czwartek, 18 kwietnia 2024

A tymczasem rozważania przy krojeniu mięsa, czyli jak ugotować węgierski bogracz.

Taki piękny łan kwitnącego czosnku niedźwiedziego widzę przez okno, siedząc przy komputerze- czosnek w ogrodzie siostry.

 Bogracz gotowałam kilka razy. Ostatni ugotowałam w lutym. Zrobiłam zdjęcia, by wrzucić na blog i pokazać, że nie tylko chińska kuchnia jest w pakiecie moich zainteresowań kulinarnych. Dania z kuchni innych krajów są w nim również.

Niestety, podczas robienia porządków w folderach ze zdjęciami, ten z kulinarnymi dokonaniami Jaskółki, wyleciał w powietrze. Szkoda, bo miałam tam już niezłą dokumentację z gotowania oraz pieczenia fajnych jedzonek. No to apiać cały cykl.


Pierwszy na linię ognia poszedł bogracz- węgierska zupa typu śląski ajntopf (wszystko do jednego gara, byle sycące, byle gęste).

Bogracz gotuje się jak kartoflankę, to dlaczego go nie reklamować?

I teraz moje rozmyślania przy krojeniu mięsa wołowego na zupę. Kawałek wołowiny miał być takim wspaniałym „czystym” mięskiem na bitki lub rolady. Niestety okazał się tylko z góry piękny, bo w środku miał pełno żył i włókien. Zaczynam to chabazie wycinać- nasuwa mi się myśl o wegetarianach i ich krytyce mięsożernych. No, myślę sobie, jak to łatwo krytykować innych, że jedzą zwierzątka, że serca nie mają, że jak tak można, że ekologia, bo hodowla zaśmieca środowisko, truje powietrze… Myślę sobie i wściekam się przy wycinaniu tych żył.  Tak szczerze mówiąc, to częściej spotykam się z krytyką, dotyczącą jedzenia mięsa, uprawianą przez wegetarian, vegan czy jeszcze inne nacje, niż z krytyką wegetarianizmu ze strony mięsożernych. Mało tego, wegetarianie swoją krytykę przeprowadzają za pomocą słownictwa, które ma wbić mięsożercę w  ogromne poczucie winy, takie, że nic tylko iść i zakopać się w piasek, bo odważył się zjeść kotlet, roladę wieprzową czy udko z kurczaka na obiad. A w dodatku żre kiełbachę, szynki, wędzone boczki- bez skrępowania, że właśnie pożera zwierzątko. No…

Tnę to paskudne, oporne mięso na kawałki i dalej mi się myśli snują- jak to jest, że taki krytykant nie popatrzy najpierw sobie do talerza, zanim zacznie na innych wieszać, nomen omen, psy, które też są mięskiem? Nie widzi, że te wszystkie ostrygi, krewetki, rybki, mule, raki i kraby to też mięso? Naprawdę tego nie widzi? A wcina to z apetytem i jeszcze mówi- ja mięsa nie jadam, ale ryby tak. Nie, nie jadam mięsa, ale rybne sushi, mniam, owszem, mógł/mogłabym jeść na okrągło.  A jajeczka, a galaretkę???? Żelatyną robi się z kości wieprzowych i rzadko który wegetarianin zastanawia się, z czego jest zrobiona galaretka, którą na deser wcina. Koń by się uśmiał z takich wegetariańskiej dwulicowości i zakłamania.

Jestem przeciwniczką niehumanitarnego uboju, przeciwniczką uboju rytualnego, przeciwniczką hodowli zwierząt na futra, przeciwniczką bezmyślnego myślistwa, przeciwniczką dręczenia zwierząt dla widzi mi się itp. ale nie mam zamiaru brać udziału w nagonce na ludzi tylko dlatego, że wybrali taki, a nie inny sposób żywienia oraz styl życia. I nie mam zamiaru być ofiarą takiej nagonki. Jakim prawem ktoś, komu wydaje się, że żyje lepiej ode mnie, albo wybrał, według niego, lepszy styl życia, będzie mi narzucał ten styl? Tylko dlatego, że „wydaje mu się”? Jakim prawem obrzuca mnie, mięsożerną, epitetami, wyśmiewa, krytykuje i wpędza w poczucie winy z tego powodu? Jeżeli zechcę „zmieniać” świat, to zrobię to z własnej woli, a nie dlatego, że ktoś pohukuje mi nad głową, jaka to ja jestem zła oraz bezduszna, bo ośmielam się jeść mięso. 

No dobra, pocięłam w końcu to oporne mięso w kostkę i myśli poleciały mi w stronę ekologii, często na nas wymuszanej. Takie segregowanie odpadów w naszej gminie- ja jestem zadowolona, że w ogóle jest, bo przedtem konieczność nakazywała to wszystko palić, nie było gdzie składować. Ale jak weszło segregowanie śmieci, wszedł nakaz mycia słoików, butelek, opakowań np. po jogurtach. No kompletny bezsens, bo wzrosło jednocześnie zużycie wody oraz prądu- zimną wodą tłustego nie wymyjesz. Ale przyszło opamiętanie i ten nakaz zniesiono- ja niektóre opakowania myję, bo trzymamy wory w piwnicy i po kilku dniach byłby straszliwy smród (segregowane odbierają u nas raz w miesiącu). Od dwóch lat gmina odbiera odpady bio- no ludzie, zdziwiłam się- bio na wsi? Ale ma to jednak sens, ponieważ polikwidowano hodowlę świntuchów (ani jednego już się w gospodarstwach nie hoduje- ludzie puścili ziemię w dzierżawę), krów, a kur to teraz w gospodarstwie jest najwyżej kilka, o ile w ogóle one są. Gdzie te resztki dawać? Stary zwyczaj ogrodowy zakłada posiadanie kompostownika. Najpierw mieliśmy taki tradycyjny- odpadki, chwasty na kupie kompostowej. Potem kupiliśmy dwa duże plastikowe pojemniki- kompostowniki, wrzucamy tam resztki jedzenia przesypując je chwastami- robi się piękna ziemia kompostowa. Ale na wsi zwyczaj kompostowania przeminął- odpadki ładuje się do plastikowych kubłów, te wywozi gmina co 2 tygodnie. Do tych kubłów właściciele wrzucają również skoszoną trawę, to mnie jednak bulwersuje, bo skoszona trawa, kiedy się ją zostawi, trawnik nawozi.

No dobra, każdy sobie rzepkę skrobie, ale kiedy zgłosiłam kompostowniki i poprosiłam o ulgę, bo w końcu nie obciążam gminy wywozem odpadków, usłyszałam, że ulga w miesięcznej opłacie za wywóz śmieci wynosi 1 zeta. To samo mają właściciele domów, które ogrzewają gazem- gmina nie wywozi ich popiołu, ale oni muszą za ten wywóz płacić. Podobno są to ogólnokrajowe przepisy i tyle.

I dalej bogracz- poprzednie bez kluseczek. Podobno rasowy bogracz powinien te kluseczki w sobie mieć. No to zrobiłam.

Najpierw o nich, potem o zupie. Kluseczki robi się banalnie prosto: wbijasz do miski jajko, soli, dodajesz tyle mąki, ile jajko zbierze, ale ciasto powinno być miękkie. Wyrobiłam całość ręką, dałam na deskę do krojenia, uformowałam wałeczek i pocięłam go w taki sposób, jak się kroi na kopytka. A potem te kluski do zupy i poczekać aż się ugotują. W przepisie jest rada- jak wypłyną, to znaczy, że ugotowane. Sęk w tym, że bogracz jest gęsty i kluski żadnym sposobem się w nim nie utopią, nic nie wypłynie, bo nie opadnie na dno. Kluseczki można ugotować osobno w osolonej wodzie.

 W ogóle te przepisy są często niedokładne, składniki podawane byle jak, widać, że wiele jest powielanych „bez głowy”. A ja potem gotuję według takiego niedokładnego przepisu i wychodzi klapa. Tak było z czeburakami (tu akurat dobrze, że zdjęcia wyleciały w niebyt- zrobię następne czeburaki, to pokażę)- zrobiłam według wybranego przepisu- wyszły twarde. Potem poszukałam innych przepisów i w nich była zupełnie inna technologia robienia ciasta. Teraz parę razy porównuję przepisy- wybieram ten, który wydaje mi się sensowny. Oczywiście wymagający mało pracy i nie „kosztowny”, oraz nie ma wymyślnych produktów.

 Bogracz- to jeden z symboli madziarskiej tradycji kulinarnej. Węgierska nazwa "bogrács" wywodzi się od tureckiego słowa "bakraç", oznaczającego „ miedziany kociołek”. To prawdopodobnie przybysze z Osmańskiego Imperium,  rozpowszechnili, na terenach nad Dunajem, Drawą oraz Cisą, zwyczaj przyrządzania potraw nad ogniskiem. Miedziane naczynia zastąpiono żeliwnymi, a Węgrzy dalej z umiłowaniem przyrządzają w kociołku nad ogniskiem różne potrawy: halászlé (zupa rybna), paprykarz (potrawa z baraniny lub cielęciny z dużą ilością papryki i śmietany), slambuc (danie z boczku, ziemniaków, cebuli, papryki i łazanek) oraz wszelkie odmiany gulaszu, na czele z tytułowym bograczem.

Często na bogracz mówi się gulasz, ponieważ węgierskie słowo „gulyás” oznacza zupę gulaszową, jaką jest bogracz. Sprawdziłam przepisy na bogracz i na gulasz- prawie niczym się nie różnią. Wynika z tego, że dla Polaków gulasz to zupa, która po węgiersku nosi nazwę bogracz. Ale żeby być sprawiedliwym, należy dodać, że w sposobie przygotowania, gulasz od bogracza różni się tylko tym, iż gulasz zagęszcza się zasmażką, a bogracz pozostaje w postaci gęstej zupy. No i do bogracza można, ale wcale nie trzeba, dodać kluseczki.

Bardzo często w Polsce mówi się "gulasz" na kawałki mięsa w gęstym sosie- "na są obiad ziemniaki z gulaszem i kiszonym ogórkiem".

Pierwotnie podstawowymi mięsami w bograczu były dziczyzna i wołowina. Najczęściej gotuje się go na wołowinie, ale dobór mięsa jest współcześnie dowolny. Charakterystyczny smak tej zupie nadają różne rodzaje papryki, smalec wieprzowy, boczek wędzony oraz ziemniaki. I znów można dodać, że współcześnie w bograczu można znaleźć różne dodatki np. pieczarki, grzyby leśne, inne warzywa niż w podstawowym przepisie, plasterki kiełbasy itp.

No nie wiem, jak chcę ugotować coś, co jest charakterystycznym daniem danego kraju, to staram się gotować pierwszy raz zgodnie z przepisem, a potem, ewentualnie z braku jakiegoś produktu, przepis modyfikować.

Podaję przepis na bogracz tradycyjny. Ugotowanie go zajęło mi około 1,5 godziny.

 Składniki na 4 porządne porcje:

- 500 g mięsa wołowego na gulasz

- 2 łyżki smalcu wieprzowego,

- 100 g boczku wędzonego,

- 1 duża cebula,

- 4 duże ząbki czosnku,

- 2 marchewki,

- 3 papryki kolorowe( zielona, czerwona, żółta),

- 3-4 ziemniaki,

- 1 łyżka papryki suszonej słodkiej ( nie wiem, czy płatek, ja dałam mieloną),

- 4 liście laurowe,

- 6 ziaren ziela angielskiego,

- 1,5 litra wody,

- 1 puszka pomidorów krojonych (400g),

- 1 łyżka koncentratu pomidorowego,

- sól, pieprz do smaku,

- kwaśna śmietana do podania,

- zielona pietruszka do podania,

Tego wyjdzie sporo, czyli potrzebny jest duży rondel lub garnek, no chyba, że ktoś ma ekstra  kociołek i robi bogracz nad ogniem.

Moje uwagi- w przepisie są podane składniki i ich ilość, ale to od indywidualnego podejścia zależy, ile czego dać do zupy. Nie dałam koncentratu, bo bogracz i tak był bardzo pomidorowo- słodki, dałam mniej ziemniaków oraz średnie marchewki, ponieważ nie ma podanej wielkości warzyw. Nie dałam zielonej papryki, ale jak ktoś chce mieć dużo, to należy dodać więcej ziemniaków, paprykę różnokolorową. Podczas gotowania kosztowałam i dodawałam sól oraz pieprz do smaku, bo ciągle było „płone” (ni słone, ni płone- za mało doprawione). 

 

Wykonanie:

  1. Mięso pokroić na nieduże kawałki, posolić.
  2. Roztopić tłuszcz, wrzucić na gorący tłuszcz mięso i smażyć parę minut (smażyłam dosyć długo, bo chciałam mieć pewność, że nie będzie twarde- wołowina jest długo twarda).
  3. Na smażone mięso wrzucić pokrojoną cebulę w kostkę, pokrojony w kostkę boczek oraz straty czosnek (pokroiłam czosnek drobno). Smażyć około 10 minut.
  4. Wrzucić pokrojone w kostkę paprykę oraz marchewkę, dodać słodką paprykę.
  5. Wlać do wszystkiego wodę, dodać liść laurowy, ziele angielskie lekko posolić. Całość gotować na małym ogniu około 30 minut.
  6. Wsyp pokrojone w kostkę ziemniaki.
  7. Kiedy ziemniaki będą prawie miękkie, dodać pomidory i na koniec koncentrat pomidorowy. Gotować wszystko do miękkości mięsa. Jeżeli trzeba, doprawić gotową zupę solą oraz pieprzem. 

Z kluseczkami.

 Można podawać w miseczkach z kluseczkami, z kleksem kwaśnej śmietany i posypane zieloną pietruszką.

 


https://kuchnia.wp.pl/bogracz-jak-zrobic-wegierski-specjal-6596340458732512a

Zdjęcia kociołków :

https://www.kwestiasmaku.com/kuchnia_polska/wolowina/bogracz/przepis.html

https://pl.wikipedia.org/wiki/Bogracz

 

P.S. Proszę tu nie zamieszczać opisów, dotyczących okrutnego traktowania zwierząt i proszę mnie nie przekonywać, że jedzenie mięsa jest złe. Przedstawiłam swoje zdanie na ten temat, moja postawa wobec takiego, a nie innego sposobu żywienia, jest przemyślana i na razie nic jej nie zmieni.


 

32 komentarze:

  1. Lubię takie jednogarnkowe pyszne i sycące dania, wiele w nich smaków, a kluseczki to uwielbiam wszelkie!
    Czytałam kiedyś etykiety tzw. dań vege w Lidlu, chemii tam tyle, że połowa tablicy Mendelejewa, poza tym produkcja roślinna wcale nie jest taka eko, jak nam wmawiają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z takich jednogarnkowych, pożywnych zup, to chyba kapuśniak najbardziej lubię. Ten bogracz też jest pyszny. No i te chińskie stir fry wymiatają:).
      Jeżeli miałabym być wegetarianką, to na pewno nie kupowałabym gotowców wegetariańskich.
      Z tym eko to w ogóle jest przegięcie- ludzie jeść muszą, zwierzaki jeść muszą- ile trzeba wyprodukować "zieleniny", by to wszystko wykarmić? No to nawozy sypie się bez opamiętania, pryska bez opamiętania, a potem wmawia się ludziom, że z ekologicznych upraw, albo z zastosowaniem zasad ekologii się up0rawia.
      U nas "ekologicznie" zaorano miedze, by zwiększyć areały, ile lasów się wycina- teraz rolnicy buntują się przeciwko zielonemu ładowi, nie podoba im się ugorowanie, bo ziemia leży odłogiem i nie daje plonów. A to właśnie jest ziemi potrzebne, by złapała oddech, odrodziła się. okoliczni rolnicy trzeci rok z rzędu sadzą kukurydze na tych samych polach, bo ona jest najbardziej opłacalna. Wyjaławiają ziemię, ale nie patrzą na to, bo pieniądz im w głowach namieszał.
      To nie są rolnicy, to są wielkie szkodniki.

      Usuń
  2. "Wegetarianie", którzy jedzą ryby, owoce morza i inne żyjątka to idioci, nie wegetarianie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, zgadzam się z Twoją opinią. A powiesz im to wprost?

      Usuń
    2. A oni to pewnie przyjmują z pokorą:):):):):)
      No cóż, coś im tam piszczy, że mięsa nie, ale zapomnieli, iż rybki to też mięsko, a jakie delikatne ech...

      Usuń
    3. Niektórzy mówią "no wiem, ale...".

      Usuń
    4. "No nie wiem, ale nie jem mięsa...." :):):) W sumie, niech jedzą, co chcą, ale niech nie zaciemniają obrazu.

      Usuń
  3. Takie danie właśnie przygotowuje się i w Bośni, też pod nazwą gulasz istnieje i najlepsze jest z dodatkiem dziczyzny i stadniny. Kuchnia serbska jest pełna mięsa, my tez- jak wiesz- hodujemy świnie, więc nie będę pisała obłudnych komentarzy.
    Ja jem mięsa mało, ale jem, a bez mleka i przetworów nie wyobrażam sobie życia. Próbowałam, nie dam rady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sarniny nie całej stadniny 😀😀😀

      Usuń
    2. O ile się nie mylę, ale chyba nie, bo jednak trochę dziejów ludzkości łyknęłam, to praczłowiek był najpierw mięsożerny, a potem nauczył się uprawiać zboże. Mamy układ trawienny, zęby przystosowane do jedzenia mięsa. Pierwszy etap to zbieractwo i myślistwo, a potem dopiero uprawa i hodowla. Człowiek jest mięsożerny i teorie, że mięso mu szkodzi są wciskane na siłę.
      Gadanie o szkodliwości jakiegokolwiek jedzenia jest koniunkturalne. Masło było dobre, potem szkodziło, teraz znów dobre...
      Ale jak ktoś chce jeść tylko zieleninę, niech sobie ją je, ja mu nie wciskam kitu, że jest obrzydliwy, morderca roślin itp. Mnie wkurza to nachalne krytykowanie ludzi jedzących mięso. na całym świecie hoduje się zwierzęta na mięso i nic tego nie zmieni. Chodzi tylko o ubój humanitarny.
      Jem mięso bo lubię, ale tak znowu dużo go nie jem. Dietę mamy bardzo urozmaicona- wszystko się w niej znajdzie- dużo nabiału, warzyw, mięso, kasze, ryż...Jem to co ja uważam za stosowne, a nie to, co ktoś mi narzuca. Na myśl by mi nie przyszło krytykować i wyśmiewać wegetarian. A oni uważają się za się lepszych, bo nie przyczyniają się do "mordowania zwierząt" i myślą, że wolno im szykanować mięsożernych. Ale tak... ale tak... oni są tolerancyjni, a jakże, oczywiście...będą padać z ich strony deklaracje. Ech... obłuda i pycha.
      I jeszcze jedno, są takie obszary geograficzne, gdzie człowiek beż jedzenia mi mięsa nie przeżyje w zdrowiu i kondycji.

      Usuń
    3. Podziwiam ludzi, którzy w imie wyższych celów poświęcają swoj komfort, ale fanatyzmu nie lubię.
      Nie nawrócę teściów, bo wielowiekowa tradycja nakazuje pieczenie prosiaka na Boże Narodzenie i koniec tematu.

      Usuń
    4. Repo- większość z tych ludzi wcale nie poświęca się dla wyższych celów, większość podąża za modą, zdrowiem osobistym, oraz ma inne powody- oni tylko głośno deklarują "ten wyższy cel". Ja też widzę w tym taki lekko psychologiczny wątek- nie jem mięsa- jestem lepszy od tych morderców zwierząt. Nie ma czym się "pochwalić", stuknie w temacie wegetarianizm. Są ludzie, którzy koniecznie muszą akcentować wszędzie swoją "inność' i to jest bardzo dobry temat. A dobry tym bardzie, że przecież ludzie innym do garów codziennie nie zaglądają i nie sprawdzają wiarygodności deklaracji.
      I po co masz nawracać teściów? Dlaczego nie mogą żyć tak, jak chcą? powiedziałaś pewnie swoje, a oni przecież mają wybór.

      Usuń
    5. Ach, nawet nie próbowałam, to była taka figura stylistyczna😀
      Aczkolwiek nie podoba mu się celebrowanie zabijania zwierząt i przyzwyczajanie do tego dzieci. Te zdjęcia z krwawiącymi, wiszącymi świniami....
      Ale- ktoś powie- tak jest, tylko ja zamykam oczy.

      Usuń
    6. No wiem, starszym (starym?) ludziom trudno zmieniać życie, o ile w ogóle trzeba.
      Ja się wychowałam w gospodarstwie, świniobicia były dwa razy roku, nic mnie nie ominęło, niestety. Moi rodzice nie przyjmowali do wiadomości, że czegoś możemy nie chcieć. Owszem, drastycznych scen nam oszczędzili, ale dalej już trzeba było pomagać. Ale jak się jest małym wiejskim człowiekiem, nastolatką, to inaczej się taki świat odbiera. Nie, że z mniejszą wrażliwością, ale z przekonaniem, że jest on tak urządzony i trzeba przeboleć.

      Usuń
  4. między jednym "ciach" i drugim to jeszcze można sobie pomyśleć, porozważać, ale podczas samego "ciach" to może być ryzykowne, bo można nie to mięso ciachnąć, zamiast wołowego tyłka ludzki (własny) palec...
    podział na "mięso" i "ryby" jest bez sensu, bo ryba też ma mięso, tylko rybie... ale żeby nie zgubić po drodze np. skorupiaków, czy mięczaków można mówić "mięso wodne"...
    z tym ubojem rytualnym to nie jest prosta sprawa, bo jeśli jest przeprowadzony ściśle według reguł, to faktycznie jest on humanitarny, niestety praktyka często jest taka, że wiele tych reguł się nie przestrzega i wtedy taki ubój zmienia się w torturę...
    mnie się PiS kojarzy z kolorem czerwonym, bo neokomuniści, Konfederacja z brunatnym, bo naziole, za to Lewica z zielonym, bo eko, lub niebieskim, bo wolność (najbliżej wolności, dokładnie mówiąc), a co do innych ugrupowań to nie wiem za bardzo, nie mam jakichś prostych skojarzeń kolorowych...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może z tymi kolorami to racja? Problem w tym, że ludzie pogardzają nowoczesną lewicą bo utożsamiają ją z lewactwem ( rany ile razy już czytałam takie idiotyzmy), a kochają pisiorów, którzy są bardzo czerwoni, tym starym komunistycznym kolorem czerwonym.
      No właśnie piszę, że wegetarianie nie jedzą mięsa, ale jedzą ryb y i owoce morza, a przecież to jak najbardziej jest mięso. Albo nie uczyli się w szkole, że ryba to zwierze, albo są tak aroganccy i nie biorą pod uwagę, że inni im to zarzucą, albo są po prostu paskudnie obłudni, albo wszystko naraz i ja jestem za ostatnią opcją.
      Dzisiaj to mięso dało mi popalić. Następny bogracz będzie ciut cyganiony, bo na mięsie wieprzowym.

      Usuń
    2. dokładnie teoretycznie to jest tak, że:
      jarosz - ten co nie je mięsa ssaków...
      wegetarianin - nie je mięsa żadnych zwierząt...
      weganin - nie je żadnego mięsa, ani żadnych innych produktów odzwierzęcych: nabiału /jajka i produkty mleczne/ oraz miodu...
      frutarianin - je tylko owoce, ale bez nasion, nie je też żadnych innych części roślin: korzeni, kłączy, bulw, nasion, etc...
      jest jeszcze coś takiego jak flexi wege - nie je mięsa, ale czasem sporadycznie robi wyjątki dla mięsa ryb, skorupiaków, mięczaków...
      natomiast praktyka i mylenie pojęć, czy nazw to są zjawiska nagminne...
      ...
      takie jednogarnkówy wszelkiego rodzaju to ja lubię, po prostu są wygodne w przyrządzeniu... lokalne nazwy bywają różne, poza tym zależnie od regionu niektóre bazowe składniki się powtarzają, np. kapusta (bigos), lecso (pomidory i papryka), albo ratatouille (cukinia, pomidory, cebula, etc)... za to eintopf pamiętam z Niemiec i zwykle to była odmiana takiego gęstego, treściowego kapuśniaku, ale nie tak gęstego, żeby nazwać to bigosem...

      Usuń
    3. Bardzo fajnie to usystematyzowałeś:):):):) Tak, takie mylne przyporządkowywanie się do danej grupy robi wiele zamieszania i przestaje być dla danej osoby wiarygodne. Ajntopf- ja po śląsku, a Ty tak ładnie po niemiecku napisałeś:):):):) kojarzy mi się bardziej z kartoflanką, ale nie kłócę się, bo i przewaga kapusty może być podstawą tej świetnej zupy

      Usuń
    4. Weganie chyba- przynajmniej teoretycznie - odrzucają wszelkie formy wykorzystywania zwierząt, a więc też nie noszą futer, wyrobów ze skóry czy nie przyjmują leków w kapsułkach żelatynowych.

      Usuń
    5. Jeżeli to robią konsekwentnie, to nie ma sprawy, ich życie. Jeżeli tylko deklarują, a robią inaczej, to już zgrzyt. Z futrami i skórą to nie jest jednoznacznie zła sprawa. Jeżeli mamy mięso, to i oprawę trzeba zagospodarować. Owszem, futra z norek, szynszyli, lisów- zabijanie zwierząt tylko dla futra, dla mnie nie do przyjęcia. Ktoś powie, a skóra z krowy? No i mamy dysonans, ale hodujemy krowy, jemy mięso z krowy, zostaje skóra. Zakopać?

      Usuń
    6. chyba nie ma człowieka, które każde zwierzę /a idąc jeszcze dalej: każdy żywy organizm/ traktuje jednakowo... jednak nie będę zarzucał hipokryzji frutarianinowi, który dba o higienę, który się myje zabijając przy okazji roztocze, czy inne takie... zwrócę mu jedynie uwagę na brak dokładnej analizy jego własnej ideologii i etykietki, której wobec siebie używa... taki ptyś jest po prostu niedoinformowany...

      Usuń
    7. Chyba za daleko się posuwasz, chociaż masz rację:) Każdy człowiek jest w jakimś sensie morderca zwierzaczków:) Weź zabijane muchy, komary, kleszcze, wszy, pchły...Można to posunąć do absurdu.
      Cały czas uważam, że sporo osób deklarując taki a nie inny sposób żywienia, tak naprawdę opiera swe deklaracje na płytkich, potocznych informacjach Nie je mięsa, je zieleninę- to od razu wegetarianin.
      No i znowu wyszło, że mamy ludzi niedokształconych, ale mnie to dziwi, bo przynajmniej wybierając sposób żywienia się, powinni wiedzieć, z czym to się "je".

      Usuń
  5. Myślę, że odczucie kto kogo krytykuje bardziej zależy od tego po której stronie barykady się znajdujemy. Przez 10 lat byłam wegetarianką (z tych idiotów, jak pisze Frau Be wyżej - bo wszystko musi być skategoryzowane czysto, inaczej foch, nawet jeśli to nas w ogóle nie dotyczy) i nie pomnę ile razy ludzie mnie indagowali o dietę oraz zarzucali fałszywą troską o moje zdrowie. Byłam jak wrzód na dupie, samym swoim istnieniem przypominałam katolikom, że jest piątek :) Wydaje mi się, że nie miało to na mnie wpływu, niemniej zadrę w innych zauważałam (moja dieta była ważna dla ich samopoczucia - dlaczego jest inna? dlaczego? chyba myśleli o mnie więcej niż to było warte). W ciągu tych 10 lat miałam okazję się przekonać, że polskich mięsożerców po prostu dławi fakt, że ktoś jest inny. Od kilku lat znowu jem mięso i mnie z kolei nic nie dławi. Doszła więc do moich spostrzeżeń refleksja, że może mechanizm tego dyskomfortu (mięsożercy lub wegetarianina) jest bardziej ogólny, że tu nie chodzi o dietę, ale o dobrostan osoby nadmiernie przeżywającej fakt, że świat nie jest taki jaki "powinien" być, o pragnienie kontroli.

    No cóż, znowu myślę o ograniczeniu mięsa (oponka mi się robi, ale rzucić mięso jest trudno, bo to łatwe źródło białka). A na razie przepis zapisuję. Jemy z Kochanym sporo gulaszu, poza tym u nas jest najlepsza wołowina na świecie i trzeba to wykorzystać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Doszła więc do moich spostrzeżeń refleksja, że może mechanizm tego dyskomfortu (mięsożercy lub wegetarianina) jest bardziej ogólny, że tu nie chodzi o dietę, ale o dobrostan osoby nadmiernie przeżywającej fakt, że świat nie jest taki jaki "powinien" być, o pragnienie kontroli.”
      To jest świetna refleksja, bo wyjaśnia całą sytuację. Chyba sprawa dotyczy też błędnego określenia się w danej grupie żywieniowej, jak pisze Piotr. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, co w danej grupie jada się, ale twardo twierdzą, że są np. wegetarianami. I tu ma rację Frau- jeżeli ktoś się określa jako np. wegetarianin, to powinien wiedzieć, co wegetarianie jedzą, a nie pleść bzdury. No chyba, że gdzieś mu się wymksnie (i tak się najczęściej dzieje) że jeszcze jada np. ryby. I taka sytuacja traca obłudą- tu tak się prezentuję, a tu po cichu inaczej.
      W ogóle to widzę, że określanie siebie mianem wegetarianina jest nadużywane- większość ludzi uważa, że jak je dużo zieleniny to od razu jest wegetarianinem.
      Ale masz rację, kiedyś osoba, która tak się określiła, była wyśmiewana, traktowana jako dziwadło. Teraz poszło w druga stronę, bo ekologia stała się modna, bo wegetarianizm stał się modny, bo przecież ochrona zwierząt itp.
      Lepiej niech każdy po cichu pilnuje swojego talerza i nie wtrąca się do talerze innych.
      Jedni nie jedzą mięsa z konieczności, inni z wyboru. Lubię mięso i nie chcę z niego rezygnować, ale gdyby zaszła konieczność to nie ma problemu. Niemniej nie będę się z tym obnosić i obrzucać epitetami ludzi, którzy jedzą inaczej.
      W tych jednogarnkowych daniach mięsa jest niewiele, więcej innych rzeczy- warzywa, makarony, ryż, jajka…

      Usuń
    2. Bogracz aż pachnie;)) bardzo smacznie wygląda.
      Jesli w ciągu 200 tys lat genom człowieka nic się nie zmienił i mamy taki sam metabolizm jak nasi praprzodkowie,to oczywistym jest ,że jesteśmy gatunkowo najbardziej przystosowani do jedzenia mięsa.Zboza,rośliny dodano do jedzenia najpóźniej..Tyle,że w epoce paleolitu czy później ,to mięso było jakościowo zupełnie inne.W sumie niewiele wiemy o zwyczajach żywieniowych w tych najdawniejszych czasach, na pewno podstawą były polowania,i ludzie jedli znacznie więcej białka i tłuszczu.Ale wydaje mi się,że dziś największym problemem nie jest moda na wegetarianizm, czy wrecz przeciwnie - jedzenie "tradycyjne",różne diety keto itp...a tragiczny stan zdrowia społeczeństw,epidemia otyłości,chorób nią spowodowanych,wysokoprzeteorzone jedzenie,jego powszechna dostępnośc i "biesiadowanie"czyli zarcie non stop przez niemalże całą dobę z krótką przerwą na sen😊 Najczęściej zmianę nawyków żywieniowych wymuszają dziś choroby,dyskomfort codziennego funkcjonowania, no i względy estetyczne też nie są bez znaczenia.Choc nie dla wszystkich 😊
      Tak czy owak - myślę,że potencjał żywieniowy będą mieć w przyszłości owady.Jest wiele argumentów przemawiających za ich hodowla i wykorzystywaniem w kuchni - względy ekonomicznei klimatyczne przede wszystkim.

      Usuń
    3. O diecie praprzodków mówią wykopaliska- głównie zęby oraz różne badania struktury gleby, klimatu w różnych erach, ekosystemów, biocenoz et cetera....
      Ja się nie bawię w dalsze dywagacje, przeczytałam dużo, wiem swoje:), a na siłę naprawdę nie mam zamiaru nikogo przekonywać, że to jest dobre do jedzenia, a tamto nie. W końcu mamy różnorodność ludzkich organizmów, co jednemu szkodzi, inny może bez oporu jeść. Nie podoba mi się tylko takie piętnowanie drugiego tylko dlatego, że ośmiela się jeść to czy tamto.
      A teraz pomyślałam sobie o ideologiach, krążących wśród tych, co nie jedzą mięsa. Oni twierdzą, że dietę łączą z jakąś filozofią, lepszą od tej, jaką wyznają mięsożercy. Często to podkreślają. I znów protestuję, bo tak naprawdę, jak mięsożerca mówi, zeje mięso to wcale nie musi być prostakiem i nie ma obowiązku łączyć swoje diety z jakimiś wygórowanymi teoriami o naprawianiu świata. Ja jem mięsa, a naprawianie świata uskuteczniam w innych dziedzinach.
      Ciekawa jestem, jak zareagują niemięsożercy, kiedy dowiedzą się, że w ich jedzonku są robaczki (mięsko) starte na proszek. A to się już dzieje. No i co? Zamiana mięsa dużych zwierząt na mięso malutkich. Ktoś ma nadzieję, że te hodowle robaków na wielka skale będą bardziej ekologiczne i humanitarne? Będzie protestował w obronie żuczków, a muchy w domu wybijał?

      Usuń
    4. "Lepiej niech każdy po cichu pilnuje swojego talerza i nie wtrąca się do talerze innych" - gdybyśmy poważnie traktowali to zdanie, nie byłoby tego tematu :D

      W tamtym czasie (mojego idiotowegeteriaństwa) jadłam sobie swoje jedzenie, nie miałam zamiaru o nim mówić, ale i tak dostawałam pytania od mięsożerców i (teraz zdaję sobie z tego sprawę) gdy odpowiadałam, liczyli mi to jako lansowanie się. Może jeszcze wspomnę sytuację całkiem niedawną, gdy mój mąż (mięsożerca na full) zamówił danie jarskie (bo miał ochotę) a ktoś od razu nadleciał z pytaniem "ale co ty tak mięsa nie jesz?" :D W ogóle nie odczuwam, że jak ktoś mówi "zjem mięso", jest prostakiem (chociaż to w sumie byłoby dziwne zdanie, wegetarianin mógłby je podciągnąć pod lansowanie się :D, normalnie wymawiamy zdanie w którym jest nazwa potrawy). Ale też prawda jest taka, że należę do ludzi, którzy po prostu nie myślą o innych za wiele (owszem, myślę o mężu, mamie, tacie, kocie), społeczeństwo to dla mnie tło, nie obchodzi mnie co tło ma na sobie, dopóki to nie jest interesujące i się nie wyróżnia z nudnej masy, a cudze opinie nie są dla mnie punktem odniesienia. Dodam jeszcze, że jako idiotowegetarianka często mówiłam mamie, że białko z robaczków w jabłkach mi zupełnie wystarcza. To tyle o mnie, oczywiście neurotyków po obu stronach barykady, którzy sztywnieją w zetknięciu z innością, znam. Ale tacy są ludzie, to chyba temat obok, więc nie czuję potrzeby rozwijania. Pozdrawiam.

      PS. Na śniadanie mam resztki z wczorajszego obiadu: szaszłyki z kurzyny i koftę z jagnięciny).

      Usuń
    5. Nie wiem, dlaczego tak bardzo podkreślasz ten wyraz idiotowegatarianizm. Owszem, Frau tak się wyraziła, ale nazwała idiotami tych wegetarian, którzy głupio mówią, że nimi są, a jedzą mięso ryb.
      I o to chyba tutaj mi głównie szło, a nie o to, że wegetarianin nie je mięsa. No i szło również o to, że ja, która jem mięso jestem często nazywana morderczynią zwierząt. Zresztą nie będę powtarzała mojego zdania na ten temat, bo już je przeczytałaś.
      Fakt, że na początku, kiedy ludzie zaczęli odchodzić od jedzenia mięsa, wywoływało to "sensacje" i głupie pytania, ale teraz to chyba już nikt zbyt się temu nie dziwi. I trend się odwrócił, ale tych, którzy jedzą mięso nie traktuje się z uprzejmym zdziwieniem: "Jak to, to Ty jesz mięso?", tylko obrzuca epitetami i wpędza w poczucie winy. O to mi głównie chodziło.
      Jeżeli coś poruszam tutaj na blogu, to są to rzeczy, które mnie naprawdę zadziwiają. Najczęściej jest to brak konsekwencji i logiki w zachowaniach oraz wypowiedziach ludzi. I najczęściej bezosobowo sumuję wiele przypadków, które często zaczyna tworzyć zjawisko.
      Owszem, rozglądam się wokół i obserwuję, ale to nie ma nic wspólnego z nadmiernym interesowaniem się życiem drugiego człowieka, krytyką, czy narzucaniem mojego stylu życia. Niedawno w poście napisałam, że ludzie są szaro-buro ubrani, bo tak ich widzę. Nie napisałam jednak, że muszą koniecznie zmienić kolory. Ja zmieniłam.
      W sumie to mogłabym tutaj pisać bardziej agresywnym językiem, co mi się podoba, co nie, rzeczywiście przyczepić się do "tematu". Na razie opisuję moje rozważania na różne tematy.
      Przykro mi, że nazwałaś siebie idiotowegetarianką.

      Usuń
    6. Ale dlaczego Ci przykro? :D (mnie się to określenie bardzo podoba i czuję, że ono wejdzie na stałe do mojego słownika). Rzeczywiście byłam wegetarianką, która jadła ryby. Jak mnie kto pytał, tak odpowiadałam, bo nie miałam ochoty rozwlekle tłumaczyć, co dokładnie jem, a czego nie jem (w końcu aż takie interesujące to nie jest). Nie jest to dla mnie temat zapalny, natomiast pytanie do mojego męża, które wspomniałam, usłyszałam niedawno z ust osoby "miastowej", na pewno uważającej się za człowieka obytego, dlatego niekoniecznie zgadzam się z Twoją opinią, że trend się odwrócił. Niektóre miejsca są jak allenowski Brooklyn, wcale się nie rozwijają ;D

      (jeszcze raz zapewniam Cię, że nie czuję się obrażona, jestem po prostu głodna o poranku ;))

      Usuń
    7. Głodna o poranku? No tak, jak jestem głodna, cukier mi spada, to jestem drażliwa i nie wszystko odbieram tak, jak trzeba.
      Termin jest kontrowersyjny, nie każdy odbierze go z humorem:)
      Nie tylko niektóre, a wręcz sporo jest takich miejsc- czasem, rozmawiając z ludźmi, mam wrażenie, że drepcą w miejscu. Świat im ucieka, ale oni tego albo nie widzą, albo im dobrze w swojej starej skorupce. Trochę mnie oni męczą, bo rozmowa przestaje się kleić, a poglądy i opinie rażą, ale przecież nie chcę z nimi się kłócić, to z trudem wytrzymuję do końca. I to wcale nie dotyczy tylko ludzi starszych.

      Usuń