wtorek, 28 grudnia 2021

Grożą im dwa lata więzienia...

 



"W sądzie w Poznaniu dzieje się historia. Sterowana przez władzę prokuratura domaga się ukarania 32 uczestników protestu w katedrze. Bronią ich pro bono poznańscy adwokaci - jak robotników i opozycjonistów w czasie PRL.

W czerwcu 1956 r., po robotniczym zrywie w Poznaniu, komunistyczny premier Józef Cyrankiewicz groził, że władza ludowa odrąbie każdą podniesioną na nią rękę. W 2019 r. prezes PiS Jarosław Kaczyński stwierdził zaś: „Kto podnosi rękę na Kościół, podnosi rękę na Polskę".

Prokuratura uznała, że rękę na Kościół podniosło 32 uczestników protestu w poznańskiej katedrze. 25 października 2020 r. stanęli z transparentami przed ołtarzem, bo Kościół poparł drastyczne zaostrzenie prawa aborcyjnego. Abp Stanisław Gądecki, poznański metropolita, szef episkopatu, publicznie podziękował za to obecnej władzy.

Przed sądem w Poznaniu ważne pytania: czy można ingerować w przestrzeń kościelną, gdy Kościół ingeruje w życie Polaków, także tych niewierzących. I czy pokojowy protest w trakcie mszy można uznać za złośliwe przeszkadzanie w wykonywaniu aktu religijnego.

Oskarżeni za protest w katedrze w Poznaniu

Proces 32 oskarżonych zaczął się we wtorek, 28 grudnia w największej sali poznańskiego sądu. To miejsce symboliczne - w tej samej sali toczyły się polityczne procesy uczestników Poznańskiego Czerwca 1956 r. Przypomina o tym pamiątkowa tablica przy drzwiach.

Tak liczne są tylko procesy zorganizowanych grup przestępczych - to największy proces za pokojowe protesty od momentu, gdy w 2015 r. PiS przejął w Polsce władzę.

Na rozprawę przyszło 28 z 32 oskarżonych – pozostali są albo w ciąży, albo w izolacji covidowej. Niemal wszyscy to młodzi ludzie: studenci, artyści, pracownicy gastronomii. Poza jednym mężczyzną, który dostał grzywnę za zwłokę w płaceniu alimentów, nie byli wcześniej karani.

Nie przyznali się do złośliwego zakłócenia wykonywania aktu religijnego. Równo połowa oskarżonych skorzystała z prawa do odmowy złożenia wyjaśnień. Pozostali postanowili opowiedzieć o swoich motywach, a rozprawa zamieniła się w sąd nad polskim Kościołem.

Arkadiusz Kluk, organizator poznańskiego Marszu Równości, przekonywał, że poszedł do katedry jako „Polak, obywatel, poznaniak, gej, aktywista i osoba nieświadomie włączona kiedyś w instytucję Kościoła rzymskokatolickiego, ale wciąż będąca teoretycznie jego częścią". Oburzyło go, że panowie Stanisław Gądecki i Marek Jędraszewski (Kluk świadomie nie tytułował ich arcybiskupami) publicznie zachwycali się ograniczeniem praw kobiet.

Arkadiusz Kluk: Kościół wchodzi z butami w moje życie

Arkadiusz Kluk: - Żyjemy w państwie teoretycznie wolnym. Konstytucja gwarantuje nam rozdział Kościoła od państwa, a mimo to od wielu lat następuje religijna ideologizacja życia społecznego, politycznego i prawodawstwa, które wpływa na życie nas wszystkich: tak wierzących, jak i niewierzących. Nie pierwszy raz Kościół ingeruje w życie moje, moich przyjaciół i koleżanek, waszych synów, córek, wnuków.

Mamy za sobą kilka lat obrzydliwej nagonki na osoby LGBT, która nakręcała spiralę nienawiści, prowadziła do tragedii i samobójstw.

Poszedłem do katedry wyrazić sprzeciw wobec ingerencji Kościoła i wsparcie dla wszystkich uciśnionych, skrzywdzonych i atakowanych. Poszedłem, bo inne formy komunikacji i dialogu nie przynoszą efektów, nie powstrzymują nienawistnej polityki. Kościół zaprasza zaś w swe mury wszystkich, także tych zadających pytania. Poszedłem bez zamiaru profanacji miejsca czy obrzędu. Chciałem w pokojowy sposób pokazać, że tak jak Kościół wchodzi z butami w moje życie, tak ja jestem w stanie w imieniu swoim i innych wejść w przestrzeń Kościoła.

Nie dostrzegam w tym społecznej szkodliwości. Wręcz przeciwnie – od dziecka uczono mnie, żeby nie być obojętnym. Na lekcjach uczono o solidarności, a w harcerstwie nauczono mnie odwagi i braterstwa. Swojej decyzji nie żałuję.

Protestująca w katedrze: Kościół zaprasza do dialogu

Wiesława Groszczyk, studentka, stanęła przed amboną z transparentem „Katoliczki też potrzebują aborcji". Przed sądem mówiła, że jest „Polką wpisaną do rejestru Kościoła katolickiego": - To wyznanie było mi kiedyś bardzo bliskie, a to, co zrobiłam, nie było złośliwe.

Katedra jest przestrzenią publiczną, a Kościół zaprasza do dialogu. Nie byłam i nie czułam się intruzem, byłam u siebie. Staliśmy przed barierkami – w miejscu przeznaczonym dla wiernych. Uważam, że każda osoba ma prawo decydować o własnym ciele.

Jako kobieta boję się o swoją przyszłość. Nie zgadzam się, by jakikolwiek Kościół, jakiekolwiek wyznanie czy ideologia, wpływały na moją przyszłość.

Marta Bartosińska, studentka: - Konsekwencją wyroku Trybunału Konstytucyjnego jest ograniczenie praw kobiet, a tym samym praw człowieka. To sytuacja poważna i martwiąca. Nie przyszliśmy tam, by kogoś krzywdzić, wyśmiewać czy parodiować. Wyrok sprzed roku spowodował już śmierć co najmniej jednej kobiety.

Piotr Skulski, recepcjonista, przedstawił się jako „były mocno zaangażowany członek wspólnoty Kościoła, ale zatroskany i nadal darzący go sympatią": - Chciałem okazać wsparcie kobietom, w tym mojej obecnej żonie. Nie było i nadal nie ma we mnie krzty złośliwości, natomiast uważam, że wówczas w katedrze i dzisiaj na tej sali tworzy się historia. To nakłada na wszystkich obecnych, tam i tutaj, szczególną odpowiedzialność.

"Kościół sprowadza kobietę do cichej i posłusznej matki"

Alicja Dezor, pracowniczka gastronomii, podkreślała: - Protestując, zachowałam spokój i powagę. Nie miałam zamiaru profanacji tego miejsca. Moje działanie było niezłośliwe. Dalszą konsekwencją mojej niezgody na polityczne działania Kościoła było dokonanie apostazji 7 kwietnia tego roku.

Marta Kowalczyk, z wykształcenia filolożka, wspominała lekcje religii i msze dla dzieci, w których uczestniczyła. - Dowiadywałam się, że w strachu przed ciążą ludzie rozpoczynają współżycie homoseksualne albo mordują nienarodzone dzieci. Byłam przerażona. Kobietę w naukach Kościoła sprowadzano do roli cichej i posłusznej matki, a same procesy fizjologiczne infantylizowano. Kobieta przyjmuje dzieciątko, nosi je pod sercem. Są też ziarenka, fasolki, dzieci nienarodzone, ale nie ma kobiety – mówiła.

Przypomniała statystyki podawane przez Kościół: w mszach świętych uczestniczy jedynie 37 proc. wiernych, a do komunii przystępuje 16,7 proc. – Nie jest to zatem przytłaczająca większość społeczeństwa. To w ogóle nie jest większość. Ale to Kościół ma kluczowy wpływ na los wszystkich mieszkańców Polski – mówiła Kowalczyk.

W katedrze stała z transparentem: „Żona Lota miała imię". Chciała przypomnieć, że „Kościół zawsze traktował kobiety przedmiotowo". Twierdzi, że liczyła na dialog, ale ksiądz odprawiający mszę natychmiast ją przerwał i wezwał policję, która stała przed katedrą. Kowalczyk zapamiętała też słowa jednego z wiernych: „Nie jesteście u siebie". Był to dla niej dowód, że Kościół jest przestrzenią tylko dla niewielkiej grupy ludzi – tyle że ten sam Kościół chce decydować o kształcie społecznego i politycznego życia w Polsce.

Oskarżeni: Kościół musi się liczyć z protestem

Szymon Patrylak, księgowy, przypominał, że Kościół sprzeciwia się nie tylko aborcji, ale też antykoncepcji czy zapłodnieniu metodą in vitro, zaś edukacja seksualna w Kościele praktycznie nie istnieje. - Dzieci słyszą na lekcjach religii, że tampony noszą tylko zboczone dziewczyny, które nie potrafią wytrzymać bez niczego w pochwie. Że plemniki to zamknięte w prezerwatywie duszyczki. Że homoseksualizm można leczyć za pomocą elektrowstrząsów lub wycięcia macicy – wyliczał.

Podkreślał, że nie przyszedł do katedry, by kogokolwiek obrażać czy wyszydzać. Chciał okazać wsparcie katoliczkom, a na dowód cytował Antygonę: „Współkochać przyszłam, a nie współnienawidzić". Protest miał pokazać katoliczkom, że nie są same i zawsze znajdą pomoc.

Zoja K. (nie zgodziła się na publikację nazwiska), asystent notariusza, punktowała: - Prokurator zarzuca mi złośliwość, czyli kierowanie się niskimi pobudkami, chęcią skrzywdzenia innych. Insynuuje, jakobym odczuwała zadowolenie z zakłócenia innym religijnej ceremonii. To nieprawda. Rok temu kobietom odebrano prawa. Zmusza się je do heroizmu, do donoszenia ciąży.

Ostrzegałyśmy, że doprowadzi to do śmierci kobiet, którym można pomóc. Ku naszej rozpaczy te przewidywania się potwierdziły. Temat aborcji nie pojawił się w polskich kościołach z chwilą naszego protestu. To kościelni hierarchowie tam go umieścili.

Skoro zatem Kościół bierze aktywny udział w publicznej debacie, to liczyć się musi z wszelkimi przejawami tej debaty. W wolnym społeczeństwie przybiera ona czasem formę protestu.

Jan Wojak, student z Holandii: - Wróciłem do Polski, by protestować z myślą o moich siostrach i mamie. Chciałbym z tego miejsca skierować do nich te słowa: zawsze będę stał solidarnie z wami.

Piotr Nerlewski: Kościół powinien był spodziewać się odpowiedzi

Piotr Nerlewski, aktor: - Jestem członkiem Kościoła, który w sposób haniebny prowadzi antyludzką i antykobiecą kampanię. Jej skutkiem był nieludzki wyrok upolitycznionego TK, sprzeczny z moim poczuciem sprawiedliwości, słuszności, z podstawowymi prawami człowieka. Kościół komunikuje się z nami z pozycji ołtarza, ambony, limuzyn hierarchów. Powinien był spodziewać się odpowiedzi tam, gdzie możemy być usłyszani, czyli w kościele. Wykrzyczałem swoje stanowisko w obronie sióstr w całym kraju.

Oskarżonych broni pro bono 11 poznańskich adwokatów. Jeden z nich mec. Andrzej Jarosław Reichelt mówi, że do procesu w ogóle nie powinno dojść, bo nie było przestępstwa, a działania prokuratury nazywa cyrkiem. – W Polsce rozdział Kościoła i państwa istnieje tylko na papierze, w rzeczywistości to naczynia połączone. Ludzie mają prawo się temu sprzeciwiać – mówi mec. Reichelt.

Jego ojciec w latach 80. był obrońcą w procesach politycznych. – To, że ten proces toczy się w sali, w której sądzono uczestników Poznańskiego Czerwca 1956 r., jest klamrą kompozycyjną, której jeszcze kilka lat temu nikt się nie spodziewał. Widać, że prezes Kaczyński realizuje swoje postulaty – mówi adwokat. I dodaje: - Bronimy oskarżonych pro bono, bo jesteśmy nie tylko zawodem zaufania publicznego – mamy też do spełnienia społeczną misję.

Oskarżonym grożą dwa lata więzienia."


 

https://poznan.wyborcza.pl/poznan/7,36001,27953504,najwiekszy-proces-polityczny-rzadow-pis-zamienil-sie-w-sad-nad.html?fbclid=IwAR2V-lRG8isY0tZI-k_l4M5nwShvCPNIuzd12lxHC_px78MpHHshDCsRxoc

 

 

wtorek, 21 grudnia 2021

piątek, 10 grudnia 2021

Jak stawiamy bańki

Nie, nie będzie o bańkach mydlanych, ani o bańkach na mleko (dzbanki, kanki itp.), ani o bańkach (bombkach) na choinkę, ani też o bańkach społecznych (ostatnio bardzo modne określenie grup społecznych).

Rzecz będzie o bańkach leczniczych. 

Idzie zima, a w związku z nią, coraz większe ryzyko przeziębień, zachorowań. Nie zawsze trzeba od razu lecieć do lekarza, kiedy złapie nas kaszel, katar czy jakieś inne świństwo. Tym bardziej, że dostać się teraz do przychodni graniczy z cudem. Zatem czym, oprócz aspiryny, witaminy C, syropu, tabletek do ssania, syropku z cebuli, czosnku i majeranku,miodunki, tudzież innych domowych specyfików, ratować się? Ano bańkami.

„Stawianie baniek to bardzo stara metoda leczenia wielu chorób. Niegdyś była to powszechna metoda leczenia, lecz dziś zalicza się ją do medycyny alternatywnej.

Według dzisiejszych specjalistów medycyny nie ma żadnych formalnych dowodów na skuteczność tej metody leczenia. Natomiast w medycynie alternatywnej bańki cieszą się popularnością od wielu już dekad i stosuje się je na schorzenia takie jak: zapalenie oskrzeli, zapalenie płuc oraz pozostałe infekcje górnych dróg oddechowych. Dodatkowo zwolennicy tej metody leczenia twierdzą, iż pomaga ona w walce z nadciśnieniem tętniczym, czy chociażby reumatyzmem. Znaleźć można również informacje o ich działaniu rozluźniającym oraz likwidującym nagromadzony stres. Pomimo tego, iż stawianie baniek nadal posiada wielu zwolenników, lekarze często twierdzą, że ta metoda działa jedynie jako placebo.”(1)

Nie mam podstaw, by nie wierzyć lekarzom, gdy mówią o zjawisku placebo, ale z własnego doświadczenia wiem, że jednak bańki działają. Zresztą moja osobista koleżanka- lekarka, gdy już nie potrafiłyśmy sobie poradzić z nawracającymi kaszlami u Młodej, poradziła mi, by postawić bańki- pomogło. Przecież nasze babcie stawiały bańki i w ten sposób leczyły przeziębienia. Ja też stawiam Młodej bańki, kiedy sobie tego zażyczy. Wychodzę z założenie, że nie zaszkodzą, a pomóc mogą.

Znalazłam dwa dosyć sensowne filmiki, które przybliżają istotę leczenia  bańkami. Bardzo fajnie są w nich objaśnione zasady działania baniek oraz sposób ich stawiania. Dodatkowo można dowiedzieć się, jakie są wskazania oraz przeciwwskazania do stawiania baniek


 

„Stawianie baniek – przeciwwskazania

Stawianie baniek nie zawsze pomaga w leczeniu. Może nam nawet zaszkodzić. Unikajmy stosowania baniek przy wysokich gorączkach, gdyż bańki dodatkowo przyczyniają się do wzrostu temperatury. Zabiegu nie mogą stosować osoby zmagające się z chorobami autoimmunologicznymi.

Ostrożność przy stawianiu baniek powinni zachować pacjenci stosujący leki zmieniające krzepliwość krwi. Jeśli stosują taki zabieg czas jego trwania należy skrócić. Stawianie baniek nie jest wskazane u osób zmagających się z niestabilnym ciśnieniem, dusznościami lub nierówną pracą serca.” (2)

(1)  https://www.medonet.pl/zdrowie,stawianie-baniek---korzysci--rodzaje,artykul,1726468.html

(2) https://portal.abczdrowie.pl/stawianie-baniek-wskazania-i-przeciwwskazania-jak-stawiac-banki

Jeżeli ktoś ma wątpliwości, związane z tą metodą leczenia, a chciałby ją zastosować, zawsze może poradzić się lekarza.

Rodzaje baniek

Bańki próżniowe, bezogniowe


Bańki do akupunktury
Banki gumowe, chińskie do masażu
Bańki próżniowe, ogniowe

 

 

 

 

 

poniedziałek, 6 grudnia 2021

Trochę Michała na Mikołaja

 Nie mam teraz czasu na jakieś  porządne teksty. W ogóle na moje teksty, porządne czy nieporządne.

Mikołaj dzisiaj, świętujcie wesoło :):)

Ode mnie Michał i jego fenomenalny głos.


 




piątek, 3 grudnia 2021

Mata, przedstawiciel pokolenia seksistowskich chłopaków

 

"Nie bronię Mai Staśko, bronię wszystkich kobiet. Niebezpieczne wychowanie wg Matczaków

3 grudnia 2021

Agata Czarnacka

„Głupia p**do” – nagle wylało się na mnie ze wszystkich stron. Każdy szanujący się, wysoko zasięgowy portal po prostu musiał o tym napisać, nie wspominając już o mediach prawicowych, które miały zabawę jak dzieci wypuszczone na zaśnieżone boisko. Influencerka Maja Staśko postanowiła zmiażdżyć rapera Matę za jego kontrakt reklamowy z McDonald’s, wylewając na wizji dołączoną do zestawu jego imienia Matchak Latte. Następnie Mata nagrał zdenerwowaną piosenkę ze słowami:

„Czasem 16 godzin dziennie siedzę w studiu, no a czasem na kanapie, ale wstaję po południu i nie tyram na etacie, dlatego szanuję pracę, ty wylewasz Matcha Latte, głupia p***o„.

Ot, wytrąciła go z równowagi, nie wytrzymał chłopak.

W rezultacie „głupia pi**da” okrążyła moją głowę ze wszystkich stron, patrzy na mnie nawet z lodówki. Tak, jestem przewrażliwiona. Trudno nie być, jeśli całe twoje życie kształtowane jest przez strach przed realnymi skutkami seksizmu, mizoginii i przekonania, że kobiety to przedmioty. Te realne skutki to nie wstyd i kompleksy, a zagrożenie przemocą fizyczną, problemy w pracy, gwałty, kobietobójstwa.

Seksizm to nie materiał na ironię, bo on sam jest ironią, „inną mową”, zakrzywieniem sensu pozwalającym wierzyć święcie, że kobiety są jakieś gorsze, jakieś słabsze, jakieś takie nie takie jak mężczyźni. Dlatego można do nich mówić nieładnie, dlatego można uważać, że pożądanie, jakie się na ich widok odczuwa, w zasadzie jest już prawem do dotykania ich (naszych) ciał, dlatego można nas zbić, a nawet zabić, a sędzia, często też mężczyzna, najpewniej wyda wyrok w zawieszeniu…

To wszystko zaczęło szczęśliwie się zmieniać, pomału, ale wyraźnie. Jednak nie wystarczająco szybko w społeczeństwie, w którym mało kto czyta książki, a jeszcze mniej niż czytelnictwo ceni się proces krytycznego myślenia. Dlatego tylu mężczyzn, w tym, jak się okazało, młody Matczak, ma wrażenie, że dalej mają prawo egzekwować swoją bezwzględną wyższość, choć ponieważ nikt ich nie słucha, to trzeba to po prostu robić głośniej, wulgarniej. Wtedy może dotrze…

Trudno się młodzieńcowi dziwić. W końcu kandydat na prezydenta Donald Trump pierwszy zaczął i został wybrany na najpotężniejsze stanowisko na świecie. Co prawda od tego czasu przegrał wybory, przeprowadzono na nim impeachment i ma w tej chwili spore kłopoty prawne, ale… też nie za gwałty i molestowania. Pod tym względem pozostaje wzorem dla mężczyzn na całym świecie.

Kiedy Europa uznaje równość płci za filar swojej tożsamości, a poszanowanie praw kobiet uważa za wyznacznik praworządności, po Polsce to wszystko spływa jak po kaczce. Prawa kobiet depcze rząd i lekceważy opozycja. Ja tymczasem wierzę, że tylko głębokie zrozumienie i akceptacja równości płci przyniosą Polsce upragnioną zmianę władzy.

Chodzi bowiem o to, by przestać uciekać przed zmianami w faszystowski regres. Innymi słowy, tak jak kiedyś liberalizm, czyli pozycja prowolnościowa, okazał się wybawieniem od faszyzmu, tak dziś przeciwieństwem faszyzmu jest po prostu feminizm. Kobiety lepiej sobie radzą ze zmianami, a zmiany się dzieją, chcemy czy nie. Trzeba wpuścić kobiety wszędzie, pogodzić się z ich autorytectwem (to mój neologizm na potencjał bycia autorytetem) i samemu, panowie, zacząć się uczyć, jak być kobietami. Inaczej zginiemy od smogu, covida, wojny lub ocieplenia, whichever first.

Nie chce mi się wchodzić w epopeję wychowawczą Matczak&Matczak. Prof. Matczak od praworządności nie ujmował zasady równości płci jako naczelnej wartości konstytucyjnej, nie stawał z nami w protestach aborcyjnych. Wolę powiedzieć: nie znam człowieka. Chwali się w książce, że wychował rapera… Kilku piosenek tego rapera wysłuchałam uważnie, zwłaszcza „Patointeligencji” i „Papugi”.

Pierwsza jest o dojrzewaniu w prestiżowym warszawskim liceum – moim zdaniem to piosenka o głębokim bólu, dojmującej samotności (w końcu ojciec pracuje 16 godzin na dobę, a o matce nic nie wiemy), uciekaniu w narkotyki i narcystyczne pozy, wszechobecnym seksizmie jako jeszcze jednym środku zmieniającym świadomość. Bo może jestem przegrany na wejściu i nikt mnie nie kocha, ale przynajmniej sobie przypomnę, że nie jestem foczką, dziewczyną, „mięsem” (to ostatnie określenie wzięłam z tytułu książki Dominiki Dymińskiej o doświadczaniu tej samej warszawki, ale od drugiej strony płciowej barykady) – i od razu humor lepszy.

A jak się wsłuchać w „Papugę” (tekst napisany przez Quebonafide i Malika, dziękuję RZ za zwrócenie mi na to uwagi), to okazuje się, że młodemu człowiekowi adwokat potrzebny jest m.in. po to, żeby „udało mu się” w procesie z dziewczyną oskarżającą bohatera – prawdopodobnie – o molestowanie seksualne („nawet gwiazda porno chce puścić bez gaci mnie”), który zresztą ma wygrać, bo praworządność jest kobietą, a on sam uważa, że jest nieodparcie atrakcyjny:

„Sędzina patrzy, jakby chciała złapać za faję
(…) Po sprawie ona mi rozkłada uda
Jak jest już po sprawie, to do kosza guma„.

Środowisko prawnicze, zwłaszcza adwokaci, przywitali tę piosenkę oklaskami i oczekiwaniem, że podniesie prestiż zawodu obrońcy. Proponuję przemyśleć jeszcze raz to przekonanie. Też jakoś nie mam pewności, że rodzice (prawnicy lub nie) chcieliby wychowywać swoje dzieci na takich ludzi.

W dodatku warto mieć na uwadze, że na naszych oczach seksizm krystalizuje się w jakiś nowy quasi-nazizm, z rejestrami ciąż, odbieraniem ulg podatkowych samotnym matkom i rosnącym przyzwoleniem na – nie tylko werbalną – przemoc wobec kobiet w sferze publicznej. I w tym, a nie innym kontekście Mata daje taki, a nie inny przykład – nie tylko swoim dorosłym fanom, ale przede wszystkim ich nastoletnim synom.

Tak naprawdę piszę to jako apel do McDonald’s. Szanowna międzynarodowa korporacjo, mam nadzieję, że ustosunkujecie się jakoś do Waszego kontraktu z Matą, biorąc pod uwagę wulgarne słowa skierowane do kobiet (Mai Staśko, ale przecież do wszystkich kobiet, do każdej kobiety). I że w przyszłości nie weźmiecie na sztandary Happy Meal żadnego seksisty."

https://czarnacka.blog.polityka.pl/2021/12/03/nie-bronie-mai-stasko-bronie-wszystkich-kobiet-niebezpieczne-wychowanie-wg-matczakow/?fbclid=IwAR2NnSWsMY_zurk7gDc1i14UWMKPkXzdcsdotn5f8BBgW0F2DCVZgFuNjdY

 


 Opis zdarzenia jest na początku artykułu. Ten fragment mówi o pokoleniu Maty i chyba  nie należy mieć złudzeń, że to jest cudowne pokolenie, ani że jakoś specjalnie pokrzywdzone. Jedno jest pewne, chłopcy nadal wychowywani są  na seksistów.

” Maja Staśko psuje Macie narrację

(…) Wspomniany szacunek pojawia się jeszcze w kontekście owych słynnych 16 godzin pracy, o których mówił w „Polityce” jego ojciec prof. Matczak. „Czasem 16 godzin dziennie siedzę w studiu, no a czasem na kanapie, ale wstaję po południu i nie tyram na etacie”. Młody autor decyduje się na ciekawy zabieg – z jednej strony chce mieć ciastko (być jedną z tych osób, które dużo pracują na swój sukces), z drugiej teoretycznie uznać swój przywilej (fakt, że wstaje późno). Ostatecznie to zapewnienie o „szacunku do pracy” jest mu potrzebne do jednego: chroni w ten sposób swoją komercyjną współpracę z dużą korporacją, za którą dostanie więcej pieniędzy niż jakikolwiek etatowy pracownik.

Pod tym względem Mata może rzeczywiście staje się coraz bardziej głosem pokolenia czy jakiejś jego części. Skupionej na sukcesie, wychowywanej w kulcie materialnego zysku, przekonanej, że skoro komuś się udało, to na pewno doszedł do tego tylko ciężką pracą. Osoby takie jak Staśko – mówiące w przestrzeni publicznej o nierównościach, przywilejach i o tym, że nie wszyscy mamy równy start – tylko psują im narrację. Sam Mata od dawna próbuje nas przekonać, że jako „Patointeligencja” miał w życiu trudno; dodać jakąś uliczną prawdę do historii komfortowego życia chłopaka z wielkiego miasta, który wychował się w inteligenckiej rodzinie. Taka Maja Staśko tylko mu bruździ.”

Więcej tu:

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/spoleczenstwo/2145460,1,mata-kontra-maja-stasko-jeszcze-nigdy-burger-nie-wywolal-tylu-emocji.read

 

Memy z Internetu

 

 

PS. 04.12 2021

Przepraszam komentatorów, ale mam wrażenie, że przeczytaliśmy dwa różne artykuły.  Dlatego podkreślam na czerwono to, co JA, jako główny sens, przeczytałam. 

I co mnie uderzyło oraz to, co uważam za groźne w wychowaniu chłopaków i to, jak się zachowują (nadal) 

No tak możecie się poczuć, że Was ustawiam, jednak bardzo zależało mi, żeby właśnie te fragmenty były skomentowane. Bo oczywiście.... "nic się nie stało,,"nic się nie stało...". Facet urażony nazwał kobietę "piz...ą"... O co  chodzi... wolno mu... Otóż nie... Nie wolno, bo....

niedziela, 21 listopada 2021

Rozbójnik w czerwonych porteczkach

No i tak, doszło to wszystko do ściany. Nie mam już ochoty pisać o szczepionkach, szczepieniach, antyszczepionkowcach. O imigrantach też nie mam ochoty pisać, co nie znaczy, że ubolewam nad ich sytuacją i dalej śledzę wydarzenia na granicy.  Wszystko, co miałam do powiedzenia, powiedziałam w postach oraz w komentarzach.

Wpiszę tu jeszcze mój komentarz, zamieszczony pod poprzednim postem.

Brzmi to dokładnie tak:

„Świat mi się przestawił, zmęczona jestem tą sytuacją patową. Moje wartości muszę wzmacniać i nie dać się sprowokować. Nie wolno mi przestać zauważać człowieka w antyszczepionkowcach. Mogę ich krytykować tylko do pewnego momentu, trzymać się tej granicy, by móc potem spojrzeć w lustro i zobaczyć siebie”.

I tak to zostawię.

 

Dzięcioły u nas mieszkają rozmaite. Są pstre, ale jest i zielony. Ten zielony daje znać o swojej obecności głośnym „chichotem”. Zaś czarno- białe, w czerwonych portkach,  tłuką w pnie oraz konary drzew z taką siłą, że słychać je z daleka. Dopóki buszują na drzewach, jest spoko, ale niedawno słyszałam jak jeden tłukł w legar pod dachem. Nie ma śmiechu. Widziałam film z dzięciołem, który tak długo dziobał drewniany filar podtrzymujący balkon, że w końcu go „zwiórował” i filar się złamał. A ostatnio coś się jednemu pozajączkowało i „zaatakował” słup telefoniczny. 


 

Możecie sami zobaczyć dzieciolinę szkodnika.


 
Uwielbiam suszone figi. Tak się złożyło, że nie jadałam fig niesuszonych i bardzo chciałam spróbować jak smakują. Udało mi się takie kupić w naszym sklepie. 

Kupiłam kilka sztuk, umyłam, "dokształciłam się", jak figi jeść, bo to nigdy nie wiadomo z owocami- chcesz sobie dogodzić, a tylko potem się wściekasz, bo skóra, a to pestki, a to twarde itp.

Spróbowałam i.... mega rozczarowanie. One raczej nie mają zdecydowanego smaku- takie coś mdłego, a przecież suszone bardzo słodkie i pachnące. 

 No nic, kolejne doświadczenie za mną. Jeżeli figi, to tylko suszone.

Beza pilnuje.


 Miłego dnia.


 


 

piątek, 19 listopada 2021

Ooooo...ja cierpie dolę, czyli mówię NIE

Miała być odpowiedź na wpis Ja-Ewy, ale wyszła mi tak długa, że nie wpuścił jej blogier jako komentarz. A ponieważ temat jest gorący, dlatego postanowiłam zamienić ją w post. Piszę go na raty, ciągle coś dopisuję, bo nic dla mnie nie jest do końca jednoznaczne w tym całym antyszczepionkowym i szczepionkowym „interesie”. Dokładnie czytam (a jednak) wszystkie wpisy na antyszczpionkowych blogach, dokładnie czytam i na tych, które optują za szczepieniami i dyskutujący są w pełni zaszczepieni. Czytam wiadomości z różnych źródeł, słucham ludzi w realu, przeglądam strony w podanych linkach (jedne wypowiedzi interesujące, od innych już na wstępie mdli).

Wiem tylko jedno i tego się trzymam, i o tym jestem przekonana- należy się szczepić. I powtórzę to, co już wiele razy pisałam- tylko wyraźne przeciwwskazania medyczne zwalniają ludzi ze szczepienia się przeciw covid. Tego zdania nie zmienię.

 

Zauważyłam, że ludzie zaszczepieni nie dyskutują o tym fakcie. Zaszczepili się, trochę poopowiadali, jak ich organizmy zareagowały na wszystkie dawki szczepionki (czasem przechorowali, częściej nie mieli żadnych objawów, ale wszystko jest już OK.) i na tym skończyli temat. Natomiast antyszczepionkowcy okopali się, przejawiają syndrom oblężonej twierdzy. I, pozostając przy języku wojskowym, toczą walki wszędzie tam, gdzie to możliwe. Zdaje się, że już się nawzajem przekonali, już wytoczyli wszystkie armaty na NIE, już wyczerpali argumenty, a tu Bach! pojawiają się nowe linki, nowe informacje z „pewnego źródła” i cały cyrk zaczyna się od nowa. I znów toczy się dyskusja na najwyższym szczeblu zaciętości oraz gremialne przekonywanie się, że to oni mają rację. Tylko zmienia się miejsce, zaczyna się zawłaszczanie następnego bloga, następnej strony internetowej.

Dobra, nie chcecie się szczepić z jakiegoś ważnego dla was powodu, nie szczepcie się, ale nie wciskajcie ludziom tego antyszczepionkowego kitu i noście maseczki, stosujcie się do obostrzeń, to może jakoś przeżyjecie. Najgorszy gatunek antyszczpionkowca to taki, który jest równocześnie antymaseczkowcem. A takich jest najwięcej- nie chce się zaszczepić i równocześnie nie robi nic, by nie zakażać innych. I kto tu mówi o „mordercach” ludzkości? Dodatkowo ci sami ludzie są wyznawcami teorii spiskowych. Jak oni potrafią żyć w takim ciągłym strachu i zagrożeniu, które rzekomo ich osacza z każdej strony?

Jeżeli piszę tutaj o antyszczepionkowcach, to po to, by pokazać zjawisko i jego skalę.  A jest ono bardzo niebezpieczne- skala jego jest ogromna.

 W dodatku szokuje mnie język antyszczepionkowców, dotyczący szczepień, ludzi zaszczepionych, lekarzy, polityków, wyników  badań naukowych itp.

 Język jest straszny- lekarze nazywani są mordercami, wpisy zwolenników szczepionki są chamskie, porównuje się działania rządów do działań hitlerowców, nazywa się lekarzy zalecających szczepienia doktorami Mengele, zachęcanie do szczepień- masowym ludobójstwem, co według mnie jest już naprawdę skandalicznym nadużyciem.

Występuje totalne wyśmiewanie oficjalnej nauki i jej zdobyczy, zwłaszcza medycyny, a preferowanie różnych naukowych hochsztaplerów jako tych, którzy mają jedyną „naukową” rację. A ci naukowcy, którzy ośmielają się przeczyć teoriom antyszczepionkowców i krytykować tę pseudonaukę, to w większości przekupne małpy. Poza tym jest terror sanitarny, wiecie? No jest, bo trzeba nosić maseczki, czyli wszyscy są terroryzowani, i jeszcze należy się szczepić (należy, a nie mus, ale już jest terror), trzymać dystans, dezynfekować ręce, robić testy… okrutny to terror. Zapominają, że to także w ich interesie ten „terror” wprowadzono.

Oraz…. Warto sobie trzymać pacjenta, bo jak się go wyleczy, to straci się klienta- ponoć tak działają lekarze i kliki farmaceutyczne.

Ciągle powtarza się w grupach antyszczepionkowych, że szczepionki produkowane są na kolanie i nie testowane jak należy. I mało kto tam zaprzeczy, ach skąd, nikt temu nie przeczy, chociaż produkuje się szczepionki coraz nowszej generacji oraz przestają one być „nowością”. No nie, ale nie… daj się zaszczepić króliku doświadczalny- nie dociera, że nie ma już królików doświadczalnych, jest mnóstwo ludzi zaszczepionych, a tylko niewielki odsetek tego ogółu miał NOPy

Kiedy ktoś nazwał antyszczepionkowców (nie ja) jamochłonami to ja dowiedziałam się, że kimś takim (niesłusznie mną, a może zamierzone to było?) –zwolennikiem szczepienia- ta osoba się brzydzi. Tak, należy się brzydzić zaszczepionymi, którzy w opiniach niezaszczepionych przedstawiani są jak trędowaci.

Powiem szczerze, że jeszcze pól roku temu, czytając teksty antyszczepionkowców, te komentarze, spinałam się, wkurzałam, chciałam już natychmiast przy…ć  słownie tak, by w pięty poszło. Teraz uodporniłam się na tyle, że wchodzę na te blogi zaciekawiona, co jeszcze panie wymyślą, by się „wesprzeć” w swej idee fixe antyszczepionkowej. Należy przyznać, że wyobraźnię to one mają niesamowitą- szkoda, że nie piszą książek z berami i bojkami. I jednak szkoda, że czasem nie staje rozumu, chociaż usilnie się nawzajem przekonują, że trzeba z rozumem do tych spraw podchodzić- sugestia- one właśnie tak robią, nie to, co ci głupi, co się szczepią, bo wierzą nauce. 

Aha i cytują Schopenhauera, który mówi  tak: „Zdrowy rozsądek może zastąpić prawie każdy stopień wykształcenia, lecz żadne wykształcenie zdrowego rozsądku.”. Święta racja, ale panie te są przekonane, że na bank one właśnie wykazują ten zdrowy rozsądek, a wszelkie nauki to furda oraz tym bardziej puch i pierze ci, którzy się zaszczepili. Odważę się również zacytować jedną z antyszczepionkowych komentatorek: „Really?”.

I naprawdę wolą być foliarzami, płaskoziemcami oraz po prostu głupimi babami tak, jak to często tam też można przeczytać: ”wolę być głupia, niż dać sobie wstrzyknąć truciznę (wodę, placebo, czipa, chemię- co kto chce, może sobie wybrać)’” i jeszcze stwierdzenie, że szczepionki przecież nie da się wyssać z powrotem.

Chciałoby się w tym momencie rzec- ty nie musisz nic „wolę’, to jest fakt, a nie twój wybór.

Takie deklaracje odbieram jako mizdrzenie się do współkomentatorek. O nie, one nie są głupie, one są przebiegłe i wiedzą, jak grać na uczuciach innych. To nie jest głupota, to jest umiejętność „podbierania” innych płaskimi chwytami, które o dziwo działają. Te niezdecydowane czują się wtedy niejako dowartościowane, zrozumiane, bo dotychczas w samotności zmagały się z rozterkami a teraz ktoś mówi, że „też tak ma”.

Nie jest też prawdą, że kłamstwo powielane ileś tam razy staje się „prawdą”, jakoś tak to brzmi, w każdym razie ludzie w nie uwierzą. 

Im więcej czytam antyszczepionkowych argumentów oraz im więcej widzę podawanych linków do źródeł „wiedzy” antyszczepionkowej, tym bardziej moja nieufność  wzrasta, a cała ta akcja wydaje mi się coraz bardziej naciągana.  No ileż można tak nachalnie wrzucać „newsów”, sensacji itp.? W końcu i kota można zagłaskać na śmierć, a przeżarcie grozi czkawką, co jest jego najłagodniejszym skutkiem, o bardziej nieprzyjemnych skutkach nie wypada tutaj mówić.

A teraz do rzeczy, odpowiadam Ewie.

Wysłuchałam Giertycha.  Wszystko to racja. I trzeba coś z tym w końcu zrobić. Tylko, że ja mam straszliwy dyskomfort, bo nie znoszę wszelkiego przymuszania i szantażowania. I wcale nie chodzi tylko o sprawę szczepień. Jeżeli widzę, że ograniczenia są nieprzemyślane, nie odniosą skutku, a w dodatku naruszają w pewnym sensie prawo i godność ludzką, to trudno mi się z nimi  pogodzić lub wyrazić na nie zgodę. W tym przypadku nie stawiam znaku równości między ograniczeniem godności ludzkiej, kiedy apeluje się o szczepienia oraz ograniczeniem godności przy wprowadzaniu takich restrykcji, jakie chce wprowadzić nasz rząd. W tym pierwszy, ludzie sami sobie tworzą mit o ograniczeniu godności, o odbieraniu im wolności- sami przecież decydują, czy się zaszczepić, czy nie, nikt ich na siłę nie szczepi- w tym drugim ludzie są bezsilni, bo narzuca im się coś odgórnie, przymusza się ich do czegoś i straszy karami.

 

Uważam, że zawalono na całej linii akcję uświadamiającą, dotyczącą ważności szczepienia się. To trzeba było zrobić na początku wprowadzania szczepień, a nie czekać, aż ruch antyszczepionkowy nabierze takiej mocy. Oni się świetnie zorganizowali, a rządy, lekarze- przespali.

Ja też się czułam niejako przymuszona do szczepienia, jednak miałam świadomość, że tak trzeba. Oczywiście, że słyszałam o NOPach, wiedziałam, skąd ruch antyszczepionkowy się wziął. A powstał on już w XVIII i jak dotąd nie zmienił swych metod walki ze szczepieniami. (1)

Przeczytałam możliwie wszystko o badaniach i zafałszowanych wynikach, przedstawionych przez Wakelfielda (2). I żeby nie było, to znam też obronę tego pana przeprowadzoną przez dr Ziębę. (3) Nie przekonała mnie ona, jak i wywody pana Zięby na temat zdrowia, nigdy mnie nie przekonały.

Wracając do antyszczepionkowców- pozwolono na głoszenie haseł, że odbiera im się wolność i bzdur na temat szczepień, szczepionki, NOPów itp. Puszczono to na żywioł.

Pozwolono na liczne manifestacje antyszczepionkowe, na akty wandalizmu- niszczenie punktów szczepień, karetek, pozwolono na zastraszanie lekarzy zwolenników szczepień, a teraz nagle bezsilność, bo ruch się rozprzestrzenia jak lawa wulkaniczna na kanarach

Chcą wprowadzać ograniczenia? Teraz? Teraz, kiedy taka masa ludzi całkiem po prostu lekceważy wszystkie zalecenia? Kto tego będzie pilnował?

Wprowadzono zaświadczenia dla zaszczepionych, od razu powstało podziemie, które zarabia na sprzedawaniu takich lewych zaświadczeń. I oni myślą, że jak nakażą pracodawcom wpuszczanie do zakładu pracowników tylko z zaświadczeniem szczepienia, to tak będzie? Który pracodawca pozwoli sobie na przestoje z powodu braku pracowników? A same zaświadczenia? Przecież jak już ktoś stworzył lewe, to to będzie kwitło.

Wprowadzono maseczki- ludzie mają maseczki na brodzie.

Wprowadzono dystans- ludzie stoją w kolejkach jeden obok drugiego, stadiony pełne. Jeżeli  sprawdzają zaświadczenia to sporadycznie, prawie nikt się w to nie bawi.

Ograniczać pracowników do zaszczepionych? Zapomnij. Kto będzie pracował, bo ludzie nie są przekonani i tak się nie będą szczepić. Kto będzie utrzymywał rodziny?

 Tu żaden przymus nie pomoże, ludzie, którzy się boją i tak się szczepić nie będą, a wykonywanie testów nic nie pomoże, dobrze wiemy, jakie one są zawodne (nie mówiąc już o finansowej stronie tego procederu- miesięcznej). A antyszczepionkowcy działają, nie próżnują. Organizują się w grupy już nie tylko w necie, ale i w realu.

Wprowadzić restrykcje, o jakich rząd mówi? A skutki?

Zabraknie rąk do pracy, a gospodarka poleci w dół, zwiększy się inflacja, ludzie zażądają odszkodowań (bo to nieprawne) i wzrośnie strefa ubóstwa.

Kto wysłucha Giertycha? Ty, ja, może jeszcze kilkadziesiąt ludzi... nikogo on nie przekona, że ten zajmie miejsce w szpitalu przeznaczone dla osoby, nie chorującej na covid, bo on niezaszczepiony zachoruje- płaci składki należy mu się darmowe leczenie jak psu kość i będzie miał rację.

W zeszłym roku należało wprowadzić stan wyjątkowy i dekretami zarządzić szczepienia, teraz to nazywa się łamaniem Konstytucji, bo niezaszczepiony ma według niej takie same prawa, jak zaszczepiony i nie wolno ich łamać.

Nie... nie jestem za żadnym przymusem, niestety, a wiem, że tak należało by zrobić.

Nie jestem za żądaniem w pracy zaświadczeń o szczepieniu- teraz pomyślmy- wymusi się szczepienie a będzie to jeden przypadek na tysiąc- osoba ta umrze- kto weźmie na siebie ciężar sumienia? Kto będzie płacił rodzinie, bo ktoś wymusił szczepienie?  A jak pechowo jednak odchoruje, albo będzie miał powikłania? To jest statystyka i może paść akurat na tego, co był przeciw.

Sprzeciwiam się wprowadzeniu restrykcji, bo czuję tu straszliwy szwindel ze strony naszego rządu, ze strony polityków. Ludzi nagminnie oszukiwano, fałszowano statystyki, durny patałach prezydent mówił, że się nie będzie szczepił, bo po co, zrobiono ogromny chaos ludziom w głowach. Raz wprowadzano ograniczenia, by po dwóch tygodniach je znieść, potem ograniczano różne grupy społeczne, jakieś strefy (bez sensu) wprowadzano. Niby tworzono kolejne tarcze, nie przestrzegając przepisów poprzednich tarcz, nie wypłacano odszkodowań, mnożono ludziom trudności. Zamykano szkoły, otwierano szkoły, zdalne nauczanie puszczono na żywioł. Obrażono lekarzy, pielęgniarki. Nic tu nie było do końca przemyślane, nie było strategii i nadal nie ma. Jak nie potrafią porządnie zareagować na wzrost zachorowań i zgonów, to restrykcje, ograniczenia, kary. Nie mówię o innych krajach nie znam ich polityki, sytuacji gospodarczej, statystyk covidowych. Może tam te ograniczenia zadziałają. U nas na pewno nie, bo „Polak potrafi”, obejdzie każdy przepis.

Jak się nie ma aparatu egzekwującego przestrzegania przepisów, a nasz rząd wyraźnie takiego nie ma, bo nie widać, by stawiano mandaty choćby za nie noszenie maseczek, to po co tworzyć nowe restrykcje- nikt ich nie będzie przestrzegał, bo nikt tego nie dopilnuje. Nasz rząd od 6 lat skacze od pożaru do pożaru i gasi je ręczną gaśnicą. Ale pandemia to nie taki mały pożar, tylko płonie cały świat- tu wyraźnie naszych rządowych brakło, przerosło ich.

A w to, co podają antyszczepionkowcy też nie wierzę. Za dużo w tym przekłamań, zastraszania i histerii.

To jest straszna sytuacja patowa.

Nie rozumiem tego, że nie wymaga się noszenia maseczek, że ludzie tak spauzowali, odpuszczają antymaseczkowcom, nie ma kar za nie noszenie, nie przestrzega się dystansu, dezynfekcji- te podstawowe czynności już zmniejszyłyby liczbę zachorowań. Ale i to jest zbyt trudne do udźwignięcia- nie będą szmaty na gębie nosili...ogranicza się im wolność...

 

A gdzie był Giertych, kiedy to się rozwijało, to politycy, to organizacje pozarządowe, to lekarze powinni naciskać na rząd- lament, ale działania prawie zero.

To rząd powinien zwiększyć liczbę łóżek w szpitalach, zadbać o służbę zdrowia. Jeżeli widzi, że nie przekona ludzi do szczepień, to niech przynajmniej wszystkim umożliwi leczenie się.

Nakłada restrykcje, bo to łatwo na papierze napisać, łatwo wprowadzić, ale wyegzekwować w naszym społeczeństwie to w ogóle graniczy z cudem.

Dlaczego nie robi się zebrań w zakładach, zebrań w szkołach, zebrań gminnych, by prowadzić akcję uświadamiającą? Dlaczego nie mówi się co to za szczepionki, jak działają, jakie skutki, jak długo działają itp.?

Ludzie słyszą tylko antyszczepionkowców, bo oni mają niesamowitą siłę przebicia. Ich hasła są nośne- wszak nikt nie lubi ograniczeń, żadnych ograniczeń i nikt nie lubi, jak mu się coś narzuca, zwłaszcza jeżeli chodzi o jego zdrowie.

My, zaszczepieni zbyt delikatnie apelujemy, a oni nie mają skrupułów, walą na odlew tymi swoimi „przekonaniami” i „argumentami”. To działa.

Dlaczego rząd nie stosuje wobec ich przywódców restrykcji? Nie, łatwiej jest zastosować restrykcje wobec zwykłego Kowalskiego, który się boi i zaszczepić, i nie zaszczepić.

Dlaczego na Facebooku pojawiają się delikatne informacje, kiedy odzywa się antyszczepionkowiec- „nie jest to zgodne z prawda, sprawdź na….” . Owszem blokują strony niepokornych, a ci znajdują sobie inne portale i dalej działają.

Nie można mieć ciacha i zjeść ciacho. Zamiast wprowadzać restrykcje dla wszystkich, należy zabrać się za tych głównych antyszczepionkowców, przywódców, pseudnaukowców, pseudolekarzy. I w tym momencie moja niezgoda na przymus kończy się. Lepiej represjonować mniejszą liczbę ludzi niż wszystkich niezaszczepionych, bo niezaszczepieni to ludzie często żyjący w swoim małym świecie, nie politykują, nie siedzą w necie, boją się. I teraz jeszcze im dowalić?

Ja jeszcze mogę się pogodzić, bo uważam je za konieczne, z takimi restrykcjami jak:

- ograniczenie ludzi na imprezach, weselach, w kościołach, sklepach,

- przymusowe maseczki, dystans, dezynfekcja rąk,

- ograniczenia na basenach w kinach, na stokach i imprezach sportowcy. Niech idą, ale w maseczkach.

I trzeba do skutku uświadamiać. A rząd to puścił na żywioł i liczy na głosy w wyborach. Paradoksalnie właśnie jego zwolennicy umierają teraz w przerażającej ilości.

Prawdopodobnie padnie argument- a co z nami, z tymi zaszczepionymi, którym niezaszczepieni zagrażają?

No nie wiem, naprawdę nie wiem, co z tym zrobić. Napisałam, że nie widzę tych restrykcji i uważam, że należy mentalnie działać na rzecz szczepień. Nie jestem specjalistką, od tego rząd ma ludzi, by myśleli oraz działali, ale nie wprowadzając takich okrutnych obostrzeń.

Naprawdę sytuacja jest straszna. I jestem przekonana, że takie restrykcje przyniosą wiele zła. Ludzie wyjdą na ulice, będzie jeszcze gorzej.

A co z zaszczepionymi, którzy zaszczepili się i chcą, aby ta pandemia szybciej się skończyła? Nie czarujmy się, ryzykowaliśmy i to jest prawda. I czujemy się źle ze świadomością, że są ludzie, którzy nie chcą się szczepić, bo mają tysiąc powodów, ale żaden nie jest przeciwwskazaniem do szczepienia się. Mamy świadomość, że ci ludzie trzykrotnie więcej roznoszą wirusów niż zaszczepieni, że ich nieodpowiedzialność społeczna, tworzy  takie sytuacje, iż brakuje miejsc w szpitalach, a pandemia nie wygasa. Jestem na nich wściekła, ale wściekła jestem też na nasz rząd.

Ewa podała link do wypowiedzi Giertycha, ja wysłuchałam, napisałam tutaj swoje zdanie o obostrzeniach, które chce wprowadzić rząd, wobec nie zaszczepionych. Swoje zdanie. I zdaję sobie sprawę, że może ono być niepopularne wśród zaszczepionych. Ale napiszę jeszcze raz, nic tu nie jest jednoznacznie złe i jednoznacznie dobre, a ja jestem przeciwna tak radykalnym posunięciom.

Wiem, że ten post jest trochę chaotyczny, ale nie jestem antyszczepionkowcem, nie mam takiej siły rażenia w „argumentacji” i w przekonywaniu, ale też nie chcę nikogo tutaj do niczego przekonywać. Napisałam, co o tym wszystkim sądzę, a przede wszystkim, co sądzę o nowych pomysłach rządu, dotyczących ostrych restrykcji dla nizezaszczepionych.

Kiedy piszę ten post, w sejmie trwa awantura,  związana właśnie z tymi restrykcjami. Po raz pierwszy jestem za tym, by tego nie zaostrzać, co nie znaczy, że popieram antyszczepionkowców. NEVER!

 

1)           https://www.medonet.pl/zdrowie/zdrowie-dla-kazdego,skad-sie-wzieli-i-kim-byli-pierwsi-antyszczepionkowcy-,artykul,87983757.html

2)            https://www.medonet.pl/zdrowie/zdrowie-dla-kazdego,andrew-wakefield---guru-ruchow-antyszczepionkowych,artykul,74079758.html

       https://www.totylkoteoria.pl/andrew-wakefield-szczepienia-autyzm/

3)           https://jerzyzieba.com/wakefield

 

P.S W życiu nie przypuszczałam, że według takich kryteriów podzielą się społeczeństwa i że w związku z tym taki  zrobi się „pasztet” .

 

https://www.istockphoto.com/pl/zdj%C4%99cie/z%C5%82amana-rose-gm467006329-33830670

Najpierw chojrakują, a potem wygląda to tak

 https://tvn24.pl/polska/koronawirus-w-polsce-antyszczepionkowcy-zapelniaja-szpitalne-oddzialy-covidowe-czasem-jest-juz-za-pozno-5494884