Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 9 lutego 2024

Ooooo ja cierpię dolę- jak gotowałam azjatyckie pierożki, czyli biednemu zawsze wiatr w oczy.

Wiosna idzie.

Zrobiłam sajgonki, ale o nich w innym poście. No, bo zrobiłam również pierożki, których zdjęcia wybiły mi się w folderze na pierwszy plan. A kiedy coś się tak namolnie wpycha, to niech temu cosiowi będzie.

Znalazłam dużo przepisów na takie pierożki, a w każdym inny zestaw składników na farsz. No i jak to było z tym osiołkiem, co mu w żłoby dano, tak było ze mną przy wyborze onego. W końcu zebrałam do kupy te składniki, które się powtarzają i moim zwyczajem, zaczęłam improwizować. Aha, szukałam przepisu, by składników nie było multum, a robota łatwa i przyjemna. Mogę przesiadywać w kuchni i eksperymentować, ale nie w nieskończoność. Moje „lubienie” pichcenia nowości ma swoje czasowe granice.

Znalazłam taki i od razu piszę moją modyfikację:

- 400 g mięsa mielonego wołowego- wzięłam "nie wiem ile" mielonego (na pewno było 200g) mięsa wieprzowego i przesmażyłam je w woku na oleju ryżowym- nie dowierzam (boję się, że będzie surowe) gotowaniu czy smażeniu mięsa w gołąbkach czy sajgonkach- doprawiłam mięso solą i pieprzem;


- 1 łyżka ryżu suchego- został mi gotowany ryż z poprzedniego dnia i ten wykorzystałam.

- 1 łyżeczka chili- może być pieprz cayenne i ten dodałam;

- jedna łyżeczka imbiru;

- jedna łyżka sosu sojowego- dałam dwie wielki łychy.

- dodałam jeszcze wymoczone, ugotowane i pokrojone grzyby Mum.

I wszystko wymieszać dokładnie. Od razu mówię, że jak chcecie mieć farsz bardziej mięsny to dajcie więcej mięsa, jak bardziej ryżowy, to więcej ryżu. Ja dałam pól na pół, wymieszałam z przyprawami i stwierdziłam, że farsz jest mdły, nie ma tego „azjatyckiego” posmaku. No to dodałam przyprawę „5 smaków”- jest to mieszanka przypraw charakterystycznych dla kuchni chińskiej- mielone: koper włoski, goździk, cynamon, kmin rzymski, pieprz  i sól. I dołożyłam olej rybny. Złapało, farsz nabrał charakteru. 


Ponieważ moje pierożki chciałam ugotować na parze, poszukałam przepisu z taką możliwością. Zaleca się, przed włożeniem pierożków do parownika, posmarować jego dno olejem lub wyłożyć podziurkowanym papierem do pieczenia. Oczywiście poszłam na łatwiznę i wysmarowałam dno parownika olejem, oj…ale o tym na końcu.

Teraz czekała mnie zabawa z papierem ryżowym, ale po przeprawie z sajgonkami, już wiedziałam, czego się po nim spodziewać.

Sajgonki robiłam w okrągłym papierze, a teraz został mi tylko w postaci kwadratów.

Nie kupujcie tego papieru, bo będziecie się męczyć jak potępieni. Jest gruby, a sporo arkuszy w paczce jest dziurawych lub nadłamanych (musiałam je wyrzucić). Niestety, opakowaniu jest 100 arkuszy i będę musiała się jeszcze trochę pomęczyć z nimi.


Papier moczę na głębokim talerzu z ciepłą wodą, a pierożki (sajgonki) zwijam na desce, skropioną wodą (musi być mokra).

Jak zawijać pierożki zobaczyłam na  filmie, na YT.*

Po prostu kładziesz farsz na środku namoczonego (porządnie) arkusza, łapiesz dwa przeciwległe rogi, potem dwa następne i okręcasz je razem, na górze rozkładając rogi w ładne „płatki”.

 Po trzech pierwszych nabrałam wprawy i odwagi. Tak, odwagi, bo ciągle wydawało mi się, że ten papier się rozleci, a tymczasem mokry papier  ryżowy robi się elastyczny jak guma i trudno go  uszkodzić. Jest tylko bardzo śliski i przy skręcaniu wymykał się spod palców.

 Zrobiłam pierożki, ułożyłam na dwóch piętrach parownika i trzymałam je w parze około 10 minut. 

 Pięknie, zdawało się, że teraz tylko wyjąć na talerze i voila, wcinamy z zachwytem i dodatkowo z surówką kimchi. 

 No nic z tego, biednemu to zawsze wiatr w oczy… biorę łopatkę do naleśników, by pierożki delikatnie podebrać, a tu super, ale to kurcze, super ZONK! Pierwszy rozwalił się klasycznie, farsz wyleciał i zatkał dziurki w parowniku… nie, to nie wina papieru, to dziadostwo po prostu przywarło do dna parownika. Próbuję drugi, trzeci… to samo…😲😲😲

Skończyło się na tym, że wyjęłam pozostałe, jak leci, czyli porozwalane i położyłam na talerze. W parowniku zostały trzy.

 Wybaczcie, ale zdjęć kulinarnej klęski nie robiłam.😕

Papieroworyżowofarszowa pulpa była smaczna, no ale…I teraz suprajz- trzy pozostałe pierożki po obiedzie wyjęłam z parownika bez uszkodzeń.

Nie mam pojęcia, co nie zagrało, ale przypuszczam, że albo zbyt cienką warstwę oleju wysmarowałam dno, albo trzeba było chwilę odczekać, by dno trochę przestygło i dopiero wtedy pierogi wyjmować.

Wrażenia już na zimno;

- danie szybkie, łatwe w wykonaniu (jeśli ma się wprawę z papierem ryżowym) i niedrogie (trzeba tylko mieć te przyprawy),

- danie smaczne, ale trzeba się przygotować na to, że miejsca zwijania papieru są twarde. Po prostu ten papier w tylu warstwach jest twardy choć ugotowany. I to spowodowało, że jednak wolę sajgonki.

- farsz można sobie zrobić według swojego "widzimisię", może być z mięsem, może być wege, można dawać różne rodzaje mięs, ryby, należy jednak dodać te wszystkie „azjatyckie” przyprawy,

- pierożki można podawać z sosami, z różnymi surówkami, można je włożyć do zupy itp. My zaserwowaliśmy sobie piekielne kimchi, ale ono świetnie podrasowało nieco mdłe pierożki.

A w ogóle to idzie wiosna- dzisiaj +10C, narcyzy wyrosły na 5 centymetrów, śnieżyczki zakwitają, oczar kwitnie, leszczyna kwitnie:)

 

 

 

 

*https://www.google.com/search?client=firefox-b-e&q=piero%C5%BCki+w+ppierze+ry%C5%BCowym#fpstate=ive&vld=cid:4ab1565e,vid:pfsj3wMrfYw,st:0


 

38 komentarzy:

  1. U mnie takie przygody w kuchni to codzienność :D. Ale i tak zjadłabym chętnie takie pierożki, nawet nie wiedziałam, że można sobie taki papier ryżowy kupić. Tylko trzeba poszukać jakiegoś lepszego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W kuchni nie ma nudy- raz się coś uda, innym razem zupełna klapa. Niespecjalnie lubię gotować, ale poeksperymentować trochę już tak.
      Papier ryżowy kupisz w sklepach internetowych z azjatyckimi produktami. Jest w nich wiele gatunków takiego papieru. W stacjonarnych też są stoiska z produktami do kuchni azjatyckiej. Ja, przy robieniu sajgonek, miałam okrągły z czerwonym przodem i ten był lepszy, ale cieńszy. ten kupiłam dodatkowo no i żałuję.

      Usuń
  2. Ja też nie dowierzam mięsu, które nie jest przesmazone, ale teściowa gołąbki robi z surowego plus nie gotowany ryż i rzeczywiście w trakcie kilkugodzinnego pyrkotania wszystko się elegancko zdąży ugotować.
    Nawet się nie zabieram za te pierożki, mąż takie robił, a jakże, w trakcie swojej przygody pracowniczej w chińskiej restauracji i od razu po podzieleniu się z nim Twoim postem zaznaczył, że ma.dosyc na całe życie tego papieru ryżowego😃
    Wiosny u nas niet, za to w Bośni a jakże, tam przebiśniegi nazywają się visibabe czyli wisielce rodzaju żeńskiego😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tydzień temu robiłam gołąbki też z przesmażonego, ale mi się spieszyło. Jak się robi gołąbki z surowego, to one muszą potem trochę się gotować, albo w piekarniku smażyć.
      Jednak prawdą jest, że jak dajesz mięso surowe, to potem farsz jest bardziej soczysty po przegotowaniu. Inaczej się ratuję, dodaję po prostu trochę bulionu, a w przypadku farszu do azjatyckich całą sprawę suchości załatwiają sosy- sojowy, krewetkowy, albo rybny.
      Gdybym pracowała w restauracji azjatyckiej, też trzepnęłabym papierem. małe ilości nie zniechęcają:).
      Visibabe, nazwa kapitalna i już mi się chce mówić do moich przebiśniegów. Chociaż ja używam tej drugiej nazwy- śnieżyczki. Jest mniej poważna:)

      Usuń
    2. My, z racji nowego robota, porywamy się dzisiaj na Pavlovą😃 ufam umiejętnościom mojego małżonka , ja się nieco lękam.

      Usuń
    3. Jakby Jaskół robił nowym robotem Pavlovą też nie lękałabym się:) Na razie to ja w kuchni króluje a on, bez marudzenia, je wszystko, co podam. Kurcze, zachciało mi się słodkiego, ale próbuje przetrzymać postanowienie:):):) Nawet chrustu nie piekłam w czwartek. Ale ciężko, oj ciężko:):):)

      Usuń
    4. Nawet sobie nie chce wyobrażać jak:))

      Usuń
    5. Nie jest tragicznie, ale hipoglikemia jest dokuczliwa i dopada w niespodziewanych momentach. Radzę sobie:)

      Usuń
  3. Z powodu podobnych niespodzianek nie próbuję sama, wolę zjeść tam, gdzie robią to fachowcy, przecież nie wszystko musimy same...
    A w ogóle czemu ta kimchi jest tak droga, to tylko kapusta?
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chodzi o to, że ja wszystko muszę zrobić sama, ale o to, ze lubię eksperymentować i wiele rzeczy, które po prostu można kupić, robię sama. Tak samo z szyciem- ubrania można sobie kupić, ale ja potrafię sama je uszyć. I zawsze trzeba uszyć te pierwszą rzecz, ugotować to pierwsze danie i tu są niespodzianki. Potem nabiera się wprawy i leci normalnie. Do pierwszej bluzki wszyłam źle rękawy, sprułam, poprawiłam, a teraz szyję bluzki bez problemu.
      Kimchi nie dość, że droga, to piekielnie ostra. Droga prawdopodobnie dlatego, że tam jest trochę tych przypraw azjatyckich i ichniej zieleniny, bo kimchi można robić nie tylko z kapusty. U nas do kapusty, by ja ukisić, dodajesz sól, kminek i gotowe.
      Czytałam, że kimchi jest bardzo zdrowe, ale nasza kiszona też jest zdrowa i chyba zrezygnuję z kimchi z powodu ostrego smaku ( kupiłam najłagodniejsze)

      Usuń
  4. Muszę poszukać prostokątnych blatów
    Wygląda to blatów smacznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. One są kwadratowe- te moje bardzo grube. Tych papierów ryżowych jest mnóstwo w sklepach internetowych. Poszłam w ciemno i się nacięłam, ale idzie przeżyć:)

      Usuń
    2. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Ktoś kto nie mieszka w takim kraiku nie zrozumie 😄

      Usuń
    3. Nie bardzo wiem, czego nie zrozumie i kto nie zrozumie i w z jakiego kraiku?

      Usuń
    4. W Polsce rynek kursu ogromny. Czego nie kupa w jednym z tysiąc sklepów kupisz na internecie. W Luksemburgu tak to nie działa.

      Usuń
    5. No tak, dotarło:):) Luksemburg- kraik bez możliwości:):):) W Polsce w marketach są podstawowe produkty do tych kuchni, natomiast w necie można kupić co się chce i co jest potrzebne.

      Usuń
  5. no to skutecznie mnie przekonałas ,żeby sie nie zabierać do takich potraw, sam opis wywołał zdenerwowanie u mnie, lepiej kupić,pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak nie czujesz bluesa do gotowania takich potraw, to faktycznie lepiej poszukać restauracji z nimi:). Ja się nie zdenerwowałam, raczej ubawiłam, bo to w końcu drobiazg. Zjedliśmy w kawałkach i też smakowało. mam co rusz takie niespodzianki kuchenne. Ostatnio pieczone po raz pierwszy bułki, rozlały się na blasze. Wyrosły i też smakowały. Po prostu były bardzie płaskie.

      Usuń
    2. To samo pomyślałam słowo w słowo:))) haha.Pozdrawiam

      Usuń
    3. Hmmmmmm.... czy anonim może się jakoś przedstawić?

      Usuń
  6. Z kuchni orientalnej to toleruję tylko warzywka smażone w woku i tak samo robione mięso w formie paseczków. Smakowo wolę kuchnię indyjską i częściowo arabską, a za makaronem i "naleśnikami" z mąki ryżowej to raczej nie przepadam. A tak poza tym to jakoś b. często zupełnie zapominam o jedzeniu, no bo gdy muszę duuuużo pić, to wtedy b. mało jem. Ostatnio mięsko panieruję w sezamie, do sałatek używam olej sezamowy i "odkryłam" do nich ocet balsamiczny - pychotka robiona z ciemnych winogron. A co do kuchni indyjskiej i arabskiej - oczywiście redukuję w nich ilość cukru. No i cukier to zawsze mam ten oryginalny z trzciny cukrowej. Co do tych pierożków - ich spód też trzeba było "pomiziać" olejem tak jak i dno.
    Serdeczności ślę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam woka, kupiłam patelnię "z rusztem". Ona z kolei potrzebna do takich małych bośniackich szaszłyków. To był powód zakupu, ale warzywa też można na niej grillować, w sumie wszystko. Grilla dużego nie mamy, bo nie przepadam za grillowanym.
      Sezam do panierowania jest doby, ale szybko się przypala. Ja jeszcze panieruję w pokruszonych płatkach kukurydzianych. Cukier redukuje, gdzie się da, ale moja hipoglikemia ostro protestuje i dopada mnie znienacka w najmniej oczekiwanym momencie. Wtedy ratunek- łyżeczka cukru. No bo zapominam "podjadać" żeby poziom się trzymał.
      Faktycznie, może trzeba było jeszcze spód posmarować, ale zawierzyłam pani na filmiku.

      Usuń
  7. Wydaje mi się, że trzeba mieć bambusowe sito (czy jak to nazwać fachowo) do gotowania na parze. Względnie jakieś z naturalnego materiału. Oczywiście to tylko moje przypuszczenia. Nie mniej farsz zjedzony bez pieroga też z reguły jest w porządku. :) Zawsze można też dodać ryż czy coś takiego, żeby się jednak najeść.

    Pozdrawiam!
    Mozaika Rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są takie specjalne nakładki, których używają Azjaci, ale to, co mam wystarczy. Trzeba tylko posmarować większą ilością oliwy, albo zapiec w piekarniku. Pierożki wylądowały na talerzach trochę uszkodzone, ale i farsz, i papier zostały zjedzone.
      Ryż był w farszu:):):) Nie wstaliśmy od stołu głodni, to jednak sycąca potrawa mimo, iż papierowa:).

      Usuń
    2. ¯\_(ツ)_/¯ Jak tak to tak. :)

      No i elegancko, tak właśnie jest najlepiej, nawet jak coś w kuchni nie wychodzi.

      Usuń
  8. Nie, nie, nie, nie, dziękuję! Kuchnia azjatycka to ZŁO.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jakoś Azjaci żyją i mają się dobrze:):):)?

      Usuń
    2. Nie mam pojęcia, dlaczego zło? Niesmaczna? Ostra?

      Usuń
  9. Piękna katastrofa ale najważniejsze, że smaczna choć urodą nie powala. Ja lubię eksperymenty w kuchni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na samym końcu uroda zdechła, ale same pierożki w garnku są urodziwe:).
      Czas na prezentację czegoś tutejszego:)

      Usuń
  10. miałem kiedyś do czynienia z papierem ryżowym i mimo dokładnej instrukcji znajomego Wietnamczyka nie wspominam tej przygody zbyt miło...
    a w piątek dotarła do mnie paczka z netowego azja shopu pełna różnych różności, na przykład kilo miso z grosze, a przede wszystkim tofu, ale z nasion konopi... zwykle sojowe tofu raczej nie ma smaku, ale to konopne za to taki jakby gorzkawy i w ogóle na tyle ciekawy, że w ogóle go nie przyprawiam... polałem to tylko atramentem z mątwy i zżarłem na zimno, na surowo...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ranyyyy...atrament z mątwy:):):):)Konopne tofu....Tak daleko moja wyobraźnia i chęć jedzenia azjatyckich potraw nie sięga. No może to tofu jeszcze, jeszcze...
      Na razie nie miso, a ramen chodzi mi po głowie. Zamówiłam sobie teraz inny papier ryżowy n( okrągły), a ten w kwadratach będzie zapasowym. Tak naprawdę, to po zwinięciu trzeciej sajgonki ( będzie post o tym), a teraz trzeciego pierożka potem już ławo się robiło. Przełamałam obawy, że ten papier, jak się rozmoczy, to się podrze, ale nic podobnego się nie dzieje. Ważne jest aby robione w papierze produkty nie stykały się, bo się skleją:)

      Usuń
    2. trudno powiedzieć, czy to tofu jest azjatyckim wynalazkiem, bo większość tofu na rynku UE jest produkowana w UE, także w Polsce, a o tofu z konopi w Japonii raczej nie słyszano, z drugiej strony jednak nie można wykluczyć, że w tych europejskich wytwórniach nie pracują właśnie Azjaci...
      auta się globalizują, choćby taki Mercedes, którego części są akurat najmniej produkowane w Niemczech, więc produkcja żarcia może również...
      tak, bo ciasto ryżowe jest mocno klejące... w tamtych czasach kupiłem też u Wietów tak placek ryżowy nadziewany mięsem, grzybami i fasolą mung, to było zawinięte w liście banana i robiono to na okoliczność jakiegoś ich święta... tu znowu uprzejmy pan ze sklepu dał mi instrukcję, jak to kroć: nie nożem, bo się przyklei, tylko nitką, dratwą, albo żyłką... tak swoją drogą, to strasznie sycące było, choć nie takie wielkie, a mieliśmy z tego cztery kolacje na dwie osoby...

      Usuń
    3. p.s ten atrament to były dwie malutkie saszetki za jakieś ponad pięć złotych, jedną otworzyłem i w środku był taki mały, czarny glutek pachnący rybą, tak jak te azjatyckie wodorosty, a w smaku... bo ja wiem... złe nie było...
      a miso, od czasu gdy odkryłem tanie źródełko, to jest u mnie na porządku dziennym, do zup, do sosów, gulaszów jakichś, czy innych duszenin i do sałatek... słone jest samo z siebie, więc nic nie solę, nie doprawiam, żadnych sosów maggi, ani sojowych, tylko to wystarczy...

      Usuń
    4. Ty mówisz o przyprawie miso, a ja o zupie miso:):):):)Jest pasta miso, nawet się zastanawiałam, czy jej nie kupić, bo ona jest właśnie dodawana do tej zupy. Na razie interesuje mnie zupa ramen.
      No dobra, to przeczytałam na temat tych zup:
      "Po pierwsze, ramen przygotowywany jest z makaronu pszennego, a zupa miso z makaronu ryżowego. Ramen ma też mocniejszy smak dzięki dodatkowi mięsa i warzyw, natomiast zupa miso jest delikatniejsza. Wreszcie ramen jest zwykle podawany w bulionie, podczas gdy zupa miso bardziej przypomina zupę lub gulasz".
      Maggi w ogóle nie używam, zastępuję ją kozieradką lub suszonym grysem korzenia lubczyku.

      Usuń
    5. W tym sklepie, w którym kupuję ( z produktami do kuchni różnych krajów azjatyckich) są produkty na bazie konopi. Tofu też tam kupisz, są 4 rodzaje- twarde, miękkie, smakowe:).
      Papier ryżowy chyba tylko w produktach smażonych się nie klei.
      Ja się dopiero tego wszystkiego uczę i sprawia mi to niesamowita frajdę. A wujek Google grzeje się od wyrzucania informacji, no bo gdzieś tę wiedzę muszę zdobyć:)

      Usuń