Ogród-
jesień przyszła w słońcu i z ciepełkiem, a dzisiaj pada deszcz, i
jest trochę zimniej. Zdążyłam zrobić zadymę na wschodniej
ścianie ogrodu. Powycinałam suche gałęzie i przycięłam krzewy,
które mocno się rozrosły. Nazbierała się ogromna kupa do
spalenie. A że pogoda była ładna i wiał tylko lekki wiatr, to od
razu się z tym uporaliśmy, paląc wszystko. Przycięte, wygrabione (pierwsza tura,
bo jeszcze opadną jesienne liście) i można zabierać się do
dalszej przecinki. Z porządkowaniem kwiatowego muszę poczekać-
byliny mają jeszcze mocno zielone liście i boję się, że jak
przytnę za wcześnie, to wypuszczą nowe przed zima, co jest mocno
niewskazane.
Szerszenie-
ledwo uporaliśmy się na początku lata z jednym szerszeniem, to
Młoda odkryła, że inne robią gniazdo pod okapem. Poczekaliśmy trochę,
bo mieliśmy nadzieję, że to fałszywy alarm. Niestety, kiedy
zlikwidowaliśmy kolejnego owada, atakującego nas w pokoju,
wezwaliśmy specjalistę. Przyjechał, wypryskał 10litrowy pojemnik
trucizny pod dach i szerszenie znikły. Do czasu. Sąsiedzi skarżą
się, że w tym roku jest ich wyjątkowo dużo na owocach. Niszczą
śliwki i gruszki. Pomagają im w dziele zniszczenia chmary os.
Podejrzewamy z sąsiadem, że zrobiły gniazdo w dziupli któregoś z
naszych wysokich drzew. Może w akacji, albo orzechu włoskim?
Zaskroniec-
ma się dobrze, właśnie przeszedł wylinkę. Przedwczoraj siostra
powiedziała mi, że znalazła skórę gada. Najpierw się
przeraziłam- coś mi Zyzia zeżarło, a potem do mnie dotarło-
urósł i zrzucił przyciasną skórę.
Myszy-
pchają się do domu dosłownie drzwiami i oknami. Siedzimy sobie na
tarasie, nagle Jaskół podrywa się z fotela z okrzykiem i mocno
tupie nogą przy ścianie. Mało nie spadłam z fotelika, bo było to
tak niespodziewane, że mi serce stanęło z przerażenia. Co? Ano
mysz sobie spokojnie dreptała w stronę drzwi. Mysz, a reakcja była,
jakby co najmniej tygrys chciał nas zaatakować. Wbrew temu, co się powszechnie
mówi, mysz nie struchlała z przerażenia, tylko zrobiła pospieszną
ewakuację do ogrodu. W niedzielę sytuacja się powtórzyła z jedną
różnicą. Przestraszona przez Jaskóła mysz nie uciekła do
ogrodu, tylko wbiegła do pokoju. Ilu nas było na tarasie, tylu
wleciało z wrzaskiem do pokoju i buch na kolana, szukać jej pod
meblami. Ale nie z futrzakiem takie numery. Chytrusek, wiedziała,
jak zwiać. Gdzieś została w zakamarkach domu. Nie pozostało mi
nic innego jak wysypać trutkę na miseczki i porozstawiać je pod
meblami. Przy okazji rozwinęła się dyskusja, co jest bardziej
humanitarne- trutka, czy sprężynowe łapki na myszy. Brrrrrr… nic,
ale much, myszy i komarów w domu nie toleruję. Zapach myszy
przyprawia mnie o mdłości. FUJ! Trutka poskutkowała. Jaskół
wyniósł paskudztwo i wyrzucił za płot. Ciekawa jestem, czy
jeszcze jakaś jest w domu.
Ptaki-
rozpoczął się okres ich żerowania na jarzębinach i
jarząbach. Codziennie, kiedy idę z Bezką alejką sosnową,
podrywają się z drzew całe chmary kosów i z cichym furgotem
przelatują między gałęziami. Pojawiły się w lasku sroki. Od
czasu do czasu dają znać donośnym skrzekiem, że są. Jaskółki
odleciały, a szpaki zbijają się w duże stada i przesiadują na
drutach.
Co by tu jeszcze…. chyba na razie tyle
Miłego dnia.
Trochę zieleniny:)
Trytomia przezimowała, ale zakwitła tylko jednym kwiatem. Dobre i to- myślałam, że w ogóle jej nie będzie. Nie chcę jej wykopywać, bo rośnie w kępie fiołków, której szkoda mi ruszać.
Pysznogłówka mocno się rozrosła, dlatego mogłam ją rozsadzić. Bardzo lubię te karminowe, oryginalne kwiaty. Tworzą mocny kolorystycznie akcent wśród zieleni.
Fragment lasku w ogrodzie siostry. Ona również ma na dole ogrodu lasek. Mój i jej tworzą niezły zagajnik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz