piątek, 27 maja 2016

Normalnie barbarzyństwo.

No dobra, wiem, brzmi to obcesowo, ale… no dobra, daję sobie na razie luz, luz z polityką. Nie wytrzymuję parcia. To zbyt mocne, jak na moje i tak mocne, chociaż bardzo zszargane nerwy. Słuchając wypowiedzi polityków PiSu mam wrażenie, że albo oni, albo ja znajdujemy się w jakimś Matrixie- świecie równoległym. Do tego jeszcze jeden świat równoległy- świat Kościoła Katolickiego. No tak, było Boże Ciało? Było. Niech mi ktoś wytłumaczy po kiego te dzieci sypią kwiaty przed monstrancją? To ma jakiś sens? Jakieś uczczenie przedmiotu świętego? A bez tego nie dałoby się? Nie dałoby się wierzyć bez tych całych procesji, obwożenia obrazów, czy relikwii świętych. A jeżeli już tak trzeba, to dlaczego nie w obrębie posesji kościelnych? Czy rzeczywiście Bozia katolicka wymaga tej otoczki, tego blichtru, tego demonstrowania wiary? Jakby ktoś chciał mi zarzucić nietolerancje to uprzedzam- ja pytam. Pytam, bo nie rozumiem, pytam, bo w moim mniemaniu modlitwa wystarczyłaby, ale….czy to strach katolików, że modlitwa to mało? Czy oni uważają, że trzeba „przekupić” Boga tymi wszystkimi działaniami?
Moja matka miała zawsze piękne ogrody, pełne kwiatów. Nie przesadzę, kiedy powiem, że jej ogrody wyróżniały się w miejscowościach, w których przyszło nam mieszkać.
Przypomniała mi się scenka z dzieciństwa, która miała miejsce przed Bożym Ciałem. Do matki przyszły panie ze wsi z prośbą o kwiaty na procesję. Byłam dzieckiem i kompletnie nie miałam pojęcia, o co chodzi. Świat wiary, świat katolickiej wiary, był mi obcy, nie znałam obrządków, nie wiedziałam, co z tymi kwiatami się stanie, toteż, kiedy matka poleciła mi ich narwać, zrobiłam to z ochotą. Myślałam, jak to przyjęte czynić z kwiatami, że zostaną włożone do wazonów, żeby stanowiły dekorację. Narwałam tych kwiatów sporo i wręczyłam bukiety paniom ze wsi. Odebrały je ode mnie, po czym jedna z nich popatrzyła jeszcze po mocno ogołoconych grządkach i dojrzała krwiste piwonie, których nie ruszyłam. Pokazała je palcem i rzekła do mamy
- A te też niech córka zerwie.
-Te zostaną w ogrodzie. Macie panie już dosyć kwiatów. Więcej nie dam- rzekła matka stanowczym głosem.
Na to druga z pań odezwała się wściekłym głosem, pełnym pretensji- No wie pani,dla Boga pani żałuje?
Stałam zdezorientowana i zastanawiałam się, jakie to matka przestępstwo popełnia. Kompletna dziecięca tabula rasa. Moja matka, twarda sztuka, nie dała się zmanipulować.
- Wystarczy tych kwiatów. I tak idą na zmarnowanie- rzekła stanowczo. Panie poszły sobie, a potem dowiedziałam się, że i tak puściły na wieś plotę, że matka nie chciała dać kwiatów „Panu Bogu”. Wstrętne raszple.
Kwiaty na zmarnowanie? Trochę mnie te słowa zastanowiły, ale jak to dziecko, przeszłam nad nimi do porządku dziennego. Dopiero potem, kiedy poznałam cały obrządek Bożego Ciała, dotarł do mnie sens słów matki. A dziś byłam w mieście gminnym, przechodziłam obok kościoła. Pod nogami miałam zwiędłe płatki kwiatów. I zrobiło mi się żal. Zerwać, rozrzucić, żeby podeptać tabunem bezmyślnych stóp. Że co? Że niby Bóg tego chce? Dobrze, że nie chce tysiąca martwych wiewiórek. Ludzie to bezmyślni głupcy.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz