiona płyta, żeby pies nie wchodził pod taras. Właśnie tam gady znikają, kiedy się spłoszą. Jesienią z bluszczu opadły liście i zrobił się z nich gruby dywan. Nie grabiłam ich, bo to trzeba wybierać ręka spomiędzy łodyg bluszczu. Na wiosnę też nie zdążyłam, liście przeschły i na tych liściach, tuż przy rynnie wygrzewają się zaskrońce. Najczęściej widać tego szczuplejszego-samca. Naszą lady zobaczyłam dzisiaj w niedwuznacznej sytuacji. Ale po kolei. Ciekawska jestem, toteż każdego dnia zerkam,czy nasz milusiński się wygrzewa. Dzisiaj był. Leżał na kupie liści, lekko wił ogonem i nadstawiał boki w stronę promieni słonecznych. Rozkoszniaczek. Popatrzyłam i poszłam pranie wieszać. Potem jedliśmy obiad na tarasie i rozmawialiśmy, Bezka kręciła się obok nas. W pewnej chwili podniosłam się, bo zauważyłam na krzesełku porzucone mokre skarpetki, które chciałam wysuszyć na balustradzie. Schylam się po skarpetki i widzę, jak gad powoli spełza z samego tarasu w stronę kranu. Niesamowite wrażenie. My jemy obiad, a on jest niedaleko 1,5 metra od nas, na samej górze i przygląda nam się. Jak małe ciekawskie dziecko. Zwiał, posiedziałam jeszcze chwilę i poszłam poprawić pranie, suszące się na sznurach w ogrodzie. Wracając, oczywiście musiałam zerknąć, czy gadzina jest na „patelni”. Była. Łeb miała odwrócony w stronę drugiego tarasu i nie widziała mnie. Fajnie pomyślałam, może z tamtego tarasu uda mi się ją namierzyć. Beza na szczęście pobiegła na piętro do Młodych i tym razem nie narobiła rabanu, kiedy brałam aparat do ręki. Poszłam na drugi taras, zrobiłam przybliżenie i… zatkało mnie. Sami zobaczcie, co udało mi się pstryknąć.


Pokazałam zdjęcia Jaskółowi i poszłam jeszcze raz w nadziei, że przynajmniej pozycje sobie zmienią. Niestety, kiedy mówię-pilnuj Bezy- to Beza jak szatan w ogród. No i spłoszyła kochasiów. Cała trójka piorunem ewakuowała się do swojej chaty. Tylko ogony migały.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz