wtorek, 25 grudnia 2018

Jeszcze świątecznie



Dziękuję wszystkim za miłe życzenia świąteczne, a ponieważ Święta jeszcze trwają, pozwalam sobie wkleić tekst z nimi związany.

„W luterańskich domach obecnych jest wiele polskich zwyczajów wigilijnych. Do uroczystej wieczerzy wierni Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego siadają po uroczystych nabożeństwach, które odbywają się tego dnia. W domach stoją przystrojone choinki. Według legendy zielone drzewko, które ustawiane jest w Święta Bożego Narodzenia związane jest z postacią Wielkiego Reformatora – dr. Marcina Lutra.
Według legendy ks. Luter wraz ze swoją rodziną obchodził Święta Bożego Narodzenia. Czytał swoim dzieciom fragment opowiadający o narodzeniu Jezusa. Brał też do ręki lutnię i grał piękne kolędy, a wszyscy razem je śpiewali. Były to wyjątkowe chwile, w których można było skoncentrować się na Bogu i spędzić czas z rodziną. Ks. Luter chciał, aby podobnie świętowano w innych domach. Dla niego w święta ważne było to, że rodzina jest razem, że czytana jest Ewangelia o narodzinach Jezusa i śpiewa się pieśni wychwalające Boga. - Brakowało mu jednak symbolu, który miałby przypominać Jezusa i sens jego przyjścia na świat. Inspirację znalazł patrząc na grudniowy ogród. Jego wzrok przykuła zielona jodła, która stała pośrodku. Pomyślał wtedy, że to drzewo może być symbolem Jezusa, bo w środku zimy, kiedy wszystko jest uśpione i zastygłe, ono cieszy oczy zielenią. Chrystus przyszedł na pogrążony w ciemności grzechu świat, by nieść radość, pokój i zbawienie – wyjaśnia Agnieszka Godfrejów -Tarnogórska, rzecznik Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce.
Ks. Luter postawił zielone drzewko w domu, przystroił je i wskazał na symbole, które się na nim pojawiają. - Kolorowy łańcuch miał przypominać węża, który skusił pierwszych ludzi, czerwone jabłka – owoc, który zjedli łamiąc Boży zakaz. Na drzewku znalazły się też świece, gdy się je zapalało nie było widać łańcucha, ani jabłek, ich blask przykuwał wzrok. Świece nawiązywały do słów Jezusa: „Ja jestem światłością świata” (J 8, 12) . Jezus przyszedł na świat jako światłość, oddał swoje życie na krzyżu za grzechy wszystkich ludzi i pojednał nas z Bogiem. Gwiazda umieszczona na czubku choinki miała być symbolem, który prowadzi wszystkich do Jezusa tak, jak prowadziła mędrców ze Wschodu do Betlejem. Trudno dzisiaj stwierdzić ile jest prawdy w tej legendzie, ale pięknie przystrojone choinki pojawiają się nie tylko w luterańskich domach, ale także kościołach – wyjaśnia rzecznik.
O piątej rano, w pierwsze Święto Bożego Narodzenia w niektórych parafiach Śląska Cieszyńskiego odprawiane są poranne nabożeństwa, tzw. Jutrznie. Jutrznia to nawiązanie do rozjaśniającego mrok światła, które ujrzeli w nocy pasterze udający się do Betlejem.
Pod choinką można odnaleźć często prezenty. Zwraca się jednak uwagę na to, że najwspanialszym prezentem, jaki otrzymaliśmy od Boga jest Jezus Chrystus, którego narodziny wspominamy w okresie świąt i na którego powtórne przyjście nadal jako chrześcijanie czekamy.
Dla luteran zarówno choinka, jak i inne zwyczaje Bożonarodzeniowe mają znaczenie wtedy, gdy stanowią jedynie oprawę tego, co jest centralną prawdą tych świąt – Bóg w Chrystusie przychodzi na świat, przynosi ludziom zbawienie i daje radość.”
Anszaf
 Jeszcze trochę choinkowego szaleństwa


















Trzeba przyznać, że mają ludzie fantazję, a możliwości strojenia choinki są nieograniczone. To jest niewielki ułamek liczby zdjęć choinek, zamieszczonych na Pintereście. Wybór mój, niekoniecznie zgodny z moim gustem. Pominęłam wszelakie stojące stroiki, przy oglądaniu niektórych można dostać oczopląsu. Jednak były i takie, które chętnie postawiłabym sobie w domu, zamiast tradycyjnego drzewka.

Wesołych Świąt

 Źródło zdjęć- Pinterest

piątek, 21 grudnia 2018

Niech się spełni


Wilia
Prastarym obyczajem w Polsce podczas wilii
Jest miejsce dla zamorskich i zagórskich gości,
Dla tych, co na wieczerzę bratnią nie przybyli,
Wstrzymani przez gór zwały lub mórz nawałności.
Gdy z nieba płatki śniegu lecą, jak opłatki,
Gdy mróz na oknach białe zasadza choiny,
Niechaj każdy dom polski wspomni sercem matki
Nieobecne, spóźnione, zabłąkane syny.
Gdy w snopku wigilijnym kłos o kłos zadzwoni,
Ilekroć pod obrusem zaszeleści siano,
Baczmy na puste miejsce, gdzie mieli siąść – oni,
Baczmy, by nieobecnych nie zaniedbywano.
Obejdzie się to miejsce bez potraw dwunastu,
Nie zmieniajmy półmisków przed nim ni talerzy,
Obejdzie się bez szumnych win i bez toastów,
Tylko przed pustym miejscem – niech opłatek leży.
Czuwajmy, bo nie wiemy dnia ani godziny,
Gdy zza mórz, co nas dzielą, z błędnego bezdroża,
Niewidzialnie zawita do nas w odwiedziny
Ktoś z braci, których ku nam prowadzi moc Boża.
Niech nikt nie zagląda w duszę gościom – duchom:
Snadź są zgłodniali, skoro zasiedli do stołu…
Ugośćmy ich opłatków białych wiązką suchą,
Bo głód dusz ludzkich syci – tylko chleb aniołów.
Stanisław Miłaszewski


Miłym gościom, odwiedzającym mój blog, życzę, by nadchodzące Święta Bożego Narodzenia były czasem spokoju i szczęścia, radości przeżywanej w gronie najbliższych oraz wytchnienia od codziennych obowiązków, a  nowy rok  niech przyniesie wszelką pomyślność i pozwoli na spełnienie najskrytszych marzeń.

niedziela, 16 grudnia 2018

Odżywcza jasna woda.




Poznali się w liceum w El Cerrito (stan Kalifornia), do którego uczęszczali i zaczęli razem grać. John Fogerty, Doug Clifford oraz Stu Cook, bo o nich mowa, założyli w 1958 roku zespół The Blue Velvets. Wkrótce dołączył do nich starszy brat Johna, Tom Fogerty.  



 W 1964 roku podpisali kontrakt z wytwórnią, wówczas określaną mianem  jazzowej, Records Fantasy w San Francisco. Równocześnie właściciel firmy kazał przemianować grupę na The Golliwogs. Ostatecznie zespół pod nazwą Creedence Clearwater Revival, zaczął występować od 1967 roku.

Nazwa zespołu składała się z trzech elementów. Creedence pochodzi od Creedence'a Nuballa, przyjaciela Tom Fogerty'ego; Clearwater (ang. jasna woda), od reklamy telewizyjnej piwa o nazwie Olympia; Revival (ang. ożywienie), które mówiło o przywróceniu do życia ich zespołu”. Mowa tu o przywrócenia do życia zespołu, ponieważ w 1965 roku muzycy zostali powołani do służby wojskowej i zespół na krótki czas zawiesił działalność artystyczną. W 1968 roku wszyscy członkowie grupy porzucili dotychczasowe zajęcia, by w całości oddać się koncertowaniu i nagrywaniu utworów. CCR jest prekursorem stylu rock and roll revival.

„W czasie,  gdy rock stawał się coraz bardziej złożony i wyrafinowany, gdy na scenie królował psychodeliczny rock i zaczęły zyskiwać popularność grupy grające rocka progresywnego, CCR zdecydowało się wykonać krok wstecz, w kierunku odrodzenia rock and rolla – wolnego zarówno od komercyjnych naleciałości, jak i awangardowych ciągot. Muzyka grupy oparta na grze akustycznych i elektrycznych gitar, prosta i przejrzysta, wiele czerpała także z folku. W nastroju była bliska także południowemu rockowi


Cechą wyróżniającą grupę był charakterystyczny nosowy śpiew jej lidera Johna Fogerty.
Piosenki zespołu często przybierały postać protest songów. Do największych przebojów grupy należą „Fortunate Son”, „Proud Mary”, „Down on the Corner”, „Born on the Bayou”, „Bad Moon Rising”, „Green River”, „Travelin' Band”, „Have You Ever Seen the Rain?”, „Up Around the Bend” i „Lookin' Out My Back Door”. “
W 1962 roku zespół wystąpił na festiwalu w Woodstock, ale jego występ nie znalazł się na nagraniach archiwalnych, ponieważ lider zespołu nie był zadowolony z jakości brzemienia nagrania.

 Utwory CCR były wykorzystywane w wielu filmach, serialach. Zespół nagrał 9 dużych płyt, które cieszyły się różnym powodzeniem. Jednym z najlepszych albumów jest „Cosmos Faktory” z takimi przebojami jak „Travelin Band” czy „Lookin aut My Backdoor”. Piosenki CCR doczekały się również wielu coverów. Na przykład cover piosenki „Proud Mary” jest najbardziej rozpoznawalnym utworem w repertuarze Tiny Tuner (zaśpiewała go w 1970 roku wraz ze swoim mężem Ikiem). Utwory CCR wykorzystano także jako ścieżki dźwiękowe w grach komputerowych.
„Nad Creedence Clearwater Revival wisiała groźba rozłamu, która w 1971 roku stała się faktem. Tom Fogerty zmęczony kierowniczą postawą swojego brata odszedł z zespołu, wybierając karierę solową. Grupa najpierw zawiesiła działalność na kilka miesięcy, po czym wznowiła występy. Zdecydowała się także na wydanie nowej płyty pod tytułem "Mardi Gras". Album przyniósł muzykę odstającą poziomem od wcześniejszych dokonań zespołu. Niepowodzenie krążka tylko przyspieszyło koniec Creedence Clearwater Revival. Wiadomość o takiej decyzji zespół ogłosił 16 października 1972 roku. 


Zarówno John Fogerty, jak i pozostali członkowie grupy kontynuowali swoją przygodę z muzyką dzięki karierom solowym. Nie dorównały one jednak nigdy twórczości Creedence Clearwater Revival.”

A ta piosenka niezmiennie poprawia mi humor

P.S. „Polski zespół Acid Drinkers stworzył własną wersję utworu „Proud Mary”. Cover został opublikowany na płycie High Proof Cosmic Milk (1998). Pod względem muzycznym wykorzystano w nim riff autorstwa zespołu Sepultura z utworu „Roots Bloody Roots”, opublikowanego na albumie Roots (1996)[13]. Interpretacja Acid Drinkers w wersji live ukazała się także na albumie koncertowym albumie Varran Strikes Back – Alive!!! (1998).”


niedziela, 2 grudnia 2018

Jak Polacy dali się ograć




Ostatnio przeczytałam artykuł, w którym dziennikarz pisał o pretensjach Polaków w związku z oddaniem przez państwa ościenne ziem zabranych Polsce po II wojnie światowej. Nie będę tu omawiała tego artykułu, ale, jak to zwykle bywa, pod nim ukazały się komentarze czytelników. Różne, niemniej jeden mnie zbulwersował, a potem pomyślałam sobie ze zgrozą, że wiedza historyczna moich współrodaków jest zatrważająca. Otóż ktoś napisał w komentarzu, mnie więcej, w ten sposób „…Czechy powinny się teraz upomnieć o Zaolzie od Polski”***. Komentarz było odpowiedzią na inny, w którym ktoś ostrzegał, że jak tak dalej Polacy będą się szarpać o ziemie rzekomo im zabrane, to Niemcy upomną się o Śląsk. Przypomnę, że te zwroty, miałyby dotyczyć ziem zabranych po II wojnie.
A ponieważ tak się składa, że w związku z obchodami 100 lat niepodległości, ukazał się na lokalnym portalu bardzo interesujący tekst, dotyczący Śląska Cieszyńskiego  oraz jego „powrotu do macierzy”, to zdecydowałam się go tutaj wkleić. Polecam, bo jest w nim mnóstwo rzeczy, o których nawet ja, znająca trochę historię tych ziem, nie miałam zielonego pojęcia.
" O czym opowiada tablica zamkowa 
Tablice umieszczane na murach budynków upamiętniają. Upamiętniają ludzi bądź wydarzenia. Ale bywają też „za”, albo i „przeciw”. Toczą swoją wojenkę z pamięcią lub amnezją, a niekiedy forsują mity i legendy na przekór prawdzie i historii. Różnie to wygląda.

Wmurowana 20 października 2018 roku tablica na cieszyńskim zamku jest… No właśnie. Czymże ona jest, skoro jeszcze przed uroczystością odsłonięcia podzieliła tych, którzy interesują się dziejami regionu?
Już z daleka rzucają się w oczy polskie orły. Każdy z nich ma symbolizować dany rok, którego cyfry umocowano poniżej – 1918, 1938, 2018. I o ile przy tych dwóch ostatnich datach wszystko się zgadza, to w 1918 takiego orła nie było. Nie istniała wtedy w ogóle jego urzędowa wersja i każda z instytucji w odradzającej się Polsce (w tym i Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego) używała innej jego wersji. Trzymano się tylko tego, aby był biały, na ogół w koronie i na czerwonym tle. Przedstawiony na tablicy herb został wprowadzony ustawowo dopiero 1 sierpnia 1919, ale do dziś często bywa używany na pamiątkę odzyskania niepodległości. To drobnostka zatem.
Teraz napis: „W ZAMKU OD 11 LISTOPADA 1918 R. DO 4 SIERPNIA 1920 R. SWOJĄ SIEDZIBĘ MIAŁA RADA NARODOWA KSIĘSTWA CIESZYŃSKIEGO. PIERWSZY NIEZALEŻNY OD ZABORCÓW ORGAN WŁADZ ODRADZAJĄCEGO SIĘ PAŃSTWA POLSKIEGO”.
Można znaleźć informacje o tym, że Rada zasiadła w zamku już 10 listopada, ale dzień w tę czy we w tę nikomu różnicy nie robi. Natomiast kolejne zdanie, w którym jest mowa, że organ ten był „niezależny od zaborców” już budzi zdumienie i częściową irytację.
Zaborców?! Instytucje historyczno-kulturalne w Cieszynie, przewodnicy miejscy, a nawet zwykli mieszkańcy nieustannie tłumaczą przyjezdnym, że Cieszyn pod zaborami nie był, bo Cieszyn przestał należeć do państwa polskiego już w średniowieczu, niemal pięćset lat przed tym, jak urosła w potęgę Austria sięgnęła w 1772 po część ziem Rzeczypospolitej!
Można owszem tłumaczyć, że skoro Austria była jednym z zaborców, a polscy mieszkańcy Śląska Cieszyńskiego chcieli znaleźć się w przyszłym państwie polskim i że „zaborca mego potencjalnego państwa jest i moim zaborcą”, to ma to nawet jakiś sens. Dość wątpliwy oczywiście i grubymi nićmi szyty, ale niech tak i będzie.
Czy jednak prawdą jest, że Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego była niezależnym od zaborców organem? Nie. Rada była ZALEŻNA od „zaborców”. Rada powstała dokładnie wtedy, kiedy „zaborca” jej to umożliwił, czyli po manifeście cesarza Karola I „Do Moich wiernych Austriackich ludów” z 16 października 1918, w którym padła zapowiedź przekształcenia Austro-Węgier w państwo związkowe, federacyjne, oparte na „Ludach Austrii”. „Do Ludów, na których samostanowieniu będzie się opierało nowe państwo skierowuję Moje wezwanie, aby współdziałały w tym wielkim dziele przez RADY NARODOWE – które składając się z posłów do Rady Państwa każdej narodowości – mają zastępować interesy Ludów w stosunku wzajemnym do siebie”. A zatem powstała trzy dni później Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego była legalnym tworem z punktu widzenia c.k. prawa i woli „Najmiłościwszego Monarchy”.
Cieszyńska Rada uznawała ponadto zwierzchność Rady Regencyjnej z Warszawy, ciała, które zostało powołane 12 września 1917 roku z woli dwóch zaborców – niemieckiego i austriackiego. Po roku owo ciało zaczęło się uniezależniać, tym nie mniej nie wszędzie i nie przez wszystkich było postrzegane za prawdziwie polskie, stąd przekazało otrzymaną władzę Józefowi Piłsudskiemu.
Ale jest mocniejszy argument kwestionujący tezę, że cieszyńska Rada Narodowa była „pierwszym niezależnym od zaborców organem władz odradzającego się państwa polskiego”. I ten argument ma w ręku nie tylko dyplomowany historyk, ale i zwykły maturzysta. Pierwszym bowiem niezależnym od zaborców, a w dodatku cieszącym się międzynarodowym uznaniem organem władz był powołany 15 sierpnia 1917 roku z inicjatywy Romana Dmowskiego Komitet Narodowy Polski w Paryżu. W tym samym roku uznany on został za oficjalnego reprezentanta odradzającego się państwa polskiego m.in. przez Francję, Wielką Brytanię, Włochy czy USA. Było to na pół roku przed słynnym trzynastym punktem prezydenta Wilsona, postulującym stworzenie niepodległej Polski.
A zatem w tym miejscu tablica jest „za” mitem, a zarazem „przeciw” prawdzie historycznej.
Ale składa się ona jeszcze z dolnej części, w której jest odwołanie do roku 1938: „W DNIACH OD 10-11 LISTOPADA 1938 R. W ZAMKU PRZEBYWAŁ PREZYDENT RP IGNACY MOŚCICKI, KTÓRY WYGŁOSIŁ STĄD RADIOWE PRZEMÓWIENIE DO NARODU Z OKAZJI ŚWIĘTA NIEPODLEGŁOŚCI POLSKI”.
Autorzy tablicy nie byli pewni czy Mościcki przebywał tam od 10 czy od 11 listopada. Od 10 listopada – to wiadomo na pewno. Tego dnia o godz. 15:45 przywiózł go na dworzec w Cieszynie specjalny pociąg z Warszawy, a następnie prezydent pojechał samochodem przez Rynek (wtedy pl. Sobieskiego) i Głęboką (Legionów) na zamek, gdzie wciągnięto zaraz na wieżę chorągiew prezydencką. Wspomniane przemówienie zostało wygłoszone tego samego dnia o godz. 19:00 i transmitowane we wszystkich radiostacjach Polskiego Radia. Ale aby z tego powodu wmurowywać tablicę? W wielu wszak miejscach przemawiał Mościcki przez radio, a tablic tam nie ma. Więc o co chodzi?
Tekst został napisany dla umiejących czytać między wierszami. Nie chodzi bynajmniej o puszczone na fale eteru okolicznościowe przemówienie Głowy Państwa w rocznicę odzyskania niepodległości, w którym mówca podsumował dwudziestoletni dorobek z mocnym położeniem akcentu na osobie i dokonaniach marszałka Piłsudskiego. Nic nadzwyczajnego. Historycznie najciekawsze jest to, że było to ostatnie przemówienie prezydenta Rzeczypospolitej z okazji Święta 11 Listopada przed wybuchem II wojny światowej. Nie chodzi też o to, że odwiedził Cieszyn, tylko o to – a o tym ani słowa – w jakich okolicznościach go odwiedził i po co.
Jeszcze kilka miesięcy wcześniej nic nie zapowiadało wizyty w tym miejscu „Dostojnego Gościa”. Zapewne i jemu samemu do głowy nie przychodziło, że 11 listopada 1938, w dwudziestą rocznicę odzyskania niepodległości będzie odbierał defiladę wojskową gdzieś hen daleko poza Warszawą. Prezydent pojawił się w Cieszynie tylko dlatego, że miesiąc wcześniej przyłączono do Polski Zaolzie. Prezydent był tam, ponieważ z okazji Święta Niepodległości postanowił odwiedzić mieszkańców terenów dopiero co włączonych do organizmu państwowego Rzeczypospolitej. Kto zna ten okres dziejów regionu, ten dobrze wie, że 11 listopada Mościcki zrobił sobie „tournée” po Zaolziu. Był we Frysztacie, Karwinie, Dolnej Suchej, Trzyńcu, Bystrzycy i Jabłonkowie. Pojawił się też na kościeleckim wzgórzu, gdzie sześć lat wcześniej zginęli w katastrofie lotniczej Żwirko i Wigura.
I o tym wszystkim właśnie powiada ta część tablicy, która jest jak najbardziej „za” faktami historycznymi, a zarazem jak najbardziej „przeciw” wyrażaniu ich wprost."
 http://gazetacodzienna.pl/artykul/kultura/o-czym-powiada-tablica-zamkowa

Komentarz czytelnika jako uzupełnienie
" Daniel (niezweryfikowany) 30 listopada 2018 - 12:27
Rada Narodowa nie tylko powstała po manifeście cesarza Karola I „Do Moich wiernych Austriackich ludów” z 16 października 1918 ale sama także zachowała podstawy legalizmu wobec Wiednia, informując o swoim powstaniu i objęciu rządów na Śl. Cieszyńskim urzędującego w Opawie prezydenta krajowego barona Widmana- legalnego przedstawiciela cesarza na austriackim Śląsku. Ten z kolei zawiadomienie RNKC posłał droga służbową dalej do Wiednia - do Rządu Jego Cesarskiej Mości (do Ministra Spraw Wewnętrznych).
Co więcej jeszcze jeszcze 29 października w związku z czeską próbą przejęcia powiatu frysztackiego - Rada Narodowa uchwaliła wysłanie telegramu do prezydenta krajowego w Opawie z aby ten polecił starostom powiatów Śl. Cieszyńskiego uznać Radę Narodową za zwierzchnia władzę. A wiec w jasny sposób uznawała dalej formalną zwierzchność Austrii i jej urzędnika w Opawie. Ze zwierzchności tej chciała także wywieść własna władzę.
I nie ma c się wstydzić tego legalizmu wobec Wiednia, albo tego że działacze narodowi z Galicji wyprzedzili cieszyniaków. Postępowanie Rady Narodowej było o ostrożne i mądre w tym niepewnym i burzliwym okresie upadku Austro-Wegier.
Za "przekroczenie Rubikonu" niepodległości i zerwanie z Austria można uznać przewrót wojskowy w cieszyńskim garnizonie z31 X na1XI.
Tak więc Rada Narodowa Księstwa Cieszyńskiego miedzy swoim powołaniem 19 X a 1 XI - formalnie uznawała swoja zależność od Austrii, co więcej z tej zależności korzystała uznając zwierzchność przedstawiciela Rządu Cesarskiego i prosząc go jako organ dla siebie nadrzędny o wsparcie."
 http://gazetacodzienna.pl/artykul/kultura/o-czym-powiada-tablica-zamkowa

 ***

"Przyłączenie Zaolzia do Czechosłowacji 1945

Od opuszczenia terenów Zaolzia przez Niemców pod koniec kwietnia 1945 do 9 maja 1945 działała polska administracja państwowa. Po wojnie władze czechosłowackie stwierdziły jednostronnie, że zatwierdzona przez rząd czechosłowacki w 1938 zmiana graniczna, następnie utwierdzona nową polsko-czechosłowacką umową graniczną, jest nieważna.
Ówczesne władze polskie zabiegały o znalezienie się Zaolzia w granicach polskich. 15 czerwca 1945 marsz. Michał Rola-Żymierski, zastępujący nieobecnego w kraju premiera, postawił stronie czechosłowackiej ultimatum. Po jego odrzuceniu oddziały polskie wkroczyły na Śląsk Cieszyński i zapowiedziano dalsze posuwanie się oddziałów za Olzę. Stalin odradził jednak delegacji polskiej przebywającej w Moskwie używania siły. Rokowania polsko-czechosłowackie w sprawie granicy prowadzono w Moskwie. Delegacja polska otrzymała z kraju stanowisko negocjacyjne które brzmiało: „Na Zaolziu bronić każdego kilometra między Morawską Ostrawą a Karwiną – kluczowe stanowisko dla koksu”. Rokowania zakończyły się podpisaniem 10 marca 1947 układu o przyjaźni i pomocy wzajemnej z Czechosłowacją, który sprawę granic pozostawiał otwartą. Jeszcze w lipcu 1947 delegacja Polaków z Zaolzia podczas spotkania z Jakubem Bermanem w Warszawie usłyszała „Rząd polski nie ma zamiaru organizować jakiegoś ruchu, niemniej jednak nie zrezygnuje z praw do Zaolzia”[11].
13 czerwca 1958 rządy PRL i CSRS podpisały porozumienie ostatecznie zostawiając Zaolzie w granicach Czechosłowacji. Strona czeska zobowiązała się przestrzegać praw polskiej mniejszości narodowej na Zaolziu (szkoły z polskim językiem nauczania, organizacje polskie, polskie gazety) oraz zrzekła się roszczeń do terytoriów znajdujących się pod władzą polską.
W 1945–1949 należało Zaolzie do Ekspozytury Śląskiej Krainy Morawskośląskiej. W 1949–1960 Zaolzie należało do kraju ostrawskiego, do powiatu Karwina, do powiatu Czeski Cieszyn i do powiatu Frydek-Mistek. Od 1960 Zaolzie należy do kraju północnomorawskigo (od 2000 też do kraju morawsko-śląskiego), do powiatu Karwina i do powiatu Frydek-Mistek[12]."

https://pl.wikipedia.org/wiki/Zaolzie

O losach Śląska Cieszyńskiego i Zaolzia tu: https://www.magnapolonia.org/wyzwolenie_zaolzia/
tu
 https://www.historia.uwazamrze.pl/artykul/961107/jak-czesi-zrabowali-zaolzie
i tu
 https://ciekawostkihistoryczne.pl/2011/09/14/czy-w-czerwcu-1945-roku-mogla-wybuchnac-wojna-polsko-czechoslowacka/#2
Współczesna mapa Zaolzia




poniedziałek, 12 listopada 2018

Nic tylko zalać łeb...


Po zobaczeniu wczorajszych „marszów niepodległości” w Warszawie i we Wrocławiu, po wysłuchaniu tych wszystkich faszystowskich okrzyków, po wysłuchaniu skrajnie nazi- przemówienia Międlara, po wysłuchaniu krzyków prezydenta, w których buta i kłamstwo, pycha i załganie dominowały, czuję się, jakby czołg po mnie przejechał. Boli mnie dusza, mam stupor myślowy. Nie potrafię myślowo przeskoczyć zrozumienia tego, co się stało- obchody 100lecia niepodległości Polski i wspólny marsz „państwowych” z faszystami. Moment szczególnie oporny- Polacy walczyli z hitlerowcami o wolne państwo, a teraz potomkowie tych Polaków razem z butnymi potomkami faszystów, idą w marszu, przy czym ci potomkowie faszystów wcale nie są pokojowo nastawieni i mają najszczerszą ochotę zrobić zadymę, by pokazać, kto tu rządzi- my, czyli neofaszyści polscy i europejscy, w podtekście, my panowie świata zmieciem wszystkich, z którymi nam nie po drodze. Moment szczególnie oporny do zrozumienia, nie do przeskoczenia- jaki tok rozumowania przebiega w tych łbach pisowskich, czy oni nie widzą, że to, co robią jest kompletnie przeciw Polakom? Czego się chwycą- przeciw naszym interesom, ośmieszające, kompromitujące Polskę i Polaków. Myślałam, że wyniki ostatnich wyborów trochę ich opamiętają, ale nie…. Ale NIE… jak ćmy do ognia, w nakręcaniu swej głupoty, lecą ku kompromitacji swojej i nas wszystkich. A dzisiaj… dzisiaj dostałam cios prosto w żołądek- mój były uczeń napisał na fejsie: „Warto było tam być” i zamieścił zdjęcie z marszu nazistów. Najpierw zapytałam, czy jako fotograf, bo ma swoje studio fotograficzne. Naiwna myślałam, że profeska- chciał mieć fajne zdjęcia. Otrzymałam odpowiedź: „Nie, szedłem w marszu”. Strasznie mnie rąbnęło- mój uczeń idzie w marszu z faszystami i zaraz pomyślałam o jego matce, matce, która bardzo dbała, by dzieci zachowywały się porządnie, były kulturalne itp. Nie potrafię tego połączyć- wiedzy o matce z zachowaniem syna. I zaraz następne pytanie: „Kurcze, gdzie popełniłam błąd jako nauczyciel?”. No porażka… wiem… nie na wszystko ma nauczyciel wpływ, ale takie pytania mi się nasuwają, kiedy moi byli uczniowie postąpią wbrew czemuś „naturalnie porządnemu”. I wiem, że to ludzie dorośli, mają swoje życie, swoje poglądy. Odpisałam tylko, że zostaną mu wspomnienia. Nic z oburzenia, nic z umoralniania. Ale moje zdziwienie i rozczarowanie zostają.
A za oknem piękna jesień. Słonecznie i +18 stopni ciepła. Liście opadły, ukazało się niebo w różnych miejscach ogrodu. Jeszcze kilka dobrych dni będę się „zbierała” po tej ostatniej niedzieli.
Na takie bóle duszy mam lekarstwo, ot takie.
Pijacka? No i co z tego, w takich sytuacjach człowiek ma ochotę zalać łeb i przespać ciężkie chwile.






sobota, 3 listopada 2018

Bogowie metalu


Niebawem minie 40 lat od powstania brytyjskiej grupy heavymetalowej, która była znana z tego, że miała dwie gitary prowadzące i wokalistę o bardzo wysokim głosie. W latach 80tych osiągnęła znaczny sukces komercyjny i stała się silną inspiracją dla muzyków New Wave of British Heavy Metal i thrashmetalowców (połączenie elementów muzyki heavy i punk).
 (Wybrałam spokojne utwory, nie bójcie się, że "ryczą" i tluką w perkusję, no może jeden lub dwa tak mają:) )

W 1989 roku muzycy zostali oskarżeni o umieszczanie w tekstach przekazów podprogowych, wskutek czego dwaj młodzi ludzie popełnili samobójstwo. Muzyków uniewinniono.

W 1991 roku z zespołu odszedł wokalista Rob Halford, by powrócić w 2006 roku
W latach, kiedy Halford realizował swój solowy projekt poza Judas Priest, wokalistą zespołu był Tim Ripper Owens. 
Młode pokolenie XXI wieku, poznało Judas Priest jako zespół tworzący muzykę do gier komputerowych.
„Judas Priest było jednym z pierwszych heavymetalowych zespołów, który wprowadził dwie gitary prowadzące, na których grali K.K. Downing i Glenn Tipton. Połączyli oni brzmienie gitar wraz z unikalnym stylem wokalnym Roba Halforda, by stworzyć charakterystyczny heavyrockowy styl. Jest on często przywoływany przez wpływ na podgatunek rocka, heavy metal. 

Wielu ludzi, wliczając w to wpływowych muzyków i wybitne hardrockowe i heavymetalowe zespoły, wierzą, że u podstaw czegoś, co można nazwać „czystym” heavy metalem są wczesne płyty Judas Priest: Sad Wings of Destiny (1976), Sin After Sin (1977) i Stained Class.
Zespół często grał szybciej niż większość grup rockowych tamtych czasów i wniósł bardziej „metalowy” dźwięk gitar. Piosenki wahały się od prostych i bezpośrednich (np. Starbreaker, White Heat, Red Hot), aż do uporządkowanych piosenek, zawierające fragmenty szybkie i głośne, jak i wolniejsze i łagodniejsze (np. Victim of Changes, Run of the Mill, Beyond the Realms of Death).

 Niektóre piosenki, jak np. Exiter z 1978 roku, były uznawane za przełomowe przez ich czystą srogość i szybkość; zespoły, które coverowały, nie licząc Motörhead, grały je w takim samym tempie. Inne utwory, jak Dissident Agressor, Sinner i Tyrant, były wtedy jednymi, z„najcięższych” piosenek, a dzisiaj są uważane za klasyczne metalowe utwory. Judas Priest miało wpływ na muzykę metalową od połowy lat 70, zarówno pośrednio, jak i bezpośrednio. Został nazwany 78 najważniejszym artystą wszech czasów przez VH1 w 2010 roku i drugim najważniejszym metalowym zespołem przez MTV (zaraz po Black Sabbath)[40]. Slayer uznał ich oddanie dla gatunku, wykonując cover Dissident Aggressor z Sin After Sin na swoim albumie South of Heaven
 
Oprócz brzmienia, Judas Priest znani są również ze zrewolucjonizowania heavymetalowego ubioru. Rob Halford przybrał wizerunek macho, który dzisiaj znany jest jako styl hardcore metalowy/motocyklowy/S&M. Halford ubiera się tak od 1978 (co pokrywa się z wydaniem albumu Killing Machine), a reszta zespołu wraz z nim. Ten ubiór stał się filarem heavy metalu; wkrótce kilka innych zespołów, szczególnie grających NWoBHM i wczesne ruchy blackmetalowe również przejęły modę zaczętą przez Halforda. Spowodowało, to odrodzenie się metalu we wczesnych latach 80 i zrobiło popularnymi, zarówno w mainstreamie, jak i w undergroundzie. Nawet teraz, nie jest łatwo znaleźć metalowego artystę, który nie ma podobnego wizerunku scenicznego. 

Ich popularność i status jednego z przykładowych i wpływowych heavymetalowych zespołów przyniosły im przydomek „Metal Gods” („Bogów Metalu”) od nazwy jednej z ich piosenek[41].”
Więcej o zespole TU i TU


piątek, 2 listopada 2018

Dzień Pamiątki Umarłych



Tak sobie pomyślałam, że wiedzy nigdy za wiele, a wiedzy „z pierwszej ręki” tym bardziej.
Przytaczam słowa rzeczniczki Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce. Na temat obchodów, przez luteran, dnia 1 listopada.
„1 listopada luteranie obchodzą dwa święta związane ze wspominaniem wierzących, którzy odeszli. To Dzień Wspomnienia Świętych Pańskich oraz Dzień Pamiątki Umarłych – powiedziała rzecznik Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce Agnieszka Godfrejów- Tarnogórska.  „Wspominanie Wszystkich Świętych Pańskich było w kalendarzach luterańskich od samego początku, zgodnie z zaleceniem apostolskim zawartym w liście do Hebrajczyków: +Pamiętajcie na wodzów waszych, którzy wam głosili Słowo Boże, a rozpatrując koniec ich życia naśladujcie wiarę ich+” – wskazała rzecznik.
Agnieszka Godfrejów-Tarnogórska zwróciła uwagę, że Dzień Świętych Pańskich obchodzony jest we wszystkich Kościołach luterańskich 1 listopada, tak, jak zostało to ustalone we wczesnym średniowieczu. Papież Grzegorz III przeniósł to święto na 1 listopada w 731 r. Pod tym względem Kościoły luterańskie nie różnią się od Kościołów rzymsko-katolickiego i starokatolickich.
W luteranizmie i ogólnie w Kościołach protestanckich, inaczej niż w katolicyzmie, święci nie są identyfikowani z postaciami beatyfikowanymi lub kanonizowanymi przez Kościół jako instytucję. Świętym jest każdy człowiek prawdziwie wierzący w Jezusa Chrystusa jako Zbawiciela. Kryterium świętości jest więc tożsame z żywą wiarą w Boga, jako tego, który odkupił ludzkość własną krwią. Święty pozostaje normalnym człowiekiem. Tak jak inni jest skażonym grzechem i w związku z tym posiada grzeszną naturę. Dlatego luteranizm za Marcinem Lutrem określa kondycję człowieka wierzącego jako +usprawiedliwionego grzesznika+, czyli żyjącego wiarą w Boga, ale ciągle jeszcze podległego grzechowi” – powiedziała Godfrejów-Tarnogórska. Jak podkreśliła, takie rozumienie terminu „święty” stoi w sprzeczności z pojęciem rzymskokatolickim. „+Święty+ w ewangelickim rozumieniu to w zasadzie synonim słowa +chrześcijanin+” - dodała.
Rzecznik powiedziała, że dla ewangelika nie jest niczym nadzwyczajnym nazwać samego siebie świętym. „Ewangelik ma jednak świadomość, że bardzo łatwo jest przestać wierzyć i wtedy człowiek przestaje być świętym. Dlatego tym bardziej trzeba dbać o swoje życie duchowe, o wiarę i relację z Bogiem. Takie rozumienie słowa święty stoi w zgodności z Pismem Świętym, gdzie w Nowym Testamencie (…) możemy przeczytać o pozdrowieniu wszystkich świętych z jakiegoś miasta czy przekazaniu im wsparcia materialnego. Nie ma wątpliwości, że święty w Nowym Testamencie to po prostu chrześcijanin” – podkreśliła.
W dniu Świętych Pańskich luteranie dziękują Bogu za wszystkich żyjących i zmarłych prawdziwie wierzących chrześcijan. Godfrejów-Tarnogórska powiedziała, że dzień wspomnienia Świętych nie jest w ewangelickim kalendarzu nie jest uznawany za szczególnie ważne święto. „Pozostaje zdecydowanie w cieniu choćby Pamiątki Reformacji, która obchodzona jest 31 października” – wskazała.
Rzecznik powiedziała, że po II wojnie, 1 listopada zaczęto obchodzić w Kościele luterańskim w Polsce także jako dzień wspominania umarłych. „W różnych krajach luteranie obchodzą go różnie. Przykładowo Słowacy obchodzą go 1 listopada, Czesi 2 listopada, ale Niemcy w ostatnią niedzielę roku kościelnego, zwaną Niedzielą Wieczności” – powiedziała.
Zdaniem Godfrejów-Tarnogórskiej, święto zachęca luteranów do porządkowania i odwiedzania grobów bliskich oraz ich wspominania. „Warto zaznaczyć, że luteranie nie modlą się za dusze zmarłych w związku z przekonaniem, że kwestia zbawienia człowieka jest zależna od jego relacji z Bogiem. Człowiek po śmierci staje przed Bogiem, do którego należy sąd. Ludzka modlitwa nie jest w stanie zmienić sytuacji zmarłego, a przynajmniej nic o tym nie wiadomo z Biblii” – powiedziała.
Luteranie, jak wszyscy protestanci, nie uznają też istnienia czyśćca. „Nie ma zwyczaju zapalania świecy czy znicza +za duszę zmarłego+. Jeśli luteranie zapalają znicze na grobach, to tylko dla uczczenia pamięci, ale bez intencji modlitewnej” – wskazała.
Jak dodała, luteranie odrzucają również instytucję tzw. mszy za zmarłych. „Może być sprawowana tylko dla żyjących, bo komunia służy pokrzepieniu tylko tych, którzy jedzą i piją ciało i krew Pańską” - wyjaśniła.
1 listopada ewangelicy dziękują Bogu za ten dzień błogosławionego wspominania tych, którzy odeszli a zarazem proszą Boga o pociechę dla wszystkich zasmuconych, o pewność wiary. (…) To dzieje się na nabożeństwach, które w tym dniu odprawiane są na cmentarzach. Chrześcijańskie, ewangelickie świętowanie, to przede wszystkim spotkanie ze Słowem Bożym i wspólna modlitwa” – podkreśliła rzecznik Kościoła luterańskiego w Polsce.”
Na zdjęciu cmentarz ewangelicki w Bielsku-Białej

środa, 31 października 2018

O Chopinie nieco inaczej

 Mija rocznica śmierci Fryderyka Chopina. Tym razem o Chopinie trochę inaczej.
Na początek najpiękniejszy, według mnie, Nokturn.





„Alain Kohler, szwajcarski fizyk, zajmujący się badaniem biografii Fryderyka Chopina, razem z dziennikarzem Radio France Internationale, Gilles'em Bencimonem, odkrył reprodukcję fotograficzną nieznanego dageroptypu polskiego kompozytora - czytamy na stronie Instytutu Polskiego w Paryżu. Obraz prawdopodobnie wykonano w pracowni Louis-Auguste'a Bissona około 1847. Jest to trzeci znany portret kompozytora.
To nie pierwsze odkrycie Kohlera - przypomina Instytut. Dwa lata temu znalazł on fortepian, na którym Chopin grał w okresie od 1844 do 1845, gdy mieszkał w Paryżu przy Square d'Orleans.”



Fortepiany Chopina
„Przeciętny Polak prędzej przypomni sobie wiersz Norwida „Fortepian Chopina”, niż dowie się czegoś o innych oryginalnych instrumentach, na których grał, ćwiczył i komponował genialny twórca mazurków. Historia opisana w wierszu jest jednak prawdziwa. Fortepian Chopina kilkanaście lat po śmierci artysty został rzeczywiście wyrzucony na ulicę z mieszkania siostry pianisty, Izabeli Barcińskiej. Pałac Zamoyskich w Warszawie, w którym zamieszkiwała, został w 1863 r. podpalony przez żołnierzy rosyjskich po nieudanym zamachu na generała-gubernatora Warszawy, hrabiego Berga, w czasie powstania styczniowego. Prawdopodobnie instrument został wtedy zniszczony, ale na szczęście nie tylko na nim Chopin grał.

Najstarszy chronologicznie jest ten w Domu Urodzenia Fryderyka Chopina w Żelazowej Woli. To tzw. żyrafa, instrument o oryginalnym kształcie, który ma płytę i pudło rezonansowe ustawione pionowo.”
Jeden z fortepianów Chopina znajduje się w Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. „On również w swym obecnym stanie nie nadaje się do użytku. To pleyel z 1847 r., na którym kompozytor grywał w czasie pobytu w Szkocji. Pochodzi z francuskiej kolekcji.

W Muzeum Muzyki w Paryżu jest jeszcze jeden pleyel należący do Chopina, ale do elity instrumentów chopinowskich należą również te fortepiany, których nasz geniusz okazjonalnie dotykał. Jeden z nich przechowywany jest w Valdemossie na Majorce.”


Ostatni fortepian Chopina firmy Ignace Pleyel (nr 14810), lata 40-te XIX w., Muzeum Fryderyka Chopina, TiFC. M/87.
Chopin grał i tworzył na tym instrumencie w latach 1848-49. Prawdopodobnie o nim Norwid pisał w Czarnych kwiatach - „mieszkania [w Chaillot] główną częścią był salon wielki o dwóch oknach, gdzie nieśmiertelny fortepian jego stał, ale fortepian bynajmniej wykwintny - do szafy lub komody podobny, świetnie ozdobiony jak fortepiany modne - ale owszem, trójkątny, długi, na nogach trzech, zdaje mi się, już mało kto w ozdobnym używa mieszkaniu". 
 Po śmierci kompozytora instrument kupiła od C. Pleyela Jane W. Stirling i w czerwcu 1850 wysłała drogą morską do Warszawy. Własność Ludwiki Jędrzejewiczowej, a potem jej córki, Ludwiki Ciechomskiej. Po jej śmierci przechowywany przez jej brata, Antoniego Jędrzejewicza i sprzedany Muzeum Narodowemu przez Marię Ciechomską, wnuczkę Jędrzejewiczowej. Podczas II wojny przechowywany w zamku Fischhorn pod Salzburgiem, powrócił do Warszawy w 1946. Eksponowany przez pewien czas w Żelazowej Woli. W 1967 Muzeum Narodowe przekazało instrument w darze Towarzystwu im. Fryderyka Chopina.
Obiekt eksponowany w sali: Salon paryski



„Instrument zrekonstruowany został przez najlepszego obecnie budowniczego fortepianów historycznych na świecie – Amerykanina Paula McNulty (widoczny jest na zdjęciu). Wydarzenie miało za zadanie uczcić 188. rocznicę koncertu, który odbył się 17 marca 1830 r. w Teatrze Narodowym przy stołecznym placu Krasińskich. Wówczas na instrumencie firmy Buchholtz Chopin wykonał po raz pierwszy swój koncert fortepianowy f-moll.”

Henryk Siemiradzki: Fryderyk Chopin w salonie księcia Radziwiłła w 1829 roku


Wiele wskazuje, że tak popularne wykorzystanie płaczącej wierzby w ikonografii chopinowskiej zawdzięczamy Witoldowi Pruszkowskiemu, który w roku 1888 namalował obraz Diabeł zakochany w starej wierzbie, znany również pod tytułem Nokturn Chopina op. 37 nr 2. 

Wierzba stanowi nie tylko element rodzimego krajobrazu, jest również wieloznacznym symbolem smutku, tęsknoty i żałoby lub – w lub – w innym kontekście – odrodzenia, mocy i mądrości[4]. Na olejnym płótnie z 1929 roku Bolesława Biegasa właśnie z wierzby Chopin czerpie swe natchnienie
http://ikonografiachopina.pl/malarstwo-rysunek-grafika/ikonografia-po-roku-1849.html

Pewnie tym obrazem sugerował się autor pomnika Chopina w Łazienkach Królewskich w Warszawie.

Autorem pomnika jest wybitny malarz, rzeźbiarz i muzyk przełomu XIX i XX w. Wacław Szymanowski. Jego projekt wygrał w 1908 r. konkurs na monument, który miał powstać w setną rocznicę urodzin Chopina, przypadającą w 1910 r. Choć car Mikołaj II, ulegając prośbom primadonny Adelajdy Bolskiej, zgodził się na wystawienie pomnika, stanął on dopiero w 1926 r., kilka lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości.

"Jest to jeden z najbardziej znanych polskich pomników,stąd jako jeden z pierwszych został zniszczony w 1940 roku przez hitlerowców.

Pomnik wysadzono w powietrze i dokończono zniszczenia tnąc palnikami.Podobnie starano zniszczyć wszelkie kopie i odlewy pomnika.Wiernie zrekonstruowany w 1958 roku i ustawiony na starym miejscu.Na cokole umieszczono napis "Posąg Fryderyka Chopina zburzony i zagrabiony przez Niemców w dniu 31 maja 1940 roku odbuduje Naród.17-X-1946"

 30. października 1849 roku w Paryżu, po uroczystościach żałobnych w kościele św. Magdaleny, na cmentarzu Pere Lachaise odbył się pogrzeb Fryderyka Chopina; jego serce zostało umieszczone w kościele św. Krzyża w Warszawie.
 Na zdjęciu grób Chopina na paryskim cmentarzu Père Lachaise.






 Zdjęcia, portrety - Internet