niedziela, 25 lutego 2018

I taka to codzienność




Miało być przedwiośnie, szaleje zima. Wprawdzie nie szaleje jakoś tragicznie, ale jednak jest. Wczoraj przelatywały dujawice- mnóstwo śniegu niesionego wiatrem powodowało ograniczenie widoczności do kilku metrów. Taka zamieć trwała może z 15 minut, po czym pokazywało się błękitne niebo i przez pół godziny świeciło słońce. Temperatura błyskawicznie rosła o 4 stopnie. Następnie zaciągały od północy ciemne chmury i przelatywała kolejna dujawica, a temperatura z kolei spadała błyskawicznie o parę stopni. W zasadzie to już taka marcowa pogoda. W nocy mróz -10 stopni, dzisiaj, przed południem, jest -6 stopni. Przez cały czas, od paru dni, wieje ostry, bardzo zimny i mocny wiatr od wschodu. Ten paskudnik sprawia, że odczuwa się mocny chłód. Wczoraj zabezpieczyłam włókniną, przed mrozem, azalie i inne wrażliwe krzewy. Śmieszna rzecz, o tej porze roku to raczej odkrywałam krzewy, by się nie przegrzały pod włókniną, bo powietrze bywało już ciepłe, a teraz na odwrót.
Bezka, pies mający we krwi geny przodków z  Wysp Szetlandzkich, lubi taką porę. Co jakiś czas każe się wypuszczać na tras, gdzie leży śnieg i w tym śniegu z rozkoszą się tarza. Potem wraca na tapczan grzać doopkę, bo wychowanie polskie wykształciło w niej piecucha.

Zwierzyna ogrodowa.
Jest i teraz właśnie jest pora, by ją intensywnie dokarmiać. Właśnie teraz zaczyna brakować pokarmu. Podczas zimy wszystko zostało zjedzone, wydziobane, przetrzebione i na przedwiośniu są puste kłoski, wiechy, a na ziemi trudno coś znaleźć.
 Codzienne wysypuję ptakom ziarna słonecznika i mieszankę ziaren dla dzikich ptaków, a kosom pokrojone jabłka. Sikory mają do wydziobania cztery wielkie kule z ziarnem.
Wiewiórki
Owszem, widujemy je codziennie do południa. One też są dokarmiane, bo podobno pod koniec lutego budują pierwsze gniazda i w marcu mogą już mieć młode. Taka przyszła wiewiórcza mama potrzebuje teraz dużo żarełka. Dostają jabłka, pokrojoną marchewkę i orzechy włoskie. 
Zdjęcie zrobiłam przez szybę. Wiewióra siedzi w tui, trzy metry od drzwi balkonowych. Młoda widziała, jak niesie w pyszczorku słomę właśnie na tę tuję. Myślałyśmy, że buduje tam gniazdo, ale to chyba za blisko drzwi i przy samym tarasie, na którym jest ciągły ruch. Z drugiej strony, kilka lat temu, wiewiórki miały gniazdo w wywietrzniku, zaraz przy oknie do sypialni i metr od tego samego tarasu.
Olimpiada
Nie rozczarowała mnie, bo wiem, jak trudno jest być sportowcem i nie zawsze zrobi się wynik taki, jaki się założyło, a tym bardziej na miarę medalu. Wkurzyli mnie za to nasi sprawozdawcy na Eurosporcie- głównie tam oglądamy (w Necie) transmisje. Najpierw „dmuchali w balon”, ogłaszali, jakie to mamy szanse na medale, dawali kmiotkom do zrozumienia, że najpierw polscy sportowcy, a potem długo, długo nikt. A jak się herbata wylała, to z ubolewaniem twierdzili- no tak… no tak… no naszym jeszcze dużo brakuje, bo….
Zobaczyłam skoki, biegi- prawie wszystkie, wysłuchałam transmisji z meczów hokejowych, oglądałam finały w łyżwiarstwie szybkim- różne biegi. Czego nie widziałam? Zjazdów, slalomów, bobslei i wyczynów na desce snowboardowej i jazdy figurowej na lodzie.
Z przyjemnością oglądałam zawody w ciurlingu, jak mówi Jaskół (Curlingu). Prześledziliśmy wszystkie półfinały i finały. Niesamowita dyscyplina. Tu nie ma siłowego rozstrzygnięcia. Tu liczy się pomyślunek, taktyka, spokój i precyzja. Z tego powodu lubię oglądać również zmagania w bilardzie (World Snooker). Sama Francja-elegancja. Kiedyś tak wyglądał tenis ziemny, ale teraz zrobił się bardziej arogancki, mniej widowiskowy, a publiczność bardziej „plebejska” w zachowaniach.
Grudnik- wspomnienie z listopada. Ten mój upiera się, by kwitnąć w listopadzie,a w grudniu juz jest po kwiatach


Sprawy urzędowe
Jeszcze raz potwierdziło się, przynajmniej w moich zmaganiach w załatwieniu różnych spraw w urzędach, że państwo wszystko może (nawet zmienić swoją decyzję sprzed 5 lat i uznać ją za nieważną, co może skutkować dla mnie ujemnie), a ty obywatelu jesteś śmieciem, nikim, i najlepiej jakbyś nie przeszkadzał urzędasowi  w błogim spokoju zaliczania godzin do pensji.
No zobaczymy.
 Wspomnienie z lipca. W ogrodzie mamy dwie lipy. Dotychczas jedna zasłonięta była wielką sosną i cieszyliśmy się widokiem tylko jednej, pięknie kwitnącej. W tym roku sosna została wycięta i druga lipa się odsłoniła. Dostała więcej słońca i mam nadzieję, że lepiej zakwitnie.

Zdrówko.
Zaliczyłam też porządne przeziębienie oraz jakiś dziwny wynik w próbach wątrobowych, z którego wynikało, że jestem na bank alkoholiczką. No tak, owszem, lubię alkohol, ale… ten wynik to taki ciężki kaliber, jaki uzyskuje alkoholik, który jest na odwyku. Sama nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać. Żadnych objawów, nie dokuczały żadne bóle, nic, kompletnie nic niepokojącego.
Tłumaczę lekarzowi, że leczyłam się przez 5 dni paracetamolem, a potem przez kolejne 5 dni ibupromem (wedle wskazań innego lekarza), do tego doszedł prawie trzymiesięczny ogromny stres z powodu debilnych zagrywek ZUS-u i mnie to wygląda, albo na zatrucie lekami, albo na pomyłkę w wydaniu wyników. Lekarz młody, sumienny, w dodatku mój były uczeń, do sprawy podszedł poważnie- trzeba zrobić USG. No to zrobiłam. I co? Nico, lekkie stłuszczenie wątroby, które raczej na taki wynik nie zapracowało. Stwierdziłam jednak, że trzeba przyhamować z jedzonkiem, zmniejszyć porcje, przejść na np. owsiankę i dietkę, ale bez szaleństw. Po miesiącu jest rezultat- kilo do tyłu. Skoro taki fajny wynik, no to jedziemy dalej- imbir, cynamon, kurkuma, kiwi, czosnek, otręby, błonnik itp., itd. Oby do wiosny, a potem  jeszcze i jeszcze.
Wspomnienie z listopada. Wschód słońca nad Skrzycznem. Zdjęcie zrobiłam stojąc przy płocie ogrodu. W prostej linii, od płotu do wieży, jest około 35 kilometrów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz