sobota, 30 maja 2020

Głupi Polak przed szkodą i po szkodzie głupi.



Rząd luzuje obostrzenia. Można robić wesela, można iść na plac zabaw, a przede wszystkim, nie trzeba nosić maseczek w przestrzeni otwartej.
Wesela- knajpa, „dworek”, dom weselny- przestrzeń zamknięta. Dopuszczalna liczba weselników- 150 osób. Właśnie! W przestrzeniach zamkniętych nadal obowiązuje nakaz noszenia maseczek. Jednak ten zakaz zniesiono w przypadku wesela. Niech mi teraz ktoś powie, jak to się ma do ogólnego nakazu noszenia maseczek np. w sklepie? Że co? Że weselnicy sami zadbają o swoje bezpieczeństwo? A niby jak? Sala weselna to duża przestrzeń, ale nie na tyle duża, by zachować w niej odległość 2 metrów, między osobami, by nie musieć zakładać maseczki. Wesele- alkohol się leje, bo jak nie napić się  na weselu? No jak? To przecież święta tradycja weselna, by schlać się do nieprzytomności, a potem wspominać, jak to wujek leżał z głową między sałatką a roladą, a inny wujek z głową między obfitym biustem stryjenki Hani, zresztą również zalanej w trupa. Alkohol przytłumia rozum, alkohol luzuje hamulce.
- No jak to Heniu? Ze mną się nie napijesz? Co ty Heniu pierdolisz, że odległość? Jaka odległość, dawaj kielicha, zaraz tego świrusa zalejemy. No to chlup, dawaj pyska krewniakowi!
- No i jak tam Martusiu? Cieszysz się? Bardzo udane to Twoje wesele. No to chodź do cioci, poprzytulać się, bo potem już małżeńskie obowiązki ci nie dadzą. Nie można zbyt blisko? Co ty dziecko opowiadasz, do cioci się nie możesz przytulić? No chodź, chodź, nie marudź.
- A Władek…. Kopa lat… A gdzie Ty się podziewałeś? Co mówisz?! Poczekaj, zaraz się bliżej przysiądę, bo tu nic nie słychać. Co mówisz? Żeby wyjść na dwór, bo nie można blisko? Kurde, przestań, na weselu jesteśmy…
Wesele się toczy. Zjedzony już obiad, gdzie głowa przy głowie, bo to przecież prawie 150 osób się zjechało, a sala tylko na tyle jest przewidziana, no i nie na okoliczności pandemii. Ciut ciasnawa.
Zabawa trwa, wodzirej:
- A teraz wszyscy robimy kółeczko i łapiemy się za kolanka….łapiemy…łapiemy… i jeszcze ta pani w czarnej sukience… no i zaczynamy w prawo… Tańczymy labada…
Krąg tancerzy pochylony, każdy łapie kolanka sąsiednie, głowa przy głowie, chuch już alkoholizowany, coraz bardziej gorąco…. tańczą… dyszą… śmieją się…pokrzykują….a kropelki lecą….lecą…lecą… podprawione koronawirusem, bo…. Wujek Heniek jest górnikiem i nie przyznał się, że połowa kopalni już jest na kwarantannie, ciocia Zosia pracuje w banku, a właśnie wczoraj ten oddział zamknięto- pracownica zachorowała, matka panny młodej coś źle się czuje od paru dni, gorączkuje, ale przecież wesele jedynej córki…a zresztą, kto by się tam przejmował, przecież to zwykła grypa może być.

Szlak turystyczny, otwarta przestrzeń (dosłownie, bo to trasa grzbietami, wokół łąka), nie trzeba nosić maseczek. Wieje mocny wiatr od północy. Akurat  z tej strony mija nas grupka turystów bez maseczek. Odległość przepisowa 2 metry i nie więcej. Ktoś coś do nas pokrzykuje, inny mu wtóruje. Wiatr niesie „słowa” wprost na nas. Wieczorem jedno z nas dostaje temperatury 39 stopni.

Plac zabaw. Dzieciaki szaleją, a matki bardzo pilnują, by szalały w przepisowej odległości. Ale dzieciaki to dzieciaki. Nagle jedno zmienia kurs galopady i podlatuje do ławeczki, na której siedzi  babcia i pilnuje swojego wnuka. Za dzieckiem przybiega matka (bez maseczki) i gorączkowo pokrzykując, stara się przeprosić babcię. Schyla się, by złapać swoje dziecko, jej twarz, kiedy przeprasza, jest niecałe 20 centymetrów od twarzy babci.

Brzegiem szosy idzie dwoje ludzi ( bez maseczek). Z naprzeciwka nadjeżdża grupka rowerzystów ( bez maseczek). Coś gadają do siebie, śmieją się. Magle jeden zjeżdża z asfaltu, traci równowagę i by się nie przewrócić, zeskakuje z roweru prosto „pod nogi” pieszych. Sytuacja face to face. Piesi przerażeni, krzycząc odskakują, rowerzysta, niemniej przerażony, wykrzykuje przeprosiny. Nikt nie jest pewny, czy nie jest nosicielem wirusa. Oczywiście nikt wtedy o tym nie myśli, no bo po co? Nikt nie przewidywał takiej sytuacji, a jednak się zdarzyła.

Przedwczoraj zwróciłam uwagę klientowi, że nie ma maseczki. Co usłyszałam:
- Niech pani nie panikuje. Za dwa dni nie trzeba będzie ich nosić.
Oczywiście nie obyło się bez focha:
- Ale pana żona pana pilnuje- pozwolił sobie na uwagę ten klient
Na co Jaskół:
- Żona po prostu dba o mnie i boi się, że ktoś mnie zarazi.
Klient niezrażony i niekumaty chyba, bo chwali się
- Moja to by mnie zabiła, a nie chroniła.


Nie mam zamiaru rezygnować z noszenia maseczki w nadziei, że jednak mnie ochroni.
Proszę, aby osoby, które są odmiennego zdania o noszeniu maseczek, tym razem nie zamieszczały komentarza. Nie mam ani ochoty, ani siły po raz kolejny tłumaczyć, jak należy nosić maseczki, jak często je zmieniać, by chroniły a nie szkodziły osobie je noszącej.
Takie rzeczy są na stronach netowych do przeczytania. A jak komuś się nie chce czytać instrukcji noszenia maseczek, a chce mi tutaj swoje teorie o ich szkodliwości wygłaszać (powołując się na wątpliwe badania, przeprowadzone przez jakichś lekarzy wziętych z pipidówek lub z kosmosu), to dziękuję bardzo.

Na Śląsku jest już zakażonych ponad 8000 osób, więcej na kwarantannie i jest to tendencja rosnąca. Cieszyński Urząd Skarbowy cały na kwarantannie- 4 osoby chore na koronawirusa. Ustroński oddział PKO zamknięty- 2 osoby chore. Ciekawa jestem. ilu klientów w przeddzień zamknięcia tych urzędów, załatwiało tam interesy.
Wczoraj w Polsce 331 przypadków, dzisiaj 221. Ludzie czekają na testy tydzień, czasem więcej dni, na wyniki tygodniami. Dużo wyników zagubiono, powtórki z testem są odwlekane. Do Sanepidu nie można się dodzwonić.
Przecież to się dopiero w Polsce nasila-  rząd rżnie głupa i zwalnia obostrzenia, a głupole się cieszą, bo im „pozwolono wrócić do normalności". Czyżby znowu zadziałała polska mentalność: „Mnie to nie dotyczy”, „Mnie to nie dotknie”? Choroba, która nazywa się totalny brak wyobraźni z tumiwisizmem do kupy
Jak zawsze – Polak przed szkodą i po szkodzie głupi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz