poniedziałek, 30 października 2023

Hallo...Hallo... Halloween

 Od miesiąca czytam, jak to księża terroryzują dzieciaki i wmawiają im głupoty na temat Halloween. Nie widzę sensu tego omawiać, szkoda czasu i energii. Kto głupi, ten da sobie wmówić, kto głupi, ten będzie innym wmawiał, że to święto to jedno wielkie BE!!!!!! Tak, jakby chrześcijańskie święto Wszystkich Świętych było lepsze od pogańskiego.

Na szczęście nie jestem obciążona wiarą katolicką, żadną wiarą i mogę sobie poświętować  wraz z czarownicami, upiorkami, dyńkami, netoperkami, sowami a także zjeżonymi czarnymi kotami, bez moralnego kaca.

W zeszłym roku wyhaftowałam sobie taką dyńkę.

I zamiast cukierka psikus


 



środa, 25 października 2023

Jeszcze sporo przed nami, czyli lecimy z dalszą prezentacją grodu w Hukvaldach (cz.7)

 Historycy mówią- zamek Hukvaldy przyjął nazwę od nazwiska pierwszego ich właściciela.

Legenda zaś prawi co innego.

Według miejscowej tradycji ludowej, zamek otrzymał swoją nazwę od 
lokalnych wróżek, zwanych „hukami”. Pojawiały się w okolicznych lasach
 i przypominały raczej leśne driady. Ich forma nie jest znana i podobnie 
jak „lulkyně” na Wołoszczyźnie. Nikt ich nigdy nie zobaczył, jednak
wydawały bardzo dziwne dźwięki. Ich pohukiwanie i krzyki przerażały 
nocnych, śmiałków, wędrujących ścieżkami, wiodącymi przez lasy 
Hukvaldu. Straszono, że  złapanego śmiałka, driady zatańcują na śmierć.
Jednak nie znany jest ani jeden przypadek, by tak się stało.


Tytułem wstępu:

"Zamek ma 320 metrów długości, obwód ponad 800 metrów, 
posiada 8 cylindrycznych bastionów i 3 pryzmatyczne wieżowe bramy, 
ponad 200 strzelnic, 4 dziedzińce, trzy trasy zwiedzania. Najstarszą częścią
 Hukvaldu jest rdzeń zamku, który częściowo pochodzi z XIII wieku. 
Wtedy też powstał Pałac Wschodni, będący pierwotną rezydencją założycieli 
zamku. W pałacu tego rycerstwa mieściła się także pierwsza kaplica zamkowa. 
Najmłodszą częścią rdzenia zamku jest renesansowy pałac z dobrze 
zachowanymi renesansowymi oknami, zbudowany około 1550 roku. 
W rdzeniu zamku znajdują się także kamienne cysterny do gromadzenia wody 
deszczowej, które w czasach przed założeniem zamku służyły do ​​gotowania 
kuchni zamkowej studnia została wykopana. Brak wody był rzeczywiście przez 
długi czas największą słabością zamku Hukvaldy. Dopiero w 1581 roku odkopano
 na zamku studnię, której budowa niemal pochłonęła dochody dworu 
Hukvaldów. Pierwotnie studnia miała głębokość około 150 metrów.
Za studnią pierwotnie wzniesiono renesansową fortyfikację, 
którą po 1653 roku rozebrano i zastąpiono dwoma barokowymi bastionami. 
Dziś służą one jako punkty widokowe. Częścią jednej z bram jest pomieszczenie 
dawnej wartowni, obecnie lapidarium, w którym przechowywane są różne 
kamienne i metalowe elementy zamku oraz tablica z jego krótką historią." 
 Główna brama do zamku. W głębi widać drugą bramę.
Herby nad pierwszą bramą. Są to herby biskupa ołomunieckiego 
arcyksięcia Leopolda Wilhelma von Habsburga

Mury bastionu- nie doszukałam się informacji, co się tam znajdowało, 
ale na filmie widać mały dziedziniec, na nim ławki. można się domyślać, 
iż tam się odbywają imprezy kulturalne. 
 
Ten sam "bastion"- widok już za drugą bramą. Nie poszliśmy tam, bo 
trasę zastawiały stoliki z parasolami i ławki, które były rozstawione przy
małej gastronomii.

Widok na przedostatnią bramę wyjściową- z prawej kasy

Stajemy tyłem do tej bramy i zaczynamy spacer w stronę głównego 
zamku. Po prawej stronie widać kawałek kaplicy św. Andrzeja.
Chciałam zrobić zdjęcia wnętrza kaplicy, jednak było w niej sporo ludzi
i raczej było to niewykonalne.

"Najlepiej zachowaną budowlą na zamku jest kaplica św. Ondřeje, 
zbudowany pod koniec XVII wieku. Kaplica była jedyną budowlą na zamku, 
która została odrestaurowana i utrzymana w XIX wieku. Poświęcony jest 
patronowi tutejszego regionu, św. Andrzeja, którego wizerunek znajduje 
się także wewnątrz ołtarza. W kaplicy znajdują się także posągi 
św. Jana Nepomucena i św. Franciszek Ksawerski. Kaplica posiada 
doskonałą akustykę, dlatego odbywają się tu rozmaite koncerty 
i przedstawienia."
 Przed kaplicą jest mały amfiteatr. Na zamku odbywa się wiele
 imprez kulturalnych: palenie czarownic, poszukiwanie skarbów,
 turniej szermierzy, straszna noc, podbój zamku Hukvaldy,
 Międzynarodowy Festiwal Muzyczny Janáčkovy Hukvaldy i inne.
Przy kaplicy znajduje się stoisko z tarczami strzelniczymi oraz tablica 
poglądowa na temat łuków oraz kusz.

Idziemy w stronę trzeciej bramy.


Między trzecią, a czwartą bramą znajduje się kamienny most

O tym mości jest taka legenda.
Krążą pogłoski, że most na zamku Hukvaldy ma magiczną moc. 
Wystarczy trzykrotnie przejść ją tam i z powrotem podczas pełni księżyca,
 z miłością w sercu, a wtedy na daną osobę czeka wielkie bogactwo.

Oczywiście było wielu pretendentów do szybkiego wzbogacenia się, ale żaden z nich nie spełnił swoich marzeń. Albo został wypędzony z zamku przez straże, albo stracił odwagę w ciemnościach lasu Hukvald. Szczęście spotkało tylko skromnego piekarza Matysa, który nawet nie pomyślał o złotym skarbie.

Władca zamku urządzał na zamku huczną ucztę, a że Matys był najsłynniejszym piekarzem w całej okolicy, kazał mu przygotować wypieki na tę uroczystość. Matys piecze dopiero po południu, żeby ciasta i inne smakołyki były naprawdę świeże i chrupiące, a na zamek wybiera się dopiero po zmroku. W niesieniu ciężkich koszy pomagała mu jego córka Andulka, którą kochał ponad wszystko. Nie chciał pokazywać córki przed panami, więc przed mostem sam zabrał cały ładunek i udał się do zamku. Dotarł do bramy i usłyszał wołanie córki, że wypadły dwa bochenki chleba, więc wrócił po nie. Kiedy ponownie dotarł do bramy, straż nie chciała go wypuścić i kazała mu spakować swój dobytek i wyjść. Piekarz był bardzo zadowolony i pospieszył za córką. Ledwie ją spotkał,  od bramy dobiegł głos: „Piekarz, wracaj, mistrz chce się z tobą widzieć!” I tak dobry piekarz Matys po raz trzeci ruszył przez most. Na zamku oddał swoje pieczywo, otrzymał pochwałę od swego pana, a następnie w pełni księżyca pospieszył do domu.

Po powrocie do domu na Matysa czekała niespodzianka. Na stole leżała 
wspaniała, niezwykle ciężka pieczeń, zrobiona w całości ze złota! 
Matys się wzbogacił, ale nie zmienił się. Kupił dom i zbudował nową 
piekarnię, w której wypiekał jeszcze lepsze wypieki. 
Zawsze pomagał biednym i chorym i nie odwracał się nawet od 
proszących pielgrzymów.
 Być może dlatego, że był taki dobry, cud spotkał właśnie jego.
 Jeszcze przed kamiennym mostem
 Brama przed kamiennym mostem
 
 
 Kamiennym most- latanie po nim  tam i nazad, by zdobyć skarb,  
nie miało sensu, był śliczny słoneczny dzień, a cuda na tym moście dzieją 
się w noc, kiedy jest pełnia księżyca.
Za kamiennym mostem znajduje się brama, przez którą wchodzi się 
na niewielki dziedziniec, ogrodzony wysokim murami. Jest to, wraz 
z zamkiem, najstarsza część grodu.

 
C.d.n.

 

Źródła:

https://www.atlasceska.cz/pamatky/hrad-hukvaldy-16926

 https://www.hrady.cz/hrad-hukvaldy-hochwald-hochenwalde/texty?tid=3022&pos=300

https://www.kudyznudy.cz/aktivity/hrad-hukvaldy

 

czwartek, 19 października 2023

A tymczasem wojna polsko- polska trwa w najlepsze.

 Wpis Ewy Wanat jest  w pewnym sensie uzupełnieniem mojego postu- TEGO

„Czytam, czytam różne wpisy na fb i oczom nie wierzę. Więc przypominam:

NIE JEST GORSZY CZŁOWIEK:

1.który chodzi do kościoła od ateisty,

2. który z powodu biedy, w której żyje, bardziej ceni sobie 500+ niż autostrady

3. który nie odziedziczył: a. majątku, b. ambicji (i możliwości) zdobywania wykształcenia, c. umiejętności czerpania przyjemności z czytania, czy uczestniczenia w kulturze "wysokiej" itp.

4. który nie ma narzędzi do weryfikowania propagandy TVP (sprawdźcie zasięg TVN24)

5. który zasuwa na polu lub w chlewie i kurniku od rana do wieczora i pada na twarz wieczorem rezygnując z pogaduszek na fejsie z wielkomiejskim elektoratem.

Mój dziadek zadecydował, że najstarszy syn dziedziczy ziemię, pozostałe dzieci idą do miasta się uczyć. Dzisiaj ja jestem profesorem nauk humanistycznych, bo dostałam od moich wykształconych rodziców wsparcie na starcie i w trakcie, a jedna z moich stryjecznych sióstr (wdowa) z wykształceniem zasadniczym obrabia z pomocą syna wielkie gospodarstwo. Nie głosujemy na te same partie, ja słucham Bacha a ona zapewne Martyniuka, ale ona w niczym nie jest ode mnie gorsza, po prostu ma inne życie i inne priorytety. Trzeba je zrozumieć i stworzyć dla niej i jej podobnych ofertę programową, a nie wypisywać głupoty na fejsie w poczuciu wyższości swoich dyplomów, zainteresowań, doświadczeń z wycieczek po świecie i znajomości modnych pisarzy. Na brak szacunku zasługują złodzieje, przestępcy, mordercy, niemoralni krzywdziciele słabszych, ale nie ludzie o innych poglądach politycznych! Ich doświadczenie życiowe każe im dokonywać takich wyborów i już. Nie ma się co zżymać, tylko a. próbować do nich dotrzeć z przekazem do nich trafiającym, b. walczyć o wyrównanie szans startu ludzi z małych i dużych miejscowości, bogatych i biednych rodzin, ambitnych i nieambitnych środowisk (ale to inwestycja w przyszłe pokolenia). I proszę nie piszcie mi tu o "elemencie spod budki z piwem", który przepija pińcet, bo zbanuję.”

https://www.facebook.com/ewa.wanat2 

W blogosferze odchodzi wielkie narodowe bicie piany i z prawej strony, i z lewej strony. 

A piana nie ta słodka, tylko po prostu obrzydliwe mydliny, szczypiące w oczy. 


 

Mają ludziska zdrowie, oj mają. 

Obraz po wyborach jest, mniej więcej, taki.



 

wtorek, 17 października 2023

Na wyciszenie po tych ogromnych emocjach

 piękne angielskie klimaty. Zdjęcia zrobił mój syn.



A







 A w domu:

coś dla ciała 

 oraz coś dla ducha


 Zaczęłam czytać K. Janickiego "Wawel". Całkiem interesująco się zaczyna.

poniedziałek, 16 października 2023

No w sumie....

 to powinnam się cieszyć, że nie jest gorzej, a zmierza ku lepszemu. Zatem cieszmy się i świętujmy:):)


 I tak, bo jakże by inaczej :):):):):):)


 

Ooooooo, ja cierpię dolę… mohery, głupki, katopatole, wsiory- proces dzielenia społeczeństwa- czyli moje przemyślenia pokampanijne.




Wygraliśmy, ale jest mi gorzko, straszliwie gorzko, bo nie tak takie miało być zwycięstwo. 

 


Te niebieskie plamy na mapie Polski to województwa, w których wygrał PiS. I nic to, że pewnie wygrał znikomym procentem głosów, ale jednak wygrał. I jak spojrzeć na mapę to większość ludzi głosujących, jest ludźmi ze wsi, ze ściany wschodniej oraz z południa. Można gadać, że to propaganda pisowska, obiecanki, przekupywanie 500+ itp. zadziałały, jednak było by to zbyt wielkim uproszczeniem.

Ten post to moje przemyślenia, które miałam w ciągu ostatnich paru miesięcy, od kiedy rozpoczęła się kampania przedwyborcza. Materiału do nich dostarczyły mi posty na różnych blogach (i tych za Pis i tych anty) komentarze pod nimi, komentarze pod informacjami na różnych portalach internetowych, oraz moje rozmowy z różnymi ludźmi w realu.

Może będą chaotyczne spisane, ale przecież nie w tym rzecz, by pisać „pod sznurek”, bo jak się po głowie ciągle pałętają myśli to, by brzmiały normalnie, nie będę ich szlifowała.

Ale zacznę może od początku. Kiedy w 2015 roku wybory wygrało PiS, ludzie popierający go, stwierdzili z radością, że oto jest partia, która nareszcie zauważyła szarego człowieka- tego człowieka z dołów społecznych, biednego, niedowartościowanego, często wykluczonego.

PiS to ponoć zrobił i, co za tym poszło, zaczął tych ludzi „dowartościowywać”- a to finansując (500+ i inne benefity), a to awansując na stanowiska ludzi bez wykształcenia (na zasadzie- nie ma dyplomu, ale to nie szkodzi), a to dotując potrzeby gminne. Ogłosił różne programy prospołeczne (np. mieszkanie +, darmowe leki dla seniorów, karta wielkiej rodziny). Piszę o początkach rządów PiS, bo potem okazało się, jak to tak naprawdę działa, ale to dopiero druga kadencja rządów PiS pokazała. Obiecywał, okłamywał, ale ludzie mu wierzyli i nadal wierzą.

To rzekome niedowartościowanie „dołów społecznych” podczas rządów Tuska, a dowartościowanie przez rządy Kaczyńskiego, jest tutaj głównym motywem. Ludzie „wykluczeni”, głównie niższe warstwy miejskie, a przede wszystkim, ludzie ze wsi, czuli się przez wykształciuchów, przez ludzi z miasta, poniżani, niedocenieni.

W naszym społeczeństwie od wieków istnieje przekonanie, że chłop, rolnik, człowiek ze wsi jest tym głupszym, brudniejszym, zacofanym.

Kobieta wiejska to moher, głupia baba, która lata do kościoła i „czyści księdzu buty”, podporządkowana mężowi i rodząca „co rok, to prorok”.

A i jeszcze, wsioki to przecież katopatole. Taki obraz ludzi mieszkających na wsi, w umysłach ludzi z miasta, ciągle funkcjonuje.

Pamiętam czasy, kiedy rozpoczęłam naukę w LO, w stutysięcznym mieście- przyjęto mnie wtedy jako ćwoka ze wsi. To nic, że kończyłam ósmą klasę w szkole w mieście powiatowym, to nic, że mówiłam piękną polszczyzną, to nic, że pochodziłam z rodziny inteligenckiej- matka robiła już wtedy doktorat, a przez dom przewijali się ludzie nauki- nic to nie znaczyło, dla moich miejskich kolegów byłam wsiorą i tyle, bo pochodziłam ze wsi i w dodatku z leśniczówki (no zadupie i już). To ciągle miejsce zamieszkania kształtuje świadomość innych o pozycji i inteligencji człowieka, i ciągle jeszcze ten ze wsi jest gorzej postrzegany.

Nie mam traumy, choć przyznam, że jednak to we mnie tkwi, ale już w innym aspekcie, bo ja jestem mieszkanką wsi od wielu, wielu lat, ale w środku nigdy nie byłam wsiową (niemniej szczycę się tym, że jestem wiejskim człowiekiem) i ja to potrafię w sobie poukładać. Zresztą bardziej mnie teraz to określenie w stosunku do mnie bawi (popatrz mój profil), jednak ciągle zastanawiałam się i zastanawiam dalej, co jest w tych określeniach, co się tym miejskim nie spina, o co im chodzi? Większość polskich wsi jest w miarę nowoczesna (piękne, murowane domy, asfaltowe ulice, nowoczesne gospodarstwa). Ludzie miejscy pchają się na wieś, budują sobie domy… chcą być wsiokami? Ludzie miejscy, kiedy zamieszkają na wsi, próbują urządzać tubylcom życie na własną modłę. Jest to zjawisko dosyć częste, natomiast rzadziej spotyka się ludzi ze wsi, którzy modelują życie ludziom w mieście. Szczerze mówiąc, nie spotkałam się z sytuację, by wiejscy mówili, jak mają żyć ludzie w mieście.

Człowiek ze wsi, to człowiek ze wsi i nic tym miejskim nie przemówi do rozumu, że on im dorównuje na wielu poziomach oraz w wielu aspektach- człowiek wiejski to ciemnogród dla miejskich i tyle. Miejscy jakby nie widzieli, że także mentalność wiejskich się zmienia, nie tylko ich obejścia oraz sposób życia.

I to teraz we mnie zagrało- ta niesprawiedliwość, to wsadzanie do jednego wora przez mieszczuchów, ta pogarda dla wsiowych, a szczególnie dla kobiet wiejskich. Ja to czuję, bo sama przeżyłam te upokorzenia. I oni też to tak czują.

Nie ośmieliłabym się koleżance z wiejskiej ławy szkolnej, która jechała w podstawówce na samych piątkach, powiedzieć jesteś głupia, bo jesteś wyznawcą PiS. Z pewnością nie jest głupia, nie jest głupia i zacofana, jak się sądzi o wielu ludzi ze wsi. Nie jest moherem, nie jest wsiorą w negatywnym tego słowa znaczeniu, bo nie jest. Nie ośmieliłabym się powiedzieć sąsiadce (nie mam pojęcia, jakie ma poglądy i raczej mnie to nie interesuje), że jest głupia tylko dlatego, że mieszka przez całe życie na wsi. Nie jest głupia, często wysnuwa bardzo mądre wnioski podczas naszych rozmów. Nie powiedziałabym drugiej sąsiadce, że jest moherem, bo zalicza wszystkie „nasiadowy” w kościele. Jest przemiłą starszą panią, uczynną, a jakie ma poglądy i spojrzenie na aborcję, nie interesuje mnie. Zresztą nie śmiałabym nawet zapytać. To osoba wierząca taką wiarą prawdziwą, bez zadęcia, a jak tak wierzy, to mogę się domyślać, że jest przeciwna.

To o poglądy wiejskich chodzi mieszczuchom. Z góry zakładają, że jak ktoś ze wsi to głupek, ciemnota, nie zna się i nie ma co z nim dyskutować, szkoda marnować swój jakże piękny inteligencki rozum i cenny czas. No i powiedzcie, jak czulibyście się z takim traktowaniem? Jak czulibyście się, kiedy wypominano by wam ciągle, że mohery, durnie, nieroby, idiotki, stare wiejskie baby, zacofani, katopatole itp.?

I dobiję- na wielu blogach „opozycyjnych” przez całą kampanię leciały takie epitety na wyznawców PiS. Było ciągłe ich obrażanie, czepianie się, wyśmiewanie. Do zrzygania.

A żeby było dziwniej, to na blogach wyznawców PiS takiego zjawiska nie zauważyłam. Owszem były posty urągające rozumowi, ale żadnego obrażania „przeciwnika”. Opisuję to, co przeczytałam, a nie dlatego, że popieram i usprawiedliwiam popieranie PiSu.

Smutno się robi, kiedy widzi się takie zachowanie na blogach antypisowskich, bo dodatkowo osoby piszące posty i komentarze sugerują swoją mądrość, wywyższają się, bo one tak głupio nie myślą, dziwią się wielce, jak można popierać PiS i w ten deseń. Czyli powielają to, co im wyznawcy PiSu zarzucali- niedowartościowanie, wyszydzanie, pogardę, wywyższanie się i wykluczanie propisowców, a zwłaszcza tych ze wsi.

Wynika z tego, iż mimo sumiennych deklaracji, że ci antypisowcy są tolerancyjni, oświeceni, szanują drugiego człowieka, wcale tak nie jest. A wszystko dlatego, że nie potrafią zrozumieć, iż zwolennicy PiSu mają takie samo prawo do swoich niezmiennych poglądów, jak oni. I to, że propisowcy tak samo nie życzą sobie, by ich nawracać, jak nie życzą sobie tego antypisowcy.

Ale natura ludzka jest przewrotna- antypisowcy wzięli sobie za ambicję za wszelką cenę zmienić poglądy pisowców. Dobry kierunek, jednak metody fatalne. Nie znam człowieka, którego nawrócono by przez obrażanie, wyśmiewanie, poniżanie. A taką metodę obrali antypisowcy-ha,ha,ha, jacy oni głupi, ha,ha,ha, ciemnota, ha,ha,ha stare mohery, ha,ha,ha…stare baby…ha,ha,ha,ha katotaliban. A potem zdziwko, że ich „nawracanie” nie działa.

I znów stwierdzam, że na blogach propisowskich nie było tak nachalnych akcji z „nawracaniem”. Wiecie, dlaczego? Oni naprawdę mają stałe poglądy i nic ich nie ruszy. Hmmmmm… ja też mam stałe poglądy i nic mnie nie ruszy, a już na pewno nie zmienię ich wtedy, gdy ktoś mnie będzie obrażał, wyzywał od głupków, idiotów itp. No chyba, że w spokojnej dyskusji, każdy z nas wyłoży swoje argumenty i coś tam w nas drgnie. Ale do tego trzeba czasu, spokoju i rzeczowych rozmów, a nie wrzasków, kopniaków, nadmiernych negatywnych emocji.

I paradoksalnie ci, co najbardziej dzielą przez takie zachowanie, krzyczą z przerażeniem, że społeczeństwo jest tak podzielone, iż nie da się już go skleić, ale nadal drążą tę linię podziału.

Nie jestem propisowska, nigdy nie byłam i nie będę, ale nie znoszę takiej antypisowskiej hipokryzji, braku zrozumienia i tolerancji. Nie znoszę też, jak napiętnuje się wiejskich za każdą rzecz- za wiarę, za poglądy, za zachowania, za tradycję, za sposób wychowywania dzieci, za ulubioną muzykę, za ubiór, za wesela, za obejścia wokół domów, za rośliny w ogródkach itd., itp. Wszystko to z taką nutą wyższości- „no panie, ja bym czegoś takiego nie zrobiła”, „to tylko wsioki tak robią”.

Całe szczęście, że opozycja, ta poważna opozycja parlamentarna, w porę się opamiętała i ruszyła „nawracać’ pokojowo. Ucieszyły mnie te wyjazdy w teren, te spotkania w spokoju, z uśmiechem, ze zrozumieniem. To wysłuchiwanie ludzi ze wsi, ich zadnia, ich poglądów.

Nareszcie ktoś ich potraktował jak równych sobie i to nie w sposób pisowski (bez straszenia, bez obiecanek, bez wmawiania „czarnego luda”), ale w sposób normalny, po partnersku, po ludzku.

I jestem wściekła, że ludzie inteligentni nie potrafią zrozumieć, że ci mniej inteligentni potrzebują czasu, zrozumienia, wyrozumiałości, spokoju, równego traktowania, by pojąć w czym rzecz.

 P.S. 1- 17 lat mieszkałam w mieście (w tym 8 lat w bloku w mieście wojewódzkim) to tak dla informacji, że nie do końca jestem tylko wieśniarą:):):):):)


P.S. 2- Owszem prowadziłam akcję, ale gdzie indziej i mogą z całą odpowiedzialnością za słowo stwierdzić, że ani razu nie obraziłam wyznawców PiSu. Akcja dotyczyła ośmieszania rządu, Dudy i Kaczyńskiego oraz na pokazywaniu ich przekrętów, a także agitację na rzecz opozycji- wszystkich opcji opozycyjnych oraz namawiałam kobiety do wzięcia udziału w Wyborach. Możecie wierzyć lub nie i tak to teraz nie ma już znaczenia.

Wyniki wyborów są, jakie są, referendum przepadło i całe szczęście, a ja już nie mam ochoty dalej babrać się tym na moim blogu. 

P.S. 3. To są moje przemyślenia, mój blog i według prawa blogowego piszę to, co chcę napisać. Jeżeli ktoś poczuł się dotknięty- jego biznes.

Live is brutal and full of zasadzkas and sometimes kopas w dupas- jeżeli przyjąłeś/przyjęłaś to do siebie, to może i lepiej, masz gotowy materiał do refleksji (nie oczekuję podziękowań).

Każde anonimowe obraźliwe komentarze wytnę.

 

niedziela, 15 października 2023

wtorek, 10 października 2023

Ooooooo, ja cierpię dolę, czyli ciągle te kwiatki i kwiatki….*


Pogoda się popsuła radykalnie. Temperatura spadła poniżej 10 stopni i pada deszcz. Mokro, wietrznie, a jednak jakoś tak pięknie nostalgicznie?

Ale ponoć idzie znowu duże ciepło. I jak ma ogród w takich warunkach pogodowych nie sfiksować?

Jest jeszcze zielony ostatnią jesienną soczystością. O tej porze, w poprzednich latach, miałam wszystko ścięte do ziemi, teraz jest tak, jakby późne lato ciągle na grządkach królowało. A potem, jak przyjdzie pierwszy przymrozek, zetnie zieloności, to będzie mało czasu, by doprowadzić grządki do porządku. Staram się nie zostawiać ich w takim stanie, jaki jest obecnie, do wiosny. Później różnie z wolnym czasem bywa.

Jeszcze przepięknie kwitną begonie oraz pelargonie na tarasach, balkonach, przy wejściu do domu oraz wzdłuż chodnika.



A to jakaś osobliwość begoniasta. Jedna roślina i dwa rodzaje kwiatów na niej. Takie
i takie

 Staram się być w życiu konsekwentna i na ogół mi to wychodzi, ale jeżeli chodzi o ogród, to z tą konsekwencją marnie. Na wiosnę przyrzekałam sobie, że już nic nie dosadzam. Uchummmm… posadziłam 8 hibiskusów, prusznik, dwie barbule, dwie azalie i hortensję. A teraz mam zamiar posadzić masę nowych gatunków narcyzów (parę gatunków już posadziłam). 


I żeby dobić moją ogrodową „konsekwencję”, zamówiłam jeszcze dwa ciemierniki i dwie bergenie. Oprócz tego przesadziłam sporo bylin w wolne miejsca po tujach.

Takie są kwiaty barbuli klandońskiej**- w ogrodzie są dwa krzewy, które zasadziłam dwa lata temu. 



Wiewiórki są dwie (gdzie te czasy, kiedy ich 5 na tarasach buszowało)- ruda i brązowa.

Udało mi się nakręcić film z nimi. Ta ruda zbierała materiał do uszczelniania gniazda, ciemna obijała się, skacząc po gałęziach sekwoi.

 

* W którymś poście napisałam- tematy polityczne zostawiam „na po wyborach”. Dzisiaj nie wiem, czy będę w ogóle miała ochotę na poruszanie takich tematów na moim blogu. Prawie przestałam chodzić po blogach, a jak na niektóre wejdę, to w nich ciągle to samo się wałkuje.

Nie bawi mnie, a wręcz już nuży przekonywanie przekonanych, bicie politycznej piany i wynoszenie się w tych tematach na „wysokie poziomy”, chociaż tak naprawdę poziomy intelektualne ciągle znajdują się, tak mniej więcej, w przyziemiu. No i to „walenie się po mordach”  przeciwników w dyskusji, wzajemnie obrażanie, obrzucanie wyzwiskami spod budki z piwem.

Jedni i drudzy wchodzą na blog „przeciwnika politycznego” tylko po to, by go zhejtować po chamsku. Ma to sens? Czy inwektywa, „wrzask”, jest argumentem? Czy ta osoba chce przekonać drugą, że ma rację, czy po prostu wyżyć się (awanturnik, pieniacz, cham), pokazując swoją (w jej mniemaniu) wyższość oraz nieomylność?

Komentowanie wydarzeń politycznych zostawiam analitykom, dziennikarzom, sprawozdawcom i znawcom tematu. Słuchając ich, mam podaną wiedzę przynajmniej w sposób fachowy.

O tym, co się dokładnie (ze szczegółami) dzieje w moim życiu prywatnym, też nie mam ochoty pisać na blogu. Kogo to w końcu obchodzi, czy mam katar, czy inne paskudztwo, jak się czuję, mam deprechę, czy aktualnie poszła się paść, a moi bliscy pożarli się, lub sąsiad zrobił nam kuku. Owszem, napiszę o tym, że sprzedaliśmy motocykl, bo to nie prowokuje nieprzychylnych mi komentarzy. Poza tym, będą posty z rajdów motocyklowych, a sprzedaż motocykla tworzy dla nich klamrę.

Dlatego zamki, wycieczki, rajdy i ogród, ogród, i jeszcze raz ogród, i te kwiatki, w moich postach, mają wiodącą rolę. To tak dla przypomnienia, dlaczego mój blog jest taki, a nie inny.

Tyle.

**„Barbula klandońska (Caryopteris clandonensis) Heavenly Blue to szalenie efektowny o ładnym, kulistym pokroju, niewielki półkrzew (drewnieją tylko dolne części pędów), dorastający do ok. 60-70 cm. Ta ozdobna roślina o pachnących listkach zasługuje na uwagę również ze względu na późny okres kwitnienia. Rozpoczyna kwitnienie w sierpniu i kwitnie do października bardzo obficie kolorze intensywnie niebieskim. Kwiaty nieco przypominają chabry. Liście ma grubopiłkowane, eliptyczne, srebrzyste. Od podstawowego gatunku różni się kolorem liści i kwiatów. Jeśli chodzi o glebę barbula nie ma większych wymagań, ale bujniej rosną na glebach lekkich, zasadowych i raczej suchych. Należy dla niej przewidzieć stanowisko słoneczne i osłonięte. W zimie górne pędy wymarzają, ale odrastają po radykalnym przycięciu. Przycięcie wiosenne gwarantuje również bujne kwitnienie. Na okres zimowy dobrze jest miejsce posadzenia rośliny okopczykować. Późnym latem odwdzięczy nam się jaskrawymi niebieskimi kwiatami, które będą cieszyć oko do późnej jesieni. Warto barbulę posadzić w grupie lub jako niski żywopłot obwódkowy. Ładnie prezentuje się z późno kwitnącymi roślinami, np. astrami lub różami. Warto ubarwić sobie ogród nawet wtedy, gdy inne rośliny ogrodowe już dawno przestały kwitnąć.!!!”

https://funkie.pl/sklep/barbule/barbula-caryopteris-clandonensis-heavenly-blue-sadzonka.html

Ja swoje przykrywam tylko na ziemi, przy łodygach. Wiosną przycinam i równocześnie je formuję. Nie są kłopotliwe w uprawie.