środa, 25 października 2023

Jeszcze sporo przed nami, czyli lecimy z dalszą prezentacją grodu w Hukvaldach (cz.7)

 Historycy mówią- zamek Hukvaldy przyjął nazwę od nazwiska pierwszego ich właściciela.

Legenda zaś prawi co innego.

Według miejscowej tradycji ludowej, zamek otrzymał swoją nazwę od 
lokalnych wróżek, zwanych „hukami”. Pojawiały się w okolicznych lasach
 i przypominały raczej leśne driady. Ich forma nie jest znana i podobnie 
jak „lulkyně” na Wołoszczyźnie. Nikt ich nigdy nie zobaczył, jednak
wydawały bardzo dziwne dźwięki. Ich pohukiwanie i krzyki przerażały 
nocnych, śmiałków, wędrujących ścieżkami, wiodącymi przez lasy 
Hukvaldu. Straszono, że  złapanego śmiałka, driady zatańcują na śmierć.
Jednak nie znany jest ani jeden przypadek, by tak się stało.


Tytułem wstępu:

"Zamek ma 320 metrów długości, obwód ponad 800 metrów, 
posiada 8 cylindrycznych bastionów i 3 pryzmatyczne wieżowe bramy, 
ponad 200 strzelnic, 4 dziedzińce, trzy trasy zwiedzania. Najstarszą częścią
 Hukvaldu jest rdzeń zamku, który częściowo pochodzi z XIII wieku. 
Wtedy też powstał Pałac Wschodni, będący pierwotną rezydencją założycieli 
zamku. W pałacu tego rycerstwa mieściła się także pierwsza kaplica zamkowa. 
Najmłodszą częścią rdzenia zamku jest renesansowy pałac z dobrze 
zachowanymi renesansowymi oknami, zbudowany około 1550 roku. 
W rdzeniu zamku znajdują się także kamienne cysterny do gromadzenia wody 
deszczowej, które w czasach przed założeniem zamku służyły do ​​gotowania 
kuchni zamkowej studnia została wykopana. Brak wody był rzeczywiście przez 
długi czas największą słabością zamku Hukvaldy. Dopiero w 1581 roku odkopano
 na zamku studnię, której budowa niemal pochłonęła dochody dworu 
Hukvaldów. Pierwotnie studnia miała głębokość około 150 metrów.
Za studnią pierwotnie wzniesiono renesansową fortyfikację, 
którą po 1653 roku rozebrano i zastąpiono dwoma barokowymi bastionami. 
Dziś służą one jako punkty widokowe. Częścią jednej z bram jest pomieszczenie 
dawnej wartowni, obecnie lapidarium, w którym przechowywane są różne 
kamienne i metalowe elementy zamku oraz tablica z jego krótką historią." 
 Główna brama do zamku. W głębi widać drugą bramę.
Herby nad pierwszą bramą. Są to herby biskupa ołomunieckiego 
arcyksięcia Leopolda Wilhelma von Habsburga

Mury bastionu- nie doszukałam się informacji, co się tam znajdowało, 
ale na filmie widać mały dziedziniec, na nim ławki. można się domyślać, 
iż tam się odbywają imprezy kulturalne. 
 
Ten sam "bastion"- widok już za drugą bramą. Nie poszliśmy tam, bo 
trasę zastawiały stoliki z parasolami i ławki, które były rozstawione przy
małej gastronomii.

Widok na przedostatnią bramę wyjściową- z prawej kasy

Stajemy tyłem do tej bramy i zaczynamy spacer w stronę głównego 
zamku. Po prawej stronie widać kawałek kaplicy św. Andrzeja.
Chciałam zrobić zdjęcia wnętrza kaplicy, jednak było w niej sporo ludzi
i raczej było to niewykonalne.

"Najlepiej zachowaną budowlą na zamku jest kaplica św. Ondřeje, 
zbudowany pod koniec XVII wieku. Kaplica była jedyną budowlą na zamku, 
która została odrestaurowana i utrzymana w XIX wieku. Poświęcony jest 
patronowi tutejszego regionu, św. Andrzeja, którego wizerunek znajduje 
się także wewnątrz ołtarza. W kaplicy znajdują się także posągi 
św. Jana Nepomucena i św. Franciszek Ksawerski. Kaplica posiada 
doskonałą akustykę, dlatego odbywają się tu rozmaite koncerty 
i przedstawienia."
 Przed kaplicą jest mały amfiteatr. Na zamku odbywa się wiele
 imprez kulturalnych: palenie czarownic, poszukiwanie skarbów,
 turniej szermierzy, straszna noc, podbój zamku Hukvaldy,
 Międzynarodowy Festiwal Muzyczny Janáčkovy Hukvaldy i inne.
Przy kaplicy znajduje się stoisko z tarczami strzelniczymi oraz tablica 
poglądowa na temat łuków oraz kusz.

Idziemy w stronę trzeciej bramy.


Między trzecią, a czwartą bramą znajduje się kamienny most

O tym mości jest taka legenda.
Krążą pogłoski, że most na zamku Hukvaldy ma magiczną moc. 
Wystarczy trzykrotnie przejść ją tam i z powrotem podczas pełni księżyca,
 z miłością w sercu, a wtedy na daną osobę czeka wielkie bogactwo.

Oczywiście było wielu pretendentów do szybkiego wzbogacenia się, ale żaden z nich nie spełnił swoich marzeń. Albo został wypędzony z zamku przez straże, albo stracił odwagę w ciemnościach lasu Hukvald. Szczęście spotkało tylko skromnego piekarza Matysa, który nawet nie pomyślał o złotym skarbie.

Władca zamku urządzał na zamku huczną ucztę, a że Matys był najsłynniejszym piekarzem w całej okolicy, kazał mu przygotować wypieki na tę uroczystość. Matys piecze dopiero po południu, żeby ciasta i inne smakołyki były naprawdę świeże i chrupiące, a na zamek wybiera się dopiero po zmroku. W niesieniu ciężkich koszy pomagała mu jego córka Andulka, którą kochał ponad wszystko. Nie chciał pokazywać córki przed panami, więc przed mostem sam zabrał cały ładunek i udał się do zamku. Dotarł do bramy i usłyszał wołanie córki, że wypadły dwa bochenki chleba, więc wrócił po nie. Kiedy ponownie dotarł do bramy, straż nie chciała go wypuścić i kazała mu spakować swój dobytek i wyjść. Piekarz był bardzo zadowolony i pospieszył za córką. Ledwie ją spotkał,  od bramy dobiegł głos: „Piekarz, wracaj, mistrz chce się z tobą widzieć!” I tak dobry piekarz Matys po raz trzeci ruszył przez most. Na zamku oddał swoje pieczywo, otrzymał pochwałę od swego pana, a następnie w pełni księżyca pospieszył do domu.

Po powrocie do domu na Matysa czekała niespodzianka. Na stole leżała 
wspaniała, niezwykle ciężka pieczeń, zrobiona w całości ze złota! 
Matys się wzbogacił, ale nie zmienił się. Kupił dom i zbudował nową 
piekarnię, w której wypiekał jeszcze lepsze wypieki. 
Zawsze pomagał biednym i chorym i nie odwracał się nawet od 
proszących pielgrzymów.
 Być może dlatego, że był taki dobry, cud spotkał właśnie jego.
 Jeszcze przed kamiennym mostem
 Brama przed kamiennym mostem
 
 
 Kamiennym most- latanie po nim  tam i nazad, by zdobyć skarb,  
nie miało sensu, był śliczny słoneczny dzień, a cuda na tym moście dzieją 
się w noc, kiedy jest pełnia księżyca.
Za kamiennym mostem znajduje się brama, przez którą wchodzi się 
na niewielki dziedziniec, ogrodzony wysokim murami. Jest to, wraz 
z zamkiem, najstarsza część grodu.

 
C.d.n.

 

Źródła:

https://www.atlasceska.cz/pamatky/hrad-hukvaldy-16926

 https://www.hrady.cz/hrad-hukvaldy-hochwald-hochenwalde/texty?tid=3022&pos=300

https://www.kudyznudy.cz/aktivity/hrad-hukvaldy

 

21 komentarzy:

  1. Chyba każdy zamek ma swoje legendy i każdy podlegał kolejnym rozbudowom, więc i style się mieszały. Imprezy przyciągają zwiedzających, a to dodatkowy dochód.
    Faktycznie, zamek bardzo rozległy, kaplica wygląda pięknie, ciekawa byłabym tej akustyki...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zamek budowany etapami- od tego dużego prawie na samym końcu owalu, po to coś na dole, co nazwałam "bastionem". Tłumacze z czeskiego, by coś więcej napisać- polskie opisy są skromne i powtarzane.
      Popatrzyłam tylko przez drzwi do środka kaplicy- dosyć bogato, ale ludzi w niej sporo. Hulvady są dosyć daleko, by zaliczyć koncert. Musimy wierzyć słowu pisanemu:)

      Usuń
  2. Bardzo mi się podoba legenda, że nazwa zamku pochodzi od wróżek. I to jeszcze takich tańcujących:)
    Historia piekarza przypomniała mi obietnice, które tyłu moich znajomych składało, że jak awansuja to się nie zmienią i nie będą takimi szefami, jak ich właśni, nielubiani. To smutne, ale nikomu się to nie udało:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawie jak słowiańskie Rodzanice, albo południca demon pól lub Dziewanna- bogini lasów:)
      Uwielbiam mitologię słowiańską i w ogóle różne mitologie. Są bardzo bogate w różnorodne postaci. Podoba mi się w tych wierzeniach to, że każde bóstwo lub demon mieli swój przydział obowiązków. Chrześciajańscy święci to już nie to samo, są mdli, nijacy i przeważnie obarczeni jakimś straszliwym męczeństwem- obrzydliwość, smuta i ciemność.
      Znam ten hukvaldzki las i teraz wyobrażam sobie w nim te demonki, słyszę ich pohukiwania, wycie i zawodzenia. Faktycznie, można mieć pietra.
      Historia piekarza musi mieć budujący morał i wskazówkę postępowania dla innych. Kto tam wie, jak naprawdę było.
      Pozycja szefa zmienia punkt widzenia na grono pracowników, z którego wyszedł. Czasem musi być wredny częściej nie musi.

      Usuń
    2. No patrz, a mnie jakoś słowiańskość nigdy nie wciągnęła. Jest w Lublinie dosyć prężnie działające żeńskie koło dziwożon, ale nie czuje się częścią żadnego mistycznego kręgu, a poza tym nie wierzę w.siostrzeństwo. Lubię konkretnych ludzi niezależnie od płci:)

      Usuń
    3. Słowiańskość interesuje mnie, bo to nasze niby pierwotne, ale trzeba uważać, bo różne są teorie na temat Słowian na naszych ziemiach. Po prostu mitologia słowiańska jest mi bliższa, bo osadzona w realiach naszej przyrody. Ona mogłaby się nazywać inaczej, a i tak jest mi bliższa ni mitologia np. grecka.
      Natomiast nie ciągnie mnie do tych różnych kół i stowarzyszeń typu "polscy Słowianie' i odtwarzanie życia Słowian. Wydaje mi się to sztuczne- przecież my nie mamy pojęcia, jak ton wyglądało w tamtych czasach, bo wykopaliska są bardzo ubogie.
      Kupiłam niedawno pozycję "Barbarica. Tysiąc lat zapomnianej historii ziem polskich", której autorem jest Michael Morys- Twarowski. Nie wiem ile ona jest warta, ale przypisy i bibliografia wydaja się rzetelnie naukowe.
      Ja się źle czuję w kobiecych "bańkach". Też nie wierzę w siostrzeństwo, tym bardziej, że mam wiele przykładów na fałszywe postępowanie kobiet. Nie znoszę gremialnego babskiego ciumkania , dosładzania, wmawiania, że my kobiety powinnyśmy się trzymać razem, a równocześnie total obsmarowywania innych kobiet za plecami. Jak mam kogoś podtrzymywać na duchu, dodawać sił itp. to robię to bez wielkiego halo i indywidualnie.

      Wolę "męskie rozmowy". Oni to tak prosto- nie podoba mi się, mówię wprost, albo dadzą sobie po ryjkach i spokój.

      Usuń
  3. Jesteś chyba z powołania przewodnikiem. :)
    Fajnie się przenieść do takiego miejsca, posłuchać takich legend...
    Spalić sobie jakąś czarownicę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy mi na myśl nie przyszło, by pchać się w turystykę i zostać przewodnikiem, ale jest w tym coś fajnego. Po prostu lubię grzebać, a potem dzielić się wiedza. Obojętnie czy jest ona poważna, czy żartobliwa, czy dotyczy tematów egzystencjalnych, czy opisu zwiedzanego zamku.
      Spalić sobie czarownicę:):):):)A może czarnoksiężnika? Też lubię sobie popatrzeć na "żywy" ogień.:):):))

      Usuń
  4. gdy baba huczy, to faktycznie przeważnie nie wróży to nic dobrego...
    ...
    jakie to jest czasem dziwne... do widowiska odtwórczego "palenie nikomu niewinnej kobiety" (tzw. "czarownicy") ludzie mają dystans, a gdy ktoś urządzi "palenie Żyda", to wrzask jest na pół Europy i organizator wyłapuje 10 miechów w zawiasach...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :):)):):) No fakt, najpierw huczy, a potem buczy:)
      Matko, Piotrze, ale masz skojarzenia. Nawet nie wiem, co napisać. Dla mnie i palenie czarownicy, i palenie Żyda to jeden wielki horror.
      O tym drugim wydarzeniu nie wiem. O co chodzi?

      Usuń
    2. https://pl.wikipedia.org/wiki/Palenie_Judasza
      https://tvn24.pl/wroclaw/wroclaw-10-miesiecy-wiezienia-za-spalenie-kukly-zyda-ra693635-3194542
      pokręciłem, wyrok był bez zawiasów...
      ale można też zainscenizować palenie Żyda w piecu...
      odtwórstwo historyczne, widowiska tego typu często zawierają różne horrory, zwykle są to sceny bitewne, a to w oryginale nie były zabawy w koci łapci...
      pomyślalem sobie jeszcze o taki widwiskach, jak "wyrywanie serc" (obrzędy ofiarne Azteków), "jedzenie wroga" (Papuasi), albo swojskie, polskie nabijanie na pal, albo np. "egzekucja Janosika" /wieszanie na haku wbitym pod żebro/, LOL...

      Usuń
    3. Dobra, już dosyć tej makabry. A poza tym daleko nie trzeba szukać- topienie Marzanny to zwyczaj słowiański przecież, a jak nie topienie to palenie. W Skoczowie (niedalekie miasteczko) też chodzi się z Judoszem a potem się go pali.
      Wszelkie inscenizacje bitewne odbieram jako niepotrzebne i nikt mnie nie przekona, że one propagują historię. Zawsze uważałam, że tego typu imprezy są po to, aby zaspokoić EGO męskie. I zawsze zastanawiał mnie brak refleksji u tych panów. Co tu propagować? Śmierć, rany, ból i najczęściej przegraną?
      Na jednym ze zlotów motocyklowych mieliśmy taką inscenizację zobaczyć. Nawet mam dużo zdjęć z "zaplecza". Inscenizację przesuwano w czasie i przesuwano, i w końcu nic nie zobaczyliśmy. Wcale nie byłam ciekawa, a pojechałam, bo to była część dłuższej trasy.

      Usuń
    4. katowanie (palenie, topienie) Marzanny to trochę inna bajka, bo ofiarą jest z samego założenia postać mityczna, ale...
      kto wie, czy u dawnych Słowian ofiarą nie był ktoś realny, jakiś wróg, jeniec, czy przestępca, aczkolwiek nie ma przekazów na ten temat, ale wtedy można by to zaliczyć jako "odtwórstwo historyczne"...
      inna sprawa, że Judasz też jest postacią mityczną, tylko potem zaczęto to kojarzyć z realnymi Żydami, których po prostu nie lubiano i prześladowano na różne sposoby...
      no cóż, przemoc i seks najlepiej się sprzedają, ale jakoś inscenizuje się bitwy, a nie na sceny miłosne, na przykład akt poczęcia jakiegoś króla, czy innej postaci historycznej... od razu by się zresztą podniósł wrzask, że publiczne porno, a jak porno, to ludziom duszno i straszno :)

      Usuń
    5. Judasz chyba nie jest postacią mityczną. Ktoś taki żył i ponoć wydał Jezusa Rzymianom, tako rzecze Biblia. Poza tym jest Ewangelia według Judasza, czy oryginalna nie wiadomo.
      Judasz utożsamiany jest z zdradą. Tu chodzi się z Judoszem- zdrajcą przed Wielkanocą.
      Mnie wystarczą filmy, a takie inscenizacje wykonaniu amatorów nie podobają mi się. Poza tym, robi się je na wyczucie, niezbyt dbając o historyczne realia.
      Parę kilometrów stąd jest zbudowany gród słowiański- parę chat, brama, jakaś mała wieża- wszystko według wyobrażenia twórców, jak to za słowiańszczyzny było. Trochę wiedzy na ten temat mam i mam też dystans, bo to domysły, ale oni robiąc pokazy, twardo wmawiają ludziom, że tak na pewno było. I to mnie zdumiewa.

      Usuń
    6. Jezus też jest postacią mityczną, fikcyjną, opisaną w zbiorze mitów zwanym "Biblia", do dyskusji jest jedynie, czy istniał jakiś pierwowzór takiej postaci i tego też nie rozstrzygnięto jednoznacznie... już większa pewność jest na przykład w przypadku Skrzetuskiego z Trylogii...
      niestety, bardzo mało jest przekazów historycznych na temat Słowian, mimo że ciągle coś się odkrywa, jakieś znaleziska, takie, czy inne, a to po sprzyja również powstawaniu mitów, także tak skrajnych, jak mit o "Imperium Lechitów", czy "Wielkiej Lechii" tworzonych przez grupy tzw. "turbosłowian"...

      Usuń
    7. o-o, coś mi chyba poszło do spamu, albo do czarnej dziury, sprawdzisz?...

      Usuń
    8. Sprawdzam codziennie, zaraz zobaczę.

      Usuń
    9. Józef Flawiusz8 ma o Chrystusie dwie wzmianki w Antiquitates. Oto tekst pierwszej z nich w całości: „W tym zaś czasie żyje Jezus mąż mądry, jeśli go tylko mężem trzeba nazywać. Czynił bowiem rzeczy nadzwyczajne i był nauczycielem ludzi, którzy z radością przyjmują prawdę.
      Józef Flawiusz to historyk, postać jak najbardziej prawdziwa. Nie miał powodu zaciemniać info. o Jezusie.
      Więcej masz tutaj
      file:///C:/Users/ABC/Downloads/Najstarsze_%C5%BAr%C3%B3d%C5%82a_pozabiblijne_o_Ch.pdf
      Jezus to nie jest postać mityczna, choć nadano mu taką otoczkę.
      Biblię można uznać za zbiór mitów, ale w każdym micie jest część prawdy, w tym przypadku jednak trochę historii opisano.
      Była grupa migracyjna, która nazwano Słowianie, ale ona ma mało wspólnego z tymi z terenów Polski. Ludzi z ówczesnych terenów byli nazywani słowianami od slavus- niewolnik. W pierwszych wiekach naszej ery te ziemie były łupione, a ludzi gnano na Wschód i na Południe (zdarzało się, że nawet do Hiszpanii) jako niewolników. Wykopaliska potwierdzają, że na tych ziemiach żyli Goci, Celtowie, a na północy Wikingowie, ale to ciągle mało wiedzy.

      Usuń
    10. Słowianie (i Bałtowie) mieszkający na morzem też byli nieraz wikingami, tylko po (staro)polsku nazywano ten zawód "chąśnicy", na wikińskich łodziach bywały zresztą mieszane załogi, jeśli chodzi o nację...
      różne odkrycia sugerują, że wielu Słowian faktycznie bywało sprzedawanych jako niewolnicy przez innych Słowian zresztą, po prostu jedno plemię napadało na drugie i łupili wszystko, co mogło przynieść zysk... a kariery tych niewolników bywały różne, niektórzy nawet trafiali jako ochroniarze władców muzułmańskich, a kobitkom z praczek, kucharek, czy chwilowych nałożnic zdarzało się także awansować na żony...

      Usuń
    11. p.s. nie ma ludu (narodu, plemienia, grupy etnicznej) "Wikingowie", tak, jak nie ma "Piratów", czy "Rybaków", jest tylko zawód, zajęcie "wiking"... nieporozumienie wzięło się stąd, że był to zawód bardzo popularny wśród Skandynawów ze względu na warunki, w których żyli i w pewnym momencie zaczęto jedno z drugim utożsamiać... wielu Skandynawów, gdy już się odpowiednio nachapało, zmieniało tryb życia na spokojniejszy i bardziej osiadły, stawali się rolnikami, rzemieślnikami, kupcami, a elita po prostu tworzyła klasę posiadającą i dzierżyła władzę...

      Usuń
    12. I wcina nam się nowy obszerny temat. A w sumie dwa obszerne tematy- Słowianie, Wikingowie:):):)
      Nie teraz, choć oba są bardzo interesujące. Przeczytam "Barbarię....", to może rozwiniemy:)

      Usuń