Teksty oraz zdjęcia zamieszczone na tym blogu są mojego autorstwa (jeśli jest inaczej, podaję autora i/lub źródło), stanowią więc moją własność. Nie wyrażam zgody na ich kopiowanie, cytowanie i rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie bez podania adresu tego bloga. (Ustawa o prawach autorskich - Dz.U. z dnia 4 lutego 1994 r., nr 24, poz. 83)

czwartek, 30 czerwca 2022

Wielki i piękny- Hrad Helfštýn cz.1

 

Co roku, w Boże Ciało, tradycyjnie wybywamy z domu na jednodniową wycieczkę.

Tym razem postanowiliśmy zwiedzić zamek, położony na południe od Ostrawy.
Nie popełniłam takiego błędu, jak ostatnio, kiedy pojechaliśmy zwiedzić zamek w Ostrawie, a ja o nim ni chu, chu, nic nie wiedziałam. 

Przeleciałam Net i dowiedziałam się o  zamku Helfsztyn co następuje:

„Týn nad Bečvou to niewielka miejscowość we wschodnich Czechach, położona w dolinie rzeki Beczwy (Bečva), około 27 km w kierunku wschodnim od Ołomuńca. Główną atrakcją turystyczną jest tu usytuowany na malowniczym wzgórzu okazały średniowieczny zamek obronny (Hrad Helfštýn). Jest to jedna z największych tego typu budowli w całej Republice Czeskiej. Początki zamku sięgają drugiej połowy XIII wieku, kiedy to z inicjatywy śląskiego szlachcica Friduša z Linavy powstała tu pierwsza twierdza. W kolejnych wiekach zamek był wielokrotnie przebudowywany i rozbudowywany. Ostatecznie powstała tu potężna twierdza z 9 basztami której wysokie na 13 metrów mury obronne mały od 7 do 10 metrów grubości. Cały kompleks posiadał 5 dziedzińców, 6 bram oraz 3 fosy wewnętrzne. Tak ufortyfikowana warownia mimo wielokrotnych ataków nigdy nie została zdobyta. W 1620 roku po bitwie na Białej Górze (konflikt zbrojny pomiędzy siłami czeskich protestantów, a wojskami koalicyjnymi katolickich Habsburgów) zamek został skonfiskowany i przypadł w udziale kardynałowi Franzowi von Dietrichsteinowi. W skutek rozwoju artylerii w XVII wieku zamek utracił swoje znaczenie strategiczne. Spowodowało to przeniesienie całego arsenału do pobliskiego Ołomuńca co w konsekwencji oznaczało także opuszczenie przez oddziału murów warowni, która zaniedbana zaczęła popadać w ruinę. Pierwsze prace konserwatorskie przeprowadzone zostały dopiero w pierwszej dekadzie XX wieku. Obecnie w pełni odrestaurowana warownia udostępniona jest dla zwiedzających. W sezonie letnim w jej murach bardzo często organizowane są różnego rodzaju wystawy oraz imprezy.”

https://navtur.pl/place/show/469,zamek-helfsztyn

Zamek, wielki zamek, to jest to.  W tamtą stronę pojechaliśmy autostradą, by nie tracić czasu, a wróciliśmy lokalnymi drogami.

Za Ostrawą są tunele. Dosyć długie.

Jedzie się...

i jeszcze jedzie się...
 
aż na końcu...i w takim miejscu przechodzi się "na drugą stronę".

Jeszcze minuta- a potem...żadne tam anielskie pienia i błękity nieb ogromnych, tylko to

A potem to


 Po zjeździe z autostrady, dojeżdżamy do miasteczka Lipnik. Mijamy go, jedziemy kawałek porządną drogą, przez pola, do wsi Tyn nad Beczwą. A potem zaczyna się wiejski survival- jedzie się wąskimi uliczkami, rozkopanymi, bo jakieś remonty się odbywają, przez wieś do miejsca, kiedy wąska droga wchodzi w las.

Zadziwia mnie klimat czeskich wsi i miasteczek. Tu tak wygląda, jakby się nic na przestrzeni tych 20 lat od czasu wejścia Czech do unii nic nie zmieniło.  Wprawdzie przybywa autostrad i nowych, o nowoczesnym kształcie, domów, ale nadal Czechy wyglądają tak, jakby czas się zatrzymał  dla nich „w Układzie Warszawskim”. Chodzi mi „szatę zewnętrzną” kraju, bo nie znam ich życia codziennego, ale intuicyjnie czuję, że chciałabym tam mieszkać. Chociażby ze względu właśnie na ten spokój i prawie senność

Wracając do drogi na hrad- w lesie zalicza się parę serpentyn (brrrrrrr), a potem aleją, wśród bardzo starych drzew, wciąż w górę, dojeżdża się do niewielkiego parkingu. 

Zdjęcie alei zrobiłam podczas zjazdu do wsi. Piękny starodrzew dodaje uroku tej drodze.
 

W Czechach był normalny roboczy dzień- samochodów na parkingu niewiele, zwiedzający to głównie wycieczki szkolne. Takie coś lubię. Dzieciaki zwiedzały zamek grupami z przewodnikami i po przejściu rozchichotanej, rozgadanej grupki, robiło się luźno, spokojnie. Co mnie zdziwiło w tych wycieczkach? Ano na prawie 20 dzieciaków był tylko jeden opiekun, co jest nie do pomyślenia w polskich wycieczkach (1 opiekun na 10 uczniów). Młodzież w miarę spokojna, zorganizowana. Nie było bieganiny, pokrzykiwań, wrzasków przepychań i bójek. A takie zachowanie często widuję w polskich wycieczkach. No cóż.

Z parkingu do zamku trzeba przejść jeszcze z 200 metrów pod górę.

Na początku tej drogi znajdują się dwie tablice informacyjne- jedna przedstawia historię zamku, na drugiej jest zamieszczony harmonogram imprez, odbywających się tutaj.


Co ciekawe, informacje są tylko w języku czeskim. Nie ma angielskiego, czy niemieckiego. Szkoda, bo na pewno są tu turyści z zachodu.

Zaraz za tablicami stoi piękny, kuty drogowskaz z nazwą zamku.

  Zamek jest zbudowany na szczycie dużego pagórka. Idąc drogą do głównej jego bramy, możemy podziwiać mury obronne, wyniesione na dosyć stromych stokach. Wyobraźnia działa- widzę wspinających się wojów po odkrytym stoku i grad strzał lecących od murów.


Podoba mi się przyroda wokół murów. Bez udziwnień, bez jakichkolwiek nasadzeń typu rodendrony- wszystko utrzymane w surowym klimacie średniowiecznych wieków.

Powoli zbliżamy się do bramy głównej. Jeszcze tylko trzeba popatrzeć na plan zamku, który jest na kolejnej tablicy informacyjnej. Szkoda, że nie ma na nim legendy, opisującej poszczególne części zamku. 

Czuję jak coś pachnie nieziemsko- początek czerwca, a w Czechch lipy w pełnym rozkwicie. Ale to kraj, w którym wszystko dużo wcześniej rozkwita, wcześniej niż nawet u nas, na południu Polski. Zapach- dodatkowy wycieczkowy bonus

Parking pokazany jest na dole mapy po prawej stronie. Potem idzie się wzdłuż murów zamkowych i dochodzi do mostu na fosie i pierwszej bramy- dół lewy róg.

Ruiny pałacu renesansowego są pokazane na górze planu.


I na tej, ściągniętej z Internetu też nie ma opisu


 Można tradycyjnie nazwać: podzamcze, dolny zamek, górny zamek i chyba tak będę opisywała, chociaż ten górny zamek, to  raczej ruiny pałacu renesansowego, odrestaurowane na tyle, by móc bezpiecznie po nich się poruszać. Inne części zamku są pochodzenia średniowiecznego- mury, wieże, baszty. 

Dochodzimy do pierwszego mostu na fosie i pierwszej bramy.

Przed zamkiem znajduje się dosyć wysoka rzeźba ptaka. Chyba pawia. Zrobiona z metalu. O rzeźbach, jakie widzieliśmy podczas zwiedzania, napiszę w innym poście. 


Główna brama do zamku.

Z prawej strony bramy tablica informacyjna. Oczywiście tylko po czesku. Szkoda.



Widok na most od strony "podzamcza".


Bramę zamykają piękne, metalowe drzwi z artystycznymi okuciami.


 Wszystko zachowane zgodnie ze stylem średniowiecznym. Nawet małe drzwi w dużej bramie, którymi wpuszczano spóźnialskich po zamknięciu dużych.

Wchodzimy i znajdujemy się w obszarze między bramami. Z lewej strony mamy wysoki mur, z prawej mur, wieżę narożną, zabudowania, chyba zamieszkałe. Jednak wszystko utrzymane w cegle i kamieniu.


Idziemy dalej i znów jest most nad fosą, i kolejna brama.


 Było dosyć gorąca, ale mimo, iż byliśmy w murach, nie czuliśmy upału. Cień dawały drzewa, których między murami było sporo.

Stary herb nad drugą bramą. Tu się czuje miniony czas. Herb bardzo prosty, prymitywny z sentencją łacińską pod spodem.


W tej bramie znajdują się kasa biletowa, tablice informacyjne- oczywiście tylko po czesku😄😄😄 oraz herby właścicieli ( zamieszczone nad kasą).

 




Fajne te herby, ale mnie bardziej interesowało, kto był właścicielem zamku. Niektórzy z nich mieli posiadłości w miejscach, które też zwiedziliśmy. Na przykład ród z Kravar. Byliśmy, zwiedziliśmy, kiedyś tu pokażę zdjęcia i napiszę coś o pałacu oraz parku w Kravare. 

Patrząc na herby, zastanawiam się, jakimi drogami szło ich "komponowanie". Co na tych herbach jest ważne, jakie i czego są to symbole.

 Na przykład Ród z Prestejna- czarny byk w herbie- dlaczego tak? Poszukałam i mam odpowiedź TU

Ale nie czas na rozważania o herbach. Kupujemy bilety.

(niespodzianka- bilet w trzech językach)

Wychodzimy z bramy na podwórze (?), plac (?). Po prawej stronie znajdują się restauracja i bar. Nie fotografowałam, bo po co. Parasole, stoły drewniane, znane są wszystkim. Jednak warto wiedzieć, że jest na zamku miejsce, gdzie można coś zjeść, wypić i skorzystać z WC.
 


A za nami została druga brama.


 Zamek Helfsztyn jest rozległy, jest w nim sporo do zwiedzania, dlatego podzieliłam relację z tego, na kilka części.

c.d.n.




 

 

 

27 komentarzy:

  1. Wszystko dokola tak starannie utrzymane, czysciutko i spokojnie. W sumie faktycznie kawal terenu do obejscia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tam nie byłam, a wygląda imponująco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto zwiedzić. Ładnie utrzymane no i kawał historii.

      Usuń
  3. Przejeżdżam ciągle przez Słowację, a w Czechach nigdy nie byłam, a mam wrażenie, że styl życia naszych sąsiadów, czyli powoli i z humorem, bardzo by mi odpowiadał. Ale może są zupełnie inni?
    Zamek ciekawy, czekam na ciąg dalszy o wewnętrzu😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. poczytaj Szczygła : Osobisty przewodnik po Pradze. albo inne jego czeskie wiktuały. Czechy, to fajny kraj dla mnie w sam raz, Czesi czytają książki, i są ateistami )))

      Usuń
    2. Szczygła o Czechach czytam. "Zrób sobie raj" chyba lepsze od "Osobistego...", ale fajny jest też Jirzego Gruszi "Czechy. Instrukcja obsługi".
      Tu u nas jest sporo naleciałości czeskich, w końcu te ziemie były też pod Franzem Jozefem jak i Czechy, jednak ja za granicą od razu czuję jakiś inny klimat, bardziej przyjazny, spokojniej, ciszej i mniej ludzi, o wiele mniej.
      Repo- na razie musimy przejść jeszcze spory kawałek, zanim wejdziemy do pałacu renesansowego. Cierpliwości plizzzzz.

      Usuń
    3. Kiedyś namiętnie czytałam felietony Leszka Mazana w Przekroju:)

      Usuń
    4. To miałyśmy wspólne lektury.

      Usuń
  4. lubie takie wycieczki, juz ci pisałam, przewaznie odbywałam je z dzieciakami albo ekipą z pracy. Teraz się rozkoszujemy zwiedzaniem sami. Czechy lubie i ich zamki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to pakować piernaty i na południe azymut bierz.

      Usuń
    2. no biorę ale do Karpacza )))))

      Usuń
    3. Karpacz- ładne okolice, ale teraz pewnie zapchane. Zresztą latem wszystkie polskie góry są zapchane.

      Usuń
  5. W przeszłości w Czechach i na Słowacji byłem wiele razy (w sumie nawet nie wiem ile, pewnie 20 może więcej), jednak było to kręcenie się takie przy granicy, bez zwiedzania jakichś super miejsc.

    Pozdrawiam!
    Mozaika Rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To teraz przyjedź i pozwiedzaj. Naprawdę jest co:)

      Usuń
    2. Teraz to nie mam za bardzo środków i jak przyjechać. Ale może kiedyś jak będę bliżej na wakacjach na przykład.

      Usuń
    3. OK. Na przykład:) Warto:)

      Usuń
  6. do Czech mam teraz rzut beretem... ale wisz, rozumisz, trochę roboty jest przy ogarnianiu się tutaj, jakoś nie mam na razie kiedy... i w ogóle motywacji jakoś brakuje...
    ale pracuję nad tym...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzut beretem? A ja myślałam, że przeniosłeś się na północ od Warszawy. Powoli, czas się znajdzie, a potem motywacja:)

      Usuń
    2. ujujuj... chyba mnie z kimś pomyliłaś, rozważam focha :) /żart/...
      Przedgórze Sudeckie się to nazywa, tyle mogę ujawnić oficjalnie...

      Usuń
    3. Eee... no to pewnie pięknie tam masz. A tak mi się wbiło, że na północ się przeniosłeś. A Ty całkiem niedaleko:):) Tylko 300 kilosów:):) No i piękne Czechy pod bokiem- Czechy, nie Morawy, jak ja tu mam:) Ale one też piękne.

      Usuń
    4. faktycznie jest pięknie, choć lasu bardzo mało, ale za to mnóstwo zwierzaków /innych, niż człowiek/, co podkręca mi (jeszcze bardziej) pozytywne myślenie... wczoraj na przykład miałem miałem spotkanie z zającem, trusia się zamyśliła /albo zagapiła, bo to mogła być "ona" (taki lajtowy żart seksistowski :) / i waliła polną drogą prosto na mnie...
      ...
      autem niedaleko do Ciebie, tyle, ile Wawa - Krak... ale komunikacją /pociągi lub autobusy/ jakby dalej, bo tak trochę łukiem i upierdliwiej, bo minimum dwie przesiadki po drodze...
      za to do Czech mam pociąg relacji Wrocław - Lichkov... chyba tam zajrzę we wrześniu, przy okazji wizyty w Kłodzku u ortopedy... wcześniej nie da rady, trochę jestem uziemiony w domu, mam coś ważnego do zrobienia i zaglądam tylko do pobliskich miasteczek...

      Usuń
    5. p.s. i wiesz, co jeszcze jest tu fajne?...cisza /taka względna relatywnie do szumu i zgiełku wielkiego miasta/ i gwiazdy, których w tym mieście raczej nie sposób zobaczyć na niebie... dochodzi jeszcze czystsze powietrze, zero spalin, smogu, tylko czasem coś śmierdnie z pola, takim naturalnym smrodkiem nawozu - obornika...
      oby tylko nie padały zbyt ulewne i częste deszcze: w sąsiedztwie mam pole rzepaku... kiedyś byłem z województwie lubuskim po dwóch tygodniach takich deszczy, a rzepak na polach równo gnił... to było bardzo niefajne... smród się wciskał do aut mimo zamkniętych szyb...
      za to wczoraj spadł grad, groszki niczym dorodna ciecierzyca... ale to akurat mogło być wszędzie, rok temu w centrum Kraku zaskoczył mnie większy grad, o większych gabarytach groszków, to były grochy, nie groszki, średnicy niczym na majtach jednej takiej mojej znajomej...

      Usuń
    6. Super wybrałeś. Tak, cisza, gwiazdy i spotkania ze zwierzyną:):) Ja sobie bardzo takie rzeczy cenię. I nie zamieniłabym życia na wsi na w mieście, bo w nim udusiłabym się, nie tylko od smogu. I brak ludzi blisko, zaraz obok, jak na ulicach miejskich. Ja wybieram, kiedy chcę do ludzi, a kiedy chcę u siebie zamknąć się w ogrodzie. Gnijący rzepak cuchnie, ale jeszcze bardzie cuchną gnijące ziemniaki w polu. Niby pod ziemią, a cała ziemia śmierdzi zgnilizna. tak samo buraki.
      Smród obornika spod zwierząt nie jest tak upierdliwy, jak smród wywożonego szamba. Mogę Ci podać gradacje smrodu od najmniej uciążliwego- spod krów, spod owiec, spod świń, spod kur i najgorszy- szambo.
      Na szczęście poza tym, że leją ścieki do rowów- mały zasięg smrodu- nie wolno teraz lać na pola i ten smród powoli, w przestrzeni wiejskiej, przestaje istnieć
      Ta bliskość Czech mnie uspokaja. Mało teraz robimy wypraw w Polskę, wolimy na południe i do Słowacji.

      Usuń
  7. Tez mam takie wrażenie z wypraw na Słowację czy Czechy, ze tam sielsko i spokojnie, mniej betonu i kostki

    OdpowiedzUsuń
  8. Przede wszystkim mniej ludzi i nie ma takiego tłoku wszędzie w tych miejscach do zwiedzania. Taki jakiś ład i porządek, chociaż drogi równie niefajne jak u nas. Ale ludzie przyjaźni, mniej nerwowi.

    OdpowiedzUsuń