piątek, 29 września 2023

Trzymać się kurczowo ziemi- Hukvaldy cz. 5

W hukvaldzkim rezerwacie rośnie grupa niezwykłych drzew, są to buki, których korzenie, niczym pajęczyna, oplatają zbocze góry.


 

„Dosłownie wodospady korzeni wypływają ze zbocza pomnika przyrody 
Hukvaldy Hradní vrch. Przez dziesięciolecia erozja rozcięła tu masywne 
systemy korzeniowe 7 buków, które dziś należą do najbardziej 
odsłoniętych w naszym kraju – niektóre korzenie mają długość nawet 8 m.
Buki mają około 150 lat i obwód pnia od 3 do 5 m; są objęte ochroną 
od 1999 r.; w 2003 roku najpiękniejszy z 7 buków został finalistą 
plebiscytu Drzewo Roku 2003.”

 

7 odważnych buków, mężnie opierających się, przez prawie 200 lat, wpływom 
przyrody i erozji, to jedna z atrakcji rezerwatu hukvaldzkiego.

 Stok jest bardzo stromy, droga idzie zakosami w poprzek niego. 
Widać, jak woda wypłukała ziemię między korzeniami. Można sobie śmiało 
wyobrazić z jaką siłą i prędkością gna woda po tym stoku podczas ulewy.
Drzewa rosną pionowo, nie pochylają się, mocno trzymają się korzeniami 
podłoża.

Z tymi pięknymi korzeniami wiąże się legenda, która głosi, że pod nimi 
zakopany jest ogromny skarb. Ponoć kiedyś znaleźli się śmiałkowie, którzy chcieli
 ten skarb wykopać. Zaczęli kopanie pod ogromnym „Hrubym bukiem”. 
Gdy tak się mozolili, ukazał im się mały człowieczek, który zwracając się do 
najstarszego z grupy, rzekł: „Kopiesz, kopiesz, ale twoja praca jest na marne. 
Jest pokład złota, srebra i drogich kamieni, za który mogłaby być połowa Moraw, 
ale nie będzie twój, nie należy do ciebie, nie znajdziesz go”. I rzeczywiście złota 
nie wykopali, skarb leży gdzieś pod bukami do dziś. Tylko „Hrubego buka” już nie
 ma, został wycięty w 1907 roku.
Nie znalazłam informacji, kto zakopał skarb i jaki on był. 
 Na stokach wzgórza można podziwiać korzenie innych drzew (zwłaszcza grabów),
jednak nie są one tak „rozbudowane” jak korzenie wspominanych buków.







https://sukulenty.estranky.cz/clanky/krasna-mista/hukvaldske-buky.html

https://www.kudyznudy.cz/aktivity/obora-hukvaldy

 https://prirodaceska.cz/pp-hukvaldy-2/

 https://itras.cz/hukvaldske-buky/

  

PS. Moje filmy trzeba oglądać na pełnym ekranie na YT, wtedy są ładniejsze.

 

 

 

 

wtorek, 26 września 2023

To, co widać z zamkowych murów- Hukvaldy cz. 4

Lekarz, bo trzeba skierowanie na badania przed badaniami, ogród, bo piękna pogoda. Czasu.... czasu mi trzeba.😃😃😃

Zatem Hukvaldy w okrojonym poście, ponieważ nie chcę, przynajmniej tu, zrobić zaległości. Mam nadzieję, że spodoba się. 


 




poniedziałek, 25 września 2023

sobota, 23 września 2023

Iść, ciągle iść w stronę ... hradu. Hukvaldy cz.3

No dobra, dzisiaj nie będzie o czeskich dzieciach, dziś będzie o klimatycznej drodze na hrad. Żeby pokazać jej uroki, kręciłam filmy. Był hałas, dlatego wsadziłam w filmy muzykę. Zawsze to lepsze niż krzyki, śmiechy, głośne rozmowy i monotonny szum wiatru. Droga do zamku mocno pnie się w górę- długa prosta, potem ostry zakręt i znowu długa prosta. Po drodze widok na stare drzewa, stoki, wiatrołomy itp. leśne atrakcje. Szliśmy prawie 40 minut, ale nie dlatego, że ona taka długa- po prostu mój kręgosłup i Jaskóła kolana, okazały się głównymi hamulcowymi. A z drugiej strony, po co mielibyśmy się spieszyć? Szliśmy swoim tempem, nic nas nie poganiało, byliśmy wyluzowani, a ja dodatkowo zachwycona tym, co mnie otacza. To ostatnie może człowieka osłabić, prawda?

W takich okolicznościach przyrody- no i nie jest to osławione powiedzonko, a kompletna prawda- szliśmy sobie wolniutko w stronę zamku.


 


W końcu wydrapaliśmy się na placyk przed główną bramą do zamku. Kiedy piszę tu o zamku, to należy wziąć pod uwagę, że to są ruiny zamku, ale zamek jakoś ładniej brzmi i obiecuje więcej. 

Ciekawostka: po czesku hrad znaczy grzęda, ale szukałam dalej, bo mi

 się to jakoś rozjechało- wszędzie hrad przy ruinach, czy zamkach, a tu nagle "grzęda" Wbiłam w translator: "średniowieczny zamek " i wyszło:

"středověký hrad". Mamy Cię- wszystkie zamki i ruiny pochodzące 
z czasów średniowiecza to hrady. Natomiast pałac, to po czesku palác.
Zatem zwiedziliśmy, jak najbardziej,  ruiny średniowiecznego hradu. 

A z placyku przed bramą do zamku taki widok na okolicę

A ja jeszcze dostałam bonus- widok schodzącego do lądowania samolotu- ostrawskie lotnisko im. Janaćka, jest niedaleko Hukvaldów.


 Trochę zdjątek tej pięknej trasy










 

 

piątek, 22 września 2023

Stary dziki rezerwat- Hukvaldy cz. 2

Brama główna, na teren rezerwatu wchodzi się bramą boczną.

Hukvaldzki park (rezerwat*) zamkowy jest nieziemskiej urody. Jest to kompleks leśny z przepięknymi drzewami. W całym moim długim życiu nie widziałam, w jednym miejscu, tylu ogromnych, bardzo starych drzew różnych gatunków. Cały rezerwat jest ogrodzony kamiennym murem.

 

Na jego terenie spotkać można różne zwierzęta, w tym daniele.

Czaple. Widzieliśmy też wiewiórkę, ale uciekła zanim zrobiłam zdjęcie.


 Park jest utrzymany w stanie półdzikim. Widać w nim dbałość o zieleń, ale bez nadmiernej ludzkiej ingerencji. 


Na stromych stokach leżą powalone przez naturę pnie, wykoszone są  łąki u podnóża wzniesienia, widać wyciętych parę drzew, główne aleje (3) są asfaltowe. 

 



Ławki znajdują się tylko w dolnej części parku i tam również jest mała restauracyjka, w której jedliśmy obiad. W parku jest czysto, bardzo czysto, nie widziałam ani jednego papierka, ani jednej chusteczki, puszki, butelki w zaroślach, żadnego śmiecia. Psy były trzymane na smyczy cały czas, a było ich sporo. 



W ogóle ludzi było mnóstwo- głównie rodziny z dziećmi, sami Czesi. Było głośno, hałaśliwie, ale tak bardzo podobał mi się krajobraz, że przestałam, po pewnym czasie, zwracać na to uwagę. Mam zagwozdkę w określeniu zachowania czeskich dzieciaków i w ogóle czeskich rodzin. To nie jest rozwydrzenie, ale te dzieciaki są wszędzie, nawet tam, gdzie polskie dzieci miałyby wstęp wzbroniony. Taka scenka- idziemy stromą drogą w dół, po lewej mam stok pnący się w górę, po prawej prawie urwisko zaraz za brzegiem asfaltu. Mija nas kilkoro ludzi tak około 30. O czymś głośno dyskutują, śmieją się, są zajęci rozmową. Za nimi w odległości 30 metrów idzie dójka dzieci- jedno ma może z 7 lat, drugie może 5, idą skrajem drogi nad urwiskiem, śmieją się, kręcą… serce mi staje, bo jeden krok i dzieciak leci w dół. Dorośli, którzy idą z przodu, nie oglądają się, nie interesują się dzieciakami. Dzieciaki są zajęte sobą i nie krzyczą, by rodzice poczekali. Widać, że dla jednych i drugich to norma. Jak myślicie, jak zachowałaby się polska rodzina? Było by trzymanie dzieciaka przy nodze- nie idź tam, nie rusz, chodź tu, cicho.

Inna scenka z czeską rodziną- stromy kamienisty stok z grubymi korzeniami w poprzek, rodzice idą skrajem drogi, po stronie stromizny, dzieciak nagle wyrywa do przodu i zaczyna wspinać się po tym stoku, potem nagle wraca, zjeżdżając na łeb na szyję, o mało nie wywracając się na drodze. Reakcja rodziców prawie żadna, popatrzyli tylko, czy dzieciak się pozbierał. Polska rodzina? Gdzie włazisz, chodź tu, a potem- no i widzisz, jeszcze nogi połamiesz i w ten deseń.

I pierwsi, i drudzy czescy rodzice wykazali się, według mnie, pewną niefrasobliwością, nie wspominając, że po stokach w rezerwacie łazić nie wolno. Ale… dzieciom czeskim dużo wolno, mogą chodzić, gdzie chcą, robić, co chcą, a mimo to wystarczy jedno słowo i już słuchają rodziców. Są też bardzo głośne i nie liczą się z ludźmi wokoło (bo ich rodzice nie uciszają, nie ograniczają). W Czechach w ogóle ludzie są tacy swobodni, rozbawieni, rozgadani, luzaccy. I mnie się to podoba.



Na teren parku weszliśmy o 11 i już było w nim sporo ludzi. Większość „drapała się” główną alejką w górę, w stronę zamku. Na terenie zamku, w pierwszej jego części też było ludnie- tam jest kafejka, restauracja. Mniej osób kręciło się wśród ruin. Gdy wracaliśmy na dół, gdzieś około 14, zrobiło się pusto na drodze, a potem, już na dole, znów zaroiło się od spacerowiczów- dużo rodzin z wózkami, małymi dziećmi oraz psami. II zmiana nadciągnęła, by pochodzić po tym pięknym terenie. Przypuszczam, że po zaliczeniu zamku, potem przyjeżdża się już tylko po to, by pospacerować po parku i nie idzie się w górę (droga naprawdę stroma i męcząca). Widać, że jest to miejsce chętnie odwiedzane w niedzielę. Nie ma się co dziwić, bo Hukvaldy leżą niedaleko Ostrawy, Frydka- Mistka, Cieszyna. Wymarzone miejsce na krótki wypoczynek.



*„Rezerwat przyrody Hukvaldy jest jednym z najstarszych rezerwatów przyrody 
w Republice Czeskiej. Pierwsze wzmianki o powstaniu parku 
na Hukvaldach, pochodzą z 1567 roku, kiedy to biskup ołomuniecki 
Vilém Prusinovský otrzymał od cesarza Maksymiliana II. 
w podarunku daniele i jelene szlachetne i kazał ogrodzić dla nich 
kawałek lasu w okolicach zamku Hukvaldy.
 
W latach 1730-1736 zarządcy majątku Hukvaldy kazali wybudować kamienny mur 
oporowy, aby zapewnić ludziom pracę w latach głodu. W tym czasie 
zalesili także wzgórze zamkowe, które w średniowieczu wylesiano 
ze względów obronnych, ogrodzili około 200 hektarów otaczającego lasu 
i przenieśli tu zwierzęta.
W XVIII wieku w całej Europie zakładano parki przyrodniczo-krajobrazowe, 
których celem było stworzenie efektownego artystycznie krajobrazu, 
inspirowanego twórczością malarzy. Tym samym zamysłem kierowali się także 
ówczesni posiadacze posiadłosci, o czym świadczą zachowane do dziś 
pozostałości alejek i widoków na okolicę. Szczególnie efektowny jest rząd 
głównie lip, wzdłuż głównej drogi prowadzącej przez pole lub grupa drzew 
na łąkach.
 
Do 1948 roku domena była własnością archidiecezji ołomunieckiej, 
której po lutym 1948 roku odebrano majątek, po czym został on 
znacjonalizowany. W drugiej połowie ubiegłego wieku i na początku nowego 
tysiąclecia oddziałem Hukvaldy zarządzały Severomoravské lesy, zakład leśny 
Frenštát pod Radhoštěm, a następnie Lesy České republiky sp., administracja 
leśna Frenštát pod Radhoštěm.
Kolejnym historycznym kamieniem milowym w historii rezerwatu przyrody 
Hukvaldy był dzień 1 października 2014 r., kiedy to rezerwat przeszedł 
na własność biskupstwa ostrawsko-opawskiego w ramach tzw. porozumienia 
majątkowego pomiędzy państwem a kościołami. Eksploatacją pól zajmują się 
obecnie pracownicy Biskupské les
Wiekowy rezerwat przyrody położony jest wokół ruin zamku Hukvaldy 
i jego najbliższej okolicy- całość ma powierzchni 440 ha. Bardzo pagórkowaty teren 
o wysokości od 320 m do 600 m tworzy unikalną formację przyrodniczą 
na Pogórzu Beskidzkim z 280-letnimi drzewostanami, głównie bukowymi, 
przeplatającymi się ze starymi alejami lip, dębów i soliterów 
różnych gatunków drzew, które został częściowo uznany (220 ha) za teren 
o znaczeniu europejskim. Dzięki nieprzerwanej ciągłości wzrostu starych drzew, 
tworzy wyjątkowe naturalne środowisko a zwierzęta o znaczeniu europejskim 
znajdują tu swoje naturalne warunki.
 
W rezerwacie hodowane są muflony pospolite, daniele plamiste i dziki. 
Ponadto w okolicy można spotkać zająca, wiewiórkę rudą, kunę skalną, 
kunę leśną, tchórza, lisa rudego, borsuka, łasicę, gronostaja 
i wydrę rzeczną. W koronach i zagłębieniach drzew gniazdują bociany czarne, 
myszołowy, jastrzębie leśne, jastrzębie leśne, kruki leśne, 
gołębie grzywacze, dzięcioły czarne, żółtogonki zielone, sójki zwyczajne, 
różne gatunki sów i ptaków śpiewających. 
Dzięki kilku źródłom dobrej jakości wody, hodowla pstrągów i stawów stanowi 
integralną część parku.”

https://www.oborahukvaldy.cz/o-obore/


 

środa, 20 września 2023

A tymczasem na smutki, smuteczki łyk dobrej... a nie, akurat tu- łyk dobrego Baileys'a.

Trochę spokoju między badaniami. Potwierdzam…potwierdzam… wykluczam…wykluczam…oddycham z ulgą i dalej… jeszcze trochę tego zostało, ale niedługo będę „prześwietlona” wzdłuż i wszerz, w poprzek, z dołu, z góry i po przekątnych, jak ten bagaż na lotnisku. Oddycham z ulgą po każdym i dalej… jeszcze trochę… żyję, czytam, pracuję, zwiedzam… odsuwam myśli, kiedy coś dziubnie, zaboli, wstrzyma oddech. Jaskółka jest cielesna, Jaskółka to nie tylko zdjęcia, filmiki, kwiatki, ogród i wycieczki.

Jest we mnie masa optymizmu, choć ta cholera depresja czasem zasnuwa mi słońce i próbuje dobrać się mi do skóry. Bardzo, ale to bardzo chce wrócić i mnie dobić. Jak widać, na razie nie ma szans na większe akcje, a te małe i średnie nauczyłam się pokonywać.

A doraźnie, w małych dawkach, na smutki i smuteczki życia codziennego to (oryginalny, przywieziony z Anglii):

 Czekam na wybory, ale spokojnie. Mam warianty psychiczne do opracowania. Całe życie jechałam na wielowariantowości „wychodzenia z opresji”. Oswajałam w myślach każdą sytuację tak, że jak się zdarzy, to nie będzie zaskoczenia. Teraz też oswajam przegraną, oswajam wygraną. Nie mam wpływu na to, co będzie- sama pójdę, zrobię, co trzeba, ale co dalej, to już nie ja. Mam jeszcze takie wrażenie, że nawet, jak wygra PiS, to ludzie wyjdą jednak na ulicę. Ale do tego jeszcze daleko, a jakieś większe  spekulacje są na razie poza moim zainteresowaniem.

Haftuję ptaka w stylu medvieval- trochę się wkopałam, bo dużo detali i dużo haftowania. Z kolorami idę w ciemno, ale i tak wychodzi coraz bardziej stylowo. 

 Bezka się pochorowała- jakiś wirus ją dopadł. Antybiotyk, dwa zastrzyki i doszła do siebie. Zrobiliśmy jej badanie krwi. Wszystko w porządku, tylko trochę wątroba coś nie gra. To chyba pozostałość po tym wirusie, bo badanie krwi było 4 dni po ostatnim zastrzyku. Jest w formie, wesoła, żywa i z apetytem. Człowiek martwi się o zwierzaka bardziej niż o siebie, a Bezka… no taki kochany futrzak i tyle.

 Puszczyki rozpoczęły jesienne nocne koncertowanie. Lubię ich „śpiew”, właściwie jękliwe pokrzykiwanie. A ludzie są przesadni, mówią, że jak puszczyk zawodzi to śmierć przywodzi. W ogrodzie głównie odzywają się samice, pohukiwania samca nie słyszałam.

Przylatują pod sam dom, siadają na świerku, brzozach, bożodrzewie i głośno „krzyczą”. Cudnie.

 Puszczyki, noce ciemne i tajemne, czarne koty, proszek z żaby…zielsko się pali, woń się rozchodzi, dym się snuje, a mgła zwodzi. Ech… takie życie w głębi puszczy- marzenia.

Przypomniał mi się wiersz Staffa „Bajka”, który deklamowałam na konkursie recytatorskim w podstawówce.

Biegając po lesie, mamrotałam sobie pod nosem jego fragmenty, kiedy pasowały mi do nastroju leśnego.

Znacie?

Bajka
W mrok drzew,
W odwieczny stary bór
wbiega
Bajka,
Dziecię grajka
spoza siedmiu gór...
Na mchu,
wsłuchana w szumu wiew.
Bez tchu
przylega,
W ócz zdziwienie
chłonąc cienie
Sennych drzew...

I śni:
Ze w duszy psotnej
Dziw tajemny
zmyśli, ciemny
Jak lęk ptaszy,
i przestraszy
Tłum samotny
starych pni...

Więc gwarzy dziw,
Co szedł przez groźne jary.
Północą przez pieczary,
Ze strachu ledwo żyw;

Prawi wieść,
Ze zbóje, czarownice
Pacholę bladolice
Chwyciwszy chciały zjeść!...

A las słucha
rozhoworów...
Słuchają paprocie,
Modra mucha
i jaszczurki
w cętek złocie...
Ludek muchomorów
krasnych
wzniósł kapturki...
Wszystko słucha -
A bajka,
Dziecię grajka
spoza siedmiu gór,
Już się boi
gadek własnych...
Trwogą źrenice otwarła,
Niema stoi,
dech zaparła
i przyklękła
Tuląc się do pnia bez słów...
Sama sobą się zalękła,
czarem swoich snów...
I w głos płacze, we łzach cała,
Że się w borze zabłąkała...

L. Staff

Ubawił się serdecznie stary, dobry bór...”

Zwłaszcza ten fragment mi się mamrotał mantrycznie w lesie o zmierzchu:

„Prawi wieść,
Ze zbóje, czarownice
Pacholę bladolice
Chwyciwszy chciały zjeść!... „

i wiałam do domu, co sił w nogach. Za bramką prowadzącą do lasu, już w ogrodzie, oddychałam z ulgą, ale nie odwracałam się na wszelki wypadek, by „czegoś” nie zobaczyć. Mała głupiutka dziewczynka.

W Internecie znalazłam ilustrację do tego wiersza.

 

Przeczytałam niedawno dwie fajne książki.


Arystokraci, ich romanse, rozwody, skandale...

Przy czym romanse, jak romanse, oparte o skandal obyczajowy, ale mnie bardziej interesowało ich tło historyczne, a w tej książce autorka bardzo obszernie je przedstawia.

Druga to już zupełny hardcore obyczajowy. Homoseksualiści, lesbijki, przemocowcy, awanturnicy i bawidamki- wielcy twórcy literatury światowej, ludzie niebanalni, niekonwencjonalni z jakimś pierwiastkiem mrocznego zła w sobie. I znów godne polecenia są nie tylko opisy zachowań bohaterów, ale również cała ta historyczna otoczka, w jakiej żyli.


Teraz czytam pierwszą część skandynawskiej trylogii kryminalnej. Robi się coraz ciekawiej. 

Dwie następne części to:

 

A aura zrobiła się znów słoneczna i bardzo ciepła- pięknie się lato kończy. Pranie ciągle wieszam na sznurach w ogrodzie- schnie bardzo szybko i pachnie wiatrem.

Szpaki jeszcze nie odleciały, ale już zbierają się w duże stada. Za dwa dni nadejdzie jesień.

Źródło:

Ilustracji: 

http://chatkanasowichnozkach.blogspot.com/2017/01/muchomory-na-ilustracji-dzieciecej-cz-ii.html

Tekstu wiersza: https://wiersze.annet.pl/w,,6931


 

wtorek, 19 września 2023

Wybierali się, wybierali i wkońcu pojechali- Hukvaldy cz. 1

Wybieraliśmy się od trzech lat, wybierali i w końcu pojechaliśmy zwiedzić zamek w Hukvaldach. Jak to u nas bywa, decyzja zapadła prawie natychmiast, kiedy tylko okazało się, że pogoda będzie na taką wycieczkę super. Faktycznie było pogodnie oraz ciepło, ale nie upalnie, a tam na wzgórzu, kiedy zwiedzaliśmy zamek, wiał fajny wietrzyk, który przyjemnie chłodził.

Tym razem opiszę wycieczkę od razu (też, niestety, w kilku częściach), chociaż ciąg dalszy opowiadania o osadnictwie Wołochów na Morawach czeka.


 

Hukvaldy są w odległości około 60. kilometrów od naszego domu. Trasa ta sama, którą jeździmy na wycieczki w morawskie Beskidy. Tradycyjnie też zaliczyliśmy po drodze kantor, by wymienić złotówki na korony. I od razu taka dygresja- w Polsce dusi się grosze- ceny bardzo często kończą się na x złotych i 99 groszy np. 109,99. W Czechach przestali się bawić w takie drobiazgi, tam kiedy kwota wychodzi poza 50 halerzy, zaokrągla się ją do góry, kiedy poniżej, zaokrągla się ją w dół. Tak jest  „na kasach”, bo paragon wychodzi z halerzami (ze względu na VAT), ale w gotówce są tylko pełne korony. Nie macie pojęcia, jak to ułatwia płacenie- nie ma grzebania w portfelu w pogoni za groszem, płacisz banknotem lub monetą, dużą, pełną wartościowo.



W trakcie jazdy zaliczaliśmy widoki gór i remontowane trasy. I znów dygresja- Czechy, mały kraj, a tam drogi są na poziomie światowym. Główne miasta łączą drogi szybkiego ruchu, wokół miast nowe obwodnice. W sierpniu ukończyli budowę łącznika A1 z drogą na Słowację (Ostrawa- Jabłonków- Żylina). Mosty, estakady, zjazdy, wyjazdy, ronda, nawet krótki tunel- oznakowania czytelne, nie można się pomylić. Ostatnie pięć lat i niesamowity postęp. A u nas już trzeci rok wiercą tunele w Węgierskiej Górce (i końca odwiertom nie widać), by dokończyć drogę szybkiego ruchu na Słowację (większość tranzytu z Polski nią pójdzie), podczas gdy Słowacy uporali się w ciągu dwóch lat z kilkoma ogromnymi estakadami na tej samej drodze. 

Wracaliśmy przez Czeski Cieszyn, za zjazdem z drogi szybkiego ruchu objazd. Zerknęłam w stronę zamkniętej drogi, a tam praca wre- maszyny pracują, robotnicy pracują, remont drogi, mimo niedzieli, trwa.

I jeszcze żeby dobić, albo inaczej, popatrzeć z podziwem na ten mały czeski naród- przed główną bramą do zamku kawałek placu zasłonięty siatkami maskującymi, za nimi słychać odgłos betoniarki. No niemożliwe, niedziela a tam betoniarka chodzi. Na murach robotnicy poprawiają kamienie i cegły, prowadzą renowację na całego. Przed piętnastą, kiedy wychodziliśmy z zamku, jeszcze było ich, za tą siatą, słychać.

Niebo a ziemia- nie rozumiem, a raczej rozumiem, bo przecież widać, że nasz rząd tylko do siebie i do siebie ciągnie forsę, a o społeczeństwo w ogóle nie dba. Firmy drogowe o 15 w piątek kończą pracę na polskich drogach- im się wolne należy, a drogi z uskokami, niedokończone, zagrodzone, z mylącymi znakami drogowymi, to istne pułapki na kierowców przez cały weekend. Jak to jest, że w jednym kraju da się z firmą dogadać, by pracowała tak, aby jak najszybciej ruch wrócił do normy (czyli w soboty i niedziele też), a w kraju zaraz obok, naprawa nawierzchni (bez żadnych cudów i bajerów) na odcinku 10 kilometrów rozłożona jest od lipca jednego roku, do lipca następnego roku?

Ale tak…. ale tak… Polacy naśmiewają się z pepiczków, Hawranków, czeska żona ich śmieszy…

Zastanawiamy się z Jaskółem, czy po tej rządowej aferze z imigrantami, nie zechcą Polski wyrzucić ze strefy Schengen. Powiem szczerze, może nie byłby to dla mnie aż dramat, ale na pewno źle by mi z tym było. Paradoksalnie to Czechy i Słowacja są mi bliższe, w tej chwili, niż Polska. Już przeżyłam granicę na Olzie i nie chcę, by to się powtórzyło. A czasy covidu (kiedy granica była czasowo zamknięta) tylko potwierdziły to, że było by trudno wrócić do czasów sprzed Schengen.

I jeszcze tak żartobliwie- pisząc o Wołochach na Morawach oraz o zwiedzanych zamkach, często posiłkuję się stronami czeskimi. Oczywiście używam translatora (dziwne czasem tłumaczenia wychodzą) i spostrzegłam, że język czeski zaczyna mi wchodzić do głowy automatycznie. Nie, na razie nie mam zamiaru się go uczyć, ale kto wie? Może jednak coś tam zacznę?

W Czeskim Cieszynie, w Billi, robiliśmy zakupy. Odchodząc od kasy słyszymy: „Nashle”, odpowiadam „Do widzenia”. Słyszę bardziej natarczywe: ”Nashle”. Na co ja ciszej „Nashledano”. Automat mi się włączył.

Trochę widoków w drodze do.... 

Widok, po prawej stronie, na wieżę zamkową (charakterystyczną Trubę) w Sztramberku oraz bliżej na Koprzywnicę (tę z Muzeum Tatry).


 Widok z parkingu w Hukvaldach.

C.D.N.