Miałam pisać, bo
się nazbierało. Miałam… ale trafiłam na to coś, na strasznie obrzydliwego obrzydliwca
środa, 30 września 2015
Muszki w winie czereśniowym
piątek, 25 września 2015
Wczesnojesiennie
Ogród-
jesień przyszła w słońcu i z ciepełkiem, a dzisiaj pada deszcz, i
jest trochę zimniej. Zdążyłam zrobić zadymę na wschodniej
ścianie ogrodu. Powycinałam suche gałęzie i przycięłam krzewy,
które mocno się rozrosły. Nazbierała się ogromna kupa do
spalenie. A że pogoda była ładna i wiał tylko lekki wiatr, to od
razu się z tym uporaliśmy, paląc wszystko. Przycięte, wygrabione (pierwsza tura,
bo jeszcze opadną jesienne liście) i można zabierać się do
dalszej przecinki. Z porządkowaniem kwiatowego muszę poczekać-
byliny mają jeszcze mocno zielone liście i boję się, że jak
przytnę za wcześnie, to wypuszczą nowe przed zima, co jest mocno
niewskazane.
Szerszenie-
ledwo uporaliśmy się na początku lata z jednym szerszeniem, to
Młoda odkryła, że inne robią gniazdo pod okapem. Poczekaliśmy trochę,
bo mieliśmy nadzieję, że to fałszywy alarm. Niestety, kiedy
zlikwidowaliśmy kolejnego owada, atakującego nas w pokoju,
wezwaliśmy specjalistę. Przyjechał, wypryskał 10litrowy pojemnik
trucizny pod dach i szerszenie znikły. Do czasu. Sąsiedzi skarżą
się, że w tym roku jest ich wyjątkowo dużo na owocach. Niszczą
śliwki i gruszki. Pomagają im w dziele zniszczenia chmary os.
Podejrzewamy z sąsiadem, że zrobiły gniazdo w dziupli któregoś z
naszych wysokich drzew. Może w akacji, albo orzechu włoskim?
Zaskroniec-
ma się dobrze, właśnie przeszedł wylinkę. Przedwczoraj siostra
powiedziała mi, że znalazła skórę gada. Najpierw się
przeraziłam- coś mi Zyzia zeżarło, a potem do mnie dotarło-
urósł i zrzucił przyciasną skórę.
Myszy-
pchają się do domu dosłownie drzwiami i oknami. Siedzimy sobie na
tarasie, nagle Jaskół podrywa się z fotela z okrzykiem i mocno
tupie nogą przy ścianie. Mało nie spadłam z fotelika, bo było to
tak niespodziewane, że mi serce stanęło z przerażenia. Co? Ano
mysz sobie spokojnie dreptała w stronę drzwi. Mysz, a reakcja była,
jakby co najmniej tygrys chciał nas zaatakować. Wbrew temu, co się powszechnie
mówi, mysz nie struchlała z przerażenia, tylko zrobiła pospieszną
ewakuację do ogrodu. W niedzielę sytuacja się powtórzyła z jedną
różnicą. Przestraszona przez Jaskóła mysz nie uciekła do
ogrodu, tylko wbiegła do pokoju. Ilu nas było na tarasie, tylu
wleciało z wrzaskiem do pokoju i buch na kolana, szukać jej pod
meblami. Ale nie z futrzakiem takie numery. Chytrusek, wiedziała,
jak zwiać. Gdzieś została w zakamarkach domu. Nie pozostało mi
nic innego jak wysypać trutkę na miseczki i porozstawiać je pod
meblami. Przy okazji rozwinęła się dyskusja, co jest bardziej
humanitarne- trutka, czy sprężynowe łapki na myszy. Brrrrrr… nic,
ale much, myszy i komarów w domu nie toleruję. Zapach myszy
przyprawia mnie o mdłości. FUJ! Trutka poskutkowała. Jaskół
wyniósł paskudztwo i wyrzucił za płot. Ciekawa jestem, czy
jeszcze jakaś jest w domu.
Ptaki-
rozpoczął się okres ich żerowania na jarzębinach i
jarząbach. Codziennie, kiedy idę z Bezką alejką sosnową,
podrywają się z drzew całe chmary kosów i z cichym furgotem
przelatują między gałęziami. Pojawiły się w lasku sroki. Od
czasu do czasu dają znać donośnym skrzekiem, że są. Jaskółki
odleciały, a szpaki zbijają się w duże stada i przesiadują na
drutach.
Co by tu jeszcze…. chyba na razie tyle
Miłego dnia.
Trochę zieleniny:)
Trytomia przezimowała, ale zakwitła tylko jednym kwiatem. Dobre i to- myślałam, że w ogóle jej nie będzie. Nie chcę jej wykopywać, bo rośnie w kępie fiołków, której szkoda mi ruszać.
Pysznogłówka mocno się rozrosła, dlatego mogłam ją rozsadzić. Bardzo lubię te karminowe, oryginalne kwiaty. Tworzą mocny kolorystycznie akcent wśród zieleni.
Fragment lasku w ogrodzie siostry. Ona również ma na dole ogrodu lasek. Mój i jej tworzą niezły zagajnik.sobota, 19 września 2015
Uffffff......
Trzeba mi odtrutki na to paskudne, co się wokół dzieje, czegoś lekkiego, czegoś zwiewnego... tanga?
środa, 16 września 2015
A co to jest ta polskość?
Już dawno nie spotkałam się z tak trafnym opisem. Mogę tylko żałować, że jest to smutne i przerażające. I znalazłoby się jeszcze sporo przykładów nie przynoszących chluby Polakom
Grzegorz Stompor pisze:
"ENE
W ostatnią sobotę w wielu miastach Polski odbyły się manifestacje poparcia dla idei przyjęcia uchodźców do naszego kraju. Byliśmy na manifestacji warszawskiej, która zgromadziła kolorowy, entuzjastyczny tłum wolnych od uprzedzeń, otwartych na nowe doświadczenia kulturowe ludzi. Przemowy, chorągiewki, plakietki. Petycje, transparenty, bębny. Kilkadziesiąt uścisków dłoni, rozmowy prowadzone z uśmiechem na twarzach, inteligentne żarty, skupienie na przekazie dobiegającym ze sceny. Przyjemny standard lewicowych zgromadzeń. Przeciskając się przez tłum po raz en-ty, pomyślałem o kolorach, o kolorowych parasolkach, kolorowych chustkach, szalach i twarzach. Jaki miły widok. Dotarło do mnie również, że nigdy nie rajcowały mnie bojówki moro i khaki, glany z białymi sznurowadłami i czarne flyersy.
W ostatnią sobotę w wielu miastach Polski odbyły się manifestacje poparcia dla idei przyjęcia uchodźców do naszego kraju. Byliśmy na manifestacji warszawskiej, która zgromadziła kolorowy, entuzjastyczny tłum wolnych od uprzedzeń, otwartych na nowe doświadczenia kulturowe ludzi. Przemowy, chorągiewki, plakietki. Petycje, transparenty, bębny. Kilkadziesiąt uścisków dłoni, rozmowy prowadzone z uśmiechem na twarzach, inteligentne żarty, skupienie na przekazie dobiegającym ze sceny. Przyjemny standard lewicowych zgromadzeń. Przeciskając się przez tłum po raz en-ty, pomyślałem o kolorach, o kolorowych parasolkach, kolorowych chustkach, szalach i twarzach. Jaki miły widok. Dotarło do mnie również, że nigdy nie rajcowały mnie bojówki moro i khaki, glany z białymi sznurowadłami i czarne flyersy.
No
właśnie, w tym samym czasie przez stolicę przetaczała się demonstracja
przeciwko imigrantom (i uchodźcom zapewne też, gdyż prawicowe media i
grupy społeczne nie wprowadzają tego, jakże znaczącego przecież,
rozróżnienia). Prawdziwi Polacy wyryczeli w pochmurne warszawskie niebo
sporo ciekawych haseł, łącznie ze sławiącymi infrastrukturę obozów
koncentracyjnych oraz proponującymi przy okazji rozwiązanie palącego
problemu „pedalstwa”, no bo przecież czemu by nie połączyć tych dwóch
ważkich kwestii. Dostało się uchodźcom, lewakom, gejom, wszystkim po
równo, wszystkim według potrzeb.
DUE
W mediach odbywa się obecnie istny karnawał polskości, odmienianej przez wszystkie przypadki. Szaleją politycy i dziennikarze. Tłumy spijają sobie polskość z ust. Wyrażenie wątpliwości w odniesieniu do polskości, wskazanie jakiejś drobnej ryski na świętym obrazie, oznacza rychłe wykluczenie, napiętnowanie, śmierć powolną (zero wiadomości na fejsbuku) lub gwałtowną (glan). Za każdym więc razem, gdy słyszę o ochronie polskości przed napływem dzikiej zgrai z innego kręgu kulturowego, zadaję sobie pytanie, czymże właściwie ta polskość jest. Polskość, której musimy bronić, którą należy czule pielęgnować kremem nieprzepuszczającym zgubnych dla gładkości naszej polskości wpływów powietrza o obcym kolorze i zapachu (obcy smak ewentualnie może być, w końcu Łysy, Gruby i Seba lubią wsunąć kebsa po akcji), wznosić achy i ochy nad pucołowatą polskością leżącą w kołysce ozdobionej łowickimi malowankami, żyć i umrzeć dla polskości, która z nadania boskiego wyrosła na Tej Ziemi.
W mediach odbywa się obecnie istny karnawał polskości, odmienianej przez wszystkie przypadki. Szaleją politycy i dziennikarze. Tłumy spijają sobie polskość z ust. Wyrażenie wątpliwości w odniesieniu do polskości, wskazanie jakiejś drobnej ryski na świętym obrazie, oznacza rychłe wykluczenie, napiętnowanie, śmierć powolną (zero wiadomości na fejsbuku) lub gwałtowną (glan). Za każdym więc razem, gdy słyszę o ochronie polskości przed napływem dzikiej zgrai z innego kręgu kulturowego, zadaję sobie pytanie, czymże właściwie ta polskość jest. Polskość, której musimy bronić, którą należy czule pielęgnować kremem nieprzepuszczającym zgubnych dla gładkości naszej polskości wpływów powietrza o obcym kolorze i zapachu (obcy smak ewentualnie może być, w końcu Łysy, Gruby i Seba lubią wsunąć kebsa po akcji), wznosić achy i ochy nad pucołowatą polskością leżącą w kołysce ozdobionej łowickimi malowankami, żyć i umrzeć dla polskości, która z nadania boskiego wyrosła na Tej Ziemi.
Po powrocie z
manifestacji usiadłem przy stole, za oknem wiatr smagał złoty kłosów
łan, aura nie zachęcała więc do dalszych wieczornych eskapad.
Zastanowiłem się pokrótce nad cechami charakterystycznymi wspomnianej
polskości. Sięgnąłem pamięcią głęboko w przeszłość i powoli dostrzegłem
pewną postać, zrazu rozmytą, z czasem coraz bardziej wyraźną. Kimże ta
panienka? Moja ci ona? Oto, co mi wyszło:
ą)
Minister edukacji herbu „proszem paniom” usuwający Gombrowicza z listy
lektur, z czystej złośliwości chyba, a może tak całkiem przez przypadek?
Gombrowicz by się uśmiał.
ć) Dwaj
kolesie w małej jadłodajni w Cambridge, rozprawiający w niebogłosy i po
polsku o tym, co zrobiliby z obsługującą ich barmanką, jakie wyszukane
techniki seksualne zastosowaliby wobec niej, w końcu kwitując brak
zainteresowania z jej strony stwierdzeniem „lesba”, „irlandzka k****”.
dź)
Kibice (wielbiciele sportu) wpadający z koleżeńską wizytą na turniej
piłkarski nastolatków (czyli wedle prawa wciąż dzieci) i wprowadzający
zmiany w regulaminie, przekształcając wydarzenie w zawody bokserskie.
Jednostronne.ż) Studenci, pracujący, licealistki w przyjacielskiej rozmowie przy kawiarnianym stoliku: „Bo wiesz, to pedalskie jest. Tak, to pedalstwo jest pedalskie. A tamto ciapate pedalstwo jeszcze bardziej pedalskie. Pedaliada się tu odbywa. Cristiano Pedaldo. Conchita Pedał. Szmata, dziwka, k****, lesba. Pokaż smartfona. Chodźmy coś wszamać”.
rz) Poznany na imprezie gość, mówiący coś w stylu (cytat niedosłowny): jak myślę o tych darmozjadach, bezrobotnych, bezdomnych, co to im się nie chce do roboty iść, co żerują na MOICH PODATKACH, to mam ochotę ich wszystkich zabić. No wziąć giwerę i zabijać.
ó) Rower ukradziony akurat tu pewnemu człowiekowi, który na tym rowerze przejechał cały świat.
ę) Mężczyzna w średnim wieku, oglądający transmisję obrad sejmu i podsumowujący wystąpienie jakiegoś polityka stwierdzeniem: „to wszystko Żydy są”; kobieta w średnim wieku, deklarująca się jako zwolenniczka lewicy, przerzuca strony gazety, gdy nagle doznaje epifanii: „to Żydów wina!”; była dyrektorka szkoły, polonistka, kwitująca potok informacji usłyszany w radio: „to Żydostwo się panoszy”.
dż) „Nie dla mnie przyjaźń polsko-niemiecka / Niemców nienawidzę od dziecka”
ź) Bójka polskich i rosyjskich kibiców przed meczem obu drużyn podczas Euro 2012.
ł) Protest przeciwko pochowaniu Czesława Miłosza na Skałce kontra Wawel dla „poległego” w nierównej walce z samolotem prezydenta.
ń) „Tu jest Polska, nie Bruksela / tu się zboczeń nie popiera” oraz „zakaz pedałowania”, a także swasta jako „hinduski symbol szczęścia”.
ś) „Degeneraci, dewianci, zboczeńcy i pedofile chcą zniszczyć religię, rodzinę i podważyć prawo naturalne. Nie uda się!”; „Kazałbym rodzić nawet własnej żonie po gwałcie”; „To nie jest tak, że jak się człowiek nażre hormonów, to jest kobietą”; „Gross i opierający się na jego tezach Kwaśniewski kontynuują ubecką linię oskarżeń wobec Polaków. Ich stanowisko nie ma nic wspólnego ani z prawdą, ani z analizą historyczną. Jest politycznym oszczerstwem wymierzonym przeciwko Narodowi Polskiemu”; „Jesteśmy krajem, który może się przyczynić do reewangelizacji Europy. I to jest właśnie nasza misja. Smoleńsk jest pewnym znakiem”; „Kondominium niemiecko-rosyjskie pod żydowskim zarządem powierniczym”; „Nawet w obozie Auschwitz-Birkenau nadawano więźniom numery obozowe”; „By oszczędzić ludzkości kolejnych konwulsji, musimy jasno i stanowczo powiedzieć naszym kobietom, starcom i dzieciom: My tu rządzimy! Żadnych eksperymentów! Żadnego „współdecydowania” w rodzinie! (…) Panowie! Zachowujmy się odważnie, po męsku!”; „Polska przywróci Europie normalność. Stąd wyjdzie impuls do oczyszczenia Europy. Będziemy wałem przeciw nawale dewiacji”; „Kłamstwo konopnickie mogłoby być tak samo karalne jak kłamstwo oświęcimskie”; „Pisanie o więzieniach CIA w Polsce to zaproszenie dla Al-Kaidy”; „Po pierwsze, to jak można prostytutkę zgwałcić?”; „Prawdziwy mężczyzna to wrażliwy wojownik. Średniowieczny rycerz, którego życie wypełnia walka o ideały, służba Bogu, królowi i biednym. Zmaga się wewnętrznie, ale w sprawach ważnych jest twardy jak skała. Jego ręka nie drży, gdy zadaje cios”; „Chorzy na AIDS to przede wszystkim zboczeńcy i narkomani. Oni na ogół sami sobie są winni… Na Zachodzie homoseksualiści już wywalczyli sobie ogromne przywileje. Ja się z tym nie zgadzam i nigdy nie uznam prawa nakazującego traktować zboczenie jako norm.”; „JOW”. Nazwiska przyporządkujcie sami. Nagród nie przewidziano.
A
to dopiero wierzchołek góry lodowej! Im dłużej myślałem, tym większe
przerażenie mnie ogarniało. A przed oczami przeskakiwały obrazy
przypominające mi o całkowicie ignorowanej rocznicy podpisania
Porozumień Sierpniowych – jednego z niewielu chlubnych wydarzeń
dwudziestego wieku – myślałem o sprzeniewierzeniu się ideałom
Solidarności, o rozmienieniu na drobne kapitału społecznego, o
całkowitym zniszczeniu przemysłu, o opchnięciu całych linii
produkcyjnych za bezcen, o sprzedaży wszelkich możliwych kawałków
państwowego kapitału, o żenująco niskich podatkach, o kolejnym
politycznym „zbawcy”, który chce je jeszcze bardziej obniżać, o
analfabetyzmie historycznym, o antysemityzmie, o pogromach, o
szmalcownikach, o całkowitym demontażu linii kolejowych i połączeń
międzymiastowych, o topolach na poboczach wąskich i dziurawych dróg
lokalnych, o mężczyznach wychodzących z kościoła i idących do domu
odreagować stres poprzez pobicie żony/matki/córki/partnerki lub
kopnięcie psa, o ofercie programowej telewizji publicznej, która, od lat
leżąc zagrzebana w mule, przejęła rolę tabloidów.
Myślałem
również o sprzedawaniu mieszkań wraz z lokatorami, o wszechobecnych
reklamowych szmatach, bilbordach, kampaniach reklamowych usiłujących
mnie przekonać, że dopiero wtedy będę sobą, gdy kupię dany produkt, o
okropnej jakości powietrza, o zerowej świadomości ekologicznej, o zbyt
szerokich ulicach i braku podjazdów dla niepełnosprawnych, o
turbo-indywidualizmie podsycanym od małego, gdy wchodzimy w szkolne mury
i zaczynamy rozwiązywać testy, testy i wciąż testy o średniowieczu i
królu ćwieczku, zamiast uczyć się wspólnego rozwiązywania problemów i
historii współczesnej. Wreszcie po studiach wkraczamy na rynek pracy
jako gotowy, ociosany produkt-robot, wypełniający bez szemrania
polecenia krzyczącego szefa w korporacji/banku, dającej_ym ułudę
szczęścia, gdyż „benefity są, karta fitness jest”… Polskość wytrwale
atakuje mnie ze wszystkich stron, osacza, miętosi, przeżuwa i doprowadza
do histerii. I jeszcze na wszystko patrzy ten wszechobecny bóg i
Maryja, oboje w roli ściereczki służącej do wycierania sobie gęby po
każdej niegodziwości, którą czynimy. W niedzielę tak czy owak dostaniemy
rozgrzeszenie.
LIKE
A może ta polskość jest po prostu jakimś rodzajem dekonstrukcji? Pilną, lecz mało pojętną uczennicą Jacques’a Derridy. Demontażem, rozmontowaniem, likwidacją, wymazywaniem. Cudowną meliną zamieszkałą przez dzieci umarłych. Polskość, czyli zestaw prostych rozwiązań, takich jak nazwanie ulicy czy ronda imieniem jakiegoś batalionu, zapominając o żyjących na skraju ubóstwa starszych ludziach, czy w imię krótkoterminowych celów poprowadzenie 200 tysięcy ludzi na rzeź. Tu nie myśli się długofalowo. Ma być efektownie, mają być fajerwerki, jak na koniec każdej imprezy plenerowej.
A może ta polskość jest po prostu jakimś rodzajem dekonstrukcji? Pilną, lecz mało pojętną uczennicą Jacques’a Derridy. Demontażem, rozmontowaniem, likwidacją, wymazywaniem. Cudowną meliną zamieszkałą przez dzieci umarłych. Polskość, czyli zestaw prostych rozwiązań, takich jak nazwanie ulicy czy ronda imieniem jakiegoś batalionu, zapominając o żyjących na skraju ubóstwa starszych ludziach, czy w imię krótkoterminowych celów poprowadzenie 200 tysięcy ludzi na rzeź. Tu nie myśli się długofalowo. Ma być efektownie, mają być fajerwerki, jak na koniec każdej imprezy plenerowej.
Polskość
przypomina mi siedzenie na ławce wiaty przystankowej we wsi, do której i
tak nie przyjeżdża już żaden pekaes, a następnie, pod koniec dnia, po
zamknięciu sklepu, w imię zgaszenia frustracji, podpalenie tej wiaty i
urżnięcie się kolorową wódką przed snem. Dla polskości dobro wspólne
jest niczym. Liczę się ja, moje żądze i ambicje, a reszta przeznaczona
jest do zniszczenia.
Przeciwnicy
powiedzą, że tak jest wszędzie. Ale mnie interesuje i mierzi, że to
właśnie tu. Wielu w niecenzuralnych słowach nakazałoby mi emigrację.
Hola, hola, skoro już mam polskie obywatelstwo, to mam takie samo prawo
do zajęcia miejsca przy tradycyjnym stole, na którym czeka nakrycie dla
zbłąkanego wędrowcy. Wielu powie, że ten stan jest mroczną spuścizną
komunizmu. Odpowiedziałbym raczej, że problem tkwi znacznie głębiej: w
dwudziestoleciu międzywojennym, niesłusznie sławionym jako oaza
demokracji (zamach majowy, Bereza Kartuska, getta ławkowe, ktoś
pamięta?). Jeszcze głębiej, w czasach zaborów, które nauczyły nas, że
przegrane powstanie, to wygrane powstanie oraz że jesteśmy ciągle bici i
poniżani, ale kiedyś się odegramy, bo myśmy wybrani, myśmy
Winkelriedem, przedmurzem! W czasach szlacheckich, w liberum veto i
popuszczaniu pasa, w niewolnictwie pańszczyzny, w uprzywilejowaniu
garstki społeczeństwa kosztem 99%, w panu, wójcie i plebanie.
Najgłębiej, w bitwie pod Grunwaldem, w mocarstwie od morza do morza. W
naszych snach o potędze, w których każdy jest szlachcicem, panem na
włościach, więc rąk nie pobrudzi sprzątaniem po swoim psie. W naszych
snach o trzymaniu pod oficerskim butem Ukraińców, Białorusinów,
Litwinów, Czechów i Słowaków, o panowaniu na Kremlu (To my! To my! Jako
jedyni!), o tych cholernych Inflantach, co to z rąk do rąk przez
stulecia, o biciu Turka pod Wiedniem. Oto polskość osiągająca swój
orgazm.
FAKE
Tymczasem schowałem dumę narodową i wróciłem do magazynu. Po pracy pójdę do polskiego sklepu po kiełbasę i pierogi. Siądę przy kompie, wrzucę kilka namawiających do przestępstwa komentarzy na forum, pogadam z ziomalami z oeneru, napiję się taniego piwa. Żyję w UK już osiem lat, ale języka się nie nauczyłem, bo i po co. Nie będę przecież siedział na tym zgniłym zachodzie do śmierci, byleby tylko kaskę zarobić. A jak wrócę do kraju, na dyskotece znajdę sobie jakąś fajną blondynę, pobuduję dom obok domu rodziców, kupię duży samochód, otworzę jakąś firmę, zostanę przedsiębiorcą! Po co komu książki, biblioteki, skoro pieniądz jest, skoro plazma jest i skórzana kanapa, skoro żonka obiad podaje…edukacja jest dla frajerów. A klasa polityczna na to: „Dobrze myślisz, o to nam chodzi! Wolny rynek rozwiąże wszelkie twoje problemy!”
Tymczasem schowałem dumę narodową i wróciłem do magazynu. Po pracy pójdę do polskiego sklepu po kiełbasę i pierogi. Siądę przy kompie, wrzucę kilka namawiających do przestępstwa komentarzy na forum, pogadam z ziomalami z oeneru, napiję się taniego piwa. Żyję w UK już osiem lat, ale języka się nie nauczyłem, bo i po co. Nie będę przecież siedział na tym zgniłym zachodzie do śmierci, byleby tylko kaskę zarobić. A jak wrócę do kraju, na dyskotece znajdę sobie jakąś fajną blondynę, pobuduję dom obok domu rodziców, kupię duży samochód, otworzę jakąś firmę, zostanę przedsiębiorcą! Po co komu książki, biblioteki, skoro pieniądz jest, skoro plazma jest i skórzana kanapa, skoro żonka obiad podaje…edukacja jest dla frajerów. A klasa polityczna na to: „Dobrze myślisz, o to nam chodzi! Wolny rynek rozwiąże wszelkie twoje problemy!”
P.S.
Podsumowując, proszę nie ulec wrażeniu, że jest to artykuł satyryczny. To nie jest artykuł satyryczny. To bardzo smutny, szaro-bury jak bojówki moro, pozbawiony nadziei wszelakiej skan rolki filmu dokumentalnego, który kręcę codziennie, od wielu lat, o tej niedającej spokoju, gryzącej, uwierającej niczym za ciasne rajstopy w dzieciństwie, wszechobecnej, wdzierającej się w płuca niczym smog polskości. Nie takiej polskości chcę bronić. Nie o taką polskość walczę."
Podsumowując, proszę nie ulec wrażeniu, że jest to artykuł satyryczny. To nie jest artykuł satyryczny. To bardzo smutny, szaro-bury jak bojówki moro, pozbawiony nadziei wszelakiej skan rolki filmu dokumentalnego, który kręcę codziennie, od wielu lat, o tej niedającej spokoju, gryzącej, uwierającej niczym za ciasne rajstopy w dzieciństwie, wszechobecnej, wdzierającej się w płuca niczym smog polskości. Nie takiej polskości chcę bronić. Nie o taką polskość walczę."
http://codziennikfeministyczny.pl/polskosci-polskosci-cozes-ty-za-pani/
poniedziałek, 14 września 2015
Zając
Zając
zamieszkał na dobre w ogrodzie. Wczoraj w przelocie mało mnie nie
staranował. To znaczy on był w galopie, bo coś go wypłoszyło zza
krzaków i wpadł prosto pod moje nogi. Zatrzymał się dwa metry ode
mnie, stanął słupka i zastygł w niemym zdziwieniu. Poruszył
nosem, przysiadł, znowu stanął słupka. Nie ruszałam się,
żałując, że jak zwykle- melepeta jedna, nie wzięłam aparatu.
Jednak, kto bierze aparat, kiedy idzie po pranie? Stałam cicho,
prawie nie oddychając. Taka okazja, kiedy można się przyjrzeć
zającowi z bliska, nie zdarza się często. Śliczny jest. Ma
ciemnoszarą turzycę, jaśniejsze skoki i jaśniejsze, długie
słuchy. Pozwolił się chwilę pooglądać, po czym już spokojne
przekicał wzdłuż grządki pod krzaki przy wysokiej jodle. Fajnie
jest mieć zająca w ogrodzie, zwłaszcza, że nie robi szkód (ja
nie zauważyłam żadnych, pewnie ma koniczynki na trawnikach dosyć),
ale martwi mnie, że nie potrafię znaleźć sposobu na uwolnienie
go. Z trzech stron ogród jest ogrodzony płotem z gęstej siatki. Z
jednej strony mamy płot z siatki leśnej, ale ogród siostry, z
którym graniczy nasz( ta siatka je odgradza) też jest z gęstej
siatki. Jak zając wszedł do ogrodów. Pewnie u siostry są przy
ziemi dziury, bo z naszej strony niedawno takie uszczelniliśmy. Już
raz taka heca była. Latał zając po ogrodzie siostry, wzdłuż
płotu, aż znalazł dziurę i poleciał w pola. Problem w tym, że
ten kicaj siedzi w naszym ogrodzie, trzeba by go było jakoś wygonić do
ogrodu siostry, a tam… latają dwa wredne psy. No i martwię się.
Rude,
zaskroniec, żaby, ptaki, zając, jeże… zastanawiamy się z
Jaskułem, jakie zwierzę zobaczymy pewnego pięknego dnia, kiedy
wyjdziemy do ogrodu. Watahę dzików, czy pięknego daniela?
Nie mam zdjęć zająca. Wprawdzie wczoraj wyruszyłam na polowanie z aparatem, ale małe licho dobrze się ukryło w lasku i ze zdjęć wyszły nici.
Zaprzyjaźniony kos. Często siada na balustradzie.Susza nie zaszkodziła pigwie. W tym roku ma dużo owoców i są one bardzo duże.
Jarzębina również nie ucierpiała.
Jarząb szwedzki ma mnóstwo soczystych owoców. Widać i jemu susza nie szkodzi. Cieszę się, bo to stołówka dla kosów. Zawsze w październiku robią stadny nalot o strasznie się obżerają.
Kwitną zimowity- jesień idzie.
Szybował bardzo wysoko. nie wiem, czy to myszołów, czy orzeł, którego siedlisko jest w niedalekim lesie.
Kawałek lasku na dole w ogrodzie.
Miłego dnia:)
piątek, 4 września 2015
Czas na letnie podsumowanie
Idzie
jesień, czas podsumować lato w ogrodzie.
Wiewióry-
nadal mieszkają na strychu i w tym roku znowu miały młode. Nie
wiem ile, ale jedna taka malutka, chudziutka bez przerwy pałęta się
po bluszczu. Ostatnio nie wyrobiła i spadła na taras z trzaskiem
pazurków o podłogę. Niezgrabnie pozbierała się i powoli, nie
zważając na nas, osłupiałych ze zdziwienia, pomaszerowała pod
iglaki. Nawet Bezka zamarła, bo pewnie w jej psiej łepetynie nie
mieściła się wiewiórcza bezczelność w odstawianiu przed psim
nosem takiej demonstracji. Rudasy buszują po całym ogrodzie i wcale
nas się już nie boją. Beza od niechcenia poszczeka, ale nawet ich
nie goni.
Jeże-
tych trochę mniej niż w poprzednich latach, niemniej są i mają
się dobrze. Niedawno odkryliśmy pod stertą drewna opałowego
gniazdo, a w nim spał sobie smacznie stary jeż. Obudzony podreptał
w stronę kompostu. Wczoraj Beza wytropiła jednego obok stosu gałęzi
do spalenia. Poszczekała trochę, pomerdała ogonem i dała spokój.
Ona doskonale wie, że co mieszka w ogrodzie, tego „nie rusz”.
Gad-
miałam nadzieję, że się wyprowadził. Z drugiej strony
podejrzewałam, z żalem, że pewnie go coś zeżarło. W każdym
razie na wiosnę nic nie wskazywało, że jest. I dobrze. Jakoś nie
mam nabożeństwa do gadów, a szczególnie do tych w moim ogrodzie.
Do lipca żyłam sobie w błogiej świadomości, że gada nie ma. A w
lipcu niemal na niego weszłam. Brrrrrr….. zwinięty wygrzewał się
na trawie pod dziką śliwką, którą nazywamy, z racji wielu pni,
baobabem. Szok- on, niemniej zszokowany, powoli się rozwinął, po
czym majestatycznie wpełznął w jedną z nor pod pniem. Ja, prawie
drętwa z przerażenia i wstrętu, ledwo doszłam do kompostu,
wyrzuciłam odpadki i nadal drętwa,
Ptaki-
tych pełno wszędzie. Mnóstwo kosów się wylęgło i mnóstwo
innego ptasiego drobiazgu. Jest też sporo młodych drozdów.
Dzięcioł
zielony- pojawia się codziennie, od początku lipca, w
ogrodzie, i ubarwia nam życie swym charakterystycznym chichotem.
Dzięcioły
pstre- stali mieszkańcy ogrodu. Znowu przybyło kilka
młodych. Fajne są z tymi czerwonymi czapeczkami i portkami
Gołąb
wędrowny- jak co roku, na dole ogrodu, założył gniazdo. Przez
całe lato słyszeliśmy jego gardłowe, grube „gruuuu,
gruuuu,gruuu”. Duży ptak i bardzo płochliwy. Jeszcze jest, ale
niebawem odleci.
Sierpówki-
namnożyło się ich mnóstwo-całe stado. Zmniejsza się jednak, bo
to one najczęściej padały łupem krogulców, które od czasu do
czasu urządzają sobie w naszym ogrodzie polowania. Jeden tak się
zapędził w pościgu za ptaszkiem, że łupnął z całej siły w
drzwi balkonowe. Niestety, nie przeżył.
Nie
przeżył również takiego zderzenia drozd. Pisałam o nim. Mało mi
z żalu serce nie pękło. Drozd, który najpiękniej śpiewał z
całego stadka ogrodowych drozdów. Widać i wśród ptaków
najwięksi artyści mają dramatyczne zejścia.
Jaskółki-
co roku jest ich więcej na niebie. Wczoraj odstawiły prawie
godzinny, podniebny taniec. Było ich dużo, całe stado. Może już
się zbierają przed odlotem? Próbowałam robić zdjęcia, ale
zapomnij. Są tak śmigłe, szybkie, zwrotne, że mało które
zdjęcie wyszło jak trzeba.
Wilgi-
pojawiły się w ogrodzie na początku sierpnia. Parę dni słychać
było ich śpiew, a potem ucichło.
Stawek-oczko
wodne- poidło dla ptaków i innych zwierząt. Mieszka w nim
żaba. Wydaje mi się, że jest to żaba dalmatyńska. Wprawdzie jest
to gatunek rzadki, ale tu na południu Polski występuje, a jej kolor
i budowa zgadzają się z opisem gatunku. Ta żaba przesiaduje w
wodzie bardzo często. Oprócz niej pojawiają się w oczku jeszcze
inne żaby, jednak one częściej wśród traw i w lasku urzędują.
Podczas ostatniej suszy wyłowiliśmy z wody, w ciągu paru dni, 6
utopionych myszy. Żal, bo zwierzaki zginęły, a z drugiej strony,
mniej szkodników w ogrodzie. Zadziałała selekcja naturalna (no
może trochę z ludzką pomocą). W oczku, tego lata, utopiły się,
niestety również dwa młode kosy.
Zając-
zaplątał się do ogrodu tydzień temu. Pewnie przeszedł przez
dziurę w siatce w płocie u sąsiadów i przyszedł do nas przez
szerokie oka płotu leśnego. Siedział w lasku, na dole ogrodu. Od
paru dni już go nie widuję
Kwiaty
ciężko przeżyły suszę. Niektóre w ogóle nie zakwitły. Mam
nadzieje, że otrząsną się i w przyszłym roku na nowo pięknie
wyrosną. Dobrze suszę przeżyły róże i liliowce, a juki wręcz
rewelacyjnie
Owoce-
brzoskwinie pięknie owocowały, ale kiedy zaczęły dojrzewać,
zaatakowały je stada much i os, ponadgryzały i owoce zaczęły
gnić. Trochę uratowałam. Śliwki podczas suszy zeschły, a orzechy
włoskie są bardzo małe. Wyschły też ostatnie owoce na borówce
amerykańskiej- większość zjedliśmy.
Czereśni
nie było, maliny, wiśnie i truskawki w normie.
Drzewa
i krzewy- ucierpiały podczas suszy, tracą liście. Dwa konary
morwy wyłamała wichura.
Co
jeszcze? Ogród kwiatowy zarósł, bo ziemia twarda jak kamień i nie
można odchwaszczać. Za to dobrą stroną suszy była mniejsza
częstotliwość koszenia trawników.
A
teraz wszystko wraca „na swoje miejsce”. Pogoda jest wrześniowa,
taka normalna. Trochę popadało, jest w miarę ciepło. Czas się
brać za jesienne porządki.
Jaśminowiec chiński- pięknie kwitnące i szybko rosnące pnącze. Nadaje się na płoty oraz pergole, ale i w donicach wolnostojących ładnie się prezentuje. Niestety nie pachnieNie wiem, jak się nazywa, ale są śliczne. Tworzą kępy o bujnych, na wysokich łodygach kwiatostanach.
Tygrysówka. W tym roku zasadziłam cebule, które świetnie się przechowały w piwnicy i dokupione (W Biedronce) Pięknie wyrosły i kwitły przez cały sierpień. Kwitły też żółte. Niestety, to kwiat jednego dnia.
Stary rudas na belce pod dachem. Gdzieś tam ma wejście na strych. Ciekawe, że jak sprawdzałam na strychu, to nigdzie prześwitów nie widać i nie mam zielonego pojęcia, którędy one się przeciskają.
Jarzębina- zdjęcie robione na początku sierpnia. Teraz jest lekko podsuszona. Generalnie to obficie owocują. Te pospolite i jarząb norweski też.
Wczorajsze jaskółki. Zdjęcia robione o zmierzchu. Z całej serii tylko trzy są do pokazania:(
wtorek, 1 września 2015
Już mi nie brak
Zaczyna się wrzesień. Już nie odczuwam dyskomfortu z powodu końca wakacji. Za mną 3 lata wolne od pracy dydaktycznej. No, może jeszcze na początku sierpnia miałam to uczucie, które towarzyszyło mi przez 30 lat pracy nauczycielskiej, że muszę przed końcem wakacji zrobić to, i jeszcze to, i tamto. Generalnie robiłam porządki w domu (włącznie z myciem okien) i doprowadzałam ogród do porządku. Na początku roku szkolnego nie miałam czasu na nic, tylko na pracę zawodową A i tak ostatnie 2 tygodnie sierpnia poświęcałam na pisanie rozkładów, konspektów, uzupełnienie dokumentacji szkoły, konferencje dyrektorów, zebrania itp. I ciągle czytam, że ludzie mają przeświadczenie, iż nauczyciel ma 2 pełne miesiące wakacji, i ciągle sobie przypominam te dwa pierwsze tygodnie wakacji, kiedy pisało się sprawozdania, zaliczało zebrania, konferencje, przygotowywało materiały, które musiały być zatwierdzone jeszcze przed lipcem. No i te dwa tygodnie sierpnia przeznaczone na dopinanie wszystkiego, co musi być gotowe przed rozpoczęciem roku szkolnego.
Było, minęło. Czuję się świetnie, zwolniona z ogromnej odpowiedzialności i lekko mi ze świadomością, że już nie muszę następnych miesięcy żyć w napięciu, że zawsze ktoś będzie miał anse, pretensje, że coś się stanie, że nowe, głupie przepisy, że wymagania ponad normę, że dyscyplina wśród dzieci i nauczycieli oraz personelu kompletnie siada, że rodzice coraz bardziej roszczeniowi, wizytatorka będzie się bezzasadnie czepiała, żeby dodać sobie ważności, a środków potrzebnych do funkcjonowania szkoły ciągle mało i mało.
O pracy w szkole wyższej już też powoli zapominam. Dobrze, że już nie muszę pisać podań, wyczekiwać na łaskę zatrudnienia, a potem harować za innych (patrz dr hab.), mając 7 i więcej przedmiotów- horror. O pracy naukowej w takich warunkach w ogóle nie ma mowy. A jak nie ma pracy naukowej, to ja dziękuję, postoję.
Jeżeli ktoś całe życie pracował jako nauczyciel, a potem nagle odkrył, że można całkiem inaczej żyć, to wie, o czym mówię.
Że nikt mi nie kazał? Głupie gadanie- każdy ma jakieś uwarunkowania w życiu, które go wręcz zmuszają do podejmowania takich a nie innych decyzji, takiego a nie innego zawodu, takiej a nie innej pracy. I dyskutowanie z twierdzeniem:"Nikt ci nie kazał' w takim kontekście nie ma sensu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)