czwartek, 19 września 2013

Nad zalewem (2)

 Zbliżenie zapory w Goczałkowicach. Byliśmy tam dwa lata temu i.. rozczarowałam się. Był tłok oraz hałas jak wczasowym deptaku. Nie dla mnie takie miejsca.
 Wiał mocny wiatr. Na wodzie tworzyły się niewielkie fale, które z szumem rozbijały się o brzeg. Brzmi to jak nadmorska opowieść, a działo się to na zalewie:)
 Następnym razem zrobimy sobie spacer  wałem tam, za zakrętem. Tam dalej jest już bardzo dziko i mniej ludzi.
 Najpierw najedli się herbatników, popili je wodą i zebrało im się na pieszczotki. Beza uwielbia Jaskóła, ale to przede mną ma respekt.
 Psica w paprociach. Paprocie są intensywnie zielone. Tworzą silny kontrast w stosunku do  poszarzałej i wyschniętej już trawy na wale.
 Oczka wodne między krzakami.
 Kruszyna. Tu jeszcze niedojrzała. Potem będzie miała owoce granatowe. Mnóstwo jej krzaków rośnie w szczelinach betonowego wału.
 Kalina. Od kilku lat bezskutecznie szukam sadzonki w sklepach ogrodniczych. I chyba będę musiała zastosować stary sposób- po prostu podprowadzić z nasypu kolejowego, na którym u nas rośnie. Naszym ptakom w ogrodzie przyda się jedzonkowe urozmaicenie, a zanim zeżrą jej owoce, jeszcze zdążymy nacieszyć się ich niesamowitą czerwienią .
Mech na zgięciu pnia jest jak z bajki.   Z daleka połyskiwał w plamie słonecznej.
 Obok tego kwiatka przeleciałam w pogoni za Jaskółem i Bezką, którzy maszerowali dziarskim krokiem w stronę samochodu. Kątem oka zauważyłam, że coś w kwiatostanach nie gra. I wróciłam. Nie żałuję. Piękne są:)
 Fotografowanie "pod słońce'  obok fotografowania "kropelek" to mój konik. Ta paproć aż wołała o zdjęcie i pajęczyny nad nią również.
 Ach ta brązowa aksamitność. Piękne są przekwitłe kwiatostany wrotycza.
 I ta jesienna lotność.... jeszcze chwila a oderwie się następny delikatny puszek.
 Las późnym popołudniem. Taki las lubię. Prawie bez podszytu, przestronny, łatwy do pokonania.
Jesień nadchodzi.

wtorek, 17 września 2013

Nad zalewem (1)

 Wybraliśmy się w niedzielę po południu. Bardzo chciało mi się zobaczyć kawałek lasu i "wielką" wodę. Zaparkowaliśmy na skraju lasu chociaż nie było zakazu wjazdu w tę aleję. Do wału było około 500 metrów.
 Jaskół w roli wielbłądka z zapasem żarełka i wody w naddupniku. Bezka na podwójnej smyczy. Ja głośno zaprotestowałam-nie, na takim ciężkim paskudztwie to ja psa prowadzić nie będę. Same smycze (dwie) z szerokich parcianych taśm ważą chyba ze 2 kilo, a do tego te wszystkie karabińczyki, zapinki, oczka, szmery, bajery... Protest... kupiliśmy wczoraj smycz automatycznie zwijaną. Leciutka- cudo. W sam raz dla dwóch dam na spacerze.
No to poszli sobie przodem, bo ja miałam nareszcie las wokół siebie. Musiałam się nim nacieszyć.

 I chatką Koszałka- Opałka wśród paproci...
 I bielasem na kwiatku ostu...
 I złotą paprocią pod ogromną sosną. A oni zniknęli mi sprzed oczu.
 Jeszcze tylko wdrapać się na wał i....
 Żesz kurcze.....nie ma.... nie ma wielkiej wody. Za to całe połacie krzaków. Patrzę w prawo- wody nie widać. Patrzę w lewo- to samo.
 Daleko po wale idzie sobie pan z psem. Z moim psem.
 Nie było innego wyjścia, trzeba było pomaszerować w zieloną dal i poszukać wielkiej wody. Wał jest generalnie zapuszczony. Murek kruszy się w wielu miejscach. Boki zarośnięte prześliczną, bujną paprocią, a środkiem biegnie wąska ścieżka.
 Po przejściu około kilometra, zobaczyłam kawałek wody.
 Potem coraz więcej
 Sory, ta panorama jest jakaś wklęsła. Po raz pierwszy robiłam panoramę nowym aparatem. Pewnie coś zawaliłam, a może to jest już szczyt możliwości aparatu? Na zdjęciu widać przestrzeń wodną dosyć wiernie oddaną, jeżeli chodzi o wielkość zalewu.
 To widok na zaporę i Goczałkowice.
 Żaglówki też były. Wiał dosyć mocny wiatr. Za zalewem Wisła Wielka.
 Samotna mewa w towarzystwie samotnego perkoza.
 Udało mi się "ściągnąć" przelatujące kaczki. Zdjęcie robiłam na bardzo dużym przybliżeniu.
Beza wdrapała się na murek
 i tak dokazywała, że w końcu wylądowała po drugiej stronie na betonowym zboczu. Musieliśmy ją wyciągać, bo bardzo się wystraszyła. Bała się wdrapać z tamtej strony z powrotem na murek. Po tej akcji jakiś czas spokojnie dreptała obok nogi Jaskóła, ale potem znowu nabrała wigoru.
 Słońce zaczęło zachodzić za las. Trzeba było wracać.
c.d.n.

piątek, 6 września 2013

I tak sobie leci....

Trochę zalatana jestem. Porządkuję ogród, żeby na wiosnę mniej pracy w nim było. No i w domu też teraz więcej pracy odkąd zostaliśmy z Jaskółem tylko we dwoje. Młoda wylądowała w Anglii, niedaleko Młodego. Niestety, tu nie znalazła środków do życia. Tam jakoś jej poleciało. Nawet nieźle. Pewnie teraz to czyta i się śmieje. A my na pełnych obrotach i czuję, że jest dobrze. Widocznie taka sytuacja, w której praca mi się mnoży jak króliki, jest wskazana dla mojego dobrego samopoczucia. Moja psyche też  zdrowa, bo nie mam czasu myśleć o pierdołach, zamartwiać się. Najwyżej wkurzam się, ponieważ znowu szykuje się nowelizacja ustawy podatkowej. Można kota dostać od tych durnych przepisów.
Zrobione w przelocie.