„Teraz nie czas myśleć o tym, czego nie masz. Myśl, co potrafisz zrobić z tym, co masz.” – Ernest Hemingway

poniedziałek, 23 czerwca 2025

Kompot porzeczkowy.

 




Obrałam porzeczki na kompot- porzeczki białe i czerwone. 


 

Dojrzałe porzeczki są znakiem nadejścia lata. W ogrodzie zostały cztery krzaki czerwonych porzeczek i jeden porzeczek białych. Kiedy zamieszkałam w nowym domu, wydawało mi się, że od tego momentu trzeba robić wszystko tak, jak się robi na wsi- trzeba posadzić sad, posadzić porzeczki oraz agrest, mieć w ogrodzie maliniak, truskawki. Do tego trzeba posadzić orzechy włoskie, leszczyny, mieć warzywniak no i kwiaty, mnóstwo kwiatów- bylin oraz jednorocznych. A wszystko to uzupełnić różnorodnymi krzewami kwitnącymi oraz wysokimi ulubionymi drzewami. I to stało się. Na pustych (najpierw 20 arach) wszystko to posadziłam (piszę- posadziłam, bo to głównie ja sadziłam wszystko w ogrodzie- czasami przy pomocy dzieci). Wszystko oprócz wysokich drzew, które zostały posadzone wzdłuż płotów odgradzających działkę od sąsiadów. Ale o tym napiszę, kiedy minie rocznica wprowadzenia się do własnego domu.  


Porzeczek były dwa rzędy- 10 krzaków czerwonych, cztery krzaki białych i cztery krzaki czarnej. Najlepiej udała się porzeczka czerwona, potem biała, a ta czarna, okazała się jedna wielką pomyłką. 35 lat temu krzewy i drzewka owocowe kupowało się u sadownika, nie było żadnych marketów z roślinami, żadnych centr ogrodniczych. No może w wielkich miastach były takie giełdy lub targi. Jednak najszybciej można było kupić u sadownika prywatnego. A oni też mieli ograniczone możliwości w produkcji sadzonek- oferowali takie odmiany, jakie aktualnie na rynku były „modne”. Ja, z kolei, kompletnie na odmianach porzeczek się nie znałam i kupiłam to, co było „na stanie”- czarną porzeczkę nierówno dojrzewającą. Kiedy krzewy zaczęły owocować, zaczął się cyrk- jedne owoce dojrzewały i spadały, albo było ich za mało na robienie soków, inne jeszcze zielone były malutkie. Czyli porzeczkowy bubel na całego. Ale miałam jeszcze mnóstwo owoców z innych porzeczek. Kupiłam sokownik (garnek do robienia soków za pomocą pary) i zaczęłam produkować porzeczkowy sok. Cały sok pakowałam elegancko w słoiki i zanosiłam do piwnicy, by zimą dzieciaki miały „witaminki”. No i tak miało być, ale nie.... ale NIE... pojawiły się soki w kartonach, oczywiście „lepsze”, od moich. No i tak mniej więcej po 5 latach robienia tych soków i magazynowania ich w piwnicy (a zapasów nie ubywało), powiedziałam- ”wystarczy”. Słoiki z sokiem sukcesywnie wywalałam na kompost. Jednak zostało multum krzaków porzeczki, na których owoce dojrzewały i opadały. Serce bolało na to patrzeć. Proponowałam kilku osobom, by sobie obrały, ale znowu NIE, bo wicie rozumicie: „A co jo z tym zrobiym?”. I nie dlatego, że nie miały możliwości, a dlatego, że takie "a na co mi to, tylko roboty przybędzie". Wykarczowałam prawie wszystkie krzaki, zostawiłam parę.  

 

A te parę wystarczy nam na jedzenie owoców prosto z krzaka oraz na kompoty.



Z agrestem było podobnie. Na samym początku posadziłam cztery krzaki agrestu, który jak dojrzał był czerwony i bardzo słodki. W dodatku miał cieniutka skórkę i mało włosków na niej. Niezwykle smaczny i przeznaczony tylko do jedzenia. Dwa lata później posadziłam dwa dodatkowe krzaki agrestu- białego z twardą skórą, nawet po dojrzeniu cierpkiego, o ogromnych owocach, co miało być jego głównym atutem. Mam wrażenie, że zostałam „oszukana” przy kupnie, albo omyłkowo, albo specjalnie. Kto by to teraz sprawdził. Jedno jest pewne, nie takiej odmiany chciałam. Owoce tego agrestu nawet po ugotowaniu były twardawe. Owocował bardzo obficie, ale był omijany łukiem, nikt go nie chciał jeść. Te krzaki jako pierwsze zlikwidowałam. A ten czerwony został do momentu, kiedy krzaki były już tak zwyrodniałe, że przestały owocować (miały około 20 lat). 2 lata temu posadziłam 4 nowe krzaki- ma być czerwony, ale na razie to owoce są zielone i jeszcze jest ich niedużo. 


 

Ogród to jeden ciąg eksperymentów uprawowych- nigdy nie wie się do końca, co z posadzonej rośliny „wyjdzie”.

Fajne koncerty dają nam młode uszatki, każdego dnia, po zapadnięciu ciemności. Podejrzałam takiego młodego uchola, jak siedział na konarze akacji. Niestety, zdjęcia nie wyszły choć sówkę dobrze podświetliłam mocną latarką. Uszatki są już mocno podrośnięte (wielkości dużego gołębia) i dobrze fruwają (widziałam cień uchola w locie). Są dwie lub trzy młode sowy. Dwie na pewno, bo dwa głosy są silne. 

Trzeba się wsłuchać (dać na głośno)- aparat tym razem słabo nagrał, a one były w dalszej części ogrodu.   


 

 

18 komentarzy:

  1. Z porzeczek najsmaczniejsze białe, ale rzadko bywają.
    Mój teść miał tyle krzaków czerwonych, ze zbieraliśmy od świtu i zawoziliśmy do skupu, obrzydził mi porzeczki na długo...żeby choć dwa krzaki malin wsadził, to nie!
    Moja teściowa bawiła się z wekowaniem agrestu, każdy owoc nakłuwała, by nie popękał. Święta kobieta była.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Białe są słodsze, mamy jeden krzak. U moich rodziców też było sporo krzaków różnej porzeczki. U siebie zasadziłam w sumie 14 krzaków, a potem to zlikwidowałam. Maliniak też miałam spory. Teraz maliny nie chcą się przyjąć. Jest parę krzaków w różnych miejscach ogrodu- żółte i czerwone, ale to już nie to.

      Usuń
    2. kiedyś jako student pojechałem na zbiór porzeczek, płacone było od kilograma... obok mnie pracowały dwie kobiety i trajkotały sobie przy okazji... jeny, jak one zasuwały!... jak ja obrobiłem jeden krzak, to one we dwie przez ten czas osiem, czy nawet dziesięć... to była duża plantacja... ale następnego dnia już nie pojechałem, nie polubiłem się z tą robotą...

      Usuń
    3. Też kiedyś zbierałam u plantatora. Byłam wychowawczynią na kolonii i on poprosił kierownika, by dzieci pomogły zbierać, bo się już przeczki osypuja. Oczywiście zapłacił dobrze. Mnie nie dziwne było, ale dzieci raczej nie były zadowolone. Teraz zbierają owoce ekstra maszyny.

      Usuń
  2. Uwielbiam kompoty! Niestety w Bośni nikt nie ma porzeczek ani agrestu:( Są wiśnie, na szczęście. Lubię też dodawać właśnie porzeczki do galaretki na serniku na zimno.
    Masz tajemniczy ogród - niespodziankę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Porzeczki to nie są moje ulubione owoce. Raczej nie przepadam. Kompot z nich tak, może być, choć wolę czereśniowy. W ogrodzie dzieje się sporo. Uszatki mieszkają w nim od paru, lat, a może dłużej. W każdym razie od kilku lat, o tej porze, słychać nocami piski młodych. A teraz dzięcioł zielony wyprowadził podloty z gniazda. Wszędzie słychać zabójczy śmiech starego.

      Usuń
  3. Ogródeczek mam tak maleńki, że rośnie tam tylko dwa drzewa miłorzębu i orzech. Trochę kwiatków mam z drugiej strony domu, ale to raczej symboliczna ilość.
    Duży ogród to niewątpliwie ogromna przyjemność, ale i jednocześnie wielka praca!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duży ogród to super sprawa, kiedy jest się silnym, ma się sporo czasu i nie ma napinki, że już coś musi być w nim zrobione. I tak u mnie było, ale teraz sił mniej, kręgosłup siada i to poczucie, ze ciągle coś trzeba zrobić jest niefajne. Ale w sumie coraz bardziej doceniam to, że go mamy.

      Usuń
  4. Kiedyś się ze mnie śmiano, że powinnam była wyjść za mąż za jakiegoś ogrodniko-sadownika, bo jestem mocno owoco- i warzywno- żerne stworzenie. I zamiłowanie do owoców i różnych warzyw zjadanych w postaci au naturelle pozostało mi do dziś. Gdy moja córka pojawiła się na świecie od razu zaczęłam domową produkcję soków z wszelakich owoców i sokownik był stale w użyciu. Nie wiem czemu, ale białe porzeczki są teraz rzadkością, ale to właśnie one są w wersji surowej najsmaczniejsze. Czarne zresztą też bardzo lubię, a czerwone to tylko w postaci soku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta biała rzeczywiście jest słodsza, ale ja nie przepadam za porzeczkami, wolę borówki amerykańskie. Sokownik zimuje w piwnicy, ale kupiliśmy teraz sokowirówkę ( poprzednie padły) i robię soki z marchwi, buraków, jabłek i co tam się "nawinie" np. z porzeczek też. Wolę jarzyny od owoców.

      Usuń
  5. Na mojej świeżo kupionej działce jest po jednym krzaku porzeczki białej i czerwonej, jeden agrest niby pienny ale z odrostami, kilka krzaków czarnej i kilka borówek. Wszystko stare, zdrewniałe i pokryte mchem jakby. Ale dzielnie rodzą, tyle by zjeść prosto z krzaka do buzi. Przeczytałam dokładnie post i dziękuję, bo będę dosadzać krzewy jesienią

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zależy na co uprawiasz. Wtedy sadziłam sporo, bi było nas czworo do tego. Trzeba dobrze czytać, czym charakteryzują się odmiany. Jak tak robię, zanim kupię jakąś roślinę. I patrze pod kątem tego, co ja chce- teraz sadziłam niskie kwitnące krzewy, bo nie chce już wysokich. I jak kupujesz w Internecie to patrz co wysyłają- donice, czy "korzonki" i jakiej wielkości donice, jakiej wysokości sadzonki. kilka razy, przez swoją nieuwagę, się nacięłam.

      Usuń
  6. porzeczki nie są moim ulubionym owocem, co najwyżej czarne, za to agrest chętnie, tylko ten ciemny, słodki... ale kompot to inna bajka, bo zawsze można tak przyprawić, żeby wyszło po naszej myśli...
    za to w środę przebiegła mi drogę kuna, bardzo śmiesznie ubarwiona i z takim pędzelkiem na ogonie... koło nas kun nie ma, boją się Kudłatego, ale w innej części wsi jest ich sporo, bo zwykłych kotów euro się nie boją, te gatunki żyją ze sobą w zgodzie, nie wchodzą sobie w drogę...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarne, z goryczką i pachnące wit. B są dobre, ale ja też wolę czerwony agrest.
      Przedwczoraj Młoda miała spotkanie z kuna na tarasie- I to pod wieczór. Kuna wielkości kota. zaskoczenie było obopólne. Jednak trzeba coś z nimi zrobić, bo mieszkają (chyba) na strychu i nocami hałasują. W dużym samochodzie też urzędują, w mniejszych sporadycznie. Gdyby nie to, ze wyżerają pisklaki ( z dwóch gniazd na winobluszczu wyzarły0 to mógłby sobie być. One też tu mają raj- Wszyscy sąsiedzi dookoła hodują kury, mają kurniki, miejsca na życie dla kun jest wystarczająco. Nawet jak te Twój Kudłaty robi dobrą robotę, na kota u nas się nie zanosi.

      Usuń
  7. Miałem tak samo zanim zrozumiałem, że mieszkając na wsi nie muszę , zachowywać się jak każdy. Zredukowałem ilość jeżyn bo w sezonie musiałem się prosić by to ktoś wziął. Owszem chętny się znalazł, ale na obrane. Z nadmiarem sałaty nie ma kłopotu, zawsze są chętni, a ja mam trochę naiwnej przyjemności z tego dawania. Od lat zaś piję wyłącznie wodę z kranu schłodzoną, gazowaną lub nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, byli chętni, ale na obrane. tak samo, jak miałam uprawę truskawek- kupić tak, ale obierać sobie już nie. A ja nie miałam czasu siedzieć godzinami na truskawczysku. Chętnie daję, jak mam. U nas teraz soki z sokowirówki- jabłko+marchewka+ buraczki. No i te porzeczki do tego. Poza tym, nie uprawiam już jarzyn, nawet sałaty i pomidorów. Nie warto za te nerwy i wysiłek, jak plony albo coś pożre, albo chorują.

      Usuń
  8. U nas na szczęście schodzą soki wszelakie, i swojskie, i kupne :) I tez mam ogród "po staremu"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dzieciństwie moich dzieci, soki z pudełka to było coś. Wolały takie od domowych. teraz pewnie chętnie piłyby te domowe:)
      Ja już nie mam ogrodu po staremu, bo skończyło się zapotrzebowanie na warzywa i owoce. Jednak układ ogrodu pozostał i jest dosyć oryginalny.

      Usuń