Post jest obszerny, ale polecam z całego serca jego przeczytanie. Jest to solidna recenzja podręcznika, który już stał się „HiTem”, chociaż jeszcze się dzieciaki z niego nie uczą.
Najlepiej czytać, kiedy pod ręka ma się jakieś „procenty”, bo „bez pał litra nie udierżisz”.
W każdym razie, mnie podczas czytania, robiło się coraz bardzie mdło na myśl, że coś takiego wyszło spod pióra „profesora” i , że taki gniot pod każdym względem, chce się dzieciom serwować. Już samo to, że podręcznik zawiera 500 stron i ogrom treści straszliwie ze sobą pomieszanych, co i rusz mówiących na tematy, które same w sobie już są obszerne i wymagają solidnego omówienia jako odrębne, jest nie do przyjęcia. Żaden 15-16 latek nie jest w stanie nie tylko zrozumieć tych treści, ale też ich opanować w ciągu roku. No i nie znam nauczyciela, który by też tak obszerny zakres treści miał opanowany, pomijając już jego ideologiczne nastawienie do w ten sposób zobrazowanej historii współczesnej.
Zastanawiam się też nad recenzentami- to przecież niemożliwe, żeby dwóch recenzentów coś tak skandalicznego puściło. Albo są tak zakłamani, albo są kompletnymi ignorantami, albo są bezwzględnymi karierowiczami, albo po prostu nie mają zielonego pojęcia, co puścili i jakie będą skutki tego.
Sam Roszkowski to do cna zły człowiek. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego co i jak napisał. I zdaje sobie sprawę, dlaczego taki podręcznik jest skierowany do nastolatków. Jeszcze nigdy nie czytałam tak zakłamanej i zmanipulowanej historii współczesnej (a dosyć sporo pozycji o historii Polski i różnych państw przeczytałam). Najgorszy typ naukowca, który „dla sławy” wszystko zrobi, wszystko, nie bacząc na etykę pracy naukowej, czy zwykłą uczciwość ludzką.
Jego działanie jest jeszcze bardziej obrzydliwe, kiedy weźmie się pod uwagę adresata treści, zawartych w jego podręczniku- nastolatek, który nie ma szans obronić się przed zalewem kłamstwa i manipulacji, którego będzie się z przyswojenia tych treści rozliczać.
Powiem kolokwialnie- rzygać mi się chce, kiedy widzę Roszkowskiego i kiedy tylko myślę, co nawyczyniał.
„Przeczytaliśmy cały podręcznik do HiT. Obszerna lista czarnych charakterów
Jako pierwsi w Polsce szczegółowo recenzujemy w całości podręcznik do "Historii i teraźniejszości" napisany przez prof. Wojciecha Roszkowskiego. Na ponad 500 stronach autor prezentuje wizję świata, w której jedyną akceptowalną postawą życiową jest wiara w chrześcijańskiego Boga, a lewica, gender, Niemcy, feminizm i ateizm to zjawiska godne potępienia.
Polska jako ofiara
Już w pierwszym rozdziale dostajemy bardzo jednoznaczny przekaz: "Skutki II wojny światowej. Polska największą ofiarą". Samo stwierdzenie tego faktu nie jest specjalnie dyskusyjne, bez wątpienia Polska była jednym z najbardziej poszkodowanych podczas II wojny państw świata. Ale w rozdziale wymienione są różne nacje uczestniczące w konflikcie (od Niemców i Francuzów przez Brytyjczyków i Amerykanów do Finów), i o każdej w kontekście jej postaw w latach 1939-1945 jest napisane coś negatywnego, po czym następuje prosty wniosek, że największą ofiarą II wojny była Polska i że mamy najwięcej Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Żadnego kontekstu antysemityzmu w Europie, ani liczby Żydów na ziemiach polskich, w tej części nie ma. Powojenne migracje "dotknęły oczywiście także inne kraje, lecz w mniejszym stopniu niż Polskę".
Słuszne stwierdzenie, że większość społeczeństw Zachodu nie zna skali terroru panującego w Polsce w czasie okupacji, jest od razu okraszone komentarzem, że "mogliby w tej sprawie wiele dobrego uczynić Niemcy, gdyby chcieli przedstawić prawdę o sobie tamtych lat, ale wybrali inną politykę: skrywania i pomniejszania swoich win". Do antyniemieckości jeszcze wrócimy.
Kościół kontra reszta świata
Niezrozumiałą konstrukcję ma drugi rozdział pt. "Ideologie i nazizm". Na początku autor wymienia kilka "najbardziej popularnych obecnie ideologii: socjalizm, liberalizm, feminizm i ideologię gender, współczesną chadecję, czyli chrześcijańską demokrację, której jednak nie należy utożsamiać z chadecją sprzed 40 lat i więcej".
Po tym akapicie następuje natomiast kilkustronicowy wykład o nazizmie, jego źródłach (od Nietzschego do George’a Bernarda Shawa), o dojściu Hitlera do władzy i o tym, żeby nie utożsamiać nazizmu ze skrajną prawicą. Skąd tyle miejsca dla nazizmu, skoro podręcznik obejmuje lata 1945-1979? I przede wszystkim, co miało na celu zestawienie feminizmu, chadecji i socjalizmu z tymże nazizmem?
W tym momencie, już w drugim podrozdziale, łatwo można rozpoznać jasną linię ideową podręcznika. Autor zresztą wcale jej nie ukrywa. Otóż jedynym słusznym i niepodlegającym krytyce systemem wartości, jest konserwatywna wersja chrześcijaństwa realizująca się w państwie narodowym. Jakiekolwiek odbieganie od patriotycznego katolicyzmu, spotyka się z krytyką profesora. Często bardzo jednoznaczną.
Na przykład w rozdziale o komunizmie pada zdanie: "Przy założeniu istnienia Boga – a przecież nie ma żadnego dowodu, poza spekulacjami myślowymi, że Go nie ma – wszystkie kombinacje intelektualne marksistów i neomarksistów tracą jakikolwiek sens". Ten fundamentalny błąd logiczny uzasadniający istnienie Boga (ciężar dowodu w logice zawsze spoczywa na tym, kto chce udowodnić istnienie czegoś, a nie czegoś nieistnienie) profesor powtarza też kilkadziesiąt stron dalej.
W liczącym pięć stron podrozdziale "Świat powojenny" na jednej stronie dostajemy trochę statystyk dotyczących gospodarki światowej, a na kolejnych czterech obronę chrześcijaństwa. "Mimo zła, które niektórzy ludzie czynią w Kościele, jest on stale wielką szansą, gdyż opiera się na nauce, która jest wiecznie żywa, i na jej przestrzeganiu przez większość wierzących. Warto się temu bliżej przyjrzeć, zamiast ulegać mistyfikacjom popularnych mediów wydawanych najczęściej przez ośrodki ateistyczne. (…) Mimo czasami grzesznych postaw niektórych reprezentantów Kościoła, którzy przecież są jak wszyscy inni wystawieni na pokusy i mogą błądzić, Kościół łagodzi i normuje stosunki pomiędzy ludźmi i narodami".
W dalszej części Dekalogowi jest przeciwstawione stanowisko "róbta co chceta", a wszystko to jest podsumowane stwierdzeniem, że ateizm jest takim samym dogmatem, jak chrześcijaństwo, bo "logicznie rzecz biorąc, nie można przecież udowodnić, że czegoś nie ma. Ateiści są więc ludźmi wierzącymi, tyle że wierzą w nieistnienie Boga".
Z tego samego założenia wyszli kilkanaście lat temu twórcy Kościoła Latającego Potwora Spaghetti, którzy także argumentowali (przed sądem), że nie można udowodnić, że świat nie został przez takowego potwora stworzony. Tyle że oni robili to w żartach, a prof. Roszkowski pisze poważny podręcznik.
Lewica: czarny charakter
Przyjrzyjmy się bliżej czarnym charakterom podręcznika, czyli zjawiskom przedstawionym w książce w jednoznacznie negatywnym kontekście. Jednym z najbardziej rzucających się w oczy jest lewica. Nie pojawia się właściwie w żadnym fragmencie w neutralnym kontekście. Źli są lewicowi artyści i intelektualiści Zachodu, zła jest opanowana przez lewicę Unia Europejska, nawet chadecja jest krytykowana za przejęcie lewicowej agendy, choćby od partii Zielonych (w czym podkreślona jest rola Angeli Merkel).
Marksizm nie jest niczym więcej jak tylko preludium totalitarnego ZSRR. O tym, że wyrastał z obserwacji koszmarnych warunków pracy podczas rewolucji przemysłowej, także kilkunastogodzinnej pracy małych dzieci przez siedem dni w tygodniu, w rozdziale o komunizmie nie przeczytamy.
Przeczytamy natomiast zdanie: "Pojęcie pożyteczny idiota trzeba koniecznie zapamiętać, bowiem takich osobników nie brakuje i dziś", zestawione ze zdjęciem Jeana Claude’a Junckera, który przemawia w katedrze w Trewirze z okazji 200. rocznicy urodzin Marksa, "ateistycznego filozofa, prekursora zbrodniczego systemu komunistycznego".
W kolejnym rozdziale Roszkowski spory akapit poświęcił socjalistom. "Współcześni socjaliści daleko odeszli od pierwotnych ideałów. Ich wizja doskonałego ustroju nie polega już na wyzwoleniu człowieka od wyzysku ekonomicznego, ale na wyzwoleniu człowieka od wszelkich ograniczeń, nawet wynikających z zasad przyzwoitości. Wystarczy przypomnieć sobie wszystkie marsze równości i ordynarne hasła niesione przez współczesnych socjalistów razem z feministkami i zwolennikami ideologii gender. Współcześni socjaliści są niejednokrotnie częścią elity rządzącej i finansowej, weszli w bliską współpracę z najbogatszymi ludźmi świata, korzystając z ich funduszy. Kapitał ich już nie mierzi, żyją w luksusach. O dyskryminacji i wykluczeniach mówią już tylko w kontekście obyczajowym, a nie w kontekście nierówności społecznych. Można by zastanowić się, dlaczego ciągle zyskują głosy wyborcze. (…). Jedną z przyczyn jest na pewno to, że politycy ci korzystają z tego, iż w szkołach, nauczając o początkach ruchów socjalistycznych i wielu ówczesnych szlachetnych zamierzeniach, przemilcza się koniunkturalną przemianę, jaka dokonała się w ruchu socjalistycznym w ostatnich 40-50 latach".
Po tym fragmencie następuje powrót do przerwanej na ten jeden akapit narracji o Stalinie i początkach zimnej wojny. To częsty zabieg stosowany przez autora. W prowadzoną logicznie i sensownie opowieść nagle wrzucany jest całkowicie nieuzasadniony fragment mający na celu zakodowanie połączenia dwóch bardzo odległych od siebie pojęć. W tym wypadku realne potworności stalinowskiego reżimu są połączone z marszami równości, gender i feminizmem. O tym, że politycy wszystkich możliwych opcji są częścią elity rządzącej i finansowej, i socjaliści nie są tu żadnym wyjątkiem, się nie dowiemy.
Ten sam zabieg widać także w kolejnym fragmencie. Rozdział o stalinizmie kończy się takim akapitem: "Dlatego oburzenie muszą wywoływać próby przedstawiania już w XXI w., także w Europie Zachodniej i USA, sowieckiej polityki narodowościowej jako promocji etnicznej różnorodności. Równie oburzające jest twierdzenie, że przymusowe migracje były udaną próbą pomieszania przez państwo pojęć języka i kultury z biurokracją napędzaną systemem kwotowym (Y. Slezkine, amerykańsko-żydowski badacz)". Wrzucenie tego niszowego cytatu miało chyba na celu tylko napisanie kolejnego zdania: "Jeśli takie stwierdzenia byłyby prawdą, to trzeba uznać Lenina i Stalina za prekursorów ruchu społecznego określanego mianem multi-kulti". I już czytelnik ma zasiany ciąg logiczny pomiędzy Stalinem i wielokulturowością.
Cytatów o lewicy można znaleźć znacznie więcej. "Lewicowanie stało się na Zachodzie modne jako wyraz postępu, którego szczytowym osiągnięciem miał być oczywiście komunizm. Wielu myśli tak do dziś…". Kto konkretnie myśli dziś, że komunizm ma być szczytowym osiągnięciem czegokolwiek? Nie wiadomo.
Przy okazji rozważań o początkach integracji europejskiej czytamy: "Jedność chrześcijańskiej Europy wspierał też papież Pius XII. Nie przypuszczał jednak na pewno, że znajdą się za niespełna pół wieku tacy, którzy postanowili zintegrować Europę na bazie ideologii lewicowych z odrzuceniem Boga". Tutaj również nie dowiadujemy się, kogo profesor ma na myśli.
Niemcy to wciąż wróg
Przez całą książkę przewija się wyraźnie dyskurs antyniemiecki. W rozdziale o konsolidacji Zachodu mamy na przykład taki fragment: "W traktatach założycielskich Unii Europejskiej nie przewidziano przekształcenia się jej w federację zarządzającą wszystkimi państwami. Taka koncepcja została zaakceptowana przez wszystkie państwa członkowskie jednomyślnie. Są jednak takie państwa, jak Republika Federalna Niemiec, które nie zważając na traktaty, prą z całych sił do zamiany Unii w jedno państwo: świadczy to niestety o złych intencjach. Poza tym trzeba zapytać: po co taka federacja. Czyżby miała służyć tylko Niemcom?" To nie jest zdanie, które powinno znaleźć się w podręczniku. To najczystsza polityczna publicystyka autora.
Nadużyciem jest też na przykład określenie pierwszego przewodniczącego Komisji Europejskiej Waltera Hallsteina mianem "byłego nazisty". Hallstein (rocznik 1901) był przede wszystkim niezwykle uzdolnionym prawnikiem, który tytuł profesora otrzymał w wieku 29 lat, na trzy lata przed dojściem Hitlera do władzy. Nie był członkiem NSDAP ani SA, badacze gabinetu kanclerza Konrada Adenauera ocenili, że próbował raczej się od ideologii nazistowskiej dystansować. Nie było też bynajmniej tak, że jego przeszłość nie budziła wątpliwości w latach 40. i 50. Budziła, ale zostały rozstrzygnięte na jego korzyść.
Wojciech Roszkowski sporo miejsca poświęcił również na omówienie relacji polsko-niemieckich po II wojnie światowej. Już na wstępie wygłasza nie do końca prawdziwą tezę, że "zaledwie kilka lat po zakończeniu wojny (...) przestano się obawiać odrodzenia się tam nacjonalizmu, i to w skrajnym wydaniu". Dyskusje o ponownym zjednoczeniu Niemiec i odrodzeniu się zagrożenia dla Europy trwały dekadami, a przed niebezpieczeństwem przestrzegał choćby Henri Ménudier jeszcze w latach 80.
Do kwestii niemieckiej autor wraca w rozdziale poświęconym nacjonalizmom, napisanym wyraźnie na potrzeby uzasadnienia linii obecnej władzy. Na początku czytelnik dowiaduje się, że dzisiejsza Europa Środkowo-Wschodnia niesłusznie uznawana jest za "siedlisko nacjonalizmów". Profesor bardzo szybko przypomina, że to ten region starego kontynentu padł pierwszą ofiarą niemieckiego nacjonalizmu, a "silna identyfikacja narodowa jest typowym odruchem po uwolnieniu się z jarzma, w tym przypadku sowieckiego". Potem następuje dość długa analiza różnicy między nacjonalizmem a patriotyzmem, do której na koniec wpleciony został wątek Nord Stream
Podręcznik jako pomnik dla PiS
W podręczniku znajdziemy więcej przykładów naginania rzeczywistości pod uzasadnianie działań rządu Zjednoczonej Prawicy. Na przykład w podrozdziale o wyborach znajduje się dziwne zdanie, wrzucone właściwie bez kontekstu: "Mamy wiele przykładów w historii, kiedy za praworządność uchodziło respektowanie złego, nawet okrutnego prawa". O czym zaś był cały fragment? O tym, że wybory w czasach sowieckich były fałszowane i że w demokracjach także na wyborców czają się różne pułapki. Trudno uzasadnić to zdanie czymś innym niż chęcią przemycenia uwagi, że Polska w sporze z UE o praworządność tak naprawdę ma rację.
Starając się wyjaśnić zjawisko populizmu, autor posłużył się przykładem znienawidzonych przez PiS elit. "Zdrowy kontakt między rządzącymi a rządzonymi musi opierać się na minimum wzajemnego zrozumienia, a tego w przypadku elit często brakuje. Na ogół lekceważą one opinię tak zwanego szarego obywatela (...). W tym sensie elitaryzm elit staje się aktywnym populizmem. »Populizm« jest więc słowem służącym często do zamykania ust jednym, a otwierania drugim" — czytamy.
Nie zabrakło także wycieczki pod adresem arcywroga polskiego obozu rządzącego, czyli Donalda Tuska. Na początku jednego z rozdziałów autor rozwodzi się nad dobrem wspólnym i zainteresowaniem sprawami publicznymi, po czym dochodzi do wniosku, że Platforma Obywatelska chciała zniechęcić Polaków do śledzenia polityki. Roszkowski nawiązał do słynnego hasła wyborczego z 2010 r., czyli "Nie róbmy polityki. Budujmy mosty". "Był to slogan bardzo popularny, ale czy chodziło w nim o dobro wspólne? Mosty trzeba budować, oczywiście, ale nie powinno się zniechęcać ludzi do głębszego zainteresowania się polityką, ponieważ to oznacza zarazem brak zainteresowania dla własnego państwa, dla jego losów" — wyjaśnia historyk.
W jednym z rozdziałów poświęconym PRL autor sporo miejsca poświęcił krytyce gospodarki centralnie planowanej, która przynosiła straty i rujnowała z trudem odbudowujące się państwo polskie. Chwilę później zauważył jednak, że istnieją państwowe firmy, które rozwijają się prężnie i dzięki właściwemu zarządzaniu przynoszą krajowi dochód. Jako przykład takiej firmy został dwukrotnie wymieniony Orlen.
Zadziwiające jest to, jak wiele razy autor wplótł krytykę niepopularnych w środowisku PiS postaw, często wtrącając takie wątki w najmniej spodziewany momencie. Analizując protesty czarnoskórych mieszkańców USA w latach 60., prof. Roszkowski nawiązał do protestów Strajku Kobiet w Polsce. Historyk ubolewa, że "dziś, w XXI w., uznaje się słowo »Murzyn« za obelżywe", a "podczas skrajnie lewicujących, neomarksistowskich manifestacji rzucane są pod adresem ludzi o tradycyjnych poglądach takie hasła jak np. »wyp...dalać!«, albo jeszcze gorsze (...) Wyobraźmy sobie, że ksiądz skierowałby do kogoś z ambony takie słowo — oburzenie nie miałoby granic" — czytamy.
Media cenzurowane prawie jak w PRL
Edukacja medialna umożliwiająca chociażby rozróżnianie fake newsów od rzetelnych informacji, to jedno z kluczowych wyzwań współczesności. Roszkowski napisał ciekawy fragment o znaczeniu Facebooka w demokracji, słusznie zwracając uwagę na to, że algorytmy mediów społecznościowych mają potężną moc i pozostają poza jakąkolwiek społeczną kontrolą. Przy okazji natomiast dostaje się także mediom tradycyjnym.
"Dziś faktycznie nie ma w mediach ingerencji cenzorskich w dawnym stylu, poza takimi krajami jak Chiny, Korea Północna czy Kuba. Jednak cenzura istnieje nadal i choć wygląda to zupełnie inaczej, to zawsze chodzi w niej o to samo: spełnienie życzeń i nakazów właściciela i mocodawcy (pracodawcy). Bez różnicy, czy jest to komitet centralny partii komunistycznej czy właściciel np. niemieckiego koncernu Springer (koncern Axel Springer jest jednym z głównych udziałowców Ringier Axel Springer Polska, właściciela Onetu – red.), czy też Mark Zuckerberg – skądinąd wiadomo, że zdeklarowany ateista" – analizuje autor.
Ta część jest zilustrowana grafiką Sejmu Koronnego z 1570 r., podpisaną "Instytucje demokratyczne istniały w Rzeczypospolitej już w XV w., czym niektóre kraje Zachodu chcące uczyć Polskę dziś demokracji, nie mogą się pochwalić".
W innej części podręcznika autor konstatuje, że dzisiejsza sytuacja mediów niewiele różni się od tej w czasach PRL. "Choć środki przekazu są dziś niebywale rozbudowane w stosunku do sytuacji sprzed kilkudziesięciu lat — samych rozgłośni radiowych działa 297, a dawniej tylko kilka — to znajdują się one w rękach zagranicznych właścicieli. Czy można np. oczekiwać, że prywatna firma skupiająca 37 stacji radiowych będzie akceptować w nich różnorodność światopoglądową i polityczną? W żadnym wypadku" — twierdzi prof. Roszkowski.
Koszulka z napisem "Żadnych zasad"
Sporo miejsca Roszkowski poświęca analizie kultury. To bardzo dobrze. W programie szkolnym wiedza o kulturze współczesnej jest serwowana w bardzo ograniczonym stopniu, a nauczyciele nie mają nieraz nie tylko narzędzi do prowadzenia takich lekcji ani nawet języka do rozmawiania z uczniami np. o muzyce rockowej albo o kinie. U Roszkowskiego samo to, że padają w podręczniku nazwiska chociażby reżyserów włoskiego neorealizmu Vittorio de Siki i Roberto Rosseliniego czy też Ingrid Bergman i Humphreya Bogarta, stanowi pewną wartość. Za próbę szerokiego włączenia kultury do podręcznika o historii należą się zdecydowanie Roszkowskiemu słowa uznania.
A raczej należałyby się, gdyby nie fakt, że fragmenty poświęcone kulturze są najsłabszymi elementami całego podręcznika, ocierającymi się nieraz o śmieszność. Roszkowski kulturoznawcą nie jest i we fragmentach o Bobie Dylanie i Pink Floyd najbardziej widać konserwatywny i katolicki światopogląd autora i braki w wiedzy.
Zdaniem autora największym zagrożeniem dla cywilizacji zachodniej jest "tak zwany bunt barbarzyńców". "Ktoś, kto niesie torbę z napisem »No Rules« (»Nie ma zasad«), jest wrogiem cywilizacji — nawet jeśli sam nie zdaje sobie z tego sprawy — i naprawdę nie wiadomo, czego można się po nim (lub po niej spodziewać)".
Podobnie jak w przypadku części poświęconych polityce, fragmenty interesujące i rzetelnie opisujące dane zjawisko kulturowe, bez jego oceniania ("w powieściach przedstawiano brak komunikacji między ludźmi, w sztukach Ionesco lub Becketta bohaterowie zachowywali się jak automaty bez uczuć") są przeplatane ideologicznymi wstawkami w stylu: "niezwykle wówczas popularny pisarz amerykański Ernest Hemingway proponował dość iluzoryczne poczucie sensu życia", a poza tym był "skompromitowany współpracą z wywiadem sowieckim w czasie wojny domowej w Hiszpanii".
Feminizm, gender i rozkład rodziny
Pojęciem, które Roszkowski regularnie umieszcza w negatywnym kontekście, jest feminizm i ideologia gender. Na przykład pisząc tak: "Wraz z postępem medycznym i ofensywą ideologii gender wiek XXI przyniósł dalszy rozkład instytucji rodziny. Lansowany obecnie inkluzywny model rodziny zakłada tworzenie dowolnych grup ludzi czasem o tej samej płci, którzy będą przywodzić dzieci na świat w oderwaniu od naturalnego związku mężczyzny i kobiety, najchętniej w laboratorium. Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli. Skłania to do postawienia zasadniczego pytania: kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci?"
Ten fragment naprawdę trudno skomentować. Żadne dzieci nie przychodzą na świat w laboratoriach, tam może co najwyżej dojść do zapłodnienia komórki jajowej w ramach znanej od lat 70. metody in vitro. Nikt nie chce dzieci produkować ani hodować. Mnóstwo nieheteronormatywnych osób chce mieć rodzinę, nie chce jedynie, żeby wyglądała ona dokładnie tak, jak widzi ją Kościół katolicki.
Początkowi rozdziału o kontrkulturze lat 60. towarzyszy zdjęcie ludzi palących marihuanę. Rzeczowe zdania o rewolucji edukacyjnej i stojącym w tle ekonomicznym dobrobycie Zachodu lat 60. są jednak w kolejnych akapitach połączone z… rewolucją proletariacką w Chinach. Roszkowski pisze wprost: "Młodzież stawała się chwilami – pod wpływem przenoszonych z marksismu-leninizmu idei – żywiołem niszczycielskim". Fragment o narodzinach rock and rolla zwieńczony podpisem pod zdjęciem przedstawiającym tańczącą parę: "Taniec do tej pory nie traci na popularności, mimo iż w latach 60. często łączono go z modą na alkohol, narkotyki i ryzykowne zachowania seksualne".
W dalszych rozważaniach, nie po raz pierwszy, okazuje się, że jedyną słuszną drogą życiową, jest droga z chrześcijańskim Bogiem. Roszkowski wychodzi od fascynującego przecież zagadnienia wolności "od" i wolności "do", wokół którego można młodzież zaangażować do wielogodzinnej dyskusji i jeszcze na tej samej stronie wnioskuje, że to, że "Bóg szuka człowieka, że doń naprawdę przemówił w postaci Jezusa Chrystusa i odtąd często przemawia, przekracza zupełnie horyzont myślowy współczesnych racjonalistów, którzy uwierzą we wszystko, tylko nie w dobrego Boga, który czasem się do nas odzywa". Dyskusji nie ma, jest dogmat.
Wiemy, jaką muzykę lubi prof. Roszkowski
W dalszej części dowiadujemy się, że za młodzieżową rewoltą lat 60. stały, a jakże, "poprzednie pokolenia lewicy". Wielowymiarowe (to oczywiste, że nie zawsze pozytywne) i odczuwalne do dziś skutki całej kontrkultury tamtego okresu są jednoznacznie ocenione jako "w dużej mierze opłakane".
Negatywnych bohaterów tej rewolucji Roszkowski wymienia wielu. Choćby Bob Dylan jako autor "katastroficznej pieśni ludowej The times they are A-changin" (Czasy się zmieniają). Trudno powiedzieć, co katastroficznego znalazł prof. Roszkowski w Dylanowskim klasyku mówiącym o całkowicie naturalnym procesie zastępowania starego nowym.
W rolach czarnych charakterów wystąpili także The Beatles, The Doors, Janis Joplin, The Rolling Stones, Jimi Hendrix, którzy zostali wrzuceni do jednego worka jako "manipulujący warstwą tekstową używaniem coraz dosadniejszych słów".
A także studenci z najsilniej objętego prądami hipisowskimi uniwersytetu w Berkeley w Kalifornii. Musical "Hair" "popularyzujący anarchistyczną ideologię hipisowską". O festiwalu Woodstock, jednym z najważniejszych wydarzeń kultury masowej w jej historii Roszkowski ma do powiedzenia tyle, że "podczas festiwalu doszło do licznych przestępstw, jedna osoba zmarła po przedawkowaniu narkotyków, druga zginęła pod kołami traktora, a trzecia spadając ze sceny".
Roszkowski wydobywa nawet zupełnie trzeciorzędną w pokaźnej dyskografii zespołu piosenkę "Why don’t we do it in the road" Beatlesów z 1968 r., podając ją jako przykład "przekraczania granic wstydu" i całkowicie pomijając ironię i pastiszowość śpiewanego przez Paula McCartneya utworu.
Ostatecznym dowodem na to, że Roszkowski nie umie czytać metafor (albo że czyta je wyłącznie przez swój katolicko-konserwatywny pryzmat) jest interpretacja "Another brick in the wall" Pink Floyd. Będąca częścią monumentalnego concept-albumu o zagubieniu jednostki w społecznych i kulturowych oczekiwaniach piosenka ze słynną frazą: "Nauczyciele! Zostawcie dzieciaki w spokoju" spotyka się z dramatycznym pytaniem profesora: "Czy jednak ktoś chciałby, żeby dzieci uczyły dorosłych? A jeśli tak, to czy same dzieci nie straciłyby poczucia bezpieczeństwa?".
Co ciekawe w jednym szeregu obok Pink Floydów Roszkowski stawia punk rocka, całkowicie już myląc pojęcia i nurty. Pink Floyd byli dla punkrockowców obiektem drwin, nosili koszulki z napisem "Nienawidzę Pink Floyd", bo zespół ten był dla nich całkowicie oderwany od ich ponurej rzeczywistości brytyjskich czy amerykańskich przemysłowo-robotniczych dzielnic. Hasło "No future" wyrażające autentyczną atmosferę i obawę braku perspektyw dla młodzieży dorastającej w pogrążonej wówczas w kryzysie Wielkiej Brytanii, Roszkowski kwituje "prymitywizmem i lekceważeniem wszelkiej normy".
Czy była jakaś muzyka, którą autor podręcznika cenił? Owszem. "Gwoli sprawiedliwości, warto dodać, że oprócz prymitywnych i wulgarnych nurtów punkowych rozkwit przeżywał rock symfoniczny, dużo jednak ambitniejszy. Warto wymienić zespoły: Yes, Genesis, Emerson & Lake and Palmer, King Crimson lub muzyka Mike’a Oldfielda, a z polskich zespołów: Budkę Suflera, SBB, Exodus, Riverside, a nawet Skaldów (Krywań, Krywań)".
Roszkowski zauważa oczywiście, jak gigantyczny wpływ nie tylko na kulturę, ale także na naukę i politykę miała końcówka lat 60. I nie ukrywa swojego negatywnego stosunku co do natury tego wpływu. Jako jeden z produktów tamtych czasów Roszkowski uznaje poprawność polityczną, jedno z mniej lubianych pojęć na polskiej prawicy. "Z pozoru postępowe slogany zatruły naukę i szkolnictwo. Młodzież zaczęto głównie uczyć o nadużyciach cywilizacji zachodniej, a nie o jej osiągnięciach. Całą winę na przykład za handel niewolnikami zwalano na białych, zapominając o roli arabskich pośredników, krytykowano krucjaty, nie wspominając o militarnej ekspansji islamu —w tym opanowania Ziemi Świętej – w pierwszych jego wiekach, historię Kościoła sprowadzano do inkwizycji, a nie wspominano o dużo surowszych sądach świeckich tamtego okresu albo o zakonach i świętych, którzy torowali drogę kulturze, nauce i gospodarce europejskiej. Taka postawa samobiczowania się Zachodu była bardzo na rękę Moskwie".
Czego w podręczniku prof. Roszkowskiego nie ma albo prawie nie ma?
Po pierwsze, postaci kobiecych. Trzeba przyznać, że prof. w małym stopniu w ogóle skupia się na ludziach, a w znacznie większym na procesach i zjawiskach. Ale fakt faktem, najmniejszych choćby prób zachowania płciowej równowagi nie ma. Feminizm występuje z jednym wyjątkiem w negatywnym kontekście, raz jest opisany w dość neutralny sposób.
Po drugie, praw człowieka. Powszechna Deklaracja Praw Człowieka z 1948 r. skwitowana jest jednym zdaniem. Brak analizy jednego z najbardziej fundamentalnych procesów, jaki zaszedł na świecie w drugiej poł XX., jakim było zrównywanie praw wszystkich mieszkańców naszej planety. Mało tego, są w książce fragmenty, w których profesor daje wyraz swojej dezaprobacie wobec walki o prawa mniejszości rasowych w USA, dywagując o tym, że nie można już używać słowa 'Murzyn'.
Po trzecie, równowagi i zniuansowania. Książka jest wypełniona jaskrawymi i bardzo uproszczonymi ocenami skomplikowanych prądów kulturowych, politycznych i społecznych XX w. Roszkowski nie próbuje nawet tych prądów analizować, nie docieka ich przyczyn, nie stara się ich zrozumieć. Po krótkim i zazwyczaj bardzo wybiórczym i nierzetelnym opisie następuje ocena. Jednoznacznie nacechowana katolickim, konserwatywnym światopoglądem autora.
Na koniec chcieliśmy jeszcze zwrócić uwagę na brutalność zdjęć pokazanych w podręczniku. Mamy osiem fotografii przedstawiających martwe ciała, w tym zdjęcie powieszonych na haku mężczyzn (od razu na drugiej stronie), zdjęcie żołnierza zmuszonego przez UB do pozowania z ciałami dwóch zabitych towarzyszy, zdjęcie powykrzywianych, ustawionych w makabrycznej pozie ciał zamordowanych żołnierzy oddziału Jana Malinowskiego "Stryja", zdjęcie rekonstrukcji egzekucji w Katyniu, a także zdjęcie zamordowanego przez terrorystów premiera Włoch Aldo Moro.
Podręcznik jest skierowany do uczniów klas I liceów i techników, czyli do dzieci 15-16-letnich. To prawda, że wiele z nich ma już za sobą oglądanie brutalnych i pełnych przemocy scen w filmach czy grach komputerowych. Czym innym są jednak fikcyjne filmy i gry oparte na pewnych konwencjach, a czym innym podręcznik ze zdjęciami prawdziwych ciał prawdziwych ofiar. Nie wspominając o tym, że decyzję o oglądaniu danego filmu podejmują same dzieci (wcześniej zapewne razem z rodzicami), a w podręczniku mowy o żadnym wyborze nie ma. Naprawdę brutalne zdjęcia zobaczą wszyscy. Na koniec pokazujemy ilustracyjnie tylko jedno z nich, zamazane.”
Piotr Kozanecki, Paweł Czernich
I jeszcze artykuł dotyczący zamieszczonej w podręczniku treści - opisu relacji jednego z polityków z dziećmi, relacji pedofilskiej.
Przypomniały mi się opowieści dziadka, który musiał po wojnie uczęszczać na kursy WUML, aby mógł pracować, jak przed wojną, w urzędzie skarbowym. Podobny stek bzdur tylko popierający inna partię.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak- pranie mózgów, wmawianie cuda-wianki, manipulacje faktami i najnormalniejsze wstrętne kłamstwa.
UsuńBędzie tak jak w jakimś klipie do The Wall Pink Floyd (nie jestem pewny, może to coś innego było). Gość fruwał sobie nad głowami uczniów, które miały równiutkie, kwadratowe kształty, tylko parę jeszcze miało jakieś inne, fikuśne kształty. A gościu podlatywał z jakąś kosiareczką/golareczką i fru do standardu ogólnego przycinał.
UsuńPrzejrzałem tylko tytuły o czym mowa w KIT (trawestacja HiT). Nie chciałem się już denerwować, upał dostatecznie mnie męczy.
Pozdrawiam!
Przeczytałem jednak całość.
UsuńBędzie jeszcze gorzej niż w filmikach na kanale ,,Matura to bzdura".
Więcej chyba nie wymyślę jak na razie.
I wyjdą sami grubo ciosani bez wyobraźni i własnego zdania.
UsuńJeśli przed reformą PiS niektórzy ludzie nie potrafili rozpoznać flag państw świata typu Brazylia, Argentyna, Meksyk, Francja, Hiszpania itd. to nie wiem co będą potrafić ludzie po szkole Czarnka. Chyba tylko w religię będą na 6+.
UsuńZ tą religią nie byłabym taka optymistką. Młodzież totalnie olewa religie i nawet jak chodzi na jej lekcje, to raczej nie po to, by coś wiedzieć, a po to, by się starzy nie czepiali. I chyba nie należy generalizować, bo jest większość, która jednak "chce wiedzieć' i to wiedzieć to, co chce, a nie to co jej wciskają. Problem w "starych dziadkach' , którzy głosuję bezrefleksyjnie na PiS, a tych jest na razie jeszcze mnóstwo.
UsuńAle w niższych klasach przymusza się uczniów do udziału w takich dziwadłach jak konkurs matematyczno-biblijny, konkurs wiedzy o JPII, o Wyszyńskim itp. O ile jeszcze wiedza o takich postaciach nie jest zła, to już co wymaga się w konkursie nie jest dobre. Bo wymaga się tworzenia laurek, bez możliwości zauważenia jakichś większych czy mniejszych skaz w życiorysach ww. W wyższych klasach to nawet sam uczeń może się chyba z lekcji religii wypisać, więc w tym zakresie zgoda.
UsuńNie zapominaj o ledwo co odrośniętych od ziemi 18-latkach, którzy głosują na twory typy Konfederacja, dodają tylko pokręconych ludzi do tego tygla sejmem zwanym. A na PiS głosują też ,,madki", Grażyny/Janusze, Dżejsiki/Brajany itp. Ich też jest niemała grupa.
No i podsumowałeś świetnie. A ja czekam na protest nie nauczycieli, a właśnie rodziców. marne jednam widoki, że do nich dotrze. iż ich dzieciom robi się psychiczną krzywdę.
UsuńPewnie nie dotrze. Tak samo jak (wiem, nudzę już) wiedza o tym, że rząd nie ma swoich pieniędzy, że zwijane są nasze wolności i zastępowane czymś zupełnie innym itp.
UsuńTrudno mi zrozumieć współczesnych rodziców. Nie zależy im na przyszłości dzieci- oświeconej przyszłości, bez różnych fobii, wykluczeń, nienawiści i głupoty?
UsuńPowiedziałam do męża, że całe szczęście, że nasze dziewczynki są małe. Póki pójdą do szkół średnich, to mam nadzieję, że po tym " dziele" śladu już nie będzie. Jeśli byłoby inaczej, byłby to przedmiot, którego zabraniałabym się uczyć 🤣
OdpowiedzUsuńMoże rzeczywiście uda Wam się dziewczynki uchronić od takich zapędów edukacyjnych. Polską szkołę trzeba dogłębnie zreformować i oczyścić z tych wszystkich śmieci pisowskich.
UsuńNie wiem,czy rodzice mogę decydować, jakie treści ma przyswoić ich dziecko. Wydaje mi się, ze jak dotychczas nic nie będę mieli do powiedzenia, chyba , ze wszyscy zaczną protestować. Ale ciemność widzę, większości rodziców nie obchodzi co się w szkle dzieje a inni przeczekują.
Wlos się jeży..autentycznie się martwię o wnuczkę..o jej edukację,choc wiadomo,ze "wszystko przemija,nawet najdluzsza żmija",więc i ten edukacyjny mrok tez kiedys minie,trzeba mieć nadzieję.Niestety, rownia pochyła w szkolnictwie trwa od lat - za rządow Pisu udało się ogłupianie spoleczenstwa na niespotykaną dotąd skalę.
OdpowiedzUsuńPrzeminie, ale ile szkód najpierw narobi? Są momenty, w których nawet głupi dojrzy, że ktoś go nabiera. I na to liczę.
Usuńnie będę tego czytała, wiem co tam jest bez czytania ))) no cóż, teraz dobry nauczyciel historii na wagę złota. Nie bójcie się, można uczyć bez podręcznika, można w ogóle go nie używać, publicznie wykpić i opluć, co też uczynię.
OdpowiedzUsuńDobry nauczyciel, mający dożo środków nauczania, wcale nie musi uczyć z podręcznika. Jego tak naprawdę obowiązuje Podstawa programowa i program przedmiotu dla danej klasy.
UsuńJuż to, że autora chwali minister Czarnek, tudzież chwali podręcznik czyni go podejrzanym, a po przeczytaniu i wysłuchaniu różnych opinii aż wierzyć się nie chce, ze ktoś to zatwierdził, kto inny wyda, a reszty to sobie nawet nie wyobrażam...
OdpowiedzUsuńFaktycznie trafny osąd z tym Czarnkiem. Nie wyobrażam sobie uczciwego wobec uczniów nauczyciela, uczącego z tego podręcznika.
UsuńBzdury tam zawarte mnie nie zaskoczyły, bo już czytałam na ofeminin Onet krótszą recenzje a raczej opis, co jest zawarte w tym podręczniku. Jednak zaskoczyło mnie bardzo nazwisko autora, który z tego, co pamiętam pisał podręczniki szkolne do historii z Anną Radziwił. Sama mam jeszcze stary podręcznik do historii właśnie tych autorów i uważam, że nie było tam takich pierdół. Autor tego czegoś zwanym Historia i Teraźniejszość uległ pisowi. Jestem tym zaskoczona.
OdpowiedzUsuńWczoraj rozmawiałam z koleżanką, która chodziła do niego na wykłady z historii. Mówiła, że to był całkiem sensowny człowiek, bez skłonności do manipulacji czy zakłamywania faktów. Sama jest zaskoczona jego wywodami.
UsuńCo musi się stać, by człowiek tak zmienił swoje poglądy, że nie dość, że je przyjmuje, to jeszcze "wciska' na siłę innym?
Współczuję nauczycielom. Dziwię się jak u schyłku życia wypuścić takie "g" , które niweczy cały poprzedni dorobek. Niestety coraz więcej cyników z demencją ma wpływ na nasze życie. A my jak te potulne baranki akceptujemy to wszystko. Kiedyś było łatwiej protestować bo były duże załogi i łatwiej było zorganizować strajk o dużym zasięgu. Solidarność to już tylko przybudówka PIS. Czarno to widzę.
OdpowiedzUsuńMyślisz, że to demencja? Ja uważam, że to niesamowite profity do przyszłej emerytury. przecież on za każda sprzedaną książkę bierze autorskie. Tylko to mi przychodzi na myśl, bo nie wierzę, by aż tak się zmienił. A jeżeli mam rację, to trzeba przyznać, że obudziła się w nim zwykła szuja sprzedajna.
UsuńTrudno mi teraz ustosunkować się do postaw nauczycielskich. Mogę tylko powiedzieć, że jestem zdziwiona, zdegustowana, bo właśnie oni powinni dać przykład młodzieży "jak się nie dać" pomiatać sobą. I w nosie miałabym tzw. etos nauczycielski jeżeli chodzi o warunki pracy- nim nie ogrzeję domu, nie zapłacę rachunków i nie kupię za niego jeść dla własnych dzieci.
I mam głęboki dyskomfort, bo chyba my, nauczyciele 60+ powinniśmy wtedy bardziej być radykalni. To się nawarstwiało latami. Bardzo mi przykro.
Pani ma swój pogląd na temat jak i zamieszczoną antypatie do autora"Sam Roszkowski to do cna zły człowiek."- która dyskwalifikuje całą resztę wywodu bo jeśli odnosi się Pani do złego człowieka-uzasadnienie jest oczywiste. Przytoczone -skrajnie złe fragmenty ja odbieram inaczej. Kwestionowanie ,że Polska ucierpiała najbardziej nie podlega najmniejszemu warunkowaniu chyba ,że pozwolić sobie na manipulację ,że mój naród to nie byli Polacy.To byli Polacy pochodzenia żydowskiego. Wyśmiewane gender...to z z tej ideologi wywodzi się pięćdziesiąt kilka płci czyli kompletny odlot naukowy który nawet po LSD trudno mieć. Nie czytałam i nie przeczytam książki omawianej -to nie moja bajka. Teraz dostrzegam ,że ocenia Pani tę pozycję podpierając się niemiecką i rosyjską interpretacją. Pani zdanie jest negatywne-znam kilka osób oceniających pozycję pozytywnie-znam a Pani nie znam więc pozwolę sobie wierzyć ludziom
OdpowiedzUsuńlepiej zweryfikowanym . Podziwiam wysiłek wniesiony w ocenę-wielu ogranicza się od określenia-gniot i po sprawie.
Pani Kloszard, autorzy recenzji wyraźnie napisali o co chodzi i dlaczego podręcznik jest zły, po prostu zły. A jak podręcznik w ogromnym stopniu jest zły, to człowiek który go świadomie napisał, nie może być dobry, prawda?
UsuńI wydaje mi się, że chodziliśmy w tych samych czasach do szkoły, uczyliśmy się historii współczesnej, ale czegoś takiego nam nie wciskano nawet w głębokiej komunie.
Nie rozumiem co pani ma na myśli- podpiera się rosyjską i niemiecką interpretacją? To są takie interpretacje? Niesamowite!
To co wiem, a mam warsztat metodologiczny dobrze opanowany, to w historii najważniejsze są fakty przedstawione obiektywnie a nie jednostronne według własnego światopoglądu, jak to zrobił Roszkowski. I wie pani co? On też doskonale wie, jakiego "przekrętu" się dopuścił. Stary cyniczny dziad. Dobrze wiedział, ze jak napisze podręcznik nie po myśli pisowskiego ministra oświaty, to go mu nie puszczą. Ale straszliwie przegiął. I to go dyskredytuje jako profesora.
Stary profesorski lis dobrze wie, gdzie są konfitury- już w poprzednim komentarzu napisałam, że jak tę książkę wydadzą i każdy uczeń będzie ją musiał kupić, to stary nieźle na tym zarobi. Tym bardziej, że jest jedynym autorem i nie musi się z innymi dzielić. I dlatego jest złym człowiekiem- dla własnej materialnej korzyści no i oczywiście pisowskiego splendoru, dokonał czegoś wstrętnego- napisał zły do cna podręcznik dla młodzieży, by te młodzież zmanipulować, wymusić na niej "wiedzę' zgodną z linią i polityką jedynej słusznej pisiorskiej partii.
Myślałam ,że Pani przeczytała podręcznik i ocenia a to ocena onetu tylko-brakuje więc oceny ludzi o innych poglądach. Skoro nie czytałyśmy to nie warto udawać polemiki-bo to będzie udawanie bez wiedzy.
OdpowiedzUsuńjasne po co marnować czas, to jest zwykły SHIT.
UsuńPani Kloszard- wystarczy przeczytać fragmenty i już widać, ze to potworek podręcznikowy. Wie pani, ja byłam ministerialnym recenzentem, recenzowałam podręczniki, czy jeszcze mam coś dopisać?
UsuńPani wybaczy ale to nie robi na mnie wrażenia. Proszę rzucić tytułami z pozytywną Pani weryfikacją a ja zobaczę czy tytuł ma jakąś wartość., Wielu ma w CV minister oświaty a wśród nich sami psuje a może był jakiś poza jednym...lasecznikiem go nazywano- nie pamiętam nazwiska-podobno przyzwoity.
UsuńNie piszę tego, by na pani robić jakiekolwiek wrażenie i nie mam zamiaru "rzucać tytułem". A tym bardziej ujawniać swoje CV. Ja "rzucę tytułem" a złośliwe mendy blogowe zrobią sobie na mój temat niezłą jazdę. Przecież wie pani, że tak tu bywało. Ludzie w tym kraju nie potrafią spokojnie udźwignąć informacji, że ktoś może mieć tytuł naukowy albo być recenzentem. No nie może, a tym bardziej Jaskółka nie może.
UsuńLasecznik Stelmachowski wcale nie był przyzwoity, chciał bić nauczycieli i nazywał ich darmozjadami.
Aha, wpisało mnie jako anonim, no nie do wiary, na własnym blogu występuję jako anonim.
UsuńKtoś kto mi opowiadał o Pan Stelmachowskim miał lepszą opinię ale ja się nie znam. Nie liczyłam ,że poda Pani jakiś tytuł ... Nie ma sensu w śmietnik jakim jest net wrzucać coś co by mogło go niepotrzebnie ubabrać. Wracając do "podręcznika"-bardzo spodobały mi się słowa Pani Teatralnej-analiza z młodzieżą- ciekawa to by mogła być dyskusja. Jeszcze ciekawsza dyskusja jak zmieniało się postrzeganie ,określanie, opisywanie .Jak to wielu ludzi z bohaterów stali się szmatami i sprzedawczykami. Wczorajszy podręcznik nazywał bohaterem a dzisiejszy ujawnia ciemne strony bohatera.
UsuńMyślę. że lekcje, które poprowadzi Teatru będą właściwie wyważone, bez kręcenia i naginania faktów, co robi autor podręcznika.
UsuńMnie bardziej bulwersuje , jak to pisowcy robią z ewidentnych morderców bohaterów narodowych. Tego pani nie spostrzegła? I jak to "wielki rząd- my teraz wstajemy z kolan" ma w swoich szeregach złodziei, oszustów i kłamców.
...którzy to mordercy są wybielani bo nie kojarzę . Co do złodziei oszustów i kłamców...każda partia ma ich na pęczki-nie ma wyjątków.
UsuńRozbawiła mnie informacja ,że niemieccy intelektualiści znów tłumaczą Ukrainie by się poddała bo i tak nie wygra. Żeby to nie było przerażające- można by się śmiać.
UsuńNie trzeba długo szukać- pomniki stawiane Kurasiowi i innym watażkom, mordującym ludność polską.
UsuńOwszem wszystkie partie mają swoich złodziei, ale PiS w tym przoduje. Nawet za PRL PZPR tak nie kradła i nie oszukiwała społeczeństwa, chociaż tez to robiła- skala- skala tych czynów robi różnicę na niekorzyść PiSu.
Nie wiem dlaczego pani się uparła, żeby przypisywać mi jakieś opcje niemieckie i tutaj ciągle o tym, co Niemcy robią, przypominać. Do pani wiadomości- nie mam zaufania do Niemiec, Ameryki, Anglii i innych państw w takim samym stopniu. Nikogo nie wyróżniam ani na plus, ani na minus. Każde państwo ma swoje grzechy, grzeszki, przekłamania i tajemnice.
Ale, co samą mnie niepokoi, mam najmniej zaufania do rządu polskiego. Nie czuję się w tym kraju dobrze, bo każdego dnia zostaję zaskakiwana różnymi przepisami działającymi na niekorzyść społeczeństwa i zaskakiwana informacjami, jak to rząd polski oszukuje własne społeczeństwo. Przez całe swoje życie niczego takiego, w tak ogromnym wymiarze, nie przeżyłam.
Sugerowanie opcji niemieckiej było złośliwe z mojej strony a to dlatego ,że nie pierwszy raz opiera się Pani na niemieckim portalu , który w oczywisty sposób manipuluje faktami na rzecz Niemiec. Z Kurasiem to kiepski przykład. Chyba ,że wierzymy rosyjskiej propagandzie -wtedy nawet Pilecki to zbrodniarz .
UsuńNie mogę się nie zgodzić z Pani żalem odnośnie burdelu prawnego . Jest przerażający i nie widać w nim żadnego sensu a skoro tak więc prawo robi się pod szwagra wujka, ciotkę-by zarobili.Do dzisiaj trzeba było podać czym się pali w domu a jak nie to 5 tys kary- obrzydliwe praktyki wyłudzania pieniędzy tam gdzie nie ma to najmniejszego sensu ni znaczenia.Nie ma nawet jednego sektora w którym działo by się w miarę fajnie-albo ja nie dostrzegam. Najbardziej boli mnie dobijanie służby zdrowia i oświaty-tego nie da się naprawić bo głupie książki mogą wyprostować dobrzy nauczyciele a ci jeśli nie są masochistami powinni ze szkoły uciekać. Szlag-marudzę i zrzędzę a mogę weselej bo życie mi aż tak nie doskwiera. Przepraszam za złośliwość ale lubię wbić szpilkę .
Ej, ej- portal niemiecki i ten pewnik "który w oczywisty sposób manipuluje faktami na rzecz Niemiec". Naprawdę? Pani jest tak oblatana, że może stawiać takie pewniki? A może jednak pani chce to w ten sposób widzieć i tyle?
UsuńNiech pani nie ulega opinii ciotek blogowych, które mnie oczerniały, że nosa drę, bo uważam, że wiem. Nie drę nosa, ale nadal powiem- wiem dużo więcej niż przeciętna osoba i stać mnie, w związku z tym, na przemyślaną, opartą na tej wiedzy opinię. Nie muszę powielać, wzorem innych. utartych sloganów, co się nagminnie na blogach zdarza w komentarzach.
I nie muszę wpierać komuś, że jedzie na takich a takich wiadomościach, chociaż ta osoba przeczy, bo wie lepiej, co czyta, skąd ma wiedzę.
Nie ustrzegła się pani tego.
Czy zauważyła pani, że podczas naszej dyskusji, ani razu nie zarzuciłam pani jakąkolwiek opcję? Bo mi na myśl nie przyszło, że można coś takiego robić, nie mając pewnych podstaw. To, że czytam różne portale wcale nie znaczy, że wyznaję jakąś opcje. A tym bardziej rosyjską, czy niemiecką. Chyba uległa pani pewnej modzie tak pisząc. -wypada adwersarzowi zarzucić opcję- to tak ładnie brzmi, prawda?
Przeczytałam o Kurasiu w IPN. Stąd moja insynuacja o opcji. Portal i jego manipulacje wpadają mi w oko gdy przelatuję z ciekawości od lewa do prawa . Nie zna mnie Pani więc nie zna mojej opinii ,że moda jest dla idiotów.
UsuńTrzeba przeczytać, a nie przelatywać. jak się przelatuje, to nie ma się porządnego wglądu a ocena jest powierzchowna.
UsuńJeżeli moda jest dla idiotów, to po świecie chodzi większość idiotów- prawie wszyscy ludzie w jakimś temacie sugerują się modą od ubioru po filozofię.
Bardzo dziwna opinia i niesprawiedliwa.
Gdy w sklepie po raz tysięczny słyszę-proszę przymierzyć to jest modne w tym sezonie -niczym innym nie mogłam się uwolnić od nagabywania.
UsuńOj, pani w sklepie wykonuje swoją pracę- ona nie uważa ludzi za idiotów, kiedy chętnie ubierają się modnie.
Usuń...dopasowywanie się do świata, jest najtrudniej przyswajalną przeze mnie cechą.
UsuńHmmmmm......:):):):):P
Usuń
UsuńTaki aneks...
Podręcznik do historii Heleny Michnik wznawiany był w PRL kilkanaście razy. Matce redaktora naczelnego „GW” powierzono to dzieło nie przypadkiem: tworzyła ona organizację pionierów w PRL, do której trafiały 9-latki, bo młodsze dzieci to była organizacja Oktiabriata, czyli po polsku Październiczęta. Po kompromitacji komunizmu, w III RP, poststalinowskie środowisko zrobiło wszystko, by młodzież w szkole nie miała okazji zaciekawić się, o co z tą najnowszą historią chodzi, bo w IV klasie miała na głowie maturę. W 2022 r. pierwsze roczniki młodzieży będą miały tę szansę. Atak środowiska poststalinowskiego na podręcznik do HiT wynika z tego, że boi się ono, jak młodzież zareaguje na słowa z grypsów Łukasza Cieplińskiego czy „Inki”. To jest strach przed masowym dostępem do prawdy, którą trzeba za wszelką cenę zakrzyczeć – pisze Piotr Lisiewicz
Jaskółko, ja to zakupie tego shita i będę analizowac z młodzieżą co fajniejsze gówniane fragmenty )))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będziecie się dobrze bawić, bo na nic innego ten podręcznik nie zasługuje. To należy omawiać na zasadzie:"popatrzcie jak nie pisze się podręczników a fakty historyczne fałszuje"
UsuńMoi rodzice zdawali matury w latach pięcdziesiątych, w ponurych czsach stalinizmu,w czasach ,w ktorych " budowano nowego czlowieka" na jedną modlę,zgodną z linią jedynie slusznej partii.Z czymś to się nam kojarzy,prawda?
OdpowiedzUsuńAle i w tamtych smutnych czasach znaleźli się świetni nauczyciele,odważni na tyle,by przemycać prawdziwą wiedzę,nie zatajać i nie przeinaczać faktow. Na pewno nie było ich wielu,ale jak mowił moj tata -"kto chciał,ten się nauczył",zdobył prawdziwą wiedzę.Więc cala nadzieja w nauczycielach.
Pani Ewo-proszę nie wymagać od nauczycieli-czasy siłaczek się skończyły. Za te marne grosze...bez zartów.
UsuńA jednak nie tak, pani kloszard, czasy siłaczek się nie skończyły- one nadal pracują, tylko ludzie ich nie doceniają i wolą gadać że WSZYSCY nauczyciele widzą tylko forsę. TYLKO- no właśnie- oni widzą TYLKO forsę, ale ci oczerniający nauczycieli nie zauważają, że sami gadają TYLKO o forsie i u nich to jest normalne, natomiast u nauczycieli- SKANDAL.
Usuńnadal jest mnóstwo nauczycieli którzy pracują dla dobra ucznia, a gadać o wynagrodzeniu powinni, oni też mają rachunki do zapłacenia. Ale odmawia się nawet tego- mówienia, że za mało zarabiają.
Ja myślę,ze nie trzeba nam "siłaczek" i "judymow" - w normalnym panstwie nauczyciele i lekarze powinni rzetelnie wykonywać swoją pracę, zarabiać przyzwoitą kasę..Zeby nabór do zawodu nauczyciela nie odbywał się na drodze negatywnej selekcji,nauczyciele muszą być dobrze wynagradzani.Musimy jako społeczeństwo mieć świadomość,jak ważny i potrzebny to zawód,jak istotne jest wykształcenie,świadomość społeczna w wielu dziedzinach życia( pokazała to chociażby pandemia i ilość niepotrzebnych,idących w tysiące zgonów) Gruntowna,mądra reforma szkolnictwa,przywrócenie rangi temu zawodowi.Może na początek zamiast religii w polskich szkolach - więcej matematyki,więcej angielskiego,innych jezykow,przydatnych rzeczy.Bo w Polsce religia to "oczywisty" wybór,czesto obowiązek.Za udział w pielgrzymce można dostac szóstkę z wf lub biologii,a za wybór etyki trafić do szkolnego psychologa - serio.Tymczasem tzw.premier twierdzi,że np.informatyka to zły, niepatriotyczny wybor..gdyż ponieważ najlepiej być szewcem:)))
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. Zawód nauczyciela to nie powołanie i praca dla idei, jak nam wmawiano- to normalna ciężka praca. bez tych górnolotnych nawisów. I powinna być rzetelnie opłacona.
UsuńA będzie jeszcze paskudniej, bo planują ująć godzin np. przyrody i wprowadzić obowiązkową naukę strzelania.