niedziela, 20 października 2024

Leśna, jesienna magia.

 Dzisiejsza wyprawa do lasu na granicy polsko- czeskiej. Las pięknie jesienny, prześwietlony, złocisty, rudy, czerwono- brązowy. 

Pełnia szczęścia dla Bezki, która chodziła sobie bez smyczy i pełnia szczęścia dla mnie- uwielbiam jesienny las. Jaskół, chociaż chodził z asekuracyjnymi kijkami (co powoduje pewne utrudnienia), też był zadowolony. To leśne "włóczęgostwo" podoba się całej trójce.

Zobaczcie jakie piękne momenty złapałam:), ale zdjęcia nie oddają w pełni tego czegoś leśno-magicznego, niestety. 


 













A przez niebo leci sobie kometa, dziś też jej nie zobaczę. Codziennie, kiedy zachodzi słońce, pojawiają się na zachodnim niebie (gdzie można zobaczyć kometę) chmury.

ZONK!

poniedziałek, 14 października 2024

A niecierpek się nie przejmuje...


Zaczyna się pora wyciszania po letnich szaleństwach. Minął czas wydania plonów, minął czas narodzin nowego pokolenia ptaków, wiewiórek, jeży i innej żywiny ogrodowej. Jedne rośliny żegnają się z życiem, inne szykują do snu zimowego. W ogrodzie cicho, tylko czasem sikora zadzwoni, zachichocze dzięcioł, a na dole w lasku śpiewają często sroki. Sadownik zrobił żniwa sojowe, cały dzień chodził po polach kombajn.

Rankami słońce długo nie chodzi po tarasie, a po południu widzę je, zachodzące, już z dużego tarasu.

Pogoda różna- często jeszcze słonecznie, ciepło w południe, ale rano jest już mocno zimno. Wieją dosyć silne wiatry, ostatnio ciepły halny, a na drugi dzień wściekle lodowaty z północy.

Teraz bywa też czas chmurny, ale dla mnie nie durny, bo ja lubię takie lekko deszczowe dni, mgliste. Lubię chodzić po lasku, kiedy pada deszcz, słuchać spadających kropli oraz ich szum, kiedy lecą przez liście. Pachnie, pachnie obłędnie mokrą ściółką, mokrym igliwiem. mokrym drewnem i grzybami.

O właśnie- grzyby. Co drugi dzień przynoszę z lasku pełną miskę różności grzybnych- maślaków i kozoków.  Jemy je  na bieżąco, sporo zamroziłam.

Niektóre plony grzybne.

W zeszłą niedzielę, daleki kuzyn przywiózł nam dwie skrzynki jabłek- jedną wielgachną, drugą mniejszą. 


Jabłka, żaden cud, bo opadziołki (spady)- potłuczone, brudne, ale ja przyjmę każdy dar natury bez marudzenia- doceniam zbieranie takich jabłek z trawy, pod drzewami. Doceniam, że ktoś chciał to zrobić i pomyślał o nas. Te jabłka są ze starych odmian jabłoni. Jeszcze są ludzie, którzy nie wycinają starych sadów, a zbiory z nich szanują.

 Dla nas przeznaczyłam wielką skrzynię, dla Młodych mniejszą. Dwa dni obierałam te jabłka i smażyłam marmoladę. W domu pachniało jabłkami i cynamonem- obłędny zapach, uwielbiam wszystko, co wiąże się z cynamonem i wanilią. 

 Usmażyłam 14 słoików półlitrowych, czyli wychodzi około 7 litrów marmolady. Została mała skrzynka, przebranych, dużych jabłek do pożarcia.

Usmażyłam też marmoladę z owoców pigwowca. Owoce tej odmiany dały się pociąć z trudem, ale dały. Owoce innej odmiany są jak kamienie. Nie mam pojęcia, jak je rozdrobnić, a mam ochotę na następne słoiki takiej marmolady. Dodana do herbaty to istne cudo smakowe.

Przyszedł czas porządków ogrodowych- przycinam krzewy, wycinam przekwitłe kwiaty, zbieram suche, grubsze patole, które nadają się na rozpałkę w piecu. Szkoda je palić na ognisku. Wstrzymałam się z przesadzeniem azali na nowe miejsce- obawiam się, że zanim się dobrze ukorzenią, to przyjdą przymrozki i je zniszczą.

Barierki i schody na taras zostały obmierzone przez nową firmę, ale gotowce będą, prawdopodobnie, dopiero pod koniec kwietnia. No może trochę wcześniej, ale w umowie jest termin kwietniowy. Teraz to już nam się tak nie spieszy, bo skończyło się letnie intensywne używanie tarasu. Przy okazji firma zrobi nową bramkę na posesję- ta obecna ma już 60 lat i się sypie.

Utkałam na ramie pierwszy większy gobelin. Nie powiem, zebrałam dużo praktycznej wiedzy, namęczyłam się jak diabli, naprułam, naklęłam, ale zrobiłam. Muszę go jeszcze podszyć i kupić listewkę do zawieszenia. Owszem, jest mnóstwo filmików, na których pokazano, jak tkać, ale wiedza jest powtarzana do pewnego momentu, a potem radź sobie sam. Tylko jedna seria filmów bardzo mi pomogła. Szacunek dla instruktorki, która krok po kroku pokazuje i omawia tkanie gobelinu. I to po polsku. 

Jeszcze na ramie tkackiej.

Wzór modyfikowałam na bieżąco- trochę smutne to było na początku. Ten pomarańczowy, nieco szurnięty, "okrąg", bardzo ożywił gobelin. Tak, szukałam inspiracji na Pintereście, ale mój gobelin, przynajmniej kolorystyczne, różni się od tych o podobnym zamyśle kompozycyjnym.

Dodatkowym plusem, oprócz tego, że nauczyłam się tkać i mam fajne rzeczy, jest to, że ubyło mi włóczki takiej, z którą nie wiedziałam co zrobić. 

A niecierpek dalej kwitnie jak szalony i nie przejmuje się zimniejszymi dniami.


 

 

piątek, 4 października 2024

Przetrwać zimę- rzecz o jeżach

 

 

„Gdy myślimy o zwierzęcych architektach i budowniczych, od razu przychodzą nam na myśl tacy mistrzowie jak ptaki, bobry, krety lub niektóre owady.

Jeże nie są zaliczane do tej kategorii. Powszechnie uważa się, że najbardziej niebezpieczny dla ich życia okres, czyli zimę, spędzają pod nieuformowaną kupą liści słabo chroniącą przed zmianami temperatur.

Zanim jednak ocenimy gniazda jeży i miejsca, gdzie je budują, musimy zdać sobie sprawę z faktu, że umiejętności zwierzęcych architektów bądź majstrów budowlanych mają kluczowe znaczenie dla ich przeżycia. Bez znaczenia jest fakt czy myślimy o prostym gnieździe, czy też o wyrafinowanych konstrukcjach – każdy z tych domów ma chronić mieszkańców przed wrogami i szkodliwymi wpływami środowiska, takimi jak trzaskające mrozy lub palący skwar. W codziennej walce o byt może się więc zdarzyć, że to właśnie sztuka budowlana rozstrzygnie o przetrwaniu tego, a nie innego gatunku. Historia jeży to miliony lat ewolucji. W tym czasie doskonaliły sztukę budowania gniazd, których właściwości zapewnią im bezpieczeństwo i szanse na przetrwanie.

Jeże budują kilka rodzajów gniazd:

  • proste gniazda letnie, które zapewniają im odpoczynek w ciepłe dni i są jedynie płytkim zagłębieniem przykrytym trawą lub liśćmi;
  • gniazda lęgowe, w których samice wychowują potomstwo;
  • gniazda hibernacyjne, których konstrukcja decyduje o przetrwaniu budowniczego.

Prawdopodobnie lekka architektura gniazd letnich przesądziła o postrzeganiu wszystkich jeżowych gniazd jako przypadkowych i mało solidnych. Nic bardziej mylnego.

Już gniazda lęgowe są dużo solidniejsze i zbudowane podobnie do zimowych gniazd hibernacyjnych. Trudno je odnaleźć i zobaczyć, bo taki jest zasadniczy cel, w którym zostały zbudowane – zabezpieczenie rodziny przed drapieżnikami. Jeśli ginie jeżowa mama, głodne jeżątka opuszczają gniazdo i szukają ratunku na zewnątrz. Osoby, które znajdują maluchy z reguły nie odnajdują gniazda. W rzadkich przypadkach, gdy gniazda lęgowe były przypadkowo rozkopane, znalazcy opisywali je jako kuliste, czasami nawet dwukomorowe.

Jeżyce są również mistrzyniami w chronieniu swojego gniazda i potomstwa – opisywany był przypadek, kiedy jeżyca była tropiona przez kilka dni, aby odnaleźć jej gniazdo. Tylko w jednym znanym mi przypadku ciężko ranna samica doprowadziła znalazcę do gniazda, w którym było potomstwo. Dzięki temu została uratowana cała jeżowa rodzina.

Typowe zimowe gniazda jeży to nie przypadkowe sterty, ale uformowana, zwarta struktura zwykle położona poniżej krzaków, stosu kłód lub innego punktu podparcia. W literaturze można znaleźć informację, że średnica gniazda wynosi 30-60 centymetrów. Jednak w rzeczywistości średnica jeżowego gniazda może dochodzić do 120 centymetrów, a jego wielkość zależy od wielkości jeża i miejsca gdzie gniazdo zostało zbudowane. Gniazda posiadające naturalną osłonę i podparcie mogą być mniejsze nie tracąc przy tym swoich właściwości.

Głównym materiałem budowlanym są suche liście, a grubość ściany wokół komory głównej może wynosić nawet 20 centymetrów.

Ściany gniazda mają budowę warstwową, a materiał budulcowy jest ułożony dachówkowato. Tak ułożone liście zapewniają nie tylko wodoodporność. Ścisłe upakowanie wielu warstw powoduje, że komora gniazda jest podobna do wnętrza termosu. Jej złożone ściany zapobiegają wyrównywaniu się temperatury pomiędzy wnętrzem i środowiskiem zewnętrznym co powoduje, że gniazdo zabezpiecza jeża tak przed niską, jak i wysoką temperaturą. Im więcej warstw, tym lepsza izolacja i bardziej stabilna temperatura w gnieździe.

Jeże nie mają wyraźnych preferencji, jeśli chodzi o gatunek drzew z których pochodzą liście – tylko w niektórych przypadkach obserwowano, że niektóre z liści były systematycznie pomijane i niewykorzystywane. Co więcej zdarza się, że jeże wykorzystują wszystko co znajdą  –  gazety, jednorazowe plastikowe torby, a nawet folię stretch do budowy swoich gniazd.



 

Proces budowania gniazda (za Reeve, 1994) – od lewej strony

  • Stos liści zgromadzonych pod gałęziami jeżyny.
  • Ruch obrotowy jeża wewnątrz stosu powoduje, że liście stają się ciasno upakowane i regularnie zorientowane. Rozrzucaniu liści na zewnątrz zapobiega nacisk gałęzi jeżyny, które stanowią zewnętrzne ograniczniki konstrukcji.
  • Hibernujący jeż

  •  

Po wybraniu miejsca na gniazdo jeż zbiera materiał w okolicy i znosi je w wybrane miejsce, układając stosik materiału. Część budulca wpycha do środka, formując komorę. W ten sposób kula powiększa się we wszystkich kierunkach, częściowo zagłębiając się w podłoże. Jeże budują gniazda pod osłoną krzaków lub innych obiektów, co powoduje, że liście znajdujące się na górze nie ulegają rozproszeniu. Zewnętrzny nacisk na kulę gniazda i wewnętrzny nacisk jeża powoduje, że ściany z liści przybierają zwartą, warstwową strukturę, dzięki której gniazdo staje się odporne na wilgoć, zmiany temperatury i gnicie.

Warto zauważyć, że zimowe gniazda utrzymywały swoją strukturę i właściwości przez ponad rok, mimo że w normalnych warunkach liście rozkładają się w krótszym czasie.

Jeże cieszą się chyba największą sympatią wśród dzikich ssaków. Ludzie chętne zapraszają jeże do swoich ogrodów, a jednocześnie ich potrzeby dotyczące wyboru miejsca schronienia i źródeł naturalnego pożywienia są bardzo niedoceniane. Tereny na których jeże występują są zmieniane przez ludzi, co powoduje ograniczenie dostępności dobrych miejsc oraz materiałów do budowy bezpiecznych gniazd. Brak naturalnych materiałów powoduje, że jeże zmuszone są do wykorzystywania ludzkich odpadów o nieznanej przydatności do zbudowania gniazda.

Warto też zwrócić uwagę, że budowanie gniazd jest prawdopodobnie jedyną umiejętnością stale przez jeże trenowaną. Już malutkie jeżyki, niedługo po otwarciu oczu, próbują budować gniazda z dostępnych materiałów. Wydaje się, że budowanie gniazd ma dla nich również walor uspokajający.

 

Przyczyną niepowodzeń hibernacyjnych i wybudzania się jeży jest nie to, że są kiepskimi budowniczymi i budują gniazda nieodporne na zmiany temperatury. Jeże przetrwały miliony lat i wiedzą jak przetrwać niekorzystny dla nich czas.

Przyczyną niepowodzeń jest działalność ludzi, którzy zabrali jeżom miejsce i materiały do budowy schronień.  Nie do końca wiemy w jaki sposób jeż wybiera miejsce do budowy gniazda, ani czym się kieruje wybierając liście określonych gatunków. Nie jesteśmy więc w stanie w pełni zrekompensować jeżom wyrządzonych szkód. Dlatego tak ważne jest zapewnienie im jak największego obszaru, w którym mogą zakładać gniazda przez montowanie przejść dla jeży i tworzenie jeżowych autostrad oraz pozostawianie dzikich fragmentów z lokalną roślinnością.”

https://www.primum.org.pl/gniazda-jezy-jez-niedoceniany-architekt-i-budowniczy/?fbclid=IwY2xjawFsfuBleHRuA2FlbQIxMAABHTxU_E6N6-r2U4W7ufYCFwqm6vIxfDNHQyvfc2W9yILJfINIo03ZjojuVw_aem_FKETCnU

zQX7rZ4bYifBwPw

Zdjęcia i film z artykułu

wtorek, 1 października 2024

To była wielka miłość

 

 

„Concetta Gangi, znana na scenie jako Farida, zmarła w wieku 78 lat — poinformował portal spettacolo.eu. Włoska piosenkarka była dobrze znana w Polsce. Rozgłos zyskała nie tylko dzięki muzyce, ale także romansowi z Czesławem Niemenem.

Wszystko zaczęło się w 1970 r. podczas festiwalu Cantagiro. Wtedy po raz pierwszy Czesław Niemen usłyszał Faridę. Natychmiast postanowił zaprosić ją do Polski.


Przyjechała na festiwal w Sopocie i szybko uległa czarowi Niemena. Ich romans wzbudził zainteresowanie zarówno w Polsce, jak i we Włoszech. Zaczęli rozważać wspólną przyszłość. Oboje mieli jednak rodziny.

Mimo to para zdecydowała się na symboliczny ślub w Zakopanem.


 

Niemen mówił mi często, że kochał mnie, zanim jeszcze mnie poznał. Nasze dusze po prostu się rozpoznały, ponieważ jesteśmy identyczni

— mówiła w jednym z wywiadów.

Po powrocie do Włoch Farida wyszła za Sycylijczyka.”


 

https://www.onet.pl/kultura/onetkultura/odeszla-wielka-milosc-czeslawa-niemena-farida-umarla-w-wieku-78-lat/yd78k66,681c1dfa

 

wtorek, 24 września 2024

Wielka woda i Słowacy

zdjęcie z Internetu

Tak, wiem, zginęło sporo ludzi, zginęły zwierzęta, dobytek zabrała woda, domy potrzaskane, wiem… wielka tragedia… tak…

ALE….

 Mieszkają nad wodami, nad rwącymi górskimi potokami górskimi, jak idą deszcze widzą wezbrania, rwącą wodę. Nierzadko te strumienie i rzeczki wylewają. Widzą zerwane mostki, podmyte brzegi… wszystko to wiedzieli i widzą nadal…Ale…

Budują nadal domy na terenach zalewowych, tak, wiedzą- tu pojawia się wielka woda, Ale…

Wioskę zalewało przy większych deszczach i zalewa nadal, ale na propozycję przeniesienia jej na wyższe tereny, zgodnie powiedziano NIE…

 

W domach mają Internet, telefony komórkowe. W tych telefonach alerty idą non stop, takie siakie, o wielkim niżu i zagrożeniu powodziowym alert szedł też, ALE...

Czekali do ostatniej chwili, aż ich ktoś ostrzeże. Kto? Służby? No przecież dostawali na telefon alert, deszcz lał jak z cebra,  wychodzili nad brzeg rzeczki, widzieli, że wody przybywa, ale…

Nawet wtedy, kiedy sołtyska nawoływała do ewakuacji, oni siedzieli na tyłkach, nie dowierzali jej…

„Państwo zawiodło”, „Nikt nas nie ostrzegł”, „Nikt nam nie powiedział”… Tak?

A kogo są te zniszczone domy? Państwa? Kto miał swojego dobytku pilnować? Państwo?

Ja rozumiem szok, ból, żal, beznadzieję, ale…

Rażą mnie w takim kontekście krzyk: „Nie potrzebuję pieniędzy, niech mi teraz Tusk to wszystko odbuduje!!!!”, czy stwierdzenie: ”Jesteśmy Polską C, nikt o nas nie dba”.

Państwo… Tak, państwo ma dbać, ale o zupełnie coś innego, ma dbać o zapobieganie takim tragediom odpowiednimi działaniami, zgodnymi z zaleceniami klimatologów oraz innych naukowców, którzy się na takich rzeczach znają. Czy tu państwo zawiodło? Czytacie, wiecie, znacie skutki 8 lat rządów PiS i w tym zakresie. Tak, państwo zawiodło, ale nie w czasie teraźniejszej powodzi, a o wiele lat wcześniej.

Ale…by państwo zadbało, trzeba we własnym interesie zabiegać o to, chodzić, monitować, dbać o własne bezpieczeństwo, pilnować własnego dobytku, a państwo ma w tym pomagać, a nie wyręczać- pomagać… NIE WYRĘCZAĆ

A tak sobie radzą Słowacy z naporem wielkiej wody. Zobaczcie, co ten mały naród robi, by ich nie zalało w tym górzystym terenie, gdzie rzeki są rwące i bardzo niebezpieczne (a film oprócz tego pokazuje piękno słowackich gór).


 

 

niedziela, 22 września 2024

Woda wodą, a życie toczy się dalej.


Ogarnęliśmy w końcu ten misz- masz pompowo wężowy. Wszystko skompletowane: pompy z rurami giętkimi, nie załamującymi się, odpowiednio długimi. Przyjdzie woda, podłączymy dwie z wężami na zewnątrz, dwie przepompowujące z piwnicy do piwnicy. Włączyć tylko wtyczkę w kontakt i niech pracują bez tego całego montowania rynien, rynienek, podpórek, podwóreczek, drutu w wężu i worków z ziemią na zewnątrz. Od dzisiaj żadnej „wodnej” prowizorki. 

 

Byli drwale, wycięli suchelce, podcięli zwisające nisko gałęzie. Tym razem zabrali duży rozdrabniacz i wszystko to, co wycięli (oprócz grubszych konarów) rozdrobnili. Oszczędziło nam to dużo pracy. Jest też niefajny problem- moja ukochana, wielka czeremcha, która każdej wiosny kwitnie jak szalona, zaczyna murszeć. Trzy pnie (z grubego pnia, na wysokości pół metra wyrastają cztery mniejsze pnie) powinny być wycięte, bo już w środku gniją. Czwarty pień jest zdrowy. Rośnie jednak w stronę, która jest najbardziej odkryta i jeżeli ta część czeremchy zostanie sama, to jak w banku, pierwsza wichura ją wyłamie. Problem jest też w tym, że nikt nam nie da pozwolenia na wycinkę takiego drzewa, dopóki jest zielone, a ono zielone się łamie. Zresztą, ja jej nie chcę wycinać i gdyby nie groźba zniszczenia naszego i sąsiada płotów, jak się złamie, to niech sobie rośnie do kompletnego uschnięcia. I tak chyba ją zostawimy. Ale patrzeć, jak drzewo usycha też nie jest miłe.

Oznaki nadchodzącej jesieni
 

Po ostatnich deszczach trawnik miejscami się zapada, zamuliło korytarze mysie. Nie ma kopców krecich i nowe nie rosną. Przypuszczam, że woda wszystkie podziemne zwierzaki potopiła. Czy myszy, nie wiem, ale krety chyba tak. Jak ma ślepy kret uciekać przed wodą rwącą ziemnym korytarzem? Żal mi ich. Nie mam nic przeciwko krecim kopcom na trawniku. Co prawda rozgarniam je, ale krety tworzą nowe. I tak się bawimy. Nikt na krety tutaj nie poluje, nic im nie zagraża, chociaż czasem mnie wkurzają, jak  zapuszczą się na grządki. Nasz trawnik nie jest równy i nie musi być taki. Chcę z powrotem nasze krety.

 W lasku, na dole, pojawia się ruda. Na razie jedna, ale mam nadzieję, że wiosną znów wiewióry wrócą do ogrodu. I jeszcze chciało by się na powrót zaskrońców, jednak nie ma szans- sad wycięto, my też wycięliśmy płożące się iglaki sprzed domu (zrobiło się sucho), taras zmienił kształt i naturalne siedlisko gadziny zostało zniwelowane.

 Zaniedbałam drugi blog, trochę rzeczy zrobiłam, ale nie idzie mi ich opis, a przecież utkałam ten okrągły dywanik i należało by opisać „zmagania z oporną materią”. Nie jestem z niego zadowolona. Środek mnie wkurza. Próbowałam na wszystkie sposoby jak najlepiej go wykończyć- szydełkowa  nakładka była najlepszym wyjściem. Przy okazji przeprosiłam się z szydełkiem, równocześnie spostrzegłam, jakie mam „drewniane palce” do szydełkowania. Nakładkę wyszydełkowałam, ale po raz kolejny stwierdzam- szydełko to chyba jedyny przyrząd do robótek, z którym zdecydowanie nie jest mi po drodze.

Dywanik zwinięty leży w tapczanie i czeka na wiosnę- zostanie położony na tarasie, taki kolorowy akcent. Traktuję go jako dobre przeszkolenie w tkaniu okrągłego dywanika. Nigdzie nie znalazłam ani filmu, ani instrukcji tkania okrągłych rzeczy, ale już wiem, co zrobiłam źle, czego unikać.

Kilim rośnie i puchnie. Trochę smętne te kolory, muszę czymś ożywić. W sumie to jest gobelin. Kilim tka się tak, że wątek tworzy poziome nici w stosunku do osnowy (np. pasiaki). Kiedy pojawiają się faliste linie wątku,widać wzór, mamy do czynienia z gobelinem.


Taki mam widok (częściowy) z dużego tarasu. Piękna jest ta hortensja rosnąca w ogrodzie siostry. W ogóle piękna jest cała ogrodowa "dzicz".


No i nasza bździągwa. Teraz często wyleguje się na płytkach. Nagrzewają się, ale nie parzą, a Bezka lubi ciepełko (bardziej odpowiada jej zimno i śnieg- geny po ojcu husky).

Piszę tu o „bele czym”, bo nie mam siły pisać o tym wszystkim, co teraz ludzi dotyka. Czytam, słucham, dyskutujemy z Jaskółem. Przecież Wy też jesteście na bieżąco z wydarzeniami to, po co ja mam jeszcze „dobijać” pianę po brzeg?

 

poniedziałek, 16 września 2024

Oooooo ja cierpię dolę, czyli jak radzić sobie z wielką wodą

 

Czwartek 12 09.

Rano wysiada pompa w trzecim zbiorniku oczyszczalni, zbiornik pełny, montujemy głębinówkę i pompujemy wodę w ogród- nie ma obaw o środowisko, to woda II klasy, można nią kwiaty podlewać. Okazuje się, że przepaliły się wtyczka pompy oraz gniazdko kabla. Telefon do serwisanta- OK, załatwi części, nową pompę, ale to może potrwać do dwóch tygodni. No cóż, prowizorka zamontowana, dwa razy pompujemy zbiornik- rano i wieczorem- można spokojnie poczekać.

Robimy sobie popołudniowy wypad do knajpki, gdzie podają różne gatunki ryb. Restauracja nosi nazwę „Pod delfinem”. Dlaczego „Pod delfinem”, skoro knajpa stoi tuż przy Wiśle i bardziej pasowało by „Pod pstrągiem”? Jedziemy trasą, z której widać czeskie Beskidy. Nad nimi wiszą ciemne wały chmur.

Patrz- mówię do Jaskóła- Tam chyba ten niż genueński spada.

U nas siąpi deszczyk, jest mocno zachmurzone, prognozy są niepokojące.

Wieczorem zaczyna mocniej padać. Schodzę do piwnicy, jest sucho, żadnych podtopień nie ma.

Piątek 13.09.

Jest w miarę spokojnie, w piwnicy wieczorem sucho.

W nocy przechodzą potężne ulewy, co chwilę budzi mnie łomot kropel o dach.

Sobota 14.09.

Od rana, przez cały dzień, wyją syreny SP w okolicznych wioskach (na szczęście na zmianę) i w naszej, wozy SP jeżdżą na sygnałach- czy tak wyglądać może zbliżanie się końca świata lub III światowej?

 Leje i wieje przez cały dzień, drzewa mocno wygięte pod naporem wiatru.

Schodzę do piwnicy, by włączyć pompę w oczyszczalni (trzeba podłączyć do prądu dodatkowy kabel)- woda podchodzi pod pierwszy schodek, wszystko zalane. Wracam po wysokie gumiaki (mam takie pod kolana) i idę włączyć pompę. Staram się być spokojna, dla mnie woda w piwnicy, w tym domu, to nie nowość. Raz było jej nawet więcej, bo dochodziła do drugiego schodka. Dla Jaskóła to nowość. Woda w piwnicy owszem bywała, ale nie tak wysoko. Po śniadaniu zaczynamy montować pompy- jedną głębinową- ma wypompowywać wodę na zewnątrz, drugą powierzchniową, ma przepompowywać wodę z innych pomieszczeń do tego, gdzie stoi głębinówka.

Młodzi jadą kupić drugą pompę głębinową i nowe węże, bo nam brakuje kilka metrów.

Montujemy pompę powierzchniową, zaczyna przepompowywać wodę.

 

Wygląda to dziwnie, ale zdało egzamin. W pomarańczowym wężu jest drut, by się wąż nie zaginał, bo jest miękki. Dzięki drutowi, nie trzeba było tego węża trzymać. Żaden inny do pompy nie pasował ( zamówiliśmy w Necie pasujący).


 OK. Idę na pole, by zamontować rynny pod krótkiego węża, który wysuwamy z piwnicy przez okienko (sprawdzony sposób przy innych pompowaniach). Składam rynny, usztywniam je workami z ziemią i idę do piwnicy, bo pompa głębinowa nie chce ruszyć- Jaskół manipuluje przy niej, w końcu pompa rusza. Biegnę zobaczyć, czy leci z węża woda- leci. Chwila oddechu. Jednak pompa nawierzchniowa wolniej pompuje i po jakimś czasie trzeba głębinową wyłączyć. Przy ponownym włączeniu pompa milczy, ani drgnie. W końcu zaczyna charczeć- lecę pod okienko popatrzeć, czy leci woda- nic, zero, nul. Jaskół siedzi w piwnicy i próbuje włączyć pompę, ja stoję w ulewnym deszczu przy okienku i czekam na strumień wody z węża.

 Pompa ani drgnie, idę do piwnicy, szukamy przyczyny- próbujemy jeszcze raz, pompa rusza, biegnę pod okienko, hip hip- woda się leje- wąż był zatkany (widocznie jakiś węgielek zassała).

Przyjeżdżają młodzi z drugą pompą głębinową i wężem, niestety twardym i pozaginanym, co okazało się po jego rozwinięciu. W dwóch marketach budowlanych innych węży już nie było. Próbujemy z młodą (w ulewnym deszczu) węża rozciągnąć. Jaskół podłącza drugą pompę w innym pomieszczeniu, woda nie ma zamiaru przez węża lecieć.

 W końcu ucinamy węża przed feralnym zagięciem, stawiamy nową pompę przy starej, wysuwamy węża przez okienko i włączamy nową pompę- teraz idą trzy pompy naraz. 

 


Co jakiś czas musimy schodzić do piwnicy i kontrolować ich pracę.

Dużo czasu zajęło nam przedwczoraj zamontowanie tego wszystkiego.

Najgorsze było to dopinanie węży, wystawianie ich za okienko, umieszczanie je z dala od domu, by woda szła w ogród. Niby proste, a jednak nie- nie każdy wąż pasował do „wyjścia” pompy,  węże zaginały się na ramie okienka, trzeba było podkładać rynny, pompy stały nie tak jak trzeba, czasem się zapowietrzały.

Wszystko wiązało się z lataniem na trasie piwnica- ogród, monitorowaniem, czy woda leci- nie leci to jeszcze raz do piwnicy, na górę popatrzeć czy już leci- leci….ufffff…I wszystko w ulewnym deszczu.

W sobotę wieczorem cała woda z piwnicy została wypompowana.

Niedziela 15.09.

Rano schodzę do piwnicy, by włączyć pompę w oczyszczalni i…. tak, woda zalała całą powierzchnię  piwnicy powyżej pierwszego schodka. Przez całą noc napadało deszczu tyle, że w piwnicy znalazło się jeszcze więcej wody niż w sobotę. Ale mieliśmy już wszystko poukładane. Włączyliśmy pompy i po południu w piwnicy nie było już wody.

Ja tylko w południe przestawiłam tę powierzchniową do innego pomieszczenia i stamtąd wypompowałam wodę do środkowego i dalej do tej z innymi pompami.

Wypompowaliśmy w końcu tę wodę. Trzy pompy wczoraj szły przez kilka godzin i dopiero te trzy pompy dały radę opróżnić piwnicę z wody. Kupiliśmy jeszcze jedną, nawierzchniową, bo u nas trzeba przepompowywać wodę z pomieszczeń bocznych do głównego, a z tego jeszcze raz do ostatniej, skąd dwie pompy pompują wodę na zewnątrz.

Dzisiaj spokój, ale podszyty zdenerwowaniem. O co chodzi? Od piątku wisimy na monitorach- śledzimy sytuację, związaną z tymi strasznymi opadami. Czytamy o powodziach w miejscach, które znamy, zwiedziliśmy, gdzie mieszkają znajomi.

Sytuacja w naszym powiecie tragiczna- zalany Cieszyn i Czeski Cieszyn oraz zalane wioski wzdłuż Olzy, zalane tereny w okolicznych wioskach, gdzie płyną rzeczki, zalane Czechowice, zalane Bielsko, zalany Skoczów. Co chwila pokazują się komunikaty o kolejnych zamkniętych drogach, mostach, bo ta woda dopiero teraz zaczyna spływać i dopełniać wzburzone cieki, wypełniać wszystkie zagłębienia, nizinki, dziury, rowy, stawy itp.

Sytuację w południowej Polsce znacie. My tu jeszcze śledzimy sytuację w Czechach, a raczej na Morawach (np. zalewa Ostrawę). Tam dopiero jest strasznie.

Od rana dzwonią znajomi z pytaniem, jak sobie radzimy. Teraz widzę, ilu ich jest. I jest mi głupio, bo to przecież tylko piwnica, a troska ich jest taka, jakby chodziło, co najmniej, o utratę całego dobytku.

W ogrodzie poległa jarzębina- woda ją podmyła. U siostry, w ogrodzie zwalił się modrzew, też podmyty. Większych strat nie ma. Woda spłynęła.

 PS 1. Wisi nade mną przekleństwo nadmiaru wody. We wszystkich domach, w których mieszkałam (oprócz bloku), zalewało piwnice. Przeżyłam dwie potężne powodzie, kiedy wylała Olza- mieszkaliśmy około 200/ 300 metrów od rzeki, ale nas zalewała woda płynąca ze stoków Kopców Cieszyńskich. Teraz też mamy, podczas większych opadów, wodę w piwnicy. Jestem już tym zmęczona. Pocieszające jest to, że potrafimy sobie z tym radzić w miarę szybko i coraz bardziej sprawnie.



PS 2. Uspokajam nerwy tkając kilim, taki sobie, z resztek wełny. Tkam i wprawiam się w te wszystkie techniczne myki, poznaję arkana tkania na ramie. Nie macie pojęcia, jak kojąco na nerwy wpływa dotykanie różnych włóczek.

 

 

sobota, 14 września 2024

Oooooo, ja cierpię dolę...Zalewa nas!!!!!!!!

 Czuję się jak Noe tylko arki mi brakuje i dodatkowej pompy- już młodzi po nią pojechali. Dwie pompy w piwnicy chodzą i zbierają wodę, której wysokość na całej powierzchni (we wszystkich pomieszczeniach) wynosi około 20 centymetrów.  Woda, woda,woda.... wszędzie woda... z nieba woda, po ziemi woda, spod ziemi woda.... woda... woda...woda...😢😭😭😭

Napiszę więcej, jak potop minie, teraz nie mam siły. Zdjęć też nie będzie, nie mam czasu. I nie bawię się w statystyki, poczytajcie, co się u nas, tutaj na południu Polski, dzieje.


PS. Jeżeli ktoś myślał, że dom postawiony na stoku niewielkiego wzgórze, jest chroniony od zalania, to jest w tak zwanym mylnym błędzie.

poniedziałek, 9 września 2024

A tymczasem deszcz, ser, kwiaty, Beza, czyli normalność, która jednak "nie szczypie".

 

Drzwi na taras otwarte, tkam  i słucham szumu deszczu. Pada spokojnie, dosyć obficie. To dobrze, woda tak szybko nie spłynie po powierzchni, ma czas wsiąknąć w glebę. Wręcz słyszę jak ziemia pije tę wodę, jak rośliny wzdychając z ulgą prostują się, jak jeszcze resztki zieloności nabierają krople wszystkimi komórkami w siebie.  Lubię deszcz po suchych dniach, a przy takiej suszy to lubię go podwójnie. W ogóle lubię zachmurzenia, mgły i opadające krople z drzew. To takie wyciszające, nostalgiczne, wręcz dekadenckie. A ja lubię takie klimaty.

Ma padać jeszcze jutro i pojutrze, a potem zrobi się ładnie i ciągle ciepło.

Wczoraj zrobiłam bardzo proste żarełko- sałatkę + jajko sadzone + smażony ser Halloumi. No tak, taki elegancki zagraniczny ser (no przecież cypryjski, a jakże) i spostponowany zwykłym jajkiem? I to sadzonym?

Jajko jajkiem chociaż też niezwykłe, bo od radosnych kur z domowej hodowli, ale właśnie o ten ser chodziło- musiałam spróbować, jak smakują smażone całe płaty, bo dotąd dodawałam go do sałatek, krojony w kostkę i podsmażany na oleju i chciałam mieć porównanie. 

W kawałkach był bardzo dobry, ale ten smażony w płatach wymiata. To jest kolejny ser, który zadomowił się w naszej kuchni, jako ser smażony. W sumie takie smażone płaty można jeść przy każdej okazji i traktować je jako śniadanie, obiad, czy kolację. Wystarczy dodać chleb, sałatkę, kurczaka itp. A najbardziej to mi smakuje sam, taki prosto z patelni.

Kwitnie rozchodnik. Na wiosnę przesadziłam go z likwidowanej marnej  grządki i bardzo ładnie się za to odwdzięczył. Jest miododajny i w słoneczne dni oblegany przez pszczoły.

Kwitną też zimowity oraz anemony. Fioletowe anemony szybciej zakwitły i już przekwitają, białe jeszcze ciągle są w rozkwicie.


Beza (powiedzmy, że też kwitnie) w zachodzącym słońcu. 
A deszcz sobie dalej pada i pada,i pada,i pada...