Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

poniedziałek, 11 marca 2024

Beza jedzie za granicę, czyli wycieczka nad żermanicki zalew.

Przyzwyczajamy Bezę do dłuższej jazdy samochodem. Dotychczas jeździliśmy z nią niedaleko, tak po 20 kilometrów w jedną stronę i z powrotem. Pierwszą dłuższą trasę zaliczyła, kiedy jechaliśmy po Szerszenia, by go zabrać z zimowego garażowanie. Wtedy Beza w sumie przejechała samochodem  120 kilometrów.  Po jednym przystanku w każdą stronę na siusianie i napicie się wody. Ona uwielbia jeździć, ale to, że ona uwielbia wcale nie znaczyło, że da radę wytrzymać długą jazdę. Chyba nie będzie z tym problemów.


 

 Wczoraj pojechaliśmy w trójkę, nad Zalew Żermanicki. Już tam byliśmy z Jaskółem- opisałam to TU,


 

Ta drogą jeździliśmy już wielokrotnie, ale mnie się jeszcze nie znudziła ze względu na widok pięknej panoramy Beskidów. W Czechach w niedzielę, do południa, drogi są prawie puste.

Zdjęcie na samej górze- widok na pasmo Wielkiego Jaworowego na czeskiej stronie przy zjeździe do Cieszyna.

Dwa zdjęcia poniżej- panorama Beskidów czeskich
 

Nad zalew  podjechaliśmy z innej strony niż zapora. Samochód postawiliśmy na parkingu we wsi Domasławice Górne. Parking obok kościoła, a jakże, ale pusty. Wokół spokój, cisza, kościół zamknięty.

Wieś ma długą historię. Została założona w 1305 roku, prawdopodobnie przez Domasława. Zaraz za miedzą są Domasławice Dolne. Obie wsie są wzmiankowane w dokumentach biskupa wrocławskiego, któremu mały płacić podatek.

W niecałe 100 lat później wybudowano pierwszy kościół. Jego koleje były różne, palił się, potem go odbudowywano, potem był luterański, by w 1958 roku wrócić do rąk katolików. Sam kościół taki sobie. Bardzo podobny do tego kościółka na pierwszym zdjęciu.

Najpierw poszliśmy zobaczyć starą, średniowieczną figurę „Nepomucka”. To bardzo popularny święty w Czechach i na Morawach, a i w Polsce, zadaje się, też. Figura, jak figura, złote gwiazdeczki w aureoli, charakterystyczna sylwetka- wygląda na to, że jak jakiś średniowieczny artysta raz ustanowił model, to potem stworzono sztancę i tak tego świętego, według tej sztancy, tłuką, a potem stawiają na cokoły. Ja odbieram te figury jako jedne z brzydszych- widywałam naprawdę ładne, robione z wielkim artyzmem,  figury świętych.Po obejrzeniu „arcydzieła”, poszliśmy nad cmentarz.

 Na cmentarzu, niedaleko bramy stary grobowiec. Podchodzę i widzę na płycie duży herb wykonany z piaskowca. Czytam, kto tu pochowany, bo jeżeli herb, to pewnie ktoś ważny dla wsi- właściciel? Założyciel?  Cztery osoby z rodziny von Barrasowsky. W domu szukam w Internecie coś więcej na temat tego rodu, a tu nic. No to zwracam się o pomoc do pana Morys- Twarowskiego, autora książki, o której pisałam w poprzednim poście. Ma swój blog, na którym przedstawia genealogie wszystkich nazwisk ze Śląska Cieszyńskiego (Księstwa Cieszyńskiego). No i okazało się, że pisane gotykiem litery mnie zmyliły. Ja odczytałam von Barrasowsky, a chodzi o von Harrasowsky. A potem znalazłam kilka krótkich informacji o tym rodzie- tak była to szlachta, pochodząca z Harasowa (nie znalazłam miejscowości, ale to chyba była wieś pod Pragą, bo teraz to dzielnica Pragi), miała majątki i wsie w obrębie Księstwa Cieszyńskiego (oraz niedaleko Raciborza). I ze zdziwieniem przeczytałam, że byli również krótko właścicielami, odległego od naszego domu o 2 kilometry, pięknego pałacu w Kończycach Wielkich. A swoją drogą to dziwne, że mając tak blisko pałac, jeszcze go nie opisałam. Ile razy przejeżdżam obok, to zawsze przyrzekam sobie, że już na pewno przyjadę i zrobię zdjęcia, a potem czas mija…mija… i klapa.
 Z cmentarza poszliśmy, zgodnie ze wskazówkami Czecha, którego zapytaliśmy o drogę, nad jezioro.

Lubię te czeskie wsie, niedziela prawie południe, nie ma ogłuszającego bicia dzwonów kościelnych, dobiegającego zawodzenia z otwartych drzwi kościołów, nie ma multum samochodów wzdłuż przykościelnych ulic… cisza, spokój, od czasu do czasu przejdzie przechodzień. I, co charakterystyczne, a co mi się bardzo podoba, prawie zawsze zostaje się serdecznie pozdrowionym „Dobry den”. I uśmiech, i spokój…Ten „Dobry den” to nawet małe dzieciaki pierwsze wołają. I jest to takie sugestywne, że przyłapałam się na tym, że zaczęłam pierwsza wołać ”Dobry den”, nie czekając na to, czy z drugiej strony to usłyszę. Ale chyba to dobrze, bo tak najszybciej wchłonąć w siebie umiejętność łapania kontaktu w obcym kraju. Przy czym im dalej  od granicy polskiej, tym bardziej język staje się dla mnie bardziej niezrozumiały. W granicach  dawnego Księstwa Cieszyńskiego, czyli po Frydek- Mistek, Ostrawę Wschodnią, Bohumin, Czesi mówią takimi łamańcami czesko- polsko- śląsko- stela.

Wielu z nich mówi „po cieszyńsku” z naleciałościami czeskimi. I może dlatego, zamiast przyswajać literacki czeski, poprzestaję, na razie, na tym „łamanym”.

 I jak to bywa w Czechach, żadnej drogi, w większym równym płaskim kawałku, nie uświadczysz, ta była również stroma w dół i stroma przy powrocie. Za Chiny nie chciała się wypłaszczyć. A przy powrocie do samochodu wydała mi się złośliwie jeszcze bardziej stroma.


Nad jeziorem pięknie- rybak tu, rybak tam. Kaczki, gdzieś na niebie myszołów, znów ta spokojna cisza, leniwy czas. Bezka uwolnione ze smyczy, szczęśliwa brodziła po wodzie, łaziła po brzegu, zapuszczała się w las.

 


 

 Na zdjęciach widać do jakiej wysokości dochodzi woda, jak jej w zalewie przybywa. 

Las nad zalewem taki bardziej swojski. Taki las bukowo- grabowy miałam obok domu, kiedy mieszkałam na granicy Cieszyna. A w tamtym lesie, zupełnie jak w tym, dziko rosnąca miodunka, żółte dzikie kluczyki (pierwiosnki) i zawilce leśne. Małe jary, kopce, rzadki podszyt. Coś pięknego.

W drodze powrotnej Beza siedziała tak cichutko, że myśleliśmy, iż zasnęła. Siedziała sobie i patrzyła w okno. Była bardzo zmęczona, ale pyszczysko miała zadowolone.

Po powrocie do domu błyskawiczna akcja w kuchni i powstało autorskie dzieło: sałatka Cezar & Kleopatra. Proste i łatwe- wszystkie składniki do sałatki Cezar, a potem dodane jeszcze to, co było pod ręką- pomidorki koktajlowe, mozzarella w kulkach, a sos bez dodatku sosu worcestershire. Pochłonęliśmy sałatkę błyskawicznie, tacy byliśmy głodni.



50 komentarzy:

  1. Przez te nową pracę mam zaległości w czytaniu😊
    Dzielna Beza, moje wszystkie psy panicznie bały się.jazdy autem. A ta droga w Czechach i urokliwa i pusta, nic tylko jechać przed siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Praca ważna, blog nie ucieknie.
      W niedzielę większość dróg jest pusta. Mnóstwo Czechów ma domki letniskowe i tam spędzają czas wolny. Do kościoła mało kto chodzi, dlatego przed kościołami pustki.
      Beza, kiedy tylko zobaczy, że bierzemy pokrowiec na siedzenie, to dostaje rajzefiber. Piszczy, pogania nas, a do samochodu wskakuje jak młódka. Potem popiskuje niecierpliwa, bo już chce być na miejscu, ale głównie nos ma w oknie i obserwuje okolicę.

      Usuń
    2. Zapomniałam o naszym seniorze! On, na szczęście, śpi całą drogę.
      A w pracy czas szybko leci 😊

      Usuń
    3. Senior śpi, bo pewnie dla niego to już betka.
      W pracy czas szybko leci, ale Ty też się nalatasz:)

      Usuń
  2. Duża frajda z takiej wycieczki. I rąbek historyczny i piękny plener.
    Znam to z autopsji, że to co najbliżej, odwleka się najczęściej, bo przecież się zdąży. ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedaleko domu są trzy pałace i czwarty ciut dalej. I tak jakoś czas schodzi, a pałace nie opisane.
      Nad jeziorem jeszcze spokojnie, ale my byliśmy w takim miejscu, gdzie nie ma ośrodków wypoczynkowych. W sumie to tylko chyba wędkarze tam chodzą.

      Usuń
    2. Zawsze szukam takich miejsc bez ośrodków, bez dużych skupisk ludzi. A wędkarze to cisi ludzie, jeszcze się nie nacięłam, a przecież żyję w tym środowisku.

      Usuń
    3. Ja jestem człowiekiem lasu, nie lubię skupisk ludzkich, lubię być we własnym towarzystwie. Z Jaskółem szukamy na wycieczki takich miejsc, gdzie wiemy, że nie będzie ludno.
      Kiedyś sama łowiłam ryby, ale potem mi przeszło, a rybacy to naprawdę cichy, spokojny ludek:)

      Usuń
    4. jak znam się na tym, choć w sumie słabo, to chyba focha by strzelili o tych "rybaków", bo oni są wędkarze :)

      Usuń
    5. "Do połowu ryb rybacy używają zasadniczo sieci, choć niektóre gatunki ryb nawet przemysłowo odławia się z użyciem haków (np. połów tuńczyka albakora przy pomocy tzw. węd ciągnionych), co przypomina wędkarstwo."
      Oczywiście, ze tam byli wędkarze, ale mnie bardziej do klimatu pasowało określenie "rybak".

      Usuń
    6. Też tak z mężem mamy. Noclegu też zawsze szukamy dłużej niż przeciętny Kowalski, bo przewidujemy co może być. Jak dotąd trafiamy wspaniale, ale musieliśmy się tego nauczyć. Tzn. mąż musiał.
      Ryba to z siecią z kutra łapie ryby na handel. Z wędkami to wędkarze po prostu. ;) Jest to dość zasadnicza różnica rozróżniająca zupełnie inne zasady, a przede wszystkim cele. Np. wędkarze mają ściśle określone limity połowów na jedną osobę, na których rybak by nie wyżył.

      Usuń
    7. No tak, ja to wiem, wędkarz, niemniej akurat do posta pasowało mi stwierdzenie: rybak tu, rybak tam...na zasadzie: tu grzybek, tam grzybek...
      Wędkarze na żermanickim siedzą w dziczy, ośrodki są bliżej tamy. My pojechaliśmy w ciemno i trafiliśmy na bezbłędny spokój.

      Usuń
  3. Taką figurę świętego tez spotykaliśmy w Czechach.
    Trasa malownicza bardzo, my czasami wybieramy dłuższą drogę, ale ładniejsza widokowo lub z lepszą nawierzchnią.
    Fajnie, ze tak blisko macie w tak ciekawe strony!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tych "Nepomucków' jest wszędzie pełno. Musimy wybierać takie miejsca, gdzie wolno chodzić psom. Oczywiście Beza ma paszport i woreczki na nieczystości, ale chcemy też, by mogła bez smyczy pomyszkować. Obecnie żadna trasa nie jet wygodna, bo kolana odmawiają posłuszeństwa, dlatego niech i pod górę, czy z góry, ale krótko.

      Usuń
  4. Kaczki na wodzie
    Ser do talerza
    Pomnik na cmentarz
    Do wozu Beza
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do wozu Beza zabrzmiało jak koza do wozu:):):).
      Dla ludzi "Cezar",
      Dla kaczek woda,
      Wozu dla Bezy nie jest nam szkoda.

      Usuń
    2. Beza to Pani
      Wozić Bezę
      Na rowerze
      Jest do bani

      Usuń
    3. p.s. tu przypomnę, jako samozowańczy prezes Beza Fan Club, że jeśli ktoś ma jakieś krzywości do Bezy, to ma oklep...

      Usuń
    4. Beza dama,
      do auteczka wchodzi sama,
      rower i ona nie ta relacja,
      a sugestia o tym to prowokacja.

      Usuń
    5. Do bezy nie można mieć krzywości,
      bo ona to same słodkości

      Usuń
    6. Kto Bezie w wozie wypomni kudły
      Jest marudny

      Usuń
    7. Psiak w aucie zawsze się fajnie komponuje
      A o psiaku w aucie fajnie się rymuje

      Usuń
    8. O Bezie można bez końca
      wszak wnosi w życie mnóstwo słońca:)

      Usuń
    9. Bezy na auta, Jaskółowie na motocykl😄

      Usuń
    10. Ten motocykl dla Jaskółki to raczej odległa perspektywa. Najpierw Jaskół musi go opanować. Ale usiadłam na siodle dla pasażera i powiem, że całkiem, całkiem...Jest nadzieja:)
      Beza dostała nowy pokrowiec na siedzenie do dużego auteczka ( w małym ma całkiem nowy) i będzie jeździła jak dama.

      Usuń
  5. To Ty masz blisko do granicy czeskiej (chyba). Pejzaże górskie maja to do siebie, że zasłaniaja widoki, więc ich nie poważam, chociaż sama jestem góralką bagienną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do granicy z Czechami mamy 8 kilometrów drogami. Z ogrodu widzę czeskie Beskidy ( na południu), kiedy wyjdę za bramkę widzę kominy elektrowni w czeskich Dziećmorowicach ( na zachodzie).
      Nie jestem góralką, nawet bagienną i góry są dla mnie przeszkodą, zamykajacą mi horyzont, choć ich widok jest piękny.

      Usuń
    2. Wyciągaj mnie raz dwa ze spamu, bo siedzę w nim, pogwizdując cichutko.

      Usuń
    3. Lubisz ten spam, oj lubisz, albo on Cię lubi, czyli miłość spamowa ( nie mylić ze spazmatyczną), obustronna, tutaj kwitnie.

      Usuń
    4. Cóż... Przynajmniej on mnie kocha.

      Usuń
    5. Eee tam, niejedna osoba zapewne Cię kocha... rozejrzyj się dokładnie:)

      Usuń
  6. Aha, a ta sałatka Cezar to z czego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Składniki
      300 g filetu z kurczaka
      1 łyżka oliwy + do skropienia
      1/2 większej główki sałaty rzymskiej
      6 łyżek tartego parmezanu lub grana padano
      10 cm kawałek bagietki

      Sos Cezar

      4 łyżki majonezu
      1 mały ząbek czosnku
      1 łyżeczka musztardy
      1 i 1/2 łyżeczki soku z cytryny (lub 1 łyżeczka octu winnego)
      1 łyżeczka sosu worcestershire

      Wykonanie
      Filet z kurczaka oczyścić z błonek i kostek, pokroić na 4 części, doprawić solą i pieprzem oraz wysmarować oliwą. Rozgrzać patelnię (np. grillową lub zwykłą), położyć filety i smażyć przez ok. 4 minuty z każdej strony, w międzyczasie skrapiać mięso dodatkową oliwą. Odłożyć na talerz.
      Na tę samą patelnię włożyć pokrojoną w kosteczkę bagietkę, zmniejszyć ogień do minimum i smażyć przez ok. 5 minut co chwilę mieszając, aż grzanki będą chrupkie. Odłożyć na talerz.
      Przygotować sos Cezar: czosnek przecisnąć przez praskę i wymieszać z majonezem, musztardą, sokiem z cytryny lub octem winnym oraz z sosem worcestershire. Doprawić solą i świeżo zmielonym czarnym pieprzem, wymieszać.
      Sałatę rzymską opłukać, osuszyć, posiekać, wymieszać z połową sosu, wyłożyć do salaterek lub talerzy. Można doprawić solą w razie potrzeby.
      Dodać pokrojonego kurczaka, skropić resztą sosu, posypać tartym parmezanem oraz grzankami.

      No a ja po swojemu, jak zawsze, z modyfikacjami- bez parmezanu, z grzankami gotowymi, z dodatkiem kulek mozzarelli i pomidorków koktailowych. W sosie brak sosu worcestershire. Sok z cytryny zastąpiłam sokiem z limonki, a czosnek ząbek, czosnkiem granulowanym.
      Zapewniam Cię, że była bardzo smaczna

      Usuń
    2. Jadłam w Krakowie u koleżanki sałatkę z kurczakiem i z rodzynkami oraz selerem naciowym. Pycha, ale przepisu nie dała 😄

      Usuń
    3. Lubię eksperymentować, a czasem są to eksperymenty wymuszone, bo nie mam jakiegoś produktu. Rodzynki pasują do sałatki z selera- seler+marchewka+ jabłko+ rodzynki+ ziarno słonecznika + śmietana, cukier, trochę soku z cytryny, sól i pieprz ( wszystko do smaku). Wymieszać i zajadać. :)
      I jeszcze jedna super prosta sałatka: pomidory (2 duże), zielony ogórek- pokroić w kostkę, do tego cebula w kostkę, sól pieprz i śmietana.

      Jutro spróbuję zrobić sałatkę z roszponką i fetą. W lodówce jest mix sałat oraz ser halloumi, ale ten trzeba lekko usmażyć lub z grilować- czeka na wykonanie.

      Usuń
    4. Wierzę Ci, ale z przykrością konstatuję, że z kurczakiem odpada. A tak ładnie i apetycznie wyglądała na talerzu, myślałam, że to pieczarki...

      Usuń
    5. Przecież możesz zastąpić kurczaka pieczarkami. Całkiem niezły pomysł. Wtedy taką sałatkę można nazwać "Lady Frau". Można też dodać wędzonego łososia i nazwać sałatkę "Czar oceanu".:):):)
      Sałatki można dowolnie komponować i zawsze coś dobrego wyjdzie.

      Usuń
    6. O, nie! Żadnego łososia! Ani łosia. Ale pieczarki jak najbardziej.

      Usuń
    7. To czym Ty, oprócz tym, że bezami, żyjesz? Korzonki jesz?

      Usuń
    8. Jeżeli rzodkiewki, marchewki, pietruszki, selery są korzonkami, to tak, między innymi korzonki jem :-) I dużo cebuli. I różnej surowizny. I bezy. I chałwę. I nabiału wewciul.

      Usuń
    9. :):):):) Weganka:):):)Tak? No i fajnie, grunt, że Ty to lubisz:)

      Usuń
    10. Weganka to chyba nie, bo nabiału bym nie żarła kilogramami :-)

      Usuń
    11. Aha, żeby nie było, z czego ja tak dobrze wyglądam: kocham masełko, śmietankę i kluseczki... :-)

      Usuń
    12. Jesz same zdrowe rzeczy. Byle się nie przejadać, to jest główna zasada. Mnie ta zasada czasem klęka i przeskakuję ją z ochota. Lepiej dobrze wyglądać, niż być wysuszoną harpią.

      Usuń
  7. Też bym lubiła takie niedzielne poranki, ciche i spokojne, zwyczajne i senne. U nas jeszcze czasem na wioskach dzieci mówią Dzień dobry każdym dorosłym i to miłe. "Zrób komuś dzień dobry" piszą w Loesje nawet takim "dobry den"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas, mieszkańcy tej uliczki, pozdrawiają się. We wsi coraz rzadziej, coraz więcej mija mnie ludzi "nadmuchanych". Czasem uśmiechnąć się do kogoś strach, bo robi zdziwiona minę, jakby ducha zobaczył.
      Ani pandemia, ani polityczne podziały Polaków, nie są usprawiedliwieniem tego, że ludzie "dziczeją", a tak kiedyś próbowano mi tłumaczyć brak kultury na ulicy..

      Usuń
  8. Ale gdzie wąsaty mors się podział???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był, ale jakoś jeszcze mi tu nie pasował :):):):) Byłaś, słuchałaś?

      Usuń
  9. Nie ma zdjęcia psinki? Zadziwiający brak. ;)

    Wycieczka niczego sobie moim zdaniem.

    Na tym zdjęciu ekran akustyczny jest moim zdaniem zbędny. Bo wystarczyło zbudować osiedle nieco dalej od tej dość ruchliwej ulicy. Na szczęście ulica przy której teraz mieszkam nie należy do zawalonych samochodami.

    Nie wiem, nie zajrzałem do gniazda bocianów. Nie chciałem być podziobany. :D

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale jest film z psinką i zdjęcie też jest:) Te ekrany stawiane są bez sensu. Czasem droga leci w szczerym polu i obok ekran stoi.

      Usuń