Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

wtorek, 19 września 2023

Wybierali się, wybierali i wkońcu pojechali- Hukvaldy cz. 1

Wybieraliśmy się od trzech lat, wybierali i w końcu pojechaliśmy zwiedzić zamek w Hukvaldach. Jak to u nas bywa, decyzja zapadła prawie natychmiast, kiedy tylko okazało się, że pogoda będzie na taką wycieczkę super. Faktycznie było pogodnie oraz ciepło, ale nie upalnie, a tam na wzgórzu, kiedy zwiedzaliśmy zamek, wiał fajny wietrzyk, który przyjemnie chłodził.

Tym razem opiszę wycieczkę od razu (też, niestety, w kilku częściach), chociaż ciąg dalszy opowiadania o osadnictwie Wołochów na Morawach czeka.


 

Hukvaldy są w odległości około 60. kilometrów od naszego domu. Trasa ta sama, którą jeździmy na wycieczki w morawskie Beskidy. Tradycyjnie też zaliczyliśmy po drodze kantor, by wymienić złotówki na korony. I od razu taka dygresja- w Polsce dusi się grosze- ceny bardzo często kończą się na x złotych i 99 groszy np. 109,99. W Czechach przestali się bawić w takie drobiazgi, tam kiedy kwota wychodzi poza 50 halerzy, zaokrągla się ją do góry, kiedy poniżej, zaokrągla się ją w dół. Tak jest  „na kasach”, bo paragon wychodzi z halerzami (ze względu na VAT), ale w gotówce są tylko pełne korony. Nie macie pojęcia, jak to ułatwia płacenie- nie ma grzebania w portfelu w pogoni za groszem, płacisz banknotem lub monetą, dużą, pełną wartościowo.



W trakcie jazdy zaliczaliśmy widoki gór i remontowane trasy. I znów dygresja- Czechy, mały kraj, a tam drogi są na poziomie światowym. Główne miasta łączą drogi szybkiego ruchu, wokół miast nowe obwodnice. W sierpniu ukończyli budowę łącznika A1 z drogą na Słowację (Ostrawa- Jabłonków- Żylina). Mosty, estakady, zjazdy, wyjazdy, ronda, nawet krótki tunel- oznakowania czytelne, nie można się pomylić. Ostatnie pięć lat i niesamowity postęp. A u nas już trzeci rok wiercą tunele w Węgierskiej Górce (i końca odwiertom nie widać), by dokończyć drogę szybkiego ruchu na Słowację (większość tranzytu z Polski nią pójdzie), podczas gdy Słowacy uporali się w ciągu dwóch lat z kilkoma ogromnymi estakadami na tej samej drodze. 

Wracaliśmy przez Czeski Cieszyn, za zjazdem z drogi szybkiego ruchu objazd. Zerknęłam w stronę zamkniętej drogi, a tam praca wre- maszyny pracują, robotnicy pracują, remont drogi, mimo niedzieli, trwa.

I jeszcze żeby dobić, albo inaczej, popatrzeć z podziwem na ten mały czeski naród- przed główną bramą do zamku kawałek placu zasłonięty siatkami maskującymi, za nimi słychać odgłos betoniarki. No niemożliwe, niedziela a tam betoniarka chodzi. Na murach robotnicy poprawiają kamienie i cegły, prowadzą renowację na całego. Przed piętnastą, kiedy wychodziliśmy z zamku, jeszcze było ich, za tą siatą, słychać.

Niebo a ziemia- nie rozumiem, a raczej rozumiem, bo przecież widać, że nasz rząd tylko do siebie i do siebie ciągnie forsę, a o społeczeństwo w ogóle nie dba. Firmy drogowe o 15 w piątek kończą pracę na polskich drogach- im się wolne należy, a drogi z uskokami, niedokończone, zagrodzone, z mylącymi znakami drogowymi, to istne pułapki na kierowców przez cały weekend. Jak to jest, że w jednym kraju da się z firmą dogadać, by pracowała tak, aby jak najszybciej ruch wrócił do normy (czyli w soboty i niedziele też), a w kraju zaraz obok, naprawa nawierzchni (bez żadnych cudów i bajerów) na odcinku 10 kilometrów rozłożona jest od lipca jednego roku, do lipca następnego roku?

Ale tak…. ale tak… Polacy naśmiewają się z pepiczków, Hawranków, czeska żona ich śmieszy…

Zastanawiamy się z Jaskółem, czy po tej rządowej aferze z imigrantami, nie zechcą Polski wyrzucić ze strefy Schengen. Powiem szczerze, może nie byłby to dla mnie aż dramat, ale na pewno źle by mi z tym było. Paradoksalnie to Czechy i Słowacja są mi bliższe, w tej chwili, niż Polska. Już przeżyłam granicę na Olzie i nie chcę, by to się powtórzyło. A czasy covidu (kiedy granica była czasowo zamknięta) tylko potwierdziły to, że było by trudno wrócić do czasów sprzed Schengen.

I jeszcze tak żartobliwie- pisząc o Wołochach na Morawach oraz o zwiedzanych zamkach, często posiłkuję się stronami czeskimi. Oczywiście używam translatora (dziwne czasem tłumaczenia wychodzą) i spostrzegłam, że język czeski zaczyna mi wchodzić do głowy automatycznie. Nie, na razie nie mam zamiaru się go uczyć, ale kto wie? Może jednak coś tam zacznę?

W Czeskim Cieszynie, w Billi, robiliśmy zakupy. Odchodząc od kasy słyszymy: „Nashle”, odpowiadam „Do widzenia”. Słyszę bardziej natarczywe: ”Nashle”. Na co ja ciszej „Nashledano”. Automat mi się włączył.

Trochę widoków w drodze do.... 

Widok, po prawej stronie, na wieżę zamkową (charakterystyczną Trubę) w Sztramberku oraz bliżej na Koprzywnicę (tę z Muzeum Tatry).


 Widok z parkingu w Hukvaldach.

C.D.N.



 

14 komentarzy:

  1. No tak, drogi mają dobre, oznakowania tras także, no i ekspozycje muzealne na piątkę!
    Za ich kuchnią nie przepadam, ale może miałam pecha...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mialaś pecha, faktycznie kuchnie mają nieciekawą. A jednak w niedzielę zjedliśmy bardzo dobry obiad w knajpce na terenie parku. Podany szybko, jedzenie gorące, mięso miękkie, a brambory kruche. Jaskół zamówił sobie swoją ulubioną zupę czosnkową. No i kofolę, brrrrr... perfumowaną czeską pepsi.

      Usuń
    2. Mój mąż tez zawsze zamawia kofolę:-)

      Usuń
    3. Jaskół lubi, ja nie. Ja nawet pepsi nie lubię. Wolę coca colę, jak już gazowane. Wybór napojów w karcie jest standardowy- soki, jekieś mirindy, kofola, pepsi, woda. Tak, jak u nas.

      Usuń
  2. Fajne te Czechy, na mur beton je odwiedzę wreszcie!
    Ja się bardzo cieszę, że jesteśmy w Schengen. Teraz mamy na trasie tylko jedna granicę, a i ta potrafi umeczyc, mimo że zawsze jedziemy w nocy i w dni powszednie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Truba to po serbsku trąba, nie wiem, czy po czesku też:)

      Usuń
    2. Wieża po czesku to veża.
      Poszukałam
      "Nowe życie zamek zyskał wraz z rozwojem masowej turystyki. W latach 1901-03 odbudowano okrągłą wieżę. Dobudowano ganek, schody, przykryto ją dachem i urządzono na niej punkt widokowy. Inicjatorem tego przedsięwzięcia był dr. Adolf Hrstka, starosta i lekarz sztramberski, propagator miasta i turystyki (ma on tu swoją pamiątkową tablicę). Projektantem znany praski architekt Kamila Hilbert. Wieża ma wysokość 40 m, średnicę – 10 m. Stoi na wysokości 508 m n.p.m. Obecnie jest własnością miejską. Nazywają ją Trúba. A na polski tłumaczą tę nazwę jako trąba,rura czy wręcz okrąglak… Nie wiem, które tłumaczenie jest słuszne."
      https://www.krajoznawcy.info.pl/stramberk-truba-41096
      Ja sobie nie wyobrażam granicy na Olzie. Przyzwyczaiłam się do swobody "przekraczania granic". pamiętam, jak dziadkowie opowiadali, ze po I wojnie nagle ustanowiono granicę na Olzie- oni mieli rodzinę po drugiej stronie. Coś niewyobrażalnego, ale ja przecież 200 metrów od tej granicy długo mieszkałam. Żyłam w cieniu tej granicy.
      Teraz jestem bardziej zwrócona w kierunku Czech i Słowacji. Na północ uznaję jeszcze Górny Śląsk, gdzie się urodziłam i reszta Polski może dla mnie nie istnieć.
      Zgłębiając historię tych regionów ,dochodzę do wniosku, że lepiej się ludziom Żyło- Ślązakom pod zaborem pruskim, a cieszyniakom w cesarstwie Franca Jozefa ( tu nigdy zaboru nie było, a cesarstwo od wieków). Przyszła Polska i zaczęła grabić, ustawiać wszystkich pod swój model. Brzmi obrazoburczo, prawda, ale tak jest. Tak naprawdę to i bez Polski żyłoby się tu dobrze.
      Powstania? No bez przesady. Jest dobra książka, mówi prawdę, nie owija w bawełnę: "Kajś".
      nie masz pojęcia, jak czasem zazdroszczę Czechom tego ładu, spokoju, tej stabilizacji...tej pogody ducha i życzliwości. Jestem Polską zmęczona, bardzo zmęczona

      Usuń
    3. Kajś", bardzo dobra książka, dla Polaków" prawdziwych" pewnie nie do przełknięcia.Czytałam"
      Czechow lubimy widzieć karykaturalnie jako potomków wojaka Szwejka, a to są rozsądni, pogodni ludzie, bez naszego trontadractwa i bogoojczyznianej traumy.

      Usuń
    4. Też zastanawiałam się nad wojakiem Szwejkiem, jego stosunkiem do cesarza. Być może faktycznie tak o cesarzu myśleli Czesi, ale cieszyniakom wcale za cesarzy austriackich tak źle nie było. W każdym razie prawie przez 400 lat żyli pod ich panowaniem, a nie pod panowaniem władców polskich. "Kajś" obala mit, że Ślązacy tak bardzo czekali na Polskę. A tu na tych ziemiach to chcą, by wróciło Księstwo Cieszyńskie, takie na chyba wpół autonomiczne, tak, na wpół autonomiczne, bo jakoś nie dociera do nich, że tak się nie da, być w księstwie bez księcia. I ten czas, kiedy tu jest Polska zadziałał tylko na niekorzyść stosunków między Polakami (cieszyniokami) a Czechami. Przy czym cieszyniocy nie znoszą Czechów. Główny powód- Czesi wykupują im towar w marketach. Było by śmieszne, ale nie jest. Przy czym mnóstwo ludzi z pogranicza pracuje w Czechach i sobie chwalą ich socjal, wypłaty , nawet dzieci posyłają do polskich szkół i przedszkoli po tamtej stronie granicy.

      Usuń
    5. A o.Cieszynianach to piszesz dla mnie same nowosci, pojęcia nie miałam o Ich poczuciu odrębności.

      Usuń
    6. Elegancko- Cieszynianiach...:):):)To som cieszynioki, ludzie stela. Możesz mi wierzyć, bo to nie są tylko moje obserwacje, ale "przybyszy" z innych regionów. Jak nie jesteś stela, to jesteś nie stela, czyli dożywotnio obcy. Mieszkam na cieszyńskim w sumie 37 lat, ale ciągle jestem nie stela. I jest tu mocne podkreślanie- my cesaroki, wy prusoki. Przy czym, cesaroki to ludzie stela, czyli godni większego szacunku. I to dają bez skrępowania tym nie stela odczuć.
      Czasem zabawne, ale więcej przerażające, bo z tym idzie taka zatwardziałość w poglądach jak za Franca Jozefa. I jakaś wsobność, brak otwarcia na nowe, niby życzliwi, ale jednak dla siebie bardziej.

      Usuń
  3. też się tak zbieram do tych Czech i zebrać się nie mogę, a daleko nie mam, do tego jeszcze jest bezpośrednia linia vlakiem (pociągiem), więc nawet auto niepotrzebne...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. p.s. a w ogóle, to Czechy mocno mi się kojarzą z chlebem... bo to było tak, że zwykle, gdy wracaliśmy ekipą z Francji, to przez Niemcy, a dalej przez Czechy... tuż za granicą D/CZ była taka budka z pieczonymi kurczakami, a do tego chleba ile chcesz... na te francuskie bagiety już patrzeć nie mogliśmy, więc rzucaliśmy na ten czeski chleb jak narwani, bo strasznie był podobny do takiego zwykłego, "normalnego" polskiego :)

      Usuń
    2. Czyli nie jeździsz do nich:):):) A szkoda, bo tam właśnie, gdzie mieszkasz, jest mnóstwo atrakcji. Ty mieszkasz przy Czechach, my przy Morawach. Niby to jedno państwo, ale podobnie, jak u nas, te krainy trochę się różnią. A już Słowacja odjeżdża- duże różnice.
      Czeski chleb jest dobry. My kupujemy u nich takie "pomazanki", pasty do chleba. W sumie to u nich w sklepach towar jest ten sam, co w polskich marketach, ale dużo droższy.

      Usuń