„Teraz nie czas myśleć o tym, czego nie masz. Myśl, co potrafisz zrobić z tym, co masz.” – Ernest Hemingway

środa, 11 czerwca 2025

Ooooooo, ja cię pierdolę, jestem z wiochy i w dodatku inteligencja, czyli moje bezdroża.

 


 

"Gdy mówimy dziś "Polska lokalna", w mediach i debatach publicznych zbyt często pojawia się obraz kobiet uwięzionych w schematach: konserwatywnych, zamkniętych na świat, nieświadomych. A jeszcze częściej — obraz pogardliwy. "Zaścianek", "ciemnogród", "Polska B"... Tymczasem rzeczywistość jest o wiele bardziej złożona.

W każdej gminie, gdzie w wyborach prezydenckich większość głosów zdobył Karol Nawrocki, głosowały także one: matki, córki, babcie, nauczycielki, rolniczki, sprzedawczynie w wiejskim sklepie. Kobiety, które często czują, że Polska z wielkich miast nie daje im prawa do takiego życia, jakie sobie wybrały. I patrzy na nie z pogardą.

"Ta głupia wieś"

Halina ma 64 lata i mieszka w niewielkiej wsi na Podkarpaciu. Jest wdową, a po śmierci męża została sama z domem i niewielką emeryturą. Żeby poradzić sobie finansowo, dorabia, pomagając starszym osobom — robi im zakupy, jeździ z nimi do lekarzy, czyta, wyprowadza na spacer.

Przez lata była pielęgniarką środowiskową. — Wtedy się nie patrzyło, czy ktoś biedny, czy bogaty. Do każdego jechałam — mówi. Dziś czuje się związana ze swoją społecznością. Chodzi do kościoła, angażuje się w parafialne akcje charytatywne. Nie wstydzi się swoich wartości.

W wyborach prezydenckich głosowała na Karola Nawrockiego. Dlaczego? — Dla mnie to nie o PiS czy PO chodzi. Dla mnie to ktoś, kto mówi o rodzinie, o wartościach, które dla mnie są ważne. Chciałabym Polski, gdzie starszych się szanuje, a nie wyśmiewa — tłumaczy.

Ostatnio, podczas świątecznej wizyty u córki w Warszawie, po raz pierwszy w życiu poczuła się "głupia".

— Córka zaprosiła znajomych, szybko zaczęli rozmowę o polityce. "Cała ta Polska B, te babcie, co głosują na PiS". I nagle ja stałam się tą "babcią z Polski B". Siedziałam jak niemowa, choć mam więcej przeżyć niż oni wszyscy razem— opowiada. — Ale kogo by to obchodziło?

Zięć próbował zmienić temat, było widać, że jest mu głupio. — Potem córka w kuchni mówiła: "Mamo, przepraszam za nich. Oni tak po prostu mają". A ja się pytam: a ja co, nie mam prawa głosować tak, jak chcę? Jak mieszkam na wsi, to znaczy, że jestem gorsza?

— Żyjemy w bańkach, które się nawzajem obrażają — mówiła w rozmowie z Onetem socjolożka Dorota Peretiatkowicz. — Nie słuchamy, nie pytamy, nie próbujemy zrozumieć. Mówimy: to są durnie. I to nas gubi.

Proboszcz decyduje za ludzi?

Zofia ma 46 lat, męża budowlańca i troje dzieci w wieku od 7 do 16 lat. Prowadzi sklep spożywczy w małej miejscowości na Kujawach. W sklepie zatrudnia pięć kobiet. Jej rodzina prowadzi skromne, ale stabilne życie.

Zofia nie ukrywa swojej religijności, ale — jak mówi — nie jest "fanatyczką". — U nas chodzi się do kościoła, bo to normalne. Nie wyobrażam sobie niedzieli bez mszy. Ale to nie znaczy, że ksiądz mówi mi, na kogo głosować. Ja decyduję — podkreśla.

W ostatnich wyborach — jak większość w jej okolicy — głosowała na Karola Nawrockiego.

— Dlaczego? Bo mówił o Polsce normalnych ludzi. A nie tylko tych z wielkich miast, którzy chcą, żeby wszyscy żyli jak oni — mówi, podkreślając, że nie ma kompleksu małomiasteczkowości. Po prostu chce szacunku. I tego, żeby jej nie oceniano, jeśli nie daje jej się prawa głosu.

Sytuacja, która najbardziej ją zabolała, zdarzyła się podczas szkolenia dla właścicieli sklepów w Gdańsku.

— Usłyszałam: "U was to tylko proboszcz decyduje za ludzi, prawda?". Myślałam, że mnie trafi szlag. A przecież ja codziennie podejmuję setki decyzji — w sklepie, w domu, w rodzinie.

— U mnie każdy wie, kto, na co głosował. I co? Mamy się nienawidzić? Ludzie u nas żyją razem, pomagają sobie. A w mediach — tylko wojna — podkreśla. — W dużym mieście jestem ciemnogrodem. A u siebie jestem po prostu żoną, matką, córką.

— Mamy obsesję na punkcie samoakceptacji, walki o prawa, siostrzeństwa — ale tylko wtedy, gdy ktoś myśli tak, jak my — tłumaczyła w rozmowie z Onetem Dorota Peretiatkowicz. — Kiedy kobieta wybiera inne życie — dom, tradycję, Kościół — uznajemy, że jest zmanipulowana. A może po prostu żyje inaczej?

Kościół wciąż jest realną siłą w dużej części Polski. W naszej bańce to, że ktoś chodzi do kościoła, traktujemy jak folklor albo hipokryzję. A dla wielu kobiet to jest prawdziwa wartość, coś, co organizuje życie — podkreśla socjolożka.

"Koń zamiast kariery?"

Marta ma 34 lata. Jest doktorem filozofii. Po kilku latach spędzonych na uczelni w dużym mieście wróciła na Mazury. Dziś prowadzi agroturystykę i stajnię. Uczy filozofii online i prowadzi warsztaty rozwojowe dla kobiet. Nie głosowała w ostatnich wyborach.

— Miałam totalny kryzys wiary w politykę. Ani jedna strona, ani druga nie mówiła językiem, który mnie przekonuje — tłumaczy.

Nie czuje się konserwatystką, ale ma poglądy, które nie pasują ani do lewicy, ani do prawicy.

— Jestem za wolnością osobistą, ale też za odpowiedzialnością. Nie lubię skrajności. Wieś nauczyła mnie szacunku do tradycji, ale to ja wybieram, co mi z tej tradycji odpowiada — mówi.

Znajomi z miasta do dziś nie mogą zrozumieć jej decyzji.

— Co, koń zamiast kariery, pytają. A dla mnie koń to nie koniec kariery, tylko życie, jakie chciałam mieć — opowiada Marta.

U was sama patologia

Karolina ma 27 lat i samotnie wychowuje czteroletniego syna. Pracuje w ośrodku pomocy społecznej w małym mieście w Świętokrzyskiem. Ledwo wiąże koniec z końcem, ale — jak mówi — to nie powód do wstydu.

Jest wierząca, choć — jak podkreśla — nie "na pokaz". Chodzi do kościoła, ale ceni sobie też prywatność. W wyborach głosowała na Karola Nawrockiego.

— Podoba mi się jego żona i to, że przysposobił jej syna. Oni bardziej przypominają takich ludzi, jak ja. A reszta polityków? Nie rozumiem nawet, o co się kłócą — tłumaczy. — Nie mogę głosować na kogoś, kogo nie rozumiem.

W zeszłym roku pojechała na trzydniowe szkolenie i konferencje do Krakowa. Miasto bardzo jej się spodobało, przez chwilę myślała nawet o tym, jak to jest żyć w takim wielkim mieście. Aż jedna z koleżanek ze szkolenia powiedziała "coś głupiego".

  • To chyba macie tam same patologie. Tak skomentowała fakt, że pracuję w małomiasteczkowym OPS-ie. Strasznie to bolało. To w Krakowie nie ma patologii? Codziennie pomagam ludziom. Ale w internecie — jestem "dziewczyną z prowincji". Boję się pisać cokolwiek politycznego. Od razu fala hejtu i komentarze, że jestem "z wiochy" — puentuje.”


Moje bezdroża.

Zastanawiam się, w którym miejscu ja się znajduję. Tu we wsi od początku traktowana jako obca, paniczka z miasta i w dodatku „inteligencja”. Kiedy zrobiłam doktorat, byłam już 2 lata dyrektorem szkoły, miała być reorganizacja, ponownie wygrałam konkurs na dyrektora. Ale... we wrześniu dostałam wymówienie z naruszeniem przepisów. „Inteligencja” z doktoratem nie spodobała się, mimo doświadczenia zawodowego, długiego stażu w tej szkole oraz wykształcenia, obca, nie stela, nie wsiowa (pochodzę ze wsi, przemieszkałam na wsi większą cześć życia) nadal traktowana jak obce ciało. Ponieważ od dzieciństwa jestem odbierana jako inna czy obca, wypracowałam metody radzenia sobie z takim traktowaniem.

Na blogach obrażano mnie- wsiora z doktoratem, same inteligentki tak się woziły. Bo na blogach panie z wyższym wykształceniem gardzą też ludźmi z wyższym wykształceniem, a nawet tymi z najwyższym- ileż razy przeczytałam- phi, profesor a gada głupoty. Ten akurat może i gada, ale multum profesorów nie gada, jednak opinia o profesorach już leci- bo to wicie, rozumicie wykształcenie nie świadczy o mądrości. Kompletne pomieszanie wątków. Im jestem starsza, tym mniej mnie to rusza. Jakaś wirtualna osoba uznała, że musi mnie/komuś dokopać i trwa w tym przez jakiś czas. Przecież to śmieszne. Śmieszne są te wszystkie blogowe przecierki. Ale zadziwiające jest to, że taka osoba znajduje szybko sekundantów, którzy, nie znając osoby sekowanej, wożą się po niej równie mocno, jak ta atakująca. Jakby im samodzielne myślenie odjęto. I tak to blogowe życie toczy się, zwymyślać, obrazić, byle coś się działo, ach, jak lubimy sensacje, jak lubimy dokopywać, ach....

Nigdy nie traktowałam kobiet ze wsi z pogardą, nigdy nie gardziłam osobami niżej wykształconymi- tak mnie wychowano i wtłuczono do głowy, że należy się wszystkim szacunek. Do tego stopnia, że nawet próbowałam zrozumieć i tłumaczyć ludzi, którzy robili mi ewidentną krzywdę- człowiekiem się nie gardzi. Tylko raz odeszłam od tej zasady- nazwałam kogoś na blogu ruską onucą i zdania nie zmienię.

Ale ja dostaję równo za to wykształcenie i od inteligencji, i od wsiowych.

Nie obchodzi mnie już czyjeś paskudne  zdanie na ten temat. Co moje to moje. Natomiast wypowiedzi  kobiet  w reportażu czuję całą sobą. Bo, mimo tego poczucia wyobcowania, obserwuję wiejskie kobiety, znam ich życie, znam ich marzenia (mam sporo znajomych- rozmawiałyśmy jeszcze kiedyś na różne tematy). To, że zdobyłam takie a nie inne wykształcenie, że uczyłam, że jestem z inteligencji i jestem inteligencją, nie znaczy, że nie mam „nerwu wiejskiego” w sobie. I tak sobie myślę, że jeszcze długo ludzie na wsi będą traktowani z góry przez tych z miast, bo ci miejscy inteligenci wcale nie mają zamiaru zniżać się do poziomu ludu ze wsi, by go zrozumieć. Jak zawsze łatwiej jest obrzucić epitetem niż ruszyć mózgiem.


Podkreślenia czerwonym kolorem są moje- to są chyba te punkty, które należy w sobie uczciwie przemyśleć.

https://www.onet.pl/styl-zycia/onetkobieta/w-duzym-miescie-jestem-ciemnogrodem-kobiety-o-pogardzie-dla-polski-lokalnej/3vpe5cl,2b83378a


40 komentarzy:

  1. wszystko fajnie, znaczy niezbyt fajnie, ale skąd maliniak wytrzasnął tych swoich "postkomunistów", to ja pojęcia nie mam, tak się właśnie tworzą dziwne legendy, jeden coś chlapnie, a gawiedź to powtarza...
    a mnie to jest akurat fajnie, że od paru lat jestem z wiochy, za to czasami ktoś pyta, ale tak życzliwie, co mi odbiło, że się przesiedliłem, ja odpowiadam formułką z filmu o zwiększonym popycie na Święty Spokój i na tym koniec rozmowy...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No... postkomuniści, cykliści, feministki... wszystko się miesza. Taaaaa... w takim razie nie znasz wsi. Odbiło Ci, bo kto na wiochę się sprowadza? No kto? Wiesz, że jakbyś nie wiem jak teraz bronił się przed epitetami, to zostałeś wsiokiem i już. W dodatku ograniczonym z automatu:):):):) Ci miejscy, którzy migrują na wieś, też gardzą wiejskimi współmieszkańcami, a jakby nie było są "wieśniakami" z wyboru. Jednak do nich to nie dociera, czują się bardziej "oświeceni" od miejscowych i chcą im życie meblować.

      Usuń
    2. ale za to wszyscy sobie mówią "dzień dobry", także w mieścinie okolicznej, w wielkim mieście tego nie miałem, a dla mnie to jest ważne, jak ktoś nie zna "dzień dobry" to traci u mnie na dzień dobry pięć punktów, musi zaczynać od minusów...

      Usuń
    3. Tak sobie myślę, że są wsie i są WSIE. W jednych ludzie mijają się obojętnie i patrzą wilkiem (moja) i są takie, w których witają się serdecznie (Twoja). Ta moja bardzo się zmieniła. jest coraz bardziej sobkowata. Nie ma tragedii, nie muszę w nie bywać. Jedyne miejsce, gdzie trzeba, to cmentarz, ale tam bywam rzadko. Zakupy robimy w innych wsiach. Mam alergię na widok tutejszych mieszkańców.

      Usuń
  2. Mam bardzo silne wiejskie korzenie, w pokoleniu moich rodziców, cioć i stryjów, mało kto miał maturę. Ich dzieci, czyli moje pokolenie, jest w ogromnej większości po studiach. Nie umiem zrozumieć pogardy w żadną stronę. Wkurza mnie niezrozumienie ze strony elity i brak chęci skomunikowania się

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto to jest „elita”? Politycy zawalili, ale to głównie „doły” sieją te wzajemną pogardę. O ile w realu idziesz ulicą i nie wiesz, kto, co myśli, o tyle tu na blogach wywala się tę pogardę na okrągło.I z lewej, i z prawej strony. Kobiety wiejskie są szczególnie sekowane, a jak chodzą do kościoła to już tylko należałoby je spalić za to. Nie czarujmy się Repo, kobieta wiejska to , jak w artykule, ciemnogród. No chyba, że sprowadziła się na wieś z miasta, to ona już ta fajniejsza, bardziej „oświecona”. Zresztą to nie o to tylko chodzi, chodzi o kompletny brak tolerancji wobec wyborów życiowych kobiet wiejskich. One nie mogą sobie żyć tak, jak wybrały, bo przypina im się łaty.
      Nigdy nie czułam się mieszczką, zawsze podkreślałam moje wiejskie pochodzenie. Tylko, że ja we wsi też nie byłam „nasza”. Jednak na to już nie miałam wpływu. Pochodzenia nikt sobie nie wybiera. Niemniej poznałam życie wiejskie od podszewki, z wszelkimi trudami. Dokładnie wiem, o czym mówią kobiety w artykule.

      Usuń
  3. Optymistycznie myślę, że to się zmienia i w końcu zmieni. Miastowa inteligencja masowo buduje się i osiedla na wsiach. Może w tym kotle kulturowym dojdzie w końcu do jakiej równowagi i zadziała owe wyśmiewane multi kulti.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopóki ci nowi wiejscy nie przestaną dyktować wiejskim starym, jak mają żyć, nic się nie zmieni. Pisałam o potencjalnych kupcach działki naprzeciwko sąsiada- postawili warunek że kupią działkę, jak on zlikwiduje kury, choć to nie była jego działka. I tak protest przeciwko zamordowaniu stadka skłócił sąsiadów, bo ten od działki jej nie sprzedał. A o skargach na pracujące nocą kombajny chyba czytałeś.

      Usuń
  4. Czyli jesteś w centrum, jak chyba wielu ludzi i to oni są wyborczym języczkiem u wagi.
    Kościół jednakże wpływa na wybory, samo mówienie o wartosciach chrześcijańskich nakierowuje na kandydata, który dbałość o te wartosci deklaruje. Nie chodzi w sumie o sam PiS, ani nawet o Karola, chodzi o symbol człowieka, którego większość rozumie i który rozumie ich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie centrum? Ja jestem w tej wsi outsider choć zrobiłam przez 16 lat- od momentu zamieszkania tutaj- wszystko by się zasymilować. Zwłaszcza, że ojciec mojej matki jest z tej wsi. Nadal jestem dla nich obca i nie stela, a to nie stela jest najważniejsze. Możesz być super hiper, ale jak nie stela, to nie jesteś swój i tyle.
      A jeśli chodzi o centrum wyborcze to pomyłka- nie jestem żadne centrum, jestem lewicująca i zawsze to podkreślam. Na Trzaskowskiego głosowałam, bo to przyzwoity człowiek, a moja kandydatka nie miała szans. Nigdy nie byłam w żadnym centrum światopoglądowym, dla mnie nie ma trochę tu, trochę tu.
      A kim jest ten człowiek, który człowieka rozumie? Wiążesz go z Kościołem?
      Każdy w miarę rozgarnięty człowiek wie, że wartości, jakie ukazuje dekalog przestrzegane są nie tylko przez wierzących. To jest ogólnoludzki system wartości, rodzący się od powstania pierwszych plemion po kulturę starożytną, kiedy się ten system ostatecznie uformował.
      W przypadku Nawrockiego jakoś im z tymi wartościami nie wyszło. Namawiali do głosowania na człowieka z gangsterską przeszłością, na oszusta i kłamcę. Coś tu jednak mocno z tymi wartościami nie gra w Kościele i u wierzących.

      Usuń
    2. Nie mam na myśli centrum jako stania w rozkroku politycznym, raczej myślę o człowieku nowoczesnym, ale zakorzenionym w tradycji. Bez skrajnych emocji.
      Kościół niestety wskazał palcem kandydata, a kandydat przytaknął, że dla niego liczy się życie poczęte. Episkopat nakazał głosowanie na człowieka, który nie walczy z Bogiem i nie zdejmuje krzyży - aluziju paniał.
      Wiele osób nie wierzy w informacje o Nawrockim uważając to za oszczerstwa Tuska.

      Usuń
    3. Nowoczesność i tradycja:) No tak, z tradycji należy brać tylko te wartości, które świadczą o naszym człowieczeństwie. I tu zgrzyt- piszesz Kościół podpowiedział na jakiego kandydata głosować- co z tą tradycją kościelną. Czy w tradycji kościelnej liczy się tylko ochrona życia? A co z łamaniem innych przykazań.
      O ile wiem, to Trzaskowski nie walczy z Kościołem, a te nieszczęsne krzyże, to też jest naciągnięty dowód przeciwko, bo jak na to spojrzeć, to Trzaskowski działał zgodnie z konstytucja, która mówi o świeckim państwie, bez krzyży w urzędach.
      A tak naprawdę cała sprawa dotyczy mieszania się Kościoła w politykę, czego absolutnie nie powinno być.
      I jeszcze jedno, mnie nawet już nie wkurzają wierni idący posłusznie za głosem Kościoła, bo oni we wspólnocie powinni robić to, co kapłan zaleca. Nie mogą się buntować przeciw założeniom wiary.
      Ale bardzo chciałoby się, by jednak przejrzeli na oczy, zobaczyli, jak czasem nimi się manipuluje.

      Usuń
    4. I tu jest problem z obecnym kk, bo widzi tylko jedno przykazanie. Wystarczy slogan" jestem za życiem" i wygrywa się wybory, a nie to powinno decydować. To może być temat do szerokiej dyskusji. Natomiast sama potrzeba sakramentów czy on oceania z kościołem niczym nagannym nie jest. To duchowni powinni się wstydzić, jeśli prowadza wiernych na manowce.

      Usuń
    5. Obcowania być miało:)
      Mam potężny wylew w oku, przyczyny od lat nieznane, drugie oko ślepe od urodzenia, więc proszę o wybaczenie.

      Usuń
    6. Ja się tak na religii nie znam jak mój tata chociażby, ale Bóg jest jeden, interpretacji Jego słów są tysiace- choćby Talmud, a wiele doktryn obowiązujących to decyzję papieży. Jak tu dotrzeć do prawdy?

      Usuń
    7. Dzięki Repo, że w takiej sytuacji chcesz pisać:):) Doceniam:):)Nie poprawiaj, ja się domyślam, o co chodzi. Wierni nie muszą dotrzeć do prawdy, powiedziałabym, jest to nawet niewskazane. Wierzący ma wierzyć i kropka. Ale wierzący mają wątpliwości i kiedy zaczynają je rozwiewać robi się dla niech nieciekawie. Tak sądzę. Bo jak pogodzić wiarę z logicznym myśleniem, z rozumowaniem przyczynowo-skutkowym, jak pogodzić wiedzę z tym, co mówi Kościół? Powstają dysonanse poznawcze. Wtedy łatwiej o zwątpienie, a wątpić można, według Kościoła, tylko, ze duchowny zaraz sprowadzi cię na właściwą Kościołowi ścieżkę i "rozwieje wątpliwości". Oczywiście na korzyść wiary.

      Usuń
  5. Jedyne co wiem, to fakt, że ludzie są dziwni. I mam podejrzenie, że właśnie ta szemrana przeszłość p. Nawrockiego szalenie zaimponowała sporej części elektoratu - taki zaradny i silny koleś, swój chłop. Jestem dziwnie pewna, że nie zaimponował jego wyborcom jego tytuł dr ale właśnie ta szemrana przeszłość , bo ona oznacza, że nie da sobie facet w kaszę dmuchać, to swój człowiek, a nie jakiś paniczyk operujący językiem francuskim w kraju ojczystym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja dodam, że kobietom podoba się jego uroda, taka drapieżna, silna, męska. One atawistycznie szukają w takich typach ochrony. Wali po mordzie, znaczy się silny i się nie ceregieli. Popatrz, ile kobiet jest jeszcze wychowywanych na takich przemocowych męskich wzorach. Trzaskowski to taki miły chłoptaś, Nawrocki to silny macho. One się czują takie słabe kobietki, on je osłoni silnymi ramionami. Siła się liczy, nie rozum, co właśnie okazało się w wyborach motywem przewodnim.

      Usuń
    2. No jasne, jak bije swoją kobietę to znaczy, że ją kocha. Przecież skądś się wzięło powiedzenie, że jeśli chłop baby nie bije to jej wątroba gnije.

      Usuń
    3. One wybierają takich"męskich", a potem płaczą po nocach. A w wyborach zadziałał ten sam schemat, ale powiedzą, że one czują się bezpiecznie, w podtekście, przecie nie mój chłop.

      Usuń
  6. Jak po objęciu rządu przez KO moja mama i babcia komentowały, że Tusk Poskę rozkradnie, wszystko pozabiera to ja miałam na to odpowiedź: PiS mi nie dał nic. Nie mam dziecka, nie jestem emerytką. Nie jestem bezrobotna, ani nie jestem studentką. Każdy głosuje na tych, którzy coś dali i ma do tego prawo. Ja jako nauczycielka zagłosowałam za platformą i dzięki temu moja wypłata już nie jest śmieszna bo tym razem to ja dostałam cokolwiek.
    Każdy po głosowaniu oczekuje tego, że będzie mu lepiej.

    A jeśli chodzi o prezydenta.. Żaden nie był moim faworytem i utożsamiam się z Martą ;) Ja też wolę konie zamiast kariery :) A tak na prawdę to uważam je za swoją własną, prywatną karierę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje konie, Twoja prywatna kariera, Twój wybór i jesteś w tym szczęśliwa. Ale zauważ, jesteś też nauczycielką, a to jednak trochę osłabia dziwność Twojego wyboru. Ty stawiasz na pierwszym miejscu konie, a oni widzą Ciebie głównie jako nauczycielkę. Być nauczycielką na wsi nie jest dziwne. Konie to tak przy okazji sobie hodujesz:):):) Taki Twój konik:):)

      Usuń
  7. Ja staram się nie dyskutować o religii i polityce, bo ani ja nikogo nie przekonam ani nikt mnie. Ale Twój post mi się podoba. "Zgoda - a Bóg wtedy rękę poda". Fredro od lat aktualny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. .Dużo dyskutowałam o religii, bo była ona wpleciona w treści mojej pracy. Rozmawiałam z różnymi ludźmi, z filozofami, księżmi różnych wyznań, z wierzącymi i niewierzącymi, z rodzicami, uczniami. Bywało interesująco, bywało, że próbowano mnie nawracać, bywało, że patrzono na mnie z niechęcią, bo jestem niewierząca. W sumie bardzo dużo mi te rozmowy dały. A jedno na pewno- przestałam jednoznacznie ludzi pod kątem wiary oceniać. Natomiast nie znoszę dewotów i bigotów, odrzuca mnie od nich.
      Nawet nie tak zgoda jest potrzebna jak wzajemnie zrozumienie i tolerancja.

      Usuń
  8. W każdym mieście, w każdej miejscowości- od metropolii po maleńkie osady żyją różni ludzie. Tak samo w kraju, jak i za granicą - mądrzy i głupi, dobrzy i źli, skromni i próżni. I nie adres ich definiuje. Na pewno nie w tych czasach. Bardzo często się czyta pełne pogardy słowa o "polaczkach",bo taka pańcia wyemigrowala, powtarza największe bzdury świata,"wie lepiej" mimo braku wykształcenia i czuje się kimś lepszym. Równie niemądre jest przypisywanie sobie zasług z racji miejsca zamieszkania jak i przypisywanie wad. A prowincja to stan umysłu. Nie geografia. Łatwiej zmienić miejsce zamieszkania niż siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. masz rację, prowincja to stan umysłu, ale ja napisałabym tak"prowincja". Bo prowincja niezasłużenie kojarzy się z zaściankowością. To jakiś relikt pojęciowy, który funkcjonuje do dziś w tym gorszym znaczeniu. I tu jednak adres definiuje człowieka. Przykro to mówić, a jednak w tych wyborach to adres wskazał jakimi są wyborcy.
      latamy po tym świecie, zmieniamy adresy i tylko od człowieka zależy czy wraz ze zmianą adresu zmieni swoją mentalność. Przykład "Jackowa" w USA, jest dobitny, tam po prostu przeniesiono mentalność zaściankową. To, że taka konieczność zaistniała na początku jego powstawania, to rozumiem- obcy ląd, obcy ludzie, obca kultura, trzeba było jakoś się odnaleźć i mieć jakieś oparcie- w tym przypadku w tym, co wynieśli z domów, z Polski. Ale dlaczego oni jeszcze teraz hodują w sobie kołtuna, tego nie zrozumiem. Tradycja też może łączyć się z nowoczesnością, a mentalność znaleźć współczesne wartości.

      Usuń
    2. Problem Polonii tkwi w tym, że świat leci do przodu, Polska zmienia się błyskawicznie i każdy rok robi ja inną od poprzedniej. Polonia odwiedza kraj, ale jest tu na chwilę, nie pozna tych zmian dogłębnie. Często zdaje się polonusom, że wiedzą o Polsce tyle, co wiedzieli przed emigracją, a okazuje się, że nic nie wiedzą, albo to, co ze znanych sobie źródeł się dowiedzą. I głosują za tym co znali, a nie za tym co jest, co ciągle jest inne, nowe a oni jeszcze nie zdążyli to przetrawić.

      Usuń
  9. Nie wiem jak wygląda obecna Polonia w USA, ale przed laty, gdy jeszcze żył mój kuzyn (rówieśnik mego ojca) Polonia amerykańska była mocno przywiązana do polskiego kleru- ksiądz i to co ćwierkał było wytyczną ich życia, więc patrzyli na Polskę i na to co się w niej dzieje oczami księdza w swojej parafii. Mam podejrzenie , że tak jest nadal i większość Polonusów wie o Polsce głównie to co im księżulo opowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko ksiądz, a babcia i dziadek, a ojciec chowany przez babcie i dziadka.... wszystko to się nakłada na obraz Polski, tylko jakiej Polski? I jeszcze miejsce, skąd ta stara emigracja pochodzi i miejsce skąd nowa. Najczęściej są to te same tereny. A tak mi się nasunęło, ze kiedy Śląsk został zaanektowany przez Polskę po I wojnie światowej ( piszę specjalnie zaanektowany, bo on nigdy nie wrócił, tylko przez trzy wieki był piastowski a i to pod dominacją Czech) to różnica kulturowa między terenami Śląska a dawnej Kongresówki czy terenami zaboru austriackiego była ogromna. Ekonomiczna zresztą też. Emigracja z Kongresówki a emigracja ze Śląska to są dwie różne mentalności. Ta druga bardziej europejska, bo zabór pruski był bardziej europejski. Ta z Kongresówki- kierunek USA, bardziej zacofana. Ale ja się ciągle zastanawiam jakim cudem ten relikt polonijny jeszcze trwa w "okopach".

      Usuń
  10. Jaskółko! Po przeczytaniu notki i komentarzy doznałam jakiegoś rozdwojenia jaźni, bo w notce wyczytałam: kochajmy i szanujmy mieszkańców wsi, bo oni na ten szacunek zasługują. W dyskusji pod zauważasz jednak, że mieszkańcy Twojej wsi są - przepraszam za określenie- nie do oswojenia, choć bardzo starałaś się zdobyć ich sympatię.
    Być może nie mam racji, ale światopogląd nie zależy od miejsca zamieszkania a od wiedzy - i chęci bądź niechęci jej zdobycia. Na wsi można spotkać cudownych, otwartych na świat ludzi, w wielkich miastach- zabetonowanych tłuków. Wytłumacz mi, proszę, za co mam szanować mieszkańców wsi, którzy w istotny sposób przyczynili się do wyboru TAKIEGO prezydenta? Tylko dlatego, że mieszkają na wsi?... Dla mnie to jednak trochę mało. :((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale o kochaniu ludzi wiejskich nie ja pisałam. I w artykule też czegoś takiego nie ma. Zarówno bohaterkom artykułu, jak autorce oraz mnie również, chodzi o zrozumienie postępowania i zrozumienie wyborów ludzi na wsi. I wcale nie namawiam do ich kochania.
      To, że nie pasuję do tej wsi to pewnie też wina mojego charakteru- nie jestem swojska baba, razi mnie infantylizm wiejski, razi mnie to „co ludzie powiedzą”, a jest to tutaj mocne. Ponieważ w stosunku do mnie trzymano pewien dystans, ja również ten dystans trzymałam i nie spoufalałam się, ( nie, nigdy się nie wywyższałam i nigdy nie podkreślałam, że jestem z miasta, czy lepiej wykształcona), a tego wieś nie lubi. A w tej wsi jest jakieś niesamowite sobkostwo, coś odpychającego, coś takiego”moja chata z kraja”. Kiedy miałam stłuczkę, żadna osoba nie podeszła do mnie zapytać, czy nie potrzebuję pomocy, czy nic mi się nie stało, a widziałam znajome po drugiej stronie ulicy- gapiły się na mnie, na samochód i szły do sklepu. To było dla mnie dosyć niesamowite, bo ja jestem, przyzwyczajona do absolutnej pomocy jak jest wypadek. A taka obojętność ze strony mieszkańców spotkała mnie kolejny raz. I wierz mi niczym się im przez całe moje tutaj mieszkanie nie naraziłam. Kilka razy już tutaj o tej wsi pisałam, i muszę jeszcze raz powiedzieć- to nie są tylko moje odczucia, to są odczucia ludzi nie stela, ludzi, którzy tu zamieszkali, bo wybudowali domy.
      Ja z kolei uważam, że jednak światopogląd zależy od miejsca zamieszkania, a na pewno od tego gdzie się mieszkało w pierwszych latach życia. To od urodzenia rodzice (miasto, albo wieś) kształtują w dziecku światopogląd i jest on szlifowany aż do jego usamodzielnienia się. Owszem, zmieniamy miejsca zamieszkania w życiu dorosłym, ale to, co w nas wpojono w dzieciństwie i latach dojrzewania zawsze tkwi mocno. Owszem, ludzie zmieniają się, kształcą, zmieniają środowiska i w jakimś sensie idzie za tym zmiana światopoglądu, jednak nie jest ona drastyczna. To raczej jakieś ekstra wydarzenie w życiu- np. ciężki wypadek powoduje np., nawrócenie się, jest w stanie zmienić nasz światopogląd.
      Jest takie bardzo brutalne powiedzenie, które bardzo często potwierdza się w rzeczywistości: „Chłop wyjdzie ze wsi, ale wieś z chłopa nigdy”. Wprawdzie dotyczy to bardziej kultury osobistej, uspołecznienia, ale pewne normy moralne też są w to zaliczone. A mimo takiego brutalnego osądu, ciągle uważam, że należy ludzi ze wsi zrozumieć, zrozumieć ich motywy i wybory, zamiast obrażać.
      I dodam, jak Ty dodajesz:):):): - Ale ja też mogę się mylić:):):)W końcu opieram swoje wywody na spostrzeżeniach i doświadczeniu osobistym, a to trochę mało, by na pewniaka uogólniać.
      Trochę długi wywód, jednak nie dało się inaczej:):):)

      Usuń
    2. Nawet jeżeli kogoś nie szanujemy, to nie jest to jeszcze powód, by tę osobę obrzucać epitetami, zwłaszcza jak się nie zna motywów postępowania tej osoby lub samej osoby.
      Je też jestem wściekła na wyborców Nawrockiego, nawet bardzo wściekła, jednak dociera do mnie dlaczego wygrał on a nie Trzaskowski. Rozumiem, dlaczego ludzie wiejscy wybrali Nawrockiego. Nie chodzi o mój szacunek do nich, bo im to wisi, ale nie mam zamiaru wozic się po nich tylko dlatego, że wybrali inaczej niż ja. Nawet jak to jest zły wybór. Może należałoby się zastanowić, jak do nich dotrzeć?

      Usuń
  11. Przepraszam, to ja nieuważnie przeczytałam. Tobie przypisałam tekst p. socjolog,stąd moje zdziwienie. I powiem Ci, że o ile do Twoich poglądów jest mi blisko, to p. socjolożka mnie nie przekonuje, bo wzajemna niechęć idzie w obie strony. Jestem dużo starsza od Ciebie i pamiętam, że kiedyś tak nie było. Nie było tak ostrych podziałów i tak głębokich niechęci, mało tego- była wzajemna sympatia. Jasne, że nie wszędzie, ale jednak…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy aż tak dużo starsza jesteś, ale ja też pamiętam czasy, kiedy owszem, był jakiś podział, ale nie tak wyraźny, jak teraz.Niechęć działa w dwie strony, jednak na ciut innych płaszczyznach. Niektóre są opisane w reportażu. Jednak generalnie chce się, aby w końcu te podziały przestały istnieć.

      Usuń
    2. Tak. Też bym tego chciała.

      Usuń
    3. Myślę,ze mamy podobne odczucia i podobne pragnienia:):):) Zbyt wiele przeżyłyśmy wstrząsów w Polsce, by nie chcieć już tylko stabilizacji i spokoju. Ale... czas ucieka.

      Usuń
  12. Ja... nie rozumiem wsi, choć bardzo chciałabym na wsi mieszkać. Po raz pierwszy w życiu byłam na wsi już po studiach, w wieku 25 lat. Kiedyś spędziłam 8 miesięcy w sielankowej wiosce i bardzo odstawałam od tej społeczności, chyba właśnie przez to niezrozumienie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko 8 lat nie mieszkałam na wsi i nie wyobrażam sobie życia w mieście (mimo tych 8 lat). Ale ja zawsze mieszkałam i mieszkam z dala od centrum wsi. Rozumiem problemy wiejskie, wiem, o czym mówią panie w reportażu. Ale sprawa rozbija się o zbyt szybkie ocenianie mieszkańców wsi przez miejskich. No i ta pogarda, jak miejskiemu nie po myśli zachowanie wiejskiego. To są naleciałości z naszej historii.Najgorsze jest to, ze nadal ta wyższość miejskich nad wiejskimi się przejawia. Natomiast wkurzające mnie jest to, że taki "kmiotek" gardzący emigruje do miasta właśnie ze wsi do miasta a potem zachowuje się jak buc, przyjmując wobec wiejskich jaśniepańskie maniery.

      Usuń
    2. O, tak! Nazywam takich inteligencją z awansu społecznego. Kiedyś w Warszawie, w Muzeum Powstania Warszawskiego, przewodniczka pochwaliła nam się, że pochodzi z Rzeszowa i w stolicy mieszka od dwóch lat. Następnie przez cały czas przejawiała najzwyczajniejsze buractwo, traktując nas z góry, jakbyśmy sroce spod ogona wypadli.

      Usuń
    3. Ale Rzeszów to przecież duże miasto. Chyba dla niej to była prowincja, co wykazała. Typ niereformowalny.

      Usuń