Zbliżenie zapory w Goczałkowicach. Byliśmy tam dwa lata temu i.. rozczarowałam się. Był tłok oraz hałas jak wczasowym deptaku. Nie dla mnie takie miejsca.
Wiał mocny wiatr. Na wodzie tworzyły się niewielkie fale, które z szumem rozbijały się o brzeg. Brzmi to jak nadmorska opowieść, a działo się to na zalewie:)
Następnym razem zrobimy sobie spacer wałem tam, za zakrętem. Tam dalej jest już bardzo dziko i mniej ludzi.
Najpierw najedli się herbatników, popili je wodą i zebrało im się na pieszczotki. Beza uwielbia Jaskóła, ale to przede mną ma respekt.
Psica w paprociach. Paprocie są intensywnie zielone. Tworzą silny kontrast w stosunku do poszarzałej i wyschniętej już trawy na wale.
Oczka wodne między krzakami.
Kruszyna. Tu jeszcze niedojrzała. Potem będzie miała owoce granatowe. Mnóstwo jej krzaków rośnie w szczelinach betonowego wału.
Kalina. Od kilku lat bezskutecznie szukam sadzonki w sklepach ogrodniczych. I chyba będę musiała zastosować stary sposób- po prostu podprowadzić z nasypu kolejowego, na którym u nas rośnie. Naszym ptakom w ogrodzie przyda się jedzonkowe urozmaicenie, a zanim zeżrą jej owoce, jeszcze zdążymy nacieszyć się ich niesamowitą czerwienią .
Mech na zgięciu pnia jest jak z bajki. Z daleka połyskiwał w plamie słonecznej.
Obok tego kwiatka przeleciałam w pogoni za Jaskółem i Bezką, którzy maszerowali dziarskim krokiem w stronę samochodu. Kątem oka zauważyłam, że coś w kwiatostanach nie gra. I wróciłam. Nie żałuję. Piękne są:)
Fotografowanie "pod słońce' obok fotografowania "kropelek" to mój konik. Ta paproć aż wołała o zdjęcie i pajęczyny nad nią również.
Ach ta brązowa aksamitność. Piękne są przekwitłe kwiatostany wrotycza.
I ta jesienna lotność.... jeszcze chwila a oderwie się następny delikatny puszek.
Las późnym popołudniem. Taki las lubię. Prawie bez podszytu, przestronny, łatwy do pokonania.
Jesień nadchodzi.
czwartek, 19 września 2013
wtorek, 17 września 2013
Nad zalewem (1)
Wybraliśmy się w niedzielę po południu. Bardzo chciało mi się zobaczyć kawałek lasu i "wielką" wodę. Zaparkowaliśmy na skraju lasu chociaż nie było zakazu wjazdu w tę aleję. Do wału było około 500 metrów.
Jaskół w roli wielbłądka z zapasem żarełka i wody w naddupniku. Bezka na podwójnej smyczy. Ja głośno zaprotestowałam-nie, na takim ciężkim paskudztwie to ja psa prowadzić nie będę. Same smycze (dwie) z szerokich parcianych taśm ważą chyba ze 2 kilo, a do tego te wszystkie karabińczyki, zapinki, oczka, szmery, bajery... Protest... kupiliśmy wczoraj smycz automatycznie zwijaną. Leciutka- cudo. W sam raz dla dwóch dam na spacerze.
No to poszli sobie przodem, bo ja miałam nareszcie las wokół siebie. Musiałam się nim nacieszyć.
I chatką Koszałka- Opałka wśród paproci...
I bielasem na kwiatku ostu...
I złotą paprocią pod ogromną sosną. A oni zniknęli mi sprzed oczu.
Jeszcze tylko wdrapać się na wał i....
Żesz kurcze.....nie ma.... nie ma wielkiej wody. Za to całe połacie krzaków. Patrzę w prawo- wody nie widać. Patrzę w lewo- to samo.
Daleko po wale idzie sobie pan z psem. Z moim psem.
Nie było innego wyjścia, trzeba było pomaszerować w zieloną dal i poszukać wielkiej wody. Wał jest generalnie zapuszczony. Murek kruszy się w wielu miejscach. Boki zarośnięte prześliczną, bujną paprocią, a środkiem biegnie wąska ścieżka.
Po przejściu około kilometra, zobaczyłam kawałek wody.
Potem coraz więcej
Sory, ta panorama jest jakaś wklęsła. Po raz pierwszy robiłam panoramę nowym aparatem. Pewnie coś zawaliłam, a może to jest już szczyt możliwości aparatu? Na zdjęciu widać przestrzeń wodną dosyć wiernie oddaną, jeżeli chodzi o wielkość zalewu.
To widok na zaporę i Goczałkowice.
Żaglówki też były. Wiał dosyć mocny wiatr. Za zalewem Wisła Wielka.
Samotna mewa w towarzystwie samotnego perkoza.
Udało mi się "ściągnąć" przelatujące kaczki. Zdjęcie robiłam na bardzo dużym przybliżeniu.
Beza wdrapała się na murek
i tak dokazywała, że w końcu wylądowała po drugiej stronie na betonowym zboczu. Musieliśmy ją wyciągać, bo bardzo się wystraszyła. Bała się wdrapać z tamtej strony z powrotem na murek. Po tej akcji jakiś czas spokojnie dreptała obok nogi Jaskóła, ale potem znowu nabrała wigoru.
Słońce zaczęło zachodzić za las. Trzeba było wracać.
c.d.n.
Jaskół w roli wielbłądka z zapasem żarełka i wody w naddupniku. Bezka na podwójnej smyczy. Ja głośno zaprotestowałam-nie, na takim ciężkim paskudztwie to ja psa prowadzić nie będę. Same smycze (dwie) z szerokich parcianych taśm ważą chyba ze 2 kilo, a do tego te wszystkie karabińczyki, zapinki, oczka, szmery, bajery... Protest... kupiliśmy wczoraj smycz automatycznie zwijaną. Leciutka- cudo. W sam raz dla dwóch dam na spacerze.
No to poszli sobie przodem, bo ja miałam nareszcie las wokół siebie. Musiałam się nim nacieszyć.
I chatką Koszałka- Opałka wśród paproci...
I bielasem na kwiatku ostu...
I złotą paprocią pod ogromną sosną. A oni zniknęli mi sprzed oczu.
Jeszcze tylko wdrapać się na wał i....
Żesz kurcze.....nie ma.... nie ma wielkiej wody. Za to całe połacie krzaków. Patrzę w prawo- wody nie widać. Patrzę w lewo- to samo.
Daleko po wale idzie sobie pan z psem. Z moim psem.
Nie było innego wyjścia, trzeba było pomaszerować w zieloną dal i poszukać wielkiej wody. Wał jest generalnie zapuszczony. Murek kruszy się w wielu miejscach. Boki zarośnięte prześliczną, bujną paprocią, a środkiem biegnie wąska ścieżka.
Po przejściu około kilometra, zobaczyłam kawałek wody.
Potem coraz więcej
Sory, ta panorama jest jakaś wklęsła. Po raz pierwszy robiłam panoramę nowym aparatem. Pewnie coś zawaliłam, a może to jest już szczyt możliwości aparatu? Na zdjęciu widać przestrzeń wodną dosyć wiernie oddaną, jeżeli chodzi o wielkość zalewu.
To widok na zaporę i Goczałkowice.
Żaglówki też były. Wiał dosyć mocny wiatr. Za zalewem Wisła Wielka.
Samotna mewa w towarzystwie samotnego perkoza.
Udało mi się "ściągnąć" przelatujące kaczki. Zdjęcie robiłam na bardzo dużym przybliżeniu.
Beza wdrapała się na murek
i tak dokazywała, że w końcu wylądowała po drugiej stronie na betonowym zboczu. Musieliśmy ją wyciągać, bo bardzo się wystraszyła. Bała się wdrapać z tamtej strony z powrotem na murek. Po tej akcji jakiś czas spokojnie dreptała obok nogi Jaskóła, ale potem znowu nabrała wigoru.
Słońce zaczęło zachodzić za las. Trzeba było wracać.
c.d.n.
niedziela, 15 września 2013
wtorek, 10 września 2013
piątek, 6 września 2013
I tak sobie leci....
Trochę
zalatana jestem. Porządkuję ogród, żeby na wiosnę mniej pracy w nim było. No i
w domu też teraz więcej pracy odkąd zostaliśmy z Jaskółem tylko we dwoje. Młoda
wylądowała w Anglii, niedaleko Młodego. Niestety, tu nie znalazła środków do
życia. Tam jakoś jej poleciało. Nawet nieźle. Pewnie teraz to czyta i się
śmieje. A my na pełnych obrotach i czuję, że jest dobrze. Widocznie
taka sytuacja, w której praca mi się mnoży jak króliki, jest wskazana dla
mojego dobrego samopoczucia. Moja psyche też zdrowa, bo nie mam czasu
myśleć o pierdołach, zamartwiać się. Najwyżej wkurzam się, ponieważ znowu
szykuje się nowelizacja ustawy podatkowej. Można kota dostać od tych durnych
przepisów.
Zrobione w przelocie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)