Czwartek 12 09.
Rano wysiada pompa w trzecim
zbiorniku oczyszczalni, zbiornik pełny, montujemy głębinówkę i pompujemy wodę w
ogród- nie ma obaw o środowisko, to woda II klasy, można nią kwiaty podlewać.
Okazuje się, że przepaliły się wtyczka pompy oraz gniazdko kabla. Telefon do
serwisanta- OK, załatwi części, nową pompę, ale to może potrwać do dwóch tygodni.
No cóż, prowizorka zamontowana, dwa razy pompujemy zbiornik- rano i wieczorem-
można spokojnie poczekać.
Robimy sobie popołudniowy
wypad do knajpki, gdzie podają różne gatunki ryb. Restauracja nosi nazwę „Pod
delfinem”. Dlaczego „Pod delfinem”, skoro knajpa stoi tuż przy Wiśle i bardziej
pasowało by „Pod pstrągiem”? Jedziemy trasą, z której widać czeskie Beskidy. Nad
nimi wiszą ciemne wały chmur.
Patrz- mówię do Jaskóła- Tam
chyba ten niż genueński spada.
U nas siąpi deszczyk, jest
mocno zachmurzone, prognozy są niepokojące.
Wieczorem zaczyna mocniej
padać. Schodzę do piwnicy, jest sucho, żadnych podtopień nie ma.
Piątek 13.09.
Jest w miarę spokojnie, w piwnicy
wieczorem sucho.
W nocy przechodzą potężne
ulewy, co chwilę budzi mnie łomot kropel o dach.
Sobota 14.09.
Od rana, przez cały dzień, wyją syreny SP w okolicznych wioskach (na szczęście na zmianę) i w naszej, wozy SP jeżdżą na sygnałach- czy tak wyglądać może zbliżanie się końca świata lub III światowej?
Leje i wieje przez cały dzień, drzewa
mocno wygięte pod naporem wiatru.
Schodzę do piwnicy, by
włączyć pompę w oczyszczalni (trzeba podłączyć do prądu dodatkowy kabel)- woda
podchodzi pod pierwszy schodek, wszystko zalane. Wracam po wysokie gumiaki (mam
takie pod kolana) i idę włączyć pompę. Staram się być spokojna, dla mnie woda w
piwnicy, w tym domu, to nie nowość. Raz było jej nawet więcej, bo dochodziła do
drugiego schodka. Dla Jaskóła to nowość. Woda w piwnicy owszem bywała, ale nie
tak wysoko. Po śniadaniu zaczynamy montować pompy- jedną głębinową- ma
wypompowywać wodę na zewnątrz, drugą powierzchniową, ma przepompowywać wodę z
innych pomieszczeń do tego, gdzie stoi głębinówka.
Młodzi jadą kupić drugą
pompę głębinową i nowe węże, bo nam brakuje kilka metrów.
Montujemy pompę
powierzchniową, zaczyna przepompowywać wodę.
Wygląda to dziwnie, ale zdało egzamin. W pomarańczowym wężu jest drut, by się wąż nie zaginał, bo jest miękki. Dzięki drutowi, nie trzeba było tego węża trzymać. Żaden inny do pompy nie pasował ( zamówiliśmy w Necie pasujący).
OK. Idę na pole, by zamontować
rynny pod krótkiego węża, który wysuwamy z piwnicy przez okienko (sprawdzony
sposób przy innych pompowaniach). Składam rynny, usztywniam je workami z ziemią
i idę do piwnicy, bo pompa głębinowa nie chce ruszyć- Jaskół manipuluje przy
niej, w końcu pompa rusza. Biegnę zobaczyć, czy leci z węża woda- leci. Chwila
oddechu. Jednak pompa nawierzchniowa wolniej pompuje i po jakimś czasie trzeba
głębinową wyłączyć. Przy ponownym włączeniu pompa milczy, ani drgnie. W końcu
zaczyna charczeć- lecę pod okienko popatrzeć, czy leci woda- nic, zero, nul.
Jaskół siedzi w piwnicy i próbuje włączyć pompę, ja stoję w ulewnym deszczu
przy okienku i czekam na strumień wody z węża.
Pompa ani drgnie, idę do piwnicy, szukamy
przyczyny- próbujemy jeszcze raz, pompa rusza, biegnę pod okienko, hip hip- woda
się leje- wąż był zatkany (widocznie jakiś węgielek zassała).
Przyjeżdżają młodzi z drugą
pompą głębinową i wężem, niestety twardym i pozaginanym, co okazało się po jego
rozwinięciu. W dwóch marketach budowlanych innych węży już nie było. Próbujemy
z młodą (w ulewnym deszczu) węża rozciągnąć. Jaskół podłącza drugą pompę w
innym pomieszczeniu, woda nie ma zamiaru przez węża lecieć.
W końcu ucinamy
węża przed feralnym zagięciem, stawiamy nową pompę przy starej, wysuwamy węża
przez okienko i włączamy nową pompę- teraz idą trzy pompy naraz.
Co jakiś czas
musimy schodzić do piwnicy i kontrolować ich pracę.
Dużo czasu zajęło nam
przedwczoraj zamontowanie tego wszystkiego.
Najgorsze było to dopinanie
węży, wystawianie ich za okienko, umieszczanie je z dala od domu, by woda szła
w ogród. Niby proste, a jednak nie- nie każdy wąż pasował do „wyjścia” pompy, węże zaginały się na ramie okienka, trzeba
było podkładać rynny, pompy stały nie tak jak trzeba, czasem się zapowietrzały.
Wszystko wiązało się z
lataniem na trasie piwnica- ogród, monitorowaniem, czy woda leci- nie leci to
jeszcze raz do piwnicy, na górę popatrzeć czy już leci- leci….ufffff…I wszystko
w ulewnym deszczu.
W sobotę wieczorem cała woda
z piwnicy została wypompowana.
Niedziela 15.09.
Rano schodzę do piwnicy, by
włączyć pompę w oczyszczalni i…. tak, woda zalała całą powierzchnię piwnicy powyżej pierwszego schodka. Przez
całą noc napadało deszczu tyle, że w piwnicy znalazło się jeszcze więcej wody
niż w sobotę. Ale mieliśmy już wszystko poukładane. Włączyliśmy pompy i po
południu w piwnicy nie było już wody.
Ja tylko w południe
przestawiłam tę powierzchniową do innego pomieszczenia i stamtąd wypompowałam
wodę do środkowego i dalej do tej z innymi pompami.
Wypompowaliśmy w końcu tę wodę. Trzy pompy wczoraj szły przez kilka godzin i dopiero te trzy pompy
dały radę opróżnić piwnicę z wody. Kupiliśmy jeszcze jedną, nawierzchniową, bo
u nas trzeba przepompowywać wodę z pomieszczeń bocznych do głównego, a z tego
jeszcze raz do ostatniej, skąd dwie pompy pompują wodę na zewnątrz.
Dzisiaj spokój, ale podszyty
zdenerwowaniem. O co chodzi? Od piątku wisimy na monitorach- śledzimy sytuację,
związaną z tymi strasznymi opadami. Czytamy o powodziach w miejscach, które
znamy, zwiedziliśmy, gdzie mieszkają znajomi.
Sytuacja w naszym powiecie
tragiczna- zalany Cieszyn i Czeski Cieszyn oraz zalane wioski wzdłuż Olzy,
zalane tereny w okolicznych wioskach, gdzie płyną rzeczki, zalane Czechowice,
zalane Bielsko, zalany Skoczów. Co chwila pokazują się komunikaty o kolejnych
zamkniętych drogach, mostach, bo ta woda dopiero teraz zaczyna spływać i
dopełniać wzburzone cieki, wypełniać wszystkie zagłębienia, nizinki, dziury,
rowy, stawy itp.
Sytuację w południowej
Polsce znacie. My tu jeszcze śledzimy sytuację w Czechach, a raczej na
Morawach (np. zalewa Ostrawę). Tam dopiero jest strasznie.
Od rana dzwonią znajomi z
pytaniem, jak sobie radzimy. Teraz widzę, ilu ich jest. I jest mi głupio, bo to
przecież tylko piwnica, a troska ich jest taka, jakby chodziło, co najmniej, o utratę całego dobytku.
W ogrodzie poległa jarzębina-
woda ją podmyła. U siostry, w ogrodzie zwalił się modrzew, też podmyty.
Większych strat nie ma. Woda spłynęła.
PS 1. Wisi nade mną przekleństwo nadmiaru wody. We wszystkich domach, w których mieszkałam (oprócz bloku), zalewało piwnice. Przeżyłam dwie potężne powodzie, kiedy wylała Olza- mieszkaliśmy około 200/ 300 metrów od rzeki, ale nas zalewała woda płynąca ze stoków Kopców Cieszyńskich. Teraz też mamy, podczas większych opadów, wodę w piwnicy. Jestem już tym zmęczona. Pocieszające jest to, że potrafimy sobie z tym radzić w miarę szybko i coraz bardziej sprawnie.
PS 2. Uspokajam nerwy tkając kilim,
taki sobie, z resztek wełny. Tkam i wprawiam się w te wszystkie techniczne
myki, poznaję arkana tkania na ramie. Nie
macie pojęcia, jak kojąco na nerwy wpływa dotykanie różnych włóczek.