Aż się wierzyć nie chce, że
właśnie teraz mamy najdłuższe dni i najkrótsze noce w roku. Jasno jest aż do 22.,
a rano około 4,30 już dnieje. Jednak padający deszcz, psuje cały urok tych jasnych
wieczorów. Jak nie siąpi, to pada, jak nie pada, to leje. Śmieję się, bo
groziła nam susza, więc kupiliśmy ogromny
pojemnik na deszczówkę i zaraz po ustawieniu go oraz zamontowaniu rynien,
zaczęły się deszczowe dni. Oczywiście, że woda się nie straci, ale odebrałam to
jako działanie przyrody „na przekór”.
To, mniej więcej jest tak, że jak wymyję okna, to zaczyna padać. W rejonie
ogłoszono alarm przeciwpowodziowy. Wczoraj go odwołano. Wczoraj też się
rozpogodziło i zaświeciło słońce. Jednak po niebie sunęły duże ciemne chmury. Udało
mi się wyprać zaległości i, o dziwo,
wysuszyć. Wilgoć wisiała w powietrzu, jak to bywa po deszczach, kiedy
przygrzeje ziemię słońce.
I już była nadzieja, że ta
ogromna ilość wody „przelała się”, teraz będzie pogodniej i ziemia zacznie się osuszać.
Nic z tego, rano przeszła nad nami burza z ogromną ulewą. Ogród spłynął ogromem
wody. Wszędzie, w każdym zagłębieniu stoi woda. W trawnikach nogi grzęzną. W
ogrodzie kwiatowym stoi woda. Ta ulewa dokończyła dzieła zniszczenia na
wszystkim, co zakwitło. Nie mam sił nawet się zezłościć. Nawet kwiaty w donicach tak zawilgły, że zaczęły okrywać się pleśnią. Wszystko powalone, połamane. Kwiaty zmaltretowane nadmiarem wody. Nie pozostaje nic innego, tylko wszystko wyciąć.
Na razie woda spływa na dół ogrodu dwoma sporymi
strumieniami. Na dole, pod brzozami tworzą się spore kałuże. Nie wiem, co w
byłym sadzie, bo rośnie w tym miejscu rzepik. Mam nadzieję, że nie będzie zatrzymywał
wody tak, jak to działo się w tym miejscu, kiedy rosły tam jabłonie.
W piwnicy, w tym roku, spoko. Nawet, jak
przeszły dwie burze z ogromnymi ulewami, piwnica „nie popłynęła”. Trochę wody
spłynęło do pomieszczenia, gdzie jest piec CO, ale bez szału. Da się przejść
obok suchą nogą. Ta sucha piwnica, to jest nagroda za moją zeszłoroczną i
tegoroczną mordęgę w uszczelnianiu podłogi i spoin podłogi ze ścianami. Po
dzisiejszej burzy nazbierało się trochę wody. Niemniej nie trzeba szuflować i
wypompowywać całymi beczkami, jak to dawniej robiliśmy.
Ogród jeszcze przed zniszczeniem ( będzie ciąg dalszy)
Goździk turecki, a u nas mówi się na niego kamienny. Sam się sieje każdego roku, a ja zostawiam te młode siewki.
Parzydło- teraz leży przygięte do ziemi. Przywiązałam go do palika, ale to nie pomogło. Ostatnie irysy. Moim zdaniem, najpiękniejsze. Myślałam, że w tym roku nie zakwitną tak obficie, jak zawsze, ale sprawiły mi niespodziankę. Zdjęcie nie oddaje tego intensywnie błękitnego koloru.
Mała żuraweczka. Też w tym roku zakwitła nadzwyczaj pięknie.
Kuklik. Piękny ceglasty akcent na tle liści liliowca.
Najpóźniej kwitnie piwonia mocno różowa. Ma kwiaty wielkości talerza stołowego. I to ją zgubiło. Pod ciężarem wody wszystkie się połamały. Też podparta, i też nie pomogły podpórki.
Pierwsze liliowce. Zazwyczaj deszcze im nie szkodzą. Jednak i one musiały się w tym roku poddać. Leżą na ścieżce ogrodowej i już się raczej nie podniosą.
To liliowe, to pospolity kwiat, ale nie potrafię sobie teraz przypomnieć nazwy. W ogrodzie są dwie kępy i obie deszcz zniszczył. Po przycięciu, odnowią kwitnienie
Nie wiem, jak się ten żółty nazywa, ale jest fajny. Niekłopotliwy w uprawie, sam się rozsiewa i dosyć długo kwitnie. Mam nadzieję, że jak go przytnę, to odnowi kwitnienie w lipcu.
Żurawka wysoka. Ona po przycięciu też zakwitnie drugi raz.
Małe goździki mocno pachnące. Jakoś się ostały bez większej szkody.
I goździki puste. Ratowane wielokrotnie przed mrówkami. Mam nadzieję, że te deszcze uskuteczniły mrówki. Przykre, ale nie znoszę, kiedy te dziady tworzą mi mrowiska w samym środku kwiatka. I mam nadzieję, że woda zalała wszystkie krecie oraz mysie korytarze. Już czas, by się wyniosły z tej części ogrodu.
Trzykrotka o pięknym mocnym kolorze. W ogrodzie jest jeszcze kępa trzykrotki w kolorze pośrednim między tą, a tą jasną z poprzedniego zdjęcia. Nie mam pojęcia dlaczego mają one różne kolory. Same się sieją i w dodatku w innym kolorze kwitną. Ta tutaj jest tą właściwą, pierwotną. Może to zależy od zasadowości ziemi tak, jak przy hortensjach? One też zmieniają kolor w zależności od zasadowości ziemi.
Teraz uszatki nie widuję i nawet jej nie słychać. Może na czas lęgów wyniosła się do zagajników, albo po prostu nie ma na razie melodii do ujawniania się. Za to chyba krogulec ma gniazdo w ogrodzie. Często słyszę jego nawoływanie w lasku i słyszę popiskiwanie. Może to młode nawołują stare, a stare im odpowiadają. Para krogulców poluje często nad pobliskimi polami. Nie jest to najlepsze. One niszczą małe ptaki, a tych w tym roku jest jakby mniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz