sobota, 2 grudnia 2017

Nic tylko siąść i płakać....

Pęknie to było w czwartek wieczorem. Bajkowo, nierealnie lśniąco, skrząco i czyściutko. W piątek rano było gorzej, o wiele gorzej.
Śnieg mokry, ciężki, w takiej ilości, zrobił spustoszenie w ogrodzie.
Dokumentacja pogromu. Było pochmurno i mgliście, kiedy robiłam zdjęcia. Pogoda adekwatna do mojego nastroju w tym momencie.

 Jedna z gałęzi tui. Kiedyś ojciec posadził tuje-odmianę, która nie nadaje się do naszego klimatu. Ta odmiana ma wiele pni  i jak zasypie tuję śnieg, pnie się rozłamują. Same się już nie podniosą, a przywiązywanie jest uciążliwe. Pozostaje taki pień wyciąć.
 Duży konar morwy. Przeznaczony do wycięcia. W zeszłym roku mokry śnieg złamał konar sąsiedni. Zostawiliśmy ten z nadzieją, że nic mu się nie stanie. Jak widać, stało się.
 To są krzewy: śniegulicy, szczodrzeńca i tawuły. Ciekawa jestem, czy się wyprostują, kiedy śnieg stopnieje.
 Dostało się starej śliwie w ogrodzie u siostry. Złamany konar zatarasował ścieżkę po naszej stronie. Dobrze, że płotu nie wyłamał.
 Gałąź brzozy. Paskudnie to wygląda. Chyba też do wycięcia.
 Kępa krzewów: Jaśmin pachnący, śniegulica i tawuła. Żal patrzeć
 Gałęzie wierzby mandżurskiej. Omal się nie popłakałam, kiedy spojrzałam w górę.
 Moja piękna, wielka wierzba, jest w opłakanym stanie. Nie zdążyła zrzucić wszystkich liści i ten mokry śnieg, miał doskonałą płaszczyznę do osiadania.
 Górne gałęzie połamane, jeszcze wiszą, inne leżą na dole.
 Śnieg połamał spore konary. W zeszłym roku, nasi drwale, zrobili mojej ulubienicy kosmetykę- wycięli suszki, nadali jej ładny kształt.
 Teraz zostało to.
 Trzeba ją całą ściąć. Chyba w tym dniu pojadę gdzieś poza ogród:(
 Następna odmiana iglaka- jałowiec pospolity Mayer, która ma tendencję do wyłamywania się. Ten cały nie wytrzymał naparu śniegu i wywrócił się. Oparł się na płocie, ale nie uszkodził go. Niestety cały do wycięcia, co zrobiliśmy dzisiaj. Z drugiej strony płotu leży na ziemi identyczny krzew- też nie wytrzymał ciężaru śniegu.
Widok jałowca od strony tarasu. Teraz jest tam pusto i nijako.

Nie robiłam zdjęć wszystkich zniszczeń, bo to takie drobniejsze. Wczoraj rano, gdzie mogłam, tam otrzepywałam rośliny z mokrego śniegu. Te mniejsze i bardziej wiotkie dało się oczyścić, te grubsze muszą sobie same radzić.

Tak wyglądała wierzba w maju tego roku

Zima dopiero się zaczyna. Mam nadzieję, że coś z naszego ogrodu jeszcze zostanie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz