piątek, 29 kwietnia 2022

Wielkanoc 2022- Żwirkowisko współcześnie (cz.II).

 

Po raz pierwszy na Żwirkowisko pojechaliśmy z Jaskółem motocyklem. Był to rekonesans przed zlotem motocyklowym, który organizowaliśmy. Chcieliśmy zobaczyć, jak ono wygląda i czy warto tam pojechać całą grupą. Zlot miał się odbyć w czerwcu, na Żwirowisko, które znajduje się na wzgórzu Kościelec w Cierlicku, pojechaliśmy pod koniec maja. Sprawdzaliśmy również, jakimi drogami tam dojechać. No i wtedy tak samo, jak ostatnio, zaliczyłam niezłą „jazdę” na tych morawskich wzniesieniach i zakrętach. A na motocyklu jeszcze mocniej odczuwa się  stromizny, zakręty prawie 90 stopni, hopki i jazdę góra- dół, góra- dół. Cała motocyklowa zabawa, podczas zlotów, polega na tym, by zaliczać interesujące trasy. A im bardziej stromo, im więcej zakrętów oraz jazdy na łeb na szyję, tym frajda większa. Stwierdziliśmy, że trasa OK. Emocji nie zabraknie. A Żwirowisko wtedy wyglądało  dosyć atrakcyjnie i miejsce powinno się podobać, nie mówiąc już o całej historii katastrofy.

Zdjęcia majowe były robione w 2012 roku, zdjęcia bez ”zieleni’ teraz.


 Tego drzewa po prawej stronie, które mija Jaskół, już nie ma. Kiedy podczas ostatniej wycieczki, wyszłam z samochodu na parking, od razu wyczułam, że coś się zmieniło, zrobiła się przestrzeń. Dopiero na starych zdjęciach zobaczyłam, że wycięto to wielkie drzewo.

W ogóle całe miejsce zrobiło na mnie, w tym roku, przygnębiające wrażenie. Z wycieczki motocyklowej zapamiętałam słońce, śpiew ptaków, i zielone kępy na trawnikach. Oczywiście, że kwiecień różni się od czerwca, niemniej i tak było ponuro, pustawo.

Tak było w maju- jedna tablica z informacjami na temat lotników i katastrofy. Widok od strony pomnika, po lewej stronie jest parking.

A tak wygląda to miejsce teraz. Tablice postawiono bliżej parkingu. Teraz są trzy  i zawierają więcej informacji.

Widok od strony pomnika na symboliczne groby Żwirki i Wigury.
 
Tak wyglądały w 2012 roku.



Na grobach liliowce, które sprawdzają się w każdych warunkach, są dekoracyjne i bezobsługowe.

Krzyż kamienny, który postawiono zaraz po katastrofie. Znajduje się po prawej stronie drogi. Potem wkomponowano go w kamienny murek, który odgradza stok od drogi. A ta droga to taka bardziej leśna. Wysypana żwirkiem do miejsca, gdzie kończy się "obszar pomników".


Pomnik poświęcony lotnikom znajduje się u szczytu wzniesienia.

Tej zieleni majowo-czerwcowej, podczas tegorocznego pobytu na Żwirkowisku bardzo mi brakowało. Zdjęcie zrobione od strony grobów pilotów.

Na szczycie pomnika znajduje się postać lotnika, oparta o śmigło samolotowe. No powiedzmy lotnika- jedni twierdzą, że lotnika, inni, że Ikara. Ta figura jest raczej  symbolem niebezpieczeństwa, jakie niesie pilotowanie samolotów, czy wznoszenie się w przestworza.

Mniej więcej, w połowie postumentu znajdują się godła Polski i Czech.


I u podstawy tablice z takimi napisami

Trochę razi mnie (i nie tylko mnie) napis "polegli", bo przecież to słowo oznacza "zginąć w boju, zginąć na polu walki". Mimo zgłoszonych wielokrotnie uwag, nie zdecydowano się na zmianę wyrazu "polegli" na "zginęli".

Mnie to od razu kojarzy się z idiotycznym, uporczywym gadaniem, że pasażerowie rządowego samolotu, który rozbił się w Smoleńsku, polegli w katastrofie.
 

Tak wygląda pomnik od strony parkingu.

Kiedy byliśmy na Żwirkowisku w 2012 roku, tej tablicy nie było. Zamontowano ją przed obchodami 85. rocznicy katastrofy.

Tablica informuje, że prezydent Mościcki przybył na miejsce katastrofy, w 1938 roku, by oddać hołd lotnikom.

Na obchody 85. rocznicy,  Jaskół z kolegami,wybrali się na motocyklach. 


Jeden z nich  jest lotnikiem i stał w poczcie sztandarowym. Dla niego udział w uroczystości był ważnym momentem. Jest lotnikiem, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co się wydarzyło w momencie katastrofy i jak ważna jest pamięć o lotnikach, którzy w dodatku byli wówczas jednymi z najlepszych w Europie.

Samą rocznicę obchodzono hucznie. Były poczty sztandarowe, była replika dzwonu, zwiedzanie wystawy, msza w kościele, składanie wieńców pod pomnikiem, pamiątkowe zdjęcia.


Więcej o obchodach można przeczytać ( i zobaczyć) tu:

https://telewizja.ox.pl/minelo-85-lat-od-smierci-zwirki-i-wigury-wideoflesz,38246

A to jest zdjęcie z naszego rajdu motocyklowego na Żwirkowisko w 2012 roku.


Niestety, nie dojechaliśmy z Jaskółem na to miejsce na naszym motocyklu (pojechaliśmy samochodem znajomego). Już na samym początku rajdu mieliśmy pewną przygodę, która wyeliminowała nasz motocykl z jazdy. Może kiedyś opiszę, przy okazji wspomnień z naszego zlotu motocyklowego w 2012 roku.

I jeszcze jedno zdjęcie z tegorocznego pobytu- droga w las za grobami pilotów.

 Kiedy byliśmy tam poprzednio, w 2012 roku,  droga była zarośnięta, teraz jest uczęszczana, co widać po koleinach. I chyba to też sprawiło, że samo miejsce, wydało mi się jakby obdarte ze "świętości", tego "ducha", który zawsze unosi się w miejscach pamięci. Ot, taka droga przelotowa, a po jej jednej stronie pomnik i po drugiej groby.

Niemniej warto zwiedzić Żwirkowisko, ale najlepiej zrobić to latem. Przy okazji można również zobaczyć zalew w Cierlicku albo ten w Żermanicach.





środa, 27 kwietnia 2022

A tymczasem, ooooo... ja cierpię dolę, pisowski rząd cwaniakuje i reglamentuje loty.

 

 


Kalendarium

"Konflikt w PAŻP

Kryzys w PAŻP zaczął się dwa lata temu po wprowadzeniu na szerszą skalę tzw. trybu pojedynczego kontrolera (SPO - Single Person Operations). W tvn24.pl i na antenie TVN24 alarmujemy o tym, jak ten tryb może wpływać na bezpieczeństwo na polskim niebie:

- w lutym 2021 roku informowaliśmy o incydencie na Lotnisku Chopina - kontroler przez dwie minuty nie odpowiadał na pytania pilota podchodzącego do lądowania oraz o tym, że system SPO był wprowadzony bez koniecznych szkoleń;

- również w lutym 2021 roku pisaliśmy o pracującym w trybie SPO kontrolerze w Katowicach, który wydał pozwolenie na lądowanie, mimo że na pasie pracowała ekipa remontowa;

- w marcu 2021 roku opublikowaliśmy informację o pracowniku PAŻP, który zasnął na dyżurze i przez dziewięć minut nie odpowiadał na wezwanie pilota, godzinę później zasnął jeszcze raz;

- również w marcu 2021 roku opisaliśmy sprawę związkowców z PAŻP, którzy alarmowali o zagrożeniu dla bezpieczeństwa i zostali dyscyplinarnie zwolnieni z pracy;

- w maju 2021 roku zajmowaliśmy się sprawą pijanego kontrolera, który uciekł z wieży, po zatrzymaniu przez policję okazało się, że miał w organizmie dwa promile alkoholu;

- w czerwcu 2021 roku pisaliśmy o apelu szefa ULC do ministra infrastruktury o działanie "ze względu na bezpieczeństwo operacji lotniczych";

- w grudniu 2021 roku informowaliśmy o zdarzeniu na lotnisku w Krakowie, gdzie kontroler ratował nieprzytomnego kolegę, ale nie wstrzymano ruchu na lotnisku i w trakcie akcji ratunkowej wystartował samolot z premierem na pokładzie;

- w styczniu 2022 roku opisaliśmy list pracowników PAŻP do premiera Mateusza Morawieckiego, w którym pytali oni szefa rządu, "czy musi dojść do katastrofy";

- w marcu 2022 roku opublikowaliśmy informację o początku masowych odejść z PAŻP;

- w kwietniu 2022 roku przedstawiliśmy zarzuty stawiane PAŻP przez Najwyższą Izbę Kontroli, która potwierdziła nasze wcześniejsze ustalenia dotyczące wprowadzenia systemu SPO.”

https://tvn24.pl/biznes/z-kraju/kryzys-w-pazp-co-z-polaczeniami-lotniczymi-na-lotnisku-w-modlinie-5689601

A co robi rząd, by rozwiązać problem?


 

„Rząd reglamentuje dostęp do nieba z Warszawy. Tysiące pasażerów stracą bilety na loty

Konflikt rządu z kontrolerami lotów zostawia na lodzie tysiące pasażerów. Premier Mateusz Morawiecki postanowił, że od 1 maja lotniska Chopina i w Modlinie będą działać tylko przez 7,5 godziny dziennie. Nieliczne trasy obsłuży głównie LOT. Ryanair poskarżył się Komisji Europejskiej na dyskryminację.

Nocne rozporządzenie Rady Ministrów zaskoczyło branżę lotniczą i pasażerów, którzy szykują się do podróży w maju. Premier Mateusz Morawiecki ustalił tylko 32 "priorytetowe kierunki" z Okęcia i Modlina. Dwa stołeczne lotniska ucierpią najbardziej z powodu trwającego od wielu miesięcy protestu kontrolerów lotów. Pierwsza grupa odeszła z pracy od początku kwietnia. Powoduje to duże opóźnienia w rejsach samolotów i odwoływanie połączeń już teraz. Kolejne blisko 140 osób opuści wieże kontroli lotów za kilka dni. Negocjacje Ministerstwa Infrastruktury ze związkami zawodowymi dotyczące bezpieczeństwa pracy i kwestii wynagrodzeń wciąż nie przynoszą rezultatów.

Wczoraj 26 kwietnia, ponad 10 godzinna runda rozmów między przedstawicielami PAŻP a związkowcami z wieży kontrolnej na Lotnisku Chopina znów zakończyła się brakiem porozumienia. Punktami spornymi wciąż pozostają kwestie wynagrodzeń i regulaminu pracy. 

Kryzys na lotniskach. Od 1 maja obcięte loty i czas pracy lotnisk

Lotniska regionalne na południu i zachodzie Polski mają być obsługiwane przez własnych kontrolerów albo pracujących w krajach sąsiednich - Czechach i Niemczech. W Warszawie decyzją rządu od 1 maja zostaną połączenia głównie z wybranymi stolicami europejskimi, a także z Nowym Jorkiem, Chicago, Toronto, Tel Awiwem, Seulem, Dubajem, Tbilisi oraz krajowe z Rzeszowem i Szczecinem. Okęcie i Modlin mają być czynne tylko w godz. 9.30-17. Według rządowego rozporządzenia ma tak być od 1-go do 31 maja.

Ocalałe trasy Urząd Lotnictwa Cywilnego przydzielił wczoraj przewoźnikom. Większość dostał państwowy LOT. Do każdego miasta można latać tylko raz dziennie. Dopuszczono 24 starty i lądowania w ciągu godziny. ULC przekazał, że po wykorzystaniu "kierunków priorytetowych" liniom lotniczym zostanie jeszcze 116 operacji lotniczych, które rozdzielił pomiędzy Okęcie (104) i Modlin (12).

Z Modlina tylko dwie trasy. Ryanair składa skargę

- To będzie wszystko dociskane kolanem. Po odejściu kontrolerów z pracy, a kolejni mogą przecież jeszcze wziąć zwolnienie lekarskie, powstanie problem, żeby obsłużyć nawet "kierunki priorytetowe". Może już zabraknąć czasu na te dodatkowe starty i lądowania - uważa Tomasz Stańczak, prezes spółki lotniskowej w Modlinie. Według niego jeszcze kilka dni temu rozważano, by tutejszy terminal pasażerski zamknąć całkowicie. Ostatecznie mają zostać tylko dwie trasy linii Ryanair - do Londynu Stansted i Dublina.

- Dekret premiera [Morawieckiego] bezprawnie dyskryminuje Ryanaira, największą polską linię lotniczą. Jeśli będzie obowiązywał w maju, rejsy dla ponad 300 tys. naszych pasażerów zostaną odwołane, a LOT będzie nadal obsługiwał w połowie puste odrzutowce regionalne na trasach krajowych. Wzywamy do interwencji komisarzy Unii Europejskiej Adina Valean ds. transportu i Margrethe Vestager ds. konkurencji, aby zapewnić przestrzeganie podstawowych zasad prawa UE przez polskiego premiera i zapobiec rażącej dyskryminacji Ryanair i naszych klientów - stwierdził Michael O’Leary, szef Ryanaira.

Dodał, że decyzja polskiego rządu zakłóci plany podróży ponad 11 tys. pasażerom linii Ryanair dziennie.

W trudnej sytuacji znaleźli się też turyści i urlopowicze, którzy szykują się do wylotu z Okęcia czarterami. Dużą część z nich obsługują tu linie Enter Air. Lotnisko Chopina skupia 70 proc. ruchu tego przewoźnika w Polsce.

Premier Morawiecki stwierdził wczoraj: - Jeżeli dojdzie do takiej sytuacji, że jakieś loty zostaną anulowane, będziemy starali się również skompensować utratę środków, przynajmniej częściowo, tym osobom, które już wcześniej wpłaciły środki na te loty.

Dziś, 27 kwietnia, kolejna runda rozmów między kontrolerami lotów a stroną rządową.”

https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,28378230,rzad-reglamentuje-loty-z-warszawy-i-modlina-tysiace-pasazerow.html?_ga=2.97025887.1955671279.1651000045-1423071582.1651000044#S.main_topic_4-K.C-B.1-L.2.maly

Rząd rozmawia z resztką kontrolerów, bo większość przyjęła wypowiedzenia, które im wręczył pracodawca. I trzeba dodać, że tym pociągnięciem kontrolerzy postawili rząd pod ścianą, a ten z kolei, jakby nie widział powagi sytuacji, nadal rżnie głupa i zrzuca winę na wszystkich,  nie przyjmując do wiadomości, że to on zawalił na całej linii i to już kilka lat temu.

Jan SawaRuch Rafała Trzaskowskiego

Srodzd8.i6go6 110h7g30g4  ·

Kontrolerzy Lotów nie strajkują-to kolejne kłamstwo PISiaków.

Oni dostali wypowiedzenia dotychczasowych warunków pracy i te wypowiedzenia przyjęli.

Jaki kretyn wymyślił, aby wypowiadać temu zawodowi pracę, proponować "nowe" warunki, dużo gorsze, a potem napuszczać na nich, że "strajkują w tak ciężkim czasie (wojna) o kasę"

Według związkowców średnie pensje przez nowy regulamin wynagradzania spadną na poziom 15 tysięcy brutto, a już teraz nie są astronomiczne, w niektórych przypadkach sięgając 6-7 tysięcy na rękę.

Związkowcy żądają wyliczeń zarobków kontrolerów na piśmie, po tym jak Adamczyk zarzucił im że "zarabiają miliony".

PIS odmawia bo..uwaga..RODO, co jest kłamstwem, bo na żądanie osób zainteresowanych, można podawać wysokość zarobków. To pracownik decyduje, czy jego zarobki ujawnić czy nie.

PIS wykręca się RODO, aby nie wyszło,ze znowu kłamią i znowu oczerniają uczciwych ludzi."

 

https://www.facebook.com/groups/695238517971116/user/100025750335993/

 


 

 

poniedziałek, 25 kwietnia 2022

Podaj rękę Ukrainie..

 Mija drugi miesiąc strasznej wojny, a oni bronią się i nie mają zamiaru poddać swojej ojczyzny...


"Pieśń „Podaj rękę Ukrainie” autorstwa Karola Kusa i zespołu Taraka w wykonaniu zespołu Teatru Ateneum z udziałem specjalnych gości oraz studentów Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie, Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina i Warszawskiej Szkoły" 

 https://www.youtube.com/watch?v=3f_sHn7zlyA

 


 https://pl.depositphotos.com/42158549/stock-photo-two-butterflies-with-flags-of.html

I jeszcze komentarz pod utworem

" Чекав з нетерпінням... Варто було! І хоч очі мої від сліз мокрі, а серце дзвоном аж під кадик підійшло - вірю, що Україна ніколи не вмре! А перед вами - чудовими виконавцями - низенько хилю чоло в подяці за зворушливе виконання. Я почув не те, що є в тексті і нотах, але ТЕ - що в Ваших серцях живе - братерське співчуття, впевненість і силу духа. Уклінно дякую! 🇵🇱🇺🇦 Слава Україні і її Героям, а Польщі і Полякам - велика і щира подяка. Разом нас багато - нас не подолати! "


"Nie mogłem się doczekać... Warto było! 
I choć oczy mam mokre od łez, a serce bije dzwonkiem – wierzę, 
że Ukraina nigdy nie umrze! 
A przed tobą – świetni wykonawcy – niskie czoło w podziękowaniu 
za wzruszające przedstawienie.
 Słyszałem nie to, co jest w tekście i notatkach, 
ale TO - co żyje w waszych sercach - braterskie współczucie, 
pewność siebie i siła ducha. 
Dziękuję bardzo! 💙💛🇵🇱🤝🇺🇦  ❤🙏 Chwała Ukrainie i jej Bohaterom
 oraz wielka i szczera wdzięczność Polsce i Polakom. 
Razem jest nas wielu, nie zostaniemy pokonani! ✌💪✌"

niedziela, 24 kwietnia 2022

Wielkanoc 2020- Żwirkowisko ( cz.1- historia)

Żwirkowisko- pierwszy raz o katastrofie lotniczej w tym miejscu, dowiedziałam się od babci, której dom stał niedaleko Cieszyna, na wprost wzgórz cierlickich, miejsca wypadku lotników. W słoneczne popołudnie zabrała nas babcia na kępę, wznoszącą się nad jej domem, z której był widok na czeską stronę. Na szczyt kępy szło się miedzami, położonymi między polami, w poprzek stoku. Czasem na miedzy rosły śliwy, grusze i czereśnie, wtedy już stare (a były to lata sześćdziesiąte XX wieku), czasem pasła się krowa. Niby kępa nie znów taka ogromna, ale dotarcie na jej szczyt zajęło nam prawie godzinę. Na samej górze usiadłyśmy sobie na trawie, wśród kwitnących mleczy. Było ciepło, leniwie, pachnąco słodkawo- babcia opowiadała o polach na zboczu kępy, o ich właścicielach, opowiadała o tym, że w pobliskim lesie powiesił się jakiś pan i nawet pokazała rosnący na skraju tego lasku dąb wisielca. W pewnym momencie wskazała ręką na wzgórza za Olzą i powiedziała, że tam, na tych wzgórzach po czeskiej stronie, rozbili się przed wojną polscy lotnicy. Mówiła, że burza była wtedy okropna i pamięta, jaki straszny wicher wiał, a potem dowiedziała się o katastrofie. Jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że to stało się przecież może z 15 kilometrów od domu babci. Wtedy całe opowiadanie babci gwizdnęło mi obok ucha jako ciekawostka. Co tam jakaś katastrofa kiedy ma się dziesięć lat, a świat wokoło jest realnie piękny i interesujący. O tej katastrofie wspominał też mój ojciec, ale dopiero wiele lat potem, przed kolejnym zlotem motocyklowym, organizowanym przez nas, kiedy to układaliśmy plan wycieczki na Zaolzie, poznałam dokładnie historię Żwirki i Wigury.

„Kapitan Franciszek Żwirko i inżynier Stanisław Wigura


 to najsłynniejsza para polskich lotników, których błyskotliwa kariera została przerwana w wyniku katastrofy RWD 6 pod Cierlikiem Górnym; miało to miejsce zaledwie trzy lata po tym, jak poznali się w Akademickim Aeroklubie Warszawskim. 


Wigura był zdolnym konstruktorem samolotów, obok Stanisława Rogalskiego i Jerzego Drzewieckiego jednym z założycieli wytwórni RWD (nazwa pochodzi od pierwszych liter nazwisk założycieli). Ich pierwszy wspólnie skonstruowany samolot – RWD 1 – powstał w 1928 roku. Niedługo po tym kontakt z konstruktorami nawiązał doświadczony instruktor pilotażu i pilot wojskowy por. Żwirko,  który wysoko oceniał konstrukcje lotnicze młodych inżynierów. Żwirko i Wigura w sierpniu 1929 roku oblecieli Europę, dzięki czemu marka RWD stała się bardziej znana, a produkcja nad kolejnymi „erwudziakami” zaczęła przyspieszać.

Dużym osiągnięciem tego lotniczego duetu było zakwalifikowanie się do prestiżowych zawodów Challenge Internationale des Avions de Tourisme w 1930 roku. Z powodu awarii silnika polska załoga nie ukończyła tych zawodów, lecz dwa lata później, w III Challenge’u odbywającym się Berlinie, Żwirko i Wigura uzyskali pierwsze miejsce i stali się bohaterami podziwianymi przez wszystkich Polaków i nie tylko. Zwycięstwo to odczytywano nie tylko w kategoriach sportowego triumfu, lecz również sukcesu polskiej myśli technicznej – RWD 6 nie ustępował technicznie samolotom renomowanych dużych europejskich firm lotniczych, a wręcz – według międzynarodowej komisji technicznej – zasługiwał na najwyższą liczbę punktów. Zwycięska załoga po powrocie z zawodów zaczęła otrzymywać zaproszenia do wzięcia udziału w różnych imprezach, jak chociażby meeting lotniczy w Pradze.

W niedzielę, 11 września 1932 roku lotnicy wylecieli do Pragi; w okolicach Cieszyna zaskoczyła ich nawałnica, która spowodowała uszkodzenia samolotu, a następnie upadek w Cierliku Dolnym w Czechosłowacji. Władze czeskie z honorami przekazały ciała polskich bohaterów stronie polskiej na moście w Cieszynie. Msza pogrzebowa została odprawiona w Świętym Krzyżu w Warszawie, natomiast pogrzeb na Powązkach. 


 

Tragicznie zmarłych mogło żegnać, wedle szacunków, nawet 300 tysięcy rodaków. W pogrzebie wzięli również udział marszałek Józef Piłsudski oraz prezydent Ignacy Mościcki.”

https://muzhp.pl/pl/e/1938/katastrofa-lotnicza-pod-cierlikiem-gornym-zgineli-zwirko-i-wigura

„Kilkanaście dni po berlińskim sukcesie, 11 września 1932 r. pilot i konstruktor wylecieli z Warszawy na spotkanie z czeskimi kolegami i meeting lotniczy. Żwirko i Wigura wystartowali RWD-6 z mokotowskiego lotniska tuż po 6 rano. Była piękna, słoneczna, choć nieco wietrzna niedziela. W rejonie Cieszyna pogoda zaczęła się pogarszać, wiatr osiągał huraganową siłę. Samolot był już na terenie Czechosłowacji, gdy w związku z pogodą prawdopodobnie usiłował zwrócić, by przeczekać w spokojniejszym miejscu. Nie udało się.

Tak o ostatnich chwilach chwilach ojca, widzianych przez mieszkańców Cierlicka, pisał w książce "Polskie skrzydła" Henryk Żwirko: "Nagle oderwało się skrzydło, ucichł silnik i z nieba posypały się drobne, srebrzyste płatki. Szczątki samolotu uderzyły o dwa wyniosłe świerki na skraju zagajnika (...) Na ziemi szczątki samolotu, obok, na leśnej ścieżce leżało ciało człowieka. Był martwy, zmasakrowany. Szukali drugiego. Leżał kilkanaście metrów dalej. Z kurtki wiatrówki wysunęły się dokumenty - to Żwirko (...) 

 


Na miejsce katastrofy przybyli żandarmi, żołnierze. Ciała obu lotników na zwykłym wozie, wysłanym słomą przewieziono do kaplicy cmentarnej przy kościele. Dwóch żołnierzy zaciągnęło wartę. Wiadomość o śmierci Żwirki i Wigury lotem błyskawicy obiegła Polskę".

Imię Żwirki i Wigury nosi wiele ulic i szkół, są patronami drużyn harcerskich i aeroklubów. Miejsce ich tragicznej śmierci nazwane "żwirkowiskiem" opieką otoczyła okoliczna ludność. Trzy lata po ich śmierci powstało tam małe mauzoleum w formie kapliczki, zniszczone podczas wojny przez Niemców.


 

 Obecnie znajduje się tam pomnik, symboliczne mogiły lotników i pamiątkowy kamień zachowany z okresu przedwojennego.

W Cierlicku powstał Dom Żwirki i Wigury, którego częścią jest m.in. sala historii lotnictwa.”

https://dzieje.pl/aktualnosci/zwirko-i-wigura-zgineli-w-katastrofie-kilkanascie-dni-po-tryumfie-w-berlinie

Nikt już nie pamięta, kto nazwał to miejsce „Żwirkowiskiem”, ale nazwa wzięła się zapewne stąd, że po katastrofie lotniczej w Cierlicku pierwszego odnaleziono właśnie Franciszka Żwirkę. Rzeczywiste groby lotników są na warszawskich Powązkach, ale w Cierlicku 89 lat po tym wypadku znajdują się nie tylko symboliczne miejsca pochówku Żwirki i Wigury, lecz także pamiątkowy kamień i pomnik.

Nagrobki są niemal identyczne i składają się z porośniętych niskopienną roślinnością mogił, zwieńczonych głazem, z jakby ukruszonym wierzchołkiem. W górnej części wyryto krzyż, poniżej umiejscowiono granitową tabliczkę z napisem „Żwirko”, a na grobie drugiego pilota widnieje napis „Wigura”. Oba nagrobki otacza kute, metalowe ogrodzenie.

Pomiędzy mogiłami znajduje się pomnik. Funkcjonuje on pod różnymi nazwami i różne są jego interpretacje. Jedni mówią, że to pomnik lotnika, inni, że Ikara. Intryguje podwójne autorstwo obelisku – ze strony polskiej to rzeźbiarz i medalier Jan Raszko, czeskiej – Julius Pelikán, dzięki któremu też rzeźba przetrwała wojnę. Obiekt ma postać statui złożonej z trzech części. Jej podstawę stanowi prostokątny, kamienny postument z przytwierdzonymi tablicami w języku polskim i czeskim. Inskrypcja brzmi „Pamięci lotników polskich Żwirki i Wigury, którzy na tym miejscu polegli w katastrofie swego samolotu”. Trzon stanowią poustawiane na sobie bloki z kamieni. Na wysokości około jednej trzeciej znajduje się przełamanie w formie obręczy z wyrzeźbionymi godłami – orłem i czeskim lwem z podwójnym ogonem. Zwieńczenie stanowi klasycystyczna figura lotnika-Ikara, przywołująca na myśl z jednej strony zmartwychwstałego Jezusa, z drugiej – zwycięską Nike. Postać młodego mężczyzny odziana jest w przepaskę, zwaną perizonium. W prawej ręce trzyma gałązkę, być może palmową, zaczerpniętą z chrześcijańskiej symboliki męczeńskiej, lewą dłonią wspiera się o śmigło samolotu, na głowie ma okulary lotnicze, jego stopy zaś, w kontrapoście, dotykają półkuli – w domyśle – Ziemi. Pomnik otoczony jest po bokach niewielkim metalowym ogrodzeniem.

Szekspirolog Jan Kott pisał, że „Najbardziej widomym znakiem po zmarłym, jego jeszcze ostatnią obecnością na ziemi jest grób”. Tak też jest w przypadku Franciszka Żwirki i Stanisława Wigury. Tylko przeniesiono ich ciała do kościoła na Kościelcu, a natychmiast zaczęto zabezpieczać po nich „relikwie”. Odłamki samolotu, fragmenty wyposażenia, a może przede wszystkim – dwa ułamane w katastrofie drzewa. Tuż obok nich zawisł napis „Żwirki i Wigury start do wieczności”.

 

Komitet pod patronatem konsula RP w Ostrawie wraz z miejscową Polonią i Aeroklubem Morawskośląskim postanowił wykupić teren i uczynić go miejscem pamięci. Niestety ówczesne polsko-czechosłowackie stosunki nie należały do najcieplejszych, wciąż była żywa pamięć o konfliktach zbrojnych i sporach o zwierzchnictwo nad tzw. Zaolziem, a współpraca dyplomatyczna nie układała się najlepiej.

Plany pomnika przeleżały wiele lat, zanim w końcu je zrealizowano w Cierlicku. Odlano też dzwon, do którego dołożyło się państwo polskie, oddając na przetopienie armaty z demobilu. 

 


Choć także tu w poprzek, i to dwukrotnie, stanęła wielka polityka. Najpierw Czesi nie zgodzili się na transport do Cierlicka, potem już Niemcy zarekwirowali ten 13‑tonowy olbrzym na potrzeby swojej armii. Wtedy także zniszczono kaplicę, określaną, ze względu na swój kształt, mianem mauzoleum, a nawet kikuty drzew, zwane masztami śmierci, oraz wszystko to, co tworzyło lotnicze cmentarzysko w Cierlicku.

Po wojnie także łatwiej nie było. Najpierw zrezygnowano z brzozowego krzyża na ogrodzeniu, potem trwały spory o inskrypcję na pomniku. Miejscowe władze umieściły ponoć tam napis „Lotnikom poległym w walce z faszyzmem za wolność i demokrację”. Kustosz Żwirkowiska, Jan Przywara, deklaruje jednak, że nie znalazł żadnych, poza ustnymi, potwierdzeń na wprowadzenie takiej frazy. Pewne jednak jest, że po polskiej interwencji w 1957 r. pojawiła się tablica znana do dziś. Choć nie zawiera ona historycznych przekłamań, to wnikliwi obserwatorzy zauważą słowo „poległy”, które według językoznawców wyraźnie odnosi się do śmierci na polu walki.

Wszystko wskazuje jednak na to, że w 90. rocznicę katastrofy lotniczej, dzięki współpracy obu narodów, nad Żwirkowiskiem znowu zawiśnie pamiątkowa tablica „Start do wieczności”.


 

https://polonika.pl/polonik-tygodnia/zwirkowisko-w-cierlicku-miejsce-pamieci

" W Cierlicku na kościeleckim wzgórzu, 400m nad Żwirkowiskiem stoi także drugi pomnik, jakim jest Dom Polski Żwirki i Wigury. Ten „żywy” pomnik powstał dzięki społecznej pracy i ogromnemu osobistemu zaangażowaniu wspaniałych ludzi po jednej i po drugiej stronie granicy. Powstawał on w latach 1989-1994 ; przy wejściu do obiektu marmurowa tablica ufundowana przez firmę Marbet z Bielska-Białej informuje:




Dom Polski im. Żwirki i Wigury powstał staraniem miejscowego Koła PZKO Cierlicko-Kościelec przy współudziale organizacji, przedsiębiorstw i instytucji z Zaolzia, Polski i Wielkiej Brytanii, lotników i spadochroniarzy polskich, a także dzięki ofiarności osób prywatnych. Dom ten jest miejscem najróżniejszych imprez kulturalnych, towarzyskich i rodzinnych. Odbywają się tutaj koncerty, przedstawienia, wystawy, zabawy młodzieżowe a także zebrania."

Przytoczyłam tu dużo informacji o tych wspaniałych pilotach, o tragicznej katastrofie, o budowie pomnika oraz organizowaniu miejsca pamięci, ale myślę, że warto o nich pamiętać, warto pamiętać jak zginęli i warto wiedzieć, że istnieje takie miejsce jak Żwirkowisko. Wszak w tym roku, we wrześniu mija 90. rocznica katastrofy.

W następnym poście pokażę, jak wygląda Żwirowisko w czasach współczesnych.

 

 

 

sobota, 23 kwietnia 2022

A tymczasem.... giną górnicy.

 


„W sobotę nad ranem doszło do tąpnięcia w Kopalni Zofiówka należącej do Jastrzębskiej Spółki Węglowej. Nie ma kontaktu z dziesięcioma pracownikami. Trwa akcja ratunkowa.

Robert Wnorowski, rzecznik prasowy CSRG poinformował w rozmowie z TVN24, że do akcji ratowniczej skierowano cztery zastępy ratowników: dwa z CSRG w Bytomiu oraz dwie dyżurujące w Okręgowej Stacji Ratownictwa Górniczego w Wodzisławiu Śląskim.”

https://www.slaskibiznes.pl/wiadomosci,jsw-wstrzas-w-zofiowce-nie-ma-kontaktu-z-10-gornikami,wia5-1-6485.html?fbclid=IwAR2kBN6FDcWQgNEe36IuPOaRyrn6kN-VXyjNoVDnt2A-RBkbsUkiRJYB_sk

 

W kopalni Borynia-Zofiówka Ruch Zofiówka w sobotę nad ranem doszło do wstrząsu - poinformowała Jastrzębska Spółka Węglowa. Utracono kontakt z 10 pracownikami, trwa akcja ratownicza - dodano.

Do "wstrząsu wysokoenergetycznego połączonego z intensywnym wypływem metanu" doszło o godzinie 3.40.

"W rejonie wypadku było 52 pracowników, 42 z nich wyszło o własnych siłach. Do zdarzenia doszło w sobotę o 3:40. Trwa akcja ratownicza" - przekazała JSW. Z 10 pracownikami nie ma kontaktu.

Robert Wnorowski, rzecznik Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego, mówił w TVN24 o wybuchu w kopalni Borynia-Zofiówka.

- O godzinie 4 otrzymaliśmy wezwanie do akcji ratowniczej w Zofiówce, zadysponowaliśmy dwa zawodowe zastępy ratownictwa górniczego z centralnej stacji oraz dwa zespoły dyżurujące w Wodzisławiu Śląskim. Pojechało z naszej strony też pogotowie pomiarowe - przekazał. Dodał, że "na miejscu działa już sztab akcji ratowniczej" i został wyznaczony kierownik tej akcji.

Kolejny wybuch w kopalni w ciągu kilku dni

To kolejny wybuch w polskiej kopalni w ciągu ostatnich dni. W środę w nocy w kopalni Pniówek w Pawłowicach doszło do wybuchu i zapalenia metanu. W czasie, gdy akcję prowadziły dwa zastępy ratowników, poszukujące trzech pracowników, doszło do wtórnego wybuchu. W czwartek wieczorem w kopalni doszło do kolejnych wybuchów metanu.

Dotąd potwierdzono śmierć pięciu ofiar katastrofy, los siedmiu nie jest znany. Po czwartkowych wybuchach sztab zdecydował o odstąpieniu od akcji poszukiwawczej siedmiu zaginionych górników i o izolowaniu tej części kopalni, żeby nie zagrażała ludziom w pozostałej części zakładu.”

https://tvn24.pl/polska/kopalnia-borynia-zofiowka-wstrzas-akcja-ratownicza-nie-ma-kontaktu-z-10-pracownikami-5684302

Kopalnia Borynia- Zofijówka leży w pobliżu kopalni  Pniówek w Pawłowicach.

To wysokometanowe kopalnie. Pracują już kilkadziesiąt lat i nie było w nich większych wybuchów, czy zawałów, do czasu, bo…w artykule jest odpowiedź, dlaczego teraz doszło do wybuchów metanu i przyczyna jest przerażająca. Te stanowiska nadane z ramienia PiSu, te kombinacje górniczych związków zawodowych, ten wyścig na zysk, doprowadziły do tragedii. Trzeba dodać, że po pierwszych akcjach ratowniczych na Pniówku, stężenie metanu wzrosło, a mimo to posłano pod ziemię następną grupę ratowniczą- 10 ludzi.

 

 



"Po pierwszym wybuchu w kopalni Pniówek stężenie metanu rosło. Dlaczego wysłano tam ratowników?

W chwili pierwszego wybuchu na kopalni Pniówek stężenie metanu wynosiło zabójcze 6 procent. Potem rosło, a mimo to ktoś zdecydował o wysłaniu pod ziemię ratowników. W kopalni nie było też dyrektora, bo odszedł na emeryturę i przez kilkanaście dni nie powołano jego następcy.

Kopalnia Pniówek w Pawłowicach należy do notowanej na giełdzie Jastrzębskiej Spółki Węglowej. To zakład o czwartym, najwyższym stopniu zagrożenia metanowego. Oznacza to, że podczas wydobywania węgla może tam w każdej chwili dojść do uwolnienia metanu. Mieszanina tego gazu z powietrzem w stężeniu od 5 do 15 procent ma właściwości wybuchowe. Eksplozję może zainicjować nawet iskra z jakiegoś urządzenia. Fala uderzeniowa ma temperaturę sięgającą 2 tysięcy stopni i niszczy wszystko na swojej drodze. 

„Zefir" zarejestrował gwałtowny wzrost metanu

20 kwietnia w nocy w kopalni Pniówek na poziomie 1000 metrów doszło do eksplozji metanu. Pod ziemią pracowało wtedy kilkudziesięciu górników. Na pomoc wysłano dwa zastępy ratowników. W trakcie akcji doszło do kolejnego wybuchu. Pod ziemią zginęło czterech górników, piąty zmarł w szpitalu. 25 osób zostało rannych, stan kilku z nich jest bardzo ciężki. Pod ziemią - w zagrożonym rejonie - nadal przebywa siedmiu górników, z którymi nie ma żadnego kontaktu.  

„Wyborcza" dotarła do zapisu z kopalnianego systemu „Zefir". To coś w rodzaju czarnej skrzynki, która monitoruje wszystkie podziemne urządzenia i czujniki zamontowane pod ziemią. „Zefir" zapisuje dane z czujników metanu, systemów przeciwpożarowych, ciśnieniomierzy. Widzi, która tama jest otwarta, monitoruje ruch powietrza w chodnikach, a także pracę kombajnów. W nocy z 19 na 20 kwietnia „Zefir" nie odnotował stopniowego wzrostu stężenia metanu. Dopiero o godzinie 0.12 czujnik znajdujący się na początku ściany, gdzie pracowali górnicy, zarejestrował gwałtowny skok stężenia metanu do poziomu 6 procent. Zaraz potem nastąpiła eksplozja. Może to świadczyć o tym, że w czasie fedrunku przypadkowo odkryto jakiś ujęcie metanu. 

Z zapisów „Zefira" wynika, że po pierwszym wybuchu pod ziemią prawie cały czas utrzymywało się niebezpieczne stężenie metanu. - Był moment, że w pewnym miejscu miało wartość nawet 18 procent - mówi nasz informator. Mimo to ktoś zdecydował, żeby wprowadzić pod ziemię ratowników. 

- Formalnie to był błąd, bo nie wysyła się ratowników w miejsca, gdzie panują warunki zagrażające ich życiu. Po ludzku ich jednak rozumiem, chcieli ratować kolegów - mówi Jerzy Markowski, były ratownik górniczy i wiceminister górnictwa.   

O godzinie 3.10 system „Zefir" odnotował kolejny podziemny wybuch metanu w chodniku N12. Prowadził on do miejsca, gdzie doszło do pierwszej eksplozji metanu. Pod ziemią zostało pięciu ratowników oraz dwóch górników, na pomoc którym śpieszyli. - W chwili drugiej eksplozji poziom metanu w chodniku N12 wynosił 5 procent - mówi nasz informator.  

Kto zdecydował o prowadzeniu akcji ratunkowej, choć poziom metanu pod ziemią był na niebezpiecznym poziomie? 

- Przyczyny wypadku będzie wyjaśniała komisja Wyższego Urzędu Górniczego i do czasu zakończenia jej prac nie będę się wypowiadał na temat okoliczności tej tragedii - stwierdził Sławomir Starzyński, rzecznik prasowy JSW. 

Od 31 marca kopalnia Pniówek nie miała dyrektora. Józef Jaszczyk, jej wieloletni szef, został wysłany na emeryturę. Odszedł, bo JSW naciskało na niego, aby przekonał jednego ze swoich zastępców, aby ten zrezygnował ze stanowiska i przeszedł na stanowisko inspektora z pensją 3 tys. zł.

- Za tym wszystkim stali działacze związkowi, którzy domagali się tej zmiany personalnej. Dyrektor Jaszczyk nie zgodził się na to, uniósł się honorem i odszedł na emeryturę - mówi nasz informator. Do dnia katastrofy JSW nie powołała nowego dyrektora. Czy jego brak mógł mieć wpływ na przebieg akcji ratunkowej? Rzecznik górniczej spółki nie odpowiedział na to pytanie. 

JSW zmieniła zasady przetargów

Trzy lata temu górnicza spółka zmieniła natomiast politykę odmetanowiania kopalń. Przez lata tymi pracami na kopalniach zajmowały się specjalistyczne firmy zewnętrzne. Budowały rurociągi, wierciły i likwidowały otwory drenażowe, montowały i serwisowały aparaturę pomiarową. W 2019 r. JSW zdecydowała o powołaniu własnych służb odmetanowiania i przejęciu obsługi stacji odmetanowiania w poszczególnych zakładach. Jednocześnie w drodze przetargu wyłoniono firmy zewnętrzne, które wykonują tam prace wiertnicze oraz kompleksowe odmetanowanie w wyrobiskach eksploatacyjnych.  

„Taki model funkcjonuje w wielu innych kopalniach i pozwala na większą kontrolę ujęcia i zarządzania ujmowanym gazem, co również w znacznym stopniu poprawia efektywność odmetanowania, a więc bezpieczeństwo pracy" - napisała „Wyborczej" Katarzyna Jabłońska-Bajer, zastępca dyrektora biura komunikacji i PR JSW. 

„Wyborcza" dotarł do pism, w których w 2019 r. przedstawiciele firm zajmujących się odmetanowieniem ostrzegali zarząd JSW, że zmiana zasad przetargów może negatywnie odbić się na bezpieczeństwie. Dlaczego? Do postępowań na te prace dopuszczono firmy nieposiadające polis OC, zminimalizowano próg posiadanego doświadczenia, a także zrezygnowano z weryfikacji ekonomicznej. Do postępowań dopuszczono firmy z kapitałem zakładowym na poziomie 5 tysięcy złotych.  

„Przy wykonywaniu usług odmetanowienia kluczową i priorytetową rolę powinny grać kwestie bezpieczeństwa. W naszej ocenie prowadzone obecnie przez JSW S.A. działania skierowane na osłabienie spółek wykonujących tę usługę na podstawie zawartych umów oraz dopuszczenie do przetargów podmiotów niegwarantujących prawidłowego wykonywania usług rodzi duże ryzyko w zakresie bezpieczeństwa załóg oraz ciągłości wydobycia" - ostrzegali zarząd JSW szefowie firm zajmujących się odmetanowianiem. 

Co na to górnicza spółka? „Próba insynuacji, że działania te mogły mieć jakikolwiek wpływ na pogorszenie bezpieczeństwa pracy, są absolutnie bezpodstawne i nieprawdziwe" - napisała nam Katarzyna Jabłońska-Bajer.

W ścianie fedrowano bez przerwy

Górnicy z kopalni Pniówek mówią, że ściana, w której doszło do katastrofy, była bogata w złoża węgla. Fedrowano tam non stop. - Wszystko wedle zasady „pierdolę zdrowie, pierdolę życie, na grubie liczy się wydobycie" – mówią górnicy.  

10 maja rozstrzygnięty zostanie konkurs na nowy zarząd JSW. Tomaszowi Cudnemu, prezesowi JSW, i czterem jego zastępcom skończyła się kadencja. Starają się o reelekcję. Czy dla dobrych wyników w kopalni Pniówek śrubowano wydobycie? Spółka nie odpowiedziała na to pytanie. 

W piątek kierownictwo JSW zdecydowało o wstrzymaniu akcji poszukiwawczej siedmiu zaginionych górników. Zwłoka może potrwać nawet kilka miesięcy. - To bardzo trudna decyzja, ale wysyłanie ratowników w tak niebezpieczny rejon byłoby nieodpowiedzialną decyzją - powiedział Tomasz Cudny, prezes JSW. 

W czwartek wieczorem na poziomie 1000 metrów doszło do siedmiu wybuchów. Ucierpiało w nich 10 ratowników. 

https://rybnik.wyborcza.pl/rybnik/7,180134,28364851,po-pierwszym-wybuchu-w-kopalni-pniowek-stezenie-metanu-roslo.html?_ga=2.91231122.981695669.1650604280-764440605.1650604279#S.DT-K.C-B.2-L.1.duzy

W kopalni Pniówek

"Do tej pory potwierdzono zgon pięciu pracowników JSW. Cztery zmarły na stanowiskach pracy, jedna w szpitalu w Siemianowicach Śląskich. 10 osób przebywa w siemianowickiej oparzeniówce. Ich stan jest ciężki, pięciu z nich znajduje się na OIOM-ie. Kolejnych 11 poszkodowanych hospitalizowano w lecznicach na Śląsku. Ich stan lekarze określali jako dobry.

W czwartek wieczorem, w trakcie akcji poszukiwawcze, doszło do kolejnych wybuchów metanu. Do szpitali przewieziono też 7 ratowników górniczych, ich życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Po tym zdarzeniu - ze względu na wysokie stężenie metanu i innych niebezpiecznych gazów - zawieszono akcję poszukiwawczą, a rejon katastrofy odizolowano. Pod ziemią wciąż jest siedem osób: dwóch górników i pięciu ratowników górniczych."

 https://rybnik.wyborcza.pl/rybnik/7,180134,28366917,silny-wstrzas-w-kopalni-zofiowka-poszukiwanych-jest-10-gornikow.html

W  górnictwie jest zasada- szukamy do oporu, ratujemy do oporu, ale w sytuacji zagrożenia wybuchu metanem, żadna akcja ratunkowa nie wchodzi w grę. 

Smutne to- tych siedmiu ludzi, którzy zostali tam, na dole, chyba nie da się już uratować. 



Zaznaczenia kolorem moje.