poniedziałek, 16 września 2024

Oooooo ja cierpię dolę, czyli jak radzić sobie z wielką wodą

 

Czwartek 12 09.

Rano wysiada pompa w trzecim zbiorniku oczyszczalni, zbiornik pełny, montujemy głębinówkę i pompujemy wodę w ogród- nie ma obaw o środowisko, to woda II klasy, można nią kwiaty podlewać. Okazuje się, że przepaliły się wtyczka pompy oraz gniazdko kabla. Telefon do serwisanta- OK, załatwi części, nową pompę, ale to może potrwać do dwóch tygodni. No cóż, prowizorka zamontowana, dwa razy pompujemy zbiornik- rano i wieczorem- można spokojnie poczekać.

Robimy sobie popołudniowy wypad do knajpki, gdzie podają różne gatunki ryb. Restauracja nosi nazwę „Pod delfinem”. Dlaczego „Pod delfinem”, skoro knajpa stoi tuż przy Wiśle i bardziej pasowało by „Pod pstrągiem”? Jedziemy trasą, z której widać czeskie Beskidy. Nad nimi wiszą ciemne wały chmur.

Patrz- mówię do Jaskóła- Tam chyba ten niż genueński spada.

U nas siąpi deszczyk, jest mocno zachmurzone, prognozy są niepokojące.

Wieczorem zaczyna mocniej padać. Schodzę do piwnicy, jest sucho, żadnych podtopień nie ma.

Piątek 13.09.

Jest w miarę spokojnie, w piwnicy wieczorem sucho.

W nocy przechodzą potężne ulewy, co chwilę budzi mnie łomot kropel o dach.

Sobota 14.09.

Od rana, przez cały dzień, wyją syreny SP w okolicznych wioskach (na szczęście na zmianę) i w naszej, wozy SP jeżdżą na sygnałach- czy tak wyglądać może zbliżanie się końca świata lub III światowej?

 Leje i wieje przez cały dzień, drzewa mocno wygięte pod naporem wiatru.

Schodzę do piwnicy, by włączyć pompę w oczyszczalni (trzeba podłączyć do prądu dodatkowy kabel)- woda podchodzi pod pierwszy schodek, wszystko zalane. Wracam po wysokie gumiaki (mam takie pod kolana) i idę włączyć pompę. Staram się być spokojna, dla mnie woda w piwnicy, w tym domu, to nie nowość. Raz było jej nawet więcej, bo dochodziła do drugiego schodka. Dla Jaskóła to nowość. Woda w piwnicy owszem bywała, ale nie tak wysoko. Po śniadaniu zaczynamy montować pompy- jedną głębinową- ma wypompowywać wodę na zewnątrz, drugą powierzchniową, ma przepompowywać wodę z innych pomieszczeń do tego, gdzie stoi głębinówka.

Młodzi jadą kupić drugą pompę głębinową i nowe węże, bo nam brakuje kilka metrów.

Montujemy pompę powierzchniową, zaczyna przepompowywać wodę.

 

Wygląda to dziwnie, ale zdało egzamin. W pomarańczowym wężu jest drut, by się wąż nie zaginał, bo jest miękki. Dzięki drutowi, nie trzeba było tego węża trzymać. Żaden inny do pompy nie pasował ( zamówiliśmy w Necie pasujący).


 OK. Idę na pole, by zamontować rynny pod krótkiego węża, który wysuwamy z piwnicy przez okienko (sprawdzony sposób przy innych pompowaniach). Składam rynny, usztywniam je workami z ziemią i idę do piwnicy, bo pompa głębinowa nie chce ruszyć- Jaskół manipuluje przy niej, w końcu pompa rusza. Biegnę zobaczyć, czy leci z węża woda- leci. Chwila oddechu. Jednak pompa nawierzchniowa wolniej pompuje i po jakimś czasie trzeba głębinową wyłączyć. Przy ponownym włączeniu pompa milczy, ani drgnie. W końcu zaczyna charczeć- lecę pod okienko popatrzeć, czy leci woda- nic, zero, nul. Jaskół siedzi w piwnicy i próbuje włączyć pompę, ja stoję w ulewnym deszczu przy okienku i czekam na strumień wody z węża.

 Pompa ani drgnie, idę do piwnicy, szukamy przyczyny- próbujemy jeszcze raz, pompa rusza, biegnę pod okienko, hip hip- woda się leje- wąż był zatkany (widocznie jakiś węgielek zassała).

Przyjeżdżają młodzi z drugą pompą głębinową i wężem, niestety twardym i pozaginanym, co okazało się po jego rozwinięciu. W dwóch marketach budowlanych innych węży już nie było. Próbujemy z młodą (w ulewnym deszczu) węża rozciągnąć. Jaskół podłącza drugą pompę w innym pomieszczeniu, woda nie ma zamiaru przez węża lecieć.

 W końcu ucinamy węża przed feralnym zagięciem, stawiamy nową pompę przy starej, wysuwamy węża przez okienko i włączamy nową pompę- teraz idą trzy pompy naraz. 

 


Co jakiś czas musimy schodzić do piwnicy i kontrolować ich pracę.

Dużo czasu zajęło nam przedwczoraj zamontowanie tego wszystkiego.

Najgorsze było to dopinanie węży, wystawianie ich za okienko, umieszczanie je z dala od domu, by woda szła w ogród. Niby proste, a jednak nie- nie każdy wąż pasował do „wyjścia” pompy,  węże zaginały się na ramie okienka, trzeba było podkładać rynny, pompy stały nie tak jak trzeba, czasem się zapowietrzały.

Wszystko wiązało się z lataniem na trasie piwnica- ogród, monitorowaniem, czy woda leci- nie leci to jeszcze raz do piwnicy, na górę popatrzeć czy już leci- leci….ufffff…I wszystko w ulewnym deszczu.

W sobotę wieczorem cała woda z piwnicy została wypompowana.

Niedziela 15.09.

Rano schodzę do piwnicy, by włączyć pompę w oczyszczalni i…. tak, woda zalała całą powierzchnię  piwnicy powyżej pierwszego schodka. Przez całą noc napadało deszczu tyle, że w piwnicy znalazło się jeszcze więcej wody niż w sobotę. Ale mieliśmy już wszystko poukładane. Włączyliśmy pompy i po południu w piwnicy nie było już wody.

Ja tylko w południe przestawiłam tę powierzchniową do innego pomieszczenia i stamtąd wypompowałam wodę do środkowego i dalej do tej z innymi pompami.

Wypompowaliśmy w końcu tę wodę. Trzy pompy wczoraj szły przez kilka godzin i dopiero te trzy pompy dały radę opróżnić piwnicę z wody. Kupiliśmy jeszcze jedną, nawierzchniową, bo u nas trzeba przepompowywać wodę z pomieszczeń bocznych do głównego, a z tego jeszcze raz do ostatniej, skąd dwie pompy pompują wodę na zewnątrz.

Dzisiaj spokój, ale podszyty zdenerwowaniem. O co chodzi? Od piątku wisimy na monitorach- śledzimy sytuację, związaną z tymi strasznymi opadami. Czytamy o powodziach w miejscach, które znamy, zwiedziliśmy, gdzie mieszkają znajomi.

Sytuacja w naszym powiecie tragiczna- zalany Cieszyn i Czeski Cieszyn oraz zalane wioski wzdłuż Olzy, zalane tereny w okolicznych wioskach, gdzie płyną rzeczki, zalane Czechowice, zalane Bielsko, zalany Skoczów. Co chwila pokazują się komunikaty o kolejnych zamkniętych drogach, mostach, bo ta woda dopiero teraz zaczyna spływać i dopełniać wzburzone cieki, wypełniać wszystkie zagłębienia, nizinki, dziury, rowy, stawy itp.

Sytuację w południowej Polsce znacie. My tu jeszcze śledzimy sytuację w Czechach, a raczej na Morawach (np. zalewa Ostrawę). Tam dopiero jest strasznie.

Od rana dzwonią znajomi z pytaniem, jak sobie radzimy. Teraz widzę, ilu ich jest. I jest mi głupio, bo to przecież tylko piwnica, a troska ich jest taka, jakby chodziło, co najmniej, o utratę całego dobytku.

W ogrodzie poległa jarzębina- woda ją podmyła. U siostry, w ogrodzie zwalił się modrzew, też podmyty. Większych strat nie ma. Woda spłynęła.

 PS 1. Wisi nade mną przekleństwo nadmiaru wody. We wszystkich domach, w których mieszkałam (oprócz bloku), zalewało piwnice. Przeżyłam dwie potężne powodzie, kiedy wylała Olza- mieszkaliśmy około 200/ 300 metrów od rzeki, ale nas zalewała woda płynąca ze stoków Kopców Cieszyńskich. Teraz też mamy, podczas większych opadów, wodę w piwnicy. Jestem już tym zmęczona. Pocieszające jest to, że potrafimy sobie z tym radzić w miarę szybko i coraz bardziej sprawnie.



PS 2. Uspokajam nerwy tkając kilim, taki sobie, z resztek wełny. Tkam i wprawiam się w te wszystkie techniczne myki, poznaję arkana tkania na ramie. Nie macie pojęcia, jak kojąco na nerwy wpływa dotykanie różnych włóczek.

 

 

18 komentarzy:

  1. Jesli czegokoliwek potrzebujesz, daj znać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję anonimowa. Wszystko jest już OK. Teraz ja zastanawiam się, jak innym pomóc, bo rząd ogłosił tutaj stan klęski żywiołowej ,a patrząc na to, co się dzieje, na mur ludzie będą potrzebować wielu podstawowych rzeczy.

      Usuń
  2. Dwa pytania, skąd masz taką piękną ramę? skąd woda w piwnicy (wiem, grawitacja, ale konkretnie skąd?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ramę kupiłam niedawno
      https://allegro.pl/oferta/krosno-tkackie-60x60-cm-ramka-warsztat-tkacki-eko-12017158290?utm_feed=aa34192d-eee2-4419-9a9a-de66b9dfae24&utm_source=google&utm_medium=freelisting&srsltid=AfmBOoqIHzlI5Qk5_EZqqy3hnE5zT7moQVaSvU-OT5E27-_QWdW2d-okWnY&dd_referrer=https%3A%2F%2Fwww.google.com%2F
      Ona jest z mocnej sklejki i trzeba ją złożyć, ale jest stabilna i mocna, no i duża.
      Nasz dom stoi na stoku, ale powyżej domu biegnie jeszcze droga i jest kawałek w górę. Od szczytu stoku, do naszego domu jest różnica około 1,5 m wysokości. stamtąd ciśnie wodę do naszej piwnicy. Podczas budowy źle zaizolowano fundamenty i zrobiono lichą wylewkę w piwnicy. Jednej ściany w ogóle nie izolowano, bo sąsiaduje z drugą ścianą- dom siostry. Szczelina (dylatacja) pomiędzy tymi ścianami jest bardzo mała. Nasz do dobudowano do tamtego i od tej strony nie ma izolacji. Pech jest taki, że właśnie tamtędy woda znalazła sobie ujście i przez tę ścianę, na całej długości wpływa do naszej piwnicy. Uszczelnianie wewnętrzne mało pomogło, ale coś dało. I

      Usuń
  3. Nawet nie mogę i nie chcę wyobrażać sobie takiego strachu i to w zasadzie cyklicznego bo przecież co kilka lat sytuacja się powtarza... Wysyłam ciepłe myśli i wspieram modlitwą/myślą....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Nasz strach jest mały, ale patrzenie na to wszystko strasznie dołuje.

      Usuń
  4. Tylko piwnica i aż piwnica, bo przecież stanowi o stabilności murów, fundamenty może podmyć itd.
    Straszne sa te doniesienia, w jednym miejscu woda opada, w innych czekają na falę, bezsilność jest chyba najgorsza.
    Chciałabym nauczyć się tkać, czy przy kupnie takiej ramy jest poradnik tkania?
    Ale podobają mi się tez patchworki, och tyle tego...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wenecja stoi od iluśtam wieków w wodzie:):):)Myślę, że naszych fundamentów ta woda jednak nie podmyje.
      Właśnie ta bezsilność jest najgorsza- przyjdzie fala kulminacyjna, kiedy przyjdzie, a może jednak się rozpłynie... Co zabrać, co zostawić, gdzie się podziać, a po przejściu wody obraz jak po wojnie.
      Tkać uczę się sama. Jest sporo filmów na YT, parę w j. polskim, mnóstwo w angielskim. Jest też parę blogów o tkaniu. W sumie nie jest to trudne, ale trzeba nabrać wprawy no i nie bać się, że coś się schrzani. Przy ramie jest tylko instrukcja jej składania. Jest sporo małych ramek i są też takie z nicielnicą- mam taką. Nicielnica ułatwia unoszenie osnowy.
      Ja uszyłam kilka patchworków, ale bez tych wszystkich wypełnień i pikowań. Podobają mi się, niemniej nie będę ich szyła.

      Usuń
  5. Nie mam słów! Ileż pracy i nerwów. Mam nadzieję, że to koniec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I pracy, i nerwów sporo:):) Ale my jesteśmy zgraną ekipą i jak jest sytuacja kryzysowa, to każdy wie, co ma robić, problemy rozwiązujemy bez napinki, kłótni, dąsów. Dlatego ten też został rozwiązany szybko. Wody w piwnicy nie ma.

      Usuń
    2. Uff! Myślałam o Was, a i córka w okolicy Wrocławia.

      Usuń
    3. Dzięki Repo, ta piwnica w wodzie wyglądała nieszczególnie, ale to tylko piwnica. Kiedy oglądam filmy z zalanych terenów, to jest mi głupio- my tylko dwa dni pompowaliśmy, a oni....mam nadzieję, że Twojej córki powódź nie dotknęła.

      Usuń
    4. :):):):) Dobra wiadomość:):):)

      Usuń
  6. Dramat, walka z żywiołem jest jak walka z wiatrakami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza woda jest paskudna, wszędzie się wleje.

      Usuń
  7. Jeśli z piwnicą jest tyle zachodu i kłopotu to jak sobie radzą Ci z zalewaniem pietra? Pewnie sobie nie radzą bo nie ma jak. Oglądam i jestem bezradna, płaczę i wpłacam na różne konta. Nie starcza mi wyobraźni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z piętra trzeba wypompować tak, jak z piwnicy, albo sama spłynie w dół. Ale ja sobie nie wyobrażam zalanego mieszkania przez powódź. Staram się nie myśleć- za dużo tego.

      Usuń