Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

piątek, 12 lipca 2024

Młodzież ptasia, czyli koniec (?) lęgów w naszym ogrodzie.

 

Posiedzę sobie tu jeszcze, no i co mi zrobisz?

 

Upał króluje. Uczymy się w nim żyć. Tam, gdzie słońce dociera zasłaniamy okna, spuszczamy rolety, a okna dajemy na rozszczelnienie. Drzwi z sieni na dwór ledwo uchylone, by nie wpuszczać do domu gorącego powietrza. Drzwi na tarasy zamknięte. Beza nocami śpi na kamiennej posadzce w sieni, w dzień również tam śpi. Niechętnie wychodzi przed dom, a na siusiu i coś więcej w lasku, tylko wcześnie rano i późnym wieczorem. Wieczorem i w południe uzupełniam ptakom wodę w poidłach, dostawiłam jeszcze dwa dodatkowe w innych częściach ogrodu. Jedno ma wzięcie, drugie omijane. Chyba znajdę dla niego jeszcze inne miejsce.

Ciepło doskwiera i chociaż w domu jest temp na poziomie 23 stopni, szybko się męczę. Prace domowe raczej tak z doskoku- odkurzam, a potem idę sobie poczytać książkę, gotuję obiad i potem znów do książki… nie powiem, tak mi się nawet podoba. może przenieść taki tryb życia na nieupalne dni?

Przy tak wysokich temperaturach nie ryzykuję pracy w ogrodzie i wkurzona muszę patrzeć, jak powoli znów mi zielskiem grządki zarastają. Jeszcze w poniedziałek, kiedy było pochmurno, zdążyłam przyciąć tuje wzdłuż płotu (nie wszystkie, bo akumulator się rozładował, a potem zaczęło padać).

W zeszłym roku kupiłam fajne narzędzie. Najpierw myślałam, że to taki bzdet i spełniłam swój kaprys, ale kiedy przyszło do wycinania konwalii obok tarasu, by przygotować dostęp do niego majstrom, doceniłam sprzęcik. Tnąc małym sekatorem (akumulatorowy się nie nadaje do tak wiotkich łodyg) umarłabym  ze złości, że to tak długo trwa, a ręka chyba uleciałaby mi z bólu.

 No i w poniedziałek utwierdziłam się w przekonaniu, że kupiłam dobre narzędzie. Nie trzeba martwić się, że nie dam rady przycinać tui z powodu bólu nadgarstka oraz ramienia. Nawet nie wiem, jak to narzędzie nazwać- podręczna wykaszarka (do trawy)? Przycinarka? 

 Tu z nasadką do cięcia trawy, zabezpieczoną nakładką.


A jeszcze dodam, że w pośpiechu, by zdążyć przed deszczem kompletnie zapomniałam, że do formowania żywopłotów jest inna nakładka i przycięłam tuje ta do wykaszania trawy. Nie mam, na razie, pojęcia czy jest jakaś różnica. Mnie tą nakładką do cięcia trawy całkiem dobrze i szybko cięcie szło.

Tu nasadka do formowania żywopłotów. Jeszcze jej nie wypróbowałam.

Podkaszarkę ładuje się, podłączając kabel bezpośrednio do kontaktu (nie ma ładowarki). Wygląda jak zabawka, ale naprawdę jest mocna, a ostrza bardzo ostre.

Nie zamazałam marki- mój prywatny blog, nic nie reklamuję, nikt mnie nie sponsoruje. A kryptoreklamą się nie przejmuję tak, jak miliony ludzi na świecie, pokazując jakieś urządzenia. Wystarczy klepnąć w wyszukiwarkę lub na YT i maszyna sama wyskoczy w kilkunastu odsłonach. Wybór należy do czytających
 

Serial z sowami trwa. Przedwczoraj, wieczorem, Młoda pokazała mi siedząca młodą sówkę na gałązce bzu, przy ogrodzeniu. Niesamowicie wdzięczne stworzenie. Zostawiłyśmy ją w spokoju, ale późnym wieczorem poszłam jeszcze raz zobaczyć, czy sowa siedzi w tym samym miejscu. Była, owszem, siedziała jednak na trawie w ogrodzie, za płotem dzielącym ogród od parkingu. 


Myślę sobie- trzeba sóweczce pomóc wdrapać się na drzewo tak, jak pokazywali w filmie, by jej jakiś naziemny drapieżnik nie uskutecznił. Wprawdzie raczej w ogrodzie takich nie ma, ale jakieś kocisko od sąsiada, albo tchórz lub kuna napatoczą się i już po pięknej uszatce. Poszłam po rękawice i deskę- pomost do wydrapywania się na pień. Wróciłam- sowy nie ma. Ciemno, ale mocna latarka radziła sobie z ciemnością. Obeszłam dokładnie okolicę, poświeciłam na drzewa- sowy nie ma. No dobra, nie będę się przyrodzie wcinała. Ale to znak, że sówka już potrafi latać. Wczoraj, kiedy zbierałam suche pranie ze sznura (ach to pięknie pachnące wiatrem i nagrzane słońcem suche pranie, żadne suszarki i suszki  nie dokonają tego, co słońce i wiatr), słyszę popiskiwanie sowie. Piski dochodzą z gęstych krzaków obok foliaka- magazynu na narzędzia rolnicze. No kurcze, pewnie znowu na ziemi siedzi, albo zaplątała się w krzaki i trzeba jej jakoś pomóc. Szukałam, zaglądałam, podrapałam się solidnie- sowy nie ma, piski są nadal. Patrzę na drzewa, nic  nie widać. Dobra, zostawiłam. Późnym popołudniem Młoda pokazała mi sowiego smarka- siedział wysoko na gałęzi nad foliakiem. No jak mogłam, melepeta, go nie dostrzec? Jak mogłam? Przecież siedziała i patrzyła z góry, jak się miotam w tych krzaczorach.

 Uszatki nie budują gniazd, ani nie gniazdują w  dziuplach- wykorzystują na lęgi gniazda dużych ptaków. Ta nasza, prawdopodobnie, wykorzystała gniazdo, które kilka lat temu uwił, na wysokiej sośnie nad parkingiem, grzywacz. W tym roku wykluły się w nim małe uszatki- dwie, albo trzy (na pewno z dwóch miejsc było słychać piski podlotów).

Takie piski słyszymy wieczorem


 Ptaszory dostarczają nam pozytywnych (choć nie zawsze) emocji.

 Dzisiaj rano akacja z drozdowym podrostkiem. Siedział przed wejściowymi drzwiami i darł dzioba- dosłownie darł. Beza powąchała go, poszła do domu. My zresztą też, bo takie sprawy drozdowa sama załatwi, wywabi smarkacza dalej w gród. No ale nie, ale NIE. Podlot siedzi, drze się na cały regulator. Wzięłam go i zaniosłam za róg domu i razem z Bezą poszłyśmy na poranny obchód ogrodu. Wracamy, podlot na podeście przed drzwiami drze dzioba. Jaskół mówi, że drozdowa chciała go nakarmić (czyli kręci się niedaleko), ale właśnie przybiegła z ogrodu Beza i ją spłoszyła. Ok., idziemy jeść śniadanie, podlot wrzeszczy, ale jakby z innego miejsca. Mówię do Jaskóła, że chyba spadł na schody do piwnicy i rzeczywiście, siedzi na trzecim schodku nastroszony, obrażony, nadęty- popiskuje. Wzięłam skrzydlaka „pod lotko”, zaniosłam pod krzaki, dalej od drzwi i wróciłam jeść śniadanie. Chwilę trwa cisza i…. co słyszymy? Smark drze dzioba przed drzwiami. Poszłam zobaczyć i trochę nakręciłam akcji, kiedy biedne drozdowe matczysko chce bajtla nakarmić, a ten stroi focha. Filmy nieostre- kręciłam przez szybę w drzwiach. Byłam niewidoczna dla nich, ale i tak chyba stara mnie intuicyjne wyczuła.

 



 Kiedy drozdowa odleciała, wzięłam ptaszorka „za szmaty” i zaniosłam pod krzak, bliżej części ogrodowej. I spokój. Gdzieś go matka wywiodła.

Tak sobie myślę, że te wszystkie stworzenia, mając tu spokój, tak dobrze się czują, że wcale nie mają respektu przed nami.

Ale ja czasami jestem zmęczona tym ogrodowym żywiołem, bo gdzieś w podświadomości mam obraz wszystkich zagrożeń, jakie na zwierzaki czyhają. Chciałabym je ustrzec, ale nie potrafię. I nie pomaga tłumaczenie, że przyroda wszystko reguluje- wiem, no i co z tego?

A teraz pięknie się rozpadało, na razie nie ma burzy, nie ma wichury…pada. Temperatura nadal wysoka.

Majowy kuklik


Niedawno pisałam, że to chyba koniec lęgów, a okazało się, że nie. Myślę, że teraz mogę jeszcze raz stwierdzić- ptaki zakończyły tegoroczne lęgi. Ale kto ich tam wie?

 

16 komentarzy:

  1. Moje ulubione ptaki- sowy i wróbelki, które coraz rzadziej widzę. Za to sów naszym lesie dostatek. Jedziemy w środę do zamojskiego zoo to sobie śnieżne sowy pooglądam:)
    W tym upale ja nie funkcjonuje poza pracą, gdzie mamy klimę w każdym pomieszczeniu. Niestety lato nie jest dla mnie. Może w Grenlandii....:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie upały to nawet człek upałolubny trudno znosi. To nie są temperatury dla naszej strefy klimatycznej. Jakoś trzymamy się, ale wokoło jest zieleń i to też łagodzi upał. To już trzecie pokolenie uszatek, które wykluły się w naszym ogrodzie. O tylu wiem, ale może i wcześniej były. Pojawiają się też płomykówki i puszczyki. Wróble były wiosną- małe stado. Teraz widzę pojedyncze lub w parach, ale są. Też je bardzo lubię. Niepozorne,ale upierzenie mają śliczne.
      Masz w pracy klimę to ulga, jednak potem wracasz do domu. Przeziębienie murowane.

      Usuń
    2. Trzymam się zdrowotnie na razie tfu, tfu :)

      Usuń
    3. No i tak trzymaj, a upały w końcu przejdą. Przyznam, że jednak lubię to letnie ciepło:):) ze wstrętem myślę o późnej jesieni i zimie.

      Usuń
    4. Ja z kolei pocieszam się myślą, że niedługo jesień. Kocham i ja i zimę, krótkie dni i romantyczny mrok, chłodek, a nawet deszcz, który mnie uspokaja:)

      Usuń
    5. Jesień kojarzy mi się z wyciszeniem po letnich szaleństwach. Też ją lubię, zwłaszcza, kiedy już nie muszę chodzić do pracy. Te ubierania multum ciuchów, te dojazdy no i jednak mokro, zimno... A w domu to najgorsze pluchy za oknem nie straszne.

      Usuń
  2. tu u mnie na obiekcie nie jest za dużo ptasich gniazd i tu w ogóle nie chodzi o nasze słynne koty, które mają inną zwierzynę do połowu, nawet Krajka, mała i zwinna, za bardzo nie pnie się już na drzewa, może to kwestia wieku, że już jej się nie chce?...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż tak dużo kotów nie poluje na ptaki, zdarzają się, ale jednak wolą na ziemi uskuteczniać łowy. Może Wasza okolica nie sprzyja gniazdowaniu. Zdarza się. A może Ty jeszcze tego nie zauważasz w takiej skali jak ja. I nie chcę dokuczać, tylko powiedzieć, że ja po prostu od dzieciństwa z tym całym kramem żyłam i codziennie miałam co obserwować.

      Usuń
    2. u mnie po prostu dominują wysokie iglaki i wtedy faktycznie nie jest tak łatwo zaobserwować gniazda i życie rodzinne ptaków, a dla kotów to są w ogóle niedostępne rejony, poza tym czarny kocur w ogóle się nie wspina, bo ma dysplazję bioder, a kudłaty jest wielki i ciężki, więc tylko mała czarna ma jako takie warunki fizyczne do takich łowów...

      Usuń
    3. Biedne kocisko, chyba mu trudno brykać:( W iglakach też może być mnóstwo gniazd, ale masz rację, obserwacja ich jest utrudniona. Mam wrażenie, że Twoje koty są raczej spokojne, pomijając inne przeszkody.
      Nasz ogród odwiedzał kot, który łaził po wysokich drzewach. Mam nawet gdzieś jego zdjęcie na czeremsze. Paskuda taka i pewnie on na ptaki polował,bo po co by tam właził?

      Usuń
    4. ten kocurniak faktycznie jest trochę "kotem specjalnej troski", bo oprócz dysplazji jest od wczesnej młodości na medycznej diecie urologicznej, jednak ta jego niepełnosprawność ortopedyczna nie jest zbyt wysokiego stopnia i znakomicie sobie radzi, zwłaszcza po naszej przeprowadzce na wieś... aczkolwiek jest raczej typem domatora, nie łazikuje tak intensywnie, jak inne koty, gdyż przez prawie dziesięć lat mieszkał w kamienicy w dwóch pokojach z kuchnią na trzecim piętrze, był niewychodzący, więc to miało duży wpływ na jego zwyczaje i nawyki...
      ...
      po co koty wchodzą na drzewa?... na wstępie taka uwaga, że duże i ciężkie koty raczej nie wspinają się, poza tym im są starsze, tym mniej chętnie to robią... za to celem takich wspinaczek niekoniecznie musi być tylko polowanie... przyczyna jest bardziej prozaiczna... koty na drzewach, te wspinaczkowe, czują się bezpiecznie, poza tym koty często preferują wyżej położone miejsca do celów obserwacyjnych, mają wtedy większy teren pod kontrolą...

      Usuń
    5. No tak, koty na drzewach czują się bezpiecznie. Ale te nasze domowe nie są wspinaczkowymi, są mieszańcami krwi tubylczej, a nie rasowej, przynajmniej ich większość. Ja tego naszego kocura sąsiadowego podejrzewam jednak o niecne zamiary:):):)
      Koty, psy... ileż one mogą mieć przypadłości zdrowotnych i dysfunkcji, zupełnie jak ludzie, a czlowieki chciałby w nich widzieć tylko zwierzaki i nie przyjmują do wiadomości, iż one mają bardzo zbliżone do ludzkiego organizmy i tak samo chorują.

      Usuń
  3. U mnie upały w granicach "przyzwoitości bo dochodzi do 32 w porywach. Dziś od rana pada z przerwami i nawet się ochłodziło- teraz tylko 22 stopnie. A przedwczoraj miałam burzę - czyli padało, kilka razy się błysnęło i raz zagrzmiało i poszło do innej dzielnicy. Z prasy wiem, że zalało w Berlinie rozgłośnię polskojęzyczną "Cosmo-po polsku" Ponieważ nie mam klimatyzacji to też funkcjonuję na zasadzie nie wpuszczania do chaty powietrza z ulicy. Okna od strony południowej są zasłonięte grubymi zasłonami, od północy lekuchno uchylone i w mieszkaniu mam w upały pełna kulturę, czyli najczęściej 24 stopnie, czyli "idzie wytrzymać". Ale ogólnie to tu susza, drzewa schną, bardzo cierpią dęby burgundzkie koło mego domu, sporo maja łysych gałęzi . No i jeśli wychodzę na zakupy to rano, żeby o 10,00 już być z powrotem w domu. Młode sówki są śliczne, zupełnie jak zabaweczki.
    Serdeczności ślę;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedne te miejskie drzewa. Nawet, jak leje, top woda spływa po betonach i nie siaka w ziemię. One są po prostu spragnione wody, a dyletanci mówią- leje, to wody jest dosyć. Tak, ale nie dla obmurowanych dużych drzew.
      Kiedyś nie rozumiałam ludzi, którzy montowali rolety w oknach. Myślałam, że to raczej by się odgrodzić od ciekawskich. teraz wiem, że to dokonała izolacja przed słońcem grzejącym szyby i przez szyby. W oknach je spuszczam, drzwi balkonowe osłaniam zasłonami- jest cień i chłód.
      Miedzy wczoraj, a dzisiaj jest 7 stopni w dół i już to mocno można odczuć na plus.

      Usuń
  4. W Pieninach ptaków tez sporo, nie wszystkie umiem nazwać.
    Natykamy się ciągle na ślimaki, motyle, a jakie piękne pajęczyny widuję!
    Z wiekiem docenia się urządzenia pomocnicze, jedyne co mnie wkurza, to dmuchawy do liści, ile to robi hałasu na osiedlu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pieniny są piękne i jeszcze dzikie. Nie zapomnę trasy, którą przeszliśmy ze Szczawnicy do wąwozu Homole- po prawej stronie dzikie, porośnięte lasem, pagóry na Słowacji, po prawej, w oddali pod lasem, na stoku maleńkie domki i pola, a wokół cisza niesamowita.
      Usuwanie liści dmuchawami jest bardzo szkodliwe. Oni powinni zdmuchnąć je tylko z chodników na trawniki i tam zostawić. Nie grabię liści jesienią. Robię to dopiero na wiosnę, ale wtedy już nie bardzo jest co grabić- liście gniją i zasilają ziemię.

      Usuń