niedziela, 17 marca 2024

Wzrasta, zamiera, maleje, znika- księżyc w wierzeniach Słowian.


W mitologii wschodnich Słowian uosobieniem księżyca był bóg Chors. Słowo to wywodzi się, w etymologii słowiańskiej, od terminu „wycharsły” czyli wynędzniały. Mogło się ono odnosić do księżyca, który w porównaniu ze słońcem- głównym bogiem, świeci bardzo słabo lub dotyczyć „ubywania” księżyca po pełni. W większości źródeł pisanych Chors sąsiaduje z Perunem lub Dażbogiem, co pozwala go odnieść do bogów słonecznych. Historycy twierdzą, że przybył on ze wschodu z Sarmatami lub Turkami, lub też z Iranu, co jest bardziej prawdopodobne. Często przedstawiany jako biały koń, który biegnie nad ziemią od wschodu do zachodu. U Słowian koń był utożsamiany z żywotnością, dlatego upiększali oni szczyty swoich domostw drewnianymi głowami końskimi. Córką Chorsa była Zorza, zwana inaczej Łuną, bogini księżycowej poświaty. Inna wersja mówi, że była córką Dabogi i Dażboga.


W mitologii słowiańskiej księżyc jest rodzaju męskiego, chociaż podejrzewano, że w niektórych kręgach mógł być rodzaju żeńskiego (jak w Europie zachodniej), co sugerowały noszone przez słowiańskie kobiety ozdoby, nazywane lunelami. Święto Chorsa przypada na 4/5. lipca, Letnie Święto Miesiąca, kiedy to modlono się o plony i przewidywano pogodę.

Natomiast słowo księżyc oznacza syna, księcia lub młodego księdza. Co ciekawe, pierwotnie używano słowa Miesiąc na prawie wszystkie fazy tego satelity ziemskiego, a terminu księżyc tylko w  pierwszej fazie po nowiu. Istotnym dowodem na stosowanie takich nazw jest to, że pierwotny rok słowiański miał 13 miesięcy księżycowych. Stąd także wywodzi się nazwa miesiąca jako jednostki podziału czasu.

W słowiańszczyźnie kult lunearny był mocno osadzony. Wierzono, że Księżyc jest odzwierciedleniem uniwersalnego wzoru przekształceń, zmian jakie zachodzą w przyrodzie. Fazy księżyca- przybywanie, pełnia, ubywanie, nów, to obraz cyklu egzystencji roślin i zwierząt- narodzin, rozwoju, pełni egzystencji, starzenia się i śmierci. Co miesięczny cykl księżyca obrazuje idee wiecznego, niezmiennego powrotu. Cykliczne „zataczanie” przez księżyc koła - od przybywania do nowiu- przedstawia istotę rytmu życia, który obejmuje cały świat, wszystkie żywe formy.

Księżyc symbolizuje zarówno życie- płodność rodzenie- jak i śmierć- ubywanie, zanikanie. Wierzono, że dzieje się tak również z człowiekiem, który po śmierci udaje się na księżyc lub pod ziemię, by tam odrodzić się oraz nabrać siły do nowej egzystencji. Wiara ta dawała ludziom nadzieję, że skoro księżyc potrafi odradzać się, a jego cykl jest wpisany w kosmiczny rytm życia, to również człowiek, jako istota Kosmosu, ma szansę na taki sam proces. W związku z tym, w starych wierzeniach, pojawia się niepewność, co do płci księżyca. Przypisuje się mu pierwiastek żeński- płodność, rodzenie oraz męski- siła zapładniająca. Dwupłciowość księżyca, w wierzeniach słowiańskich, koresponduje z wierzeniami o symbolice wody i ognia.


 

W dawnych wiekach wróżono  na podstawie wyglądu księżyca:

- rogi zagięte w czasie nowiu w górę: ładna pogoda na najbliższe dni;

- rogi zagięte podczas nowiu do dołu: deszcz;

- księżyc dobrze widoczny i jasno świecący: ładna pogoda;

- księżyc zamglony, otoczony kręgiem(lisia czapa): opady i mgły;

- czerwona lub przezroczysta tarcza w pełni: klęski żywiołowe, wojny;

- wycie psów do księżyca: zbliża się nieszczęście;



Słowianie wierzyli (i dotąd odzwierciedla się to w wierzeniach ludowych), iż światło księżyca w pełni budzi duchy i demony. Podczas księżycowych nocy można zobaczyć snujące się na rozstajnych drogach oraz cmentarzach dusze. Topielice i rusałki tańczą na nadbrzeżnych łąkach, a czarownice zbierają zioła, którym jasny księżyc dodaje szkodliwej mocy. W takie noce wychodzą spod ziemi czarty, by z lubością porywać w tany czarownice. Podczas pełni księżyca uaktywniają się strzygi, wampiry i upiory, a wilkołaki wyją długo i głośno, zwracając swe pełne kłów pyski w stronę jasnej, księżycowej tarczy.

Podczas nowiu szczególną moc mają czarownice, które wtedy rzucają uroki, sprowadzają choroby, psocą. Odbywają też swoje sabaty na łysej Górze.

Z kolei nów to doskonała pora do stosowania czarnej magii. A zbierane podczas nowiu zioła mają moc leczniczą.

 

Z fazami księżyca dawne zwyczaje ludowe wiązały wiele zakazów oraz nakazów. Jeżeli ktoś ma ochotę dowiedzieć się na ten temat więcej, to podaję źródła.

http://www.lastfm.fr/group/.Ksi%C4%99%C5%BCyc./forum/140448/_/586388

http://teatrnn.pl/leksykon/node/3128/etnografia_lubelszczyzny_%E2%80%93_ludowe_wierzenia_o_ksi%C4%99%C5%BCycu

http://www.tnn.pl/tekst.php?idt=806&f_2t_artykul_trescPage=6

 


Nazwy pełni księżyca

Wczesna Zima

Styczeń: Wilcza Pełnia, Lodowa Pełnia, Stary Księżyc

Pełnia Zimy

Luty: Śnieżna Pełnia, Głodny Księżyc, Pełnia Świec;

Późna Zima

Marzec: Pełnia Burz, Księżyc Kruka, Skrzypiący/Chrzęszczący Księżyc, Robacza Pełnia, Ślimacza Pełnia, Postna Pełnia

Wczesna Wiosna

Kwiecień: Siewna Pełnia, Pełnia Kiełków, Rybi Księżyc, Księżyc Wzrostów,

Pełnia Wiosny

Maj: Mleczna Pełnia, Kukurydziany Księżyc, Pełnia Zająca, Pełnia Kwiatów

Późna Wiosna

Czerwiec: Truskawkowa Pełnia, Księżyc Kochanków lub Miodowy Księżyc, Księżyc Łąk, Różany Księżyc, Gorący Księżyc

Wczesne Lato

Lipiec: Sienna Pełnia (od siana), Księżyc Gromów (Burzliwy)

Pełnia Lata:

Sierpień: Kukurydziana Pełnia, Czerwony Księżyc), Pełnia Zielonego Ziarna, Pełnia Błyskawic, Psi Księżyc

Późne Lato

Wrzesień: Pełnia Plonów (Żniw), Jęczmienny Księżyc, Owocowy Księżyc

Wczesna Jesień

Październik: Pełnia Myśliwych, Księżyc Podróżników, Księżyc Więdnących Traw, Krwawy Księżyc

Pełnia Jesieni

Listopad: Pełnia Bobra, Księżyc Szronu, Śnieżny Księżyc)

Późna Jesień

Grudzień: Dębowa Pełnia, Zimowy Księżyc, Księżyc Długich Nocy

http://halloween.friko.net/ksiezyc/pelnia-nazwy.html

 


 Niektóre zdjęcia pochodzą z Internetu.

poniedziałek, 11 marca 2024

Beza jedzie za granicę, czyli wycieczka nad żermanicki zalew.

Przyzwyczajamy Bezę do dłuższej jazdy samochodem. Dotychczas jeździliśmy z nią niedaleko, tak po 20 kilometrów w jedną stronę i z powrotem. Pierwszą dłuższą trasę zaliczyła, kiedy jechaliśmy po Szerszenia, by go zabrać z zimowego garażowanie. Wtedy Beza w sumie przejechała samochodem  120 kilometrów.  Po jednym przystanku w każdą stronę na siusianie i napicie się wody. Ona uwielbia jeździć, ale to, że ona uwielbia wcale nie znaczyło, że da radę wytrzymać długą jazdę. Chyba nie będzie z tym problemów.


 

 Wczoraj pojechaliśmy w trójkę, nad Zalew Żermanicki. Już tam byliśmy z Jaskółem- opisałam to TU,


 

Ta drogą jeździliśmy już wielokrotnie, ale mnie się jeszcze nie znudziła ze względu na widok pięknej panoramy Beskidów. W Czechach w niedzielę, do południa, drogi są prawie puste.

Zdjęcie na samej górze- widok na pasmo Wielkiego Jaworowego na czeskiej stronie przy zjeździe do Cieszyna.

Dwa zdjęcia poniżej- panorama Beskidów czeskich
 

Nad zalew  podjechaliśmy z innej strony niż zapora. Samochód postawiliśmy na parkingu we wsi Domasławice Górne. Parking obok kościoła, a jakże, ale pusty. Wokół spokój, cisza, kościół zamknięty.

Wieś ma długą historię. Została założona w 1305 roku, prawdopodobnie przez Domasława. Zaraz za miedzą są Domasławice Dolne. Obie wsie są wzmiankowane w dokumentach biskupa wrocławskiego, któremu mały płacić podatek.

W niecałe 100 lat później wybudowano pierwszy kościół. Jego koleje były różne, palił się, potem go odbudowywano, potem był luterański, by w 1958 roku wrócić do rąk katolików. Sam kościół taki sobie. Bardzo podobny do tego kościółka na pierwszym zdjęciu.

Najpierw poszliśmy zobaczyć starą, średniowieczną figurę „Nepomucka”. To bardzo popularny święty w Czechach i na Morawach, a i w Polsce, zadaje się, też. Figura, jak figura, złote gwiazdeczki w aureoli, charakterystyczna sylwetka- wygląda na to, że jak jakiś średniowieczny artysta raz ustanowił model, to potem stworzono sztancę i tak tego świętego, według tej sztancy, tłuką, a potem stawiają na cokoły. Ja odbieram te figury jako jedne z brzydszych- widywałam naprawdę ładne, robione z wielkim artyzmem,  figury świętych.Po obejrzeniu „arcydzieła”, poszliśmy nad cmentarz.

 Na cmentarzu, niedaleko bramy stary grobowiec. Podchodzę i widzę na płycie duży herb wykonany z piaskowca. Czytam, kto tu pochowany, bo jeżeli herb, to pewnie ktoś ważny dla wsi- właściciel? Założyciel?  Cztery osoby z rodziny von Barrasowsky. W domu szukam w Internecie coś więcej na temat tego rodu, a tu nic. No to zwracam się o pomoc do pana Morys- Twarowskiego, autora książki, o której pisałam w poprzednim poście. Ma swój blog, na którym przedstawia genealogie wszystkich nazwisk ze Śląska Cieszyńskiego (Księstwa Cieszyńskiego). No i okazało się, że pisane gotykiem litery mnie zmyliły. Ja odczytałam von Barrasowsky, a chodzi o von Harrasowsky. A potem znalazłam kilka krótkich informacji o tym rodzie- tak była to szlachta, pochodząca z Harasowa (nie znalazłam miejscowości, ale to chyba była wieś pod Pragą, bo teraz to dzielnica Pragi), miała majątki i wsie w obrębie Księstwa Cieszyńskiego (oraz niedaleko Raciborza). I ze zdziwieniem przeczytałam, że byli również krótko właścicielami, odległego od naszego domu o 2 kilometry, pięknego pałacu w Kończycach Wielkich. A swoją drogą to dziwne, że mając tak blisko pałac, jeszcze go nie opisałam. Ile razy przejeżdżam obok, to zawsze przyrzekam sobie, że już na pewno przyjadę i zrobię zdjęcia, a potem czas mija…mija… i klapa.
 Z cmentarza poszliśmy, zgodnie ze wskazówkami Czecha, którego zapytaliśmy o drogę, nad jezioro.

Lubię te czeskie wsie, niedziela prawie południe, nie ma ogłuszającego bicia dzwonów kościelnych, dobiegającego zawodzenia z otwartych drzwi kościołów, nie ma multum samochodów wzdłuż przykościelnych ulic… cisza, spokój, od czasu do czasu przejdzie przechodzień. I, co charakterystyczne, a co mi się bardzo podoba, prawie zawsze zostaje się serdecznie pozdrowionym „Dobry den”. I uśmiech, i spokój…Ten „Dobry den” to nawet małe dzieciaki pierwsze wołają. I jest to takie sugestywne, że przyłapałam się na tym, że zaczęłam pierwsza wołać ”Dobry den”, nie czekając na to, czy z drugiej strony to usłyszę. Ale chyba to dobrze, bo tak najszybciej wchłonąć w siebie umiejętność łapania kontaktu w obcym kraju. Przy czym im dalej  od granicy polskiej, tym bardziej język staje się dla mnie bardziej niezrozumiały. W granicach  dawnego Księstwa Cieszyńskiego, czyli po Frydek- Mistek, Ostrawę Wschodnią, Bohumin, Czesi mówią takimi łamańcami czesko- polsko- śląsko- stela.

Wielu z nich mówi „po cieszyńsku” z naleciałościami czeskimi. I może dlatego, zamiast przyswajać literacki czeski, poprzestaję, na razie, na tym „łamanym”.

 I jak to bywa w Czechach, żadnej drogi, w większym równym płaskim kawałku, nie uświadczysz, ta była również stroma w dół i stroma przy powrocie. Za Chiny nie chciała się wypłaszczyć. A przy powrocie do samochodu wydała mi się złośliwie jeszcze bardziej stroma.


Nad jeziorem pięknie- rybak tu, rybak tam. Kaczki, gdzieś na niebie myszołów, znów ta spokojna cisza, leniwy czas. Bezka uwolnione ze smyczy, szczęśliwa brodziła po wodzie, łaziła po brzegu, zapuszczała się w las.

 


 

 Na zdjęciach widać do jakiej wysokości dochodzi woda, jak jej w zalewie przybywa. 

Las nad zalewem taki bardziej swojski. Taki las bukowo- grabowy miałam obok domu, kiedy mieszkałam na granicy Cieszyna. A w tamtym lesie, zupełnie jak w tym, dziko rosnąca miodunka, żółte dzikie kluczyki (pierwiosnki) i zawilce leśne. Małe jary, kopce, rzadki podszyt. Coś pięknego.

W drodze powrotnej Beza siedziała tak cichutko, że myśleliśmy, iż zasnęła. Siedziała sobie i patrzyła w okno. Była bardzo zmęczona, ale pyszczysko miała zadowolone.

Po powrocie do domu błyskawiczna akcja w kuchni i powstało autorskie dzieło: sałatka Cezar & Kleopatra. Proste i łatwe- wszystkie składniki do sałatki Cezar, a potem dodane jeszcze to, co było pod ręką- pomidorki koktajlowe, mozzarella w kulkach, a sos bez dodatku sosu worcestershire. Pochłonęliśmy sałatkę błyskawicznie, tacy byliśmy głodni.