„Teraz nie czas myśleć o tym, czego nie masz. Myśl, co potrafisz zrobić z tym, co masz.” – Ernest Hemingway

04 listopada 2025

Od głowy do połowy...a potem tragedia. I dodatkowo „Morskie opowieści”.

 

Robienie slajdów nie jest dla mnie nowością. Kiedy jeszcze wykładałam, robiłam prezentacje z tekstami. Bardzo pomocny środek nauczania, zwłaszcza, że to jeszcze była era rzutników, projektorów, czyli technicznych „mamutów”, a ja mogłam już robić prezentacje za pomocą laptopa. Trochę pracy kosztowało przygotowanie slajdów z tekstami, ale studenci mieli wyłożony tekst na ekranie i mogli sobie pisać notatki bez zadawania pytań (podczas podawania treści zawsze, ale to zawsze, musiałam kilka razy powtarzać treść). Jasne, że głównie prowadziłam tradycyjne wykłady, a prezentacje (z omówieniem), były tylko dodatkiem.

Wtedy robiłam prezentacje w Power Poincie- nadal mam ten program, ale chciałam nauczyć się czegoś nowego, no i teraz, krok po kroku, oswajam się z tym nowym programem. Ma zupełnie inny układ nawigacyjny i jest po angielsku.

To nie tworzenie prezentacji, w nowym programie, było trudnością, ale możliwość wklejenia jej na blog. Powoli, metodą prób i błędów, dotarłam do tego, jak to zrobić. Przy okazji nauczyłam się robić podkład do filmów z muzyką według mojego pomysłu.

I wygląda na to, że teraz będę was „zamęczała” prezentacjami. Wprawdzie trzeba trochę popracować nad nimi, ale w końcu pokażę wszystko, co chcę, a post nie będzie rozciągnięty do nieprzyzwoitości (zdjęcia, nawet małe dużo miejsca zajmują).

"Morskie opowieści" ( oglądać na dużym ekranie).

 Muzyka: Klincz, "Latarnik"

Zdjęcia z zasobów domowych 

 
 A w domu norma, ciągle coś się dzieje, ale jakoby się nie działo. Jest ruch codzienny, obowiązki codzienne i dalsze kombinowanie nad wymianą pieca CO. Przeczytaliśmy artykuł na temat ogrzewania peletem i trochę nas z decyzją o zakupie pieca CO na taki opał przyhamowało. Okazało się, że ludzie znów zostali zrobieni w konia, podobnie jak przy zamianie pieców na węgiel na piece gazowe. Kupili, zamontowali, a potem ceny gazu poszły drastycznie w górę. No i płacz, bo brak forsy na gaz, a w dodatku domy nie są tak dogrzane, jak przy paleniu węglem. Teraz z ogrzewaniem na pelet zrobiło się tak samo. Po pierwsze, ceny peletu bardzo podskoczyły (tona kosztuje sporo więcej niż tona groszku), po drugie, podobno producenci peletu nie spełniają norm ekologicznych (jakieś badziewne kleje stosuję, zatruwające środowisko) i po trzecie- pelet ma różne klasy kaloryczności i jak klasa jest wyższa, to pelet droższy. O ile mniej więcej można sobie obejrzeć węgiel i raczej widać, że to nie badziewie mieszane z kamieniem, to ja kompletnie nie znam się na kaloryczności peletu- granulki takie same. A słowo napisane na opakowaniu? Zapomnij- papier wszystko przyjmie. Dodatkowo, w naszym przypadku jest konieczność wpuszczenia w komin metalowej rury (podczas palenie peletem ściany przykominowe lubią ”płakać”- łapią wilgoć wydobywającą się podczas spalania granulek), gdybyśmy chcieli palić tym opałem. A to znaczeni podraża wymianę sposobu ogrzewania.

Na razie jestem wkurzona na maksa. Tak państwowi zakręcili tymi wymogami eko w temacie ogrzewania, że zupełnie nie wiadomo, na co się zdecydować.

Z fotowoltaiką jest heca- przestano robić przyłącza tam, gdzie ludzie zainstalowali nowe panele- system już nie przyjmuje takiej ilości prądu. Pompy ciepła wcale nie są tak ekologiczne jak mówiono, bo żrą prąd i w dodatku montaż ich jest szalenie drogi. Wiatraków, małych turbinowych, by zamontować je na dachu, na razie nie można kupić, a pewnie też te pierwsze instalacje będą bardzo drogie. Piec na węgiel i miał- tylko 5 klasy, piec na drewno- to samo. Piec na pelet- ogromne koszty ogrzewania. Piec gazowy- słabo ogrzewa i koszt ogrzewania horrendalnie drogi, poza tym też trudno dostać nowe przyłącze. Został piec na ekogroszek, który wcale nie jest eko.

Zamieniłam firanki w oknach z długich na takie do parapetu, by nie zasłaniały grzejących kaloryferów. W pokoju z dużym tarasem postanowiłam w ogóle nie wieszać firany. Przez drzwi balkonowe (bardzo szerokie) jest tak śliczny widok na busz ogrodowy, że szkoda go przysłaniać firaną. I tak jest cały czas odsłonięta, bo lubię, idąc z kuchni do pokoju, wgapiać się w ogród- to taka naturalna fototapeta. W dodatku ten widok nieustannie się zmienia zależnie od nasłonecznienia i pory roku. Teraz wyprane firany schną na tarasie, potem pójdą na całą zimę do szafy.

Jest słonecznie, ale powietrze jest ostre. Otwieram drzwi na tarasy, przewietrzam dom i choć dom jest z tych suchych, wyganiam z niego wilgoć po ostatnich deszczach. To samo robię z szafami- drzwiczki otwarte i przewietrzanie ciuchów. Złapać jak najwięcej ciepła, powietrza, póki jeszcze aura na to pozwala. Łapać tę namiastkę późnego lata. Potem już będzie tylko zimno, wilgotno i ponuro (oby nie).

 Z Bezy tonami wyłazi futro. Można ją skubać jak owcę. Czeszemy codziennie i jakiś postęp estetyczny jest, ale to orka na ugorze, bo Bezka ciągle wygląda, z tymi sterczącymi na boki kłakami, jak psia sirota. W dodatku nie znosi czesania. Na początku stoi spokojnie, ale potem zaczyna się kręcić i łapać moją rękę zębami. Ciekawe jest to, że futro kłaczy się tylko na tylnej części Bezy. Przód- piękny biały tors, uszka, łapy są gładki, futerko ładnie się układa, a od połowy do tyłu istna tragedia. Beza jest mieszańcem z przewagą szetlanda. Można rzec- od głowy do połowy jest rasowa, a od połowy do ogona „skundlona”. Leży teraz przy biurku i patrzy na mnie uważnie. Może czuje, że trochę ją obgaduję?