niedziela, 30 lipca 2023

Plecie się i przeplata

 

Rozkojarzony ten tydzień niesamowicie. Nie będę jednak zawracać głowy moimi sprawami, bo nie potrafię absorbować ludzi swoimi problemami, a poza tym, są wakacje, nie tego oczekuje się teraz. Tylko czasem zastanawiam się, jak długo jeszcze nerwy wytrzymają to, co się dzieje dokoła.

Muchołówki, jako ostatnie wypuściły w świat swoje podloty.


Majster od tarasu (3 z kolei). Zwodzi nas, nie odpowiada na smes-y. Podziękujemy i znów mamy rok do tyłu. Taras nie zając nie ucieknie, ale przykre to, że tak się „fachowcy’ zachowują. Najpierw przyjdzie, zobaczy, kiwa głową, objaśnia, mądrzy się. Potem ustalamy termin wyceny i zaczynają się schodki- odwlekanie, przesuwanie, zwalanie winy na nas, że mieliśmy się przypomnieć, a jak się przypominamy, to niby za późno (termin na czerwiec, dzwonię w grudniu, potem w styczniu, ale jest „za późno”). I ten ostatni też kombinował, że niby wysłał wycenę sms-em, potem przyznał, że zmienił telefon. Proszę o wycenę na sobotę- cisza… bery i bojki…Z takim majstrem to ja już nie chcę gadać. Przyjdzie rozbabrze robotę, a potem będzie zwlekał.

No i zmieniliśmy koncepcję- zamiast desek kompozytowych nowa cementowa gładź i malunek, zamiast nowych betonowych schodów- schody metalowe, ażurowe. Dla majstrów to miodzie, bo ich robota ograniczy się do renowacji powierzchni, położenia nowej warstwy betonu, zrobienia okucia wokół i skucia schodów. Tyle. Nie mam sił na jakieś bajery, a drożyzna jest taka, że jak 3 lata temu zmieścilibyśmy się z kompozytową nawierzchnią w 10 tysiącach, to teraz pewnie musielibyśmy wydać 20 tysięcy. Na sam taras. Nie bardzo mi się to uśmiecha. I jak to bywa- zaczynają się „kwaśne winogrona”- kompozyt blaknie, lubi pękać, nie wiadomo czy będzie ładnie ułożony, płytki w ogóle nie były brane pod uwagę, bo zazwyczaj odpadają po kilku latach, dlatego beton, farba i jakieś ładne dywaniki dla ozdoby. I tylko w dwóch miejscach balustrada- przy schodach z jednej strony i od strony, gdzie taras wychodzi na schody do piwnicy (żeby nikt tam nie spadł). A może od tamtej strony postawię duże donice, stwarzając przeszkodę? Nie wiem, jeszcze się zastanowię. Do przyszłego lata mnóstwo czasu.

Za to ogród szaleje. Jest ciepło i pada, pogodowy raj dla roślin. Liliowce już przekwitają. 

 To bonus dodany do innych roślin, które kupiłam wiosną. Pomyślałam sobie- na pewno już taki mam, a tu niespodzianka. Takiego nie miałam, a jest śliczny.


I znów wycinam, przecinam, sprzątam na bieżąco gałęzie, tnę na zrębki….

Świetne urządzenie, tnie gałęzie na drobne i to pocięte można wykorzystać jako ściółkę.

 

Od połowy lipca, codziennie śpiewają wilgi- śpiewa samiec, samica skrzeczy- sama radość. 

Pięknie pozowała. Rankiem usiadła na jednej z brzóz, gdzie poranne słońce ładnie ją oświetliło.

Zaczęły się też żniwa, na pierwszy ogień poszły oziminy i część rzepaków. No i poranki robią się chłodne- lato na półmetku

Jak to mawiał mistrz Gałczyński- "ogórki się w słojach kiszą, wąsy nad kuflami wiszą..."

Kiszenie szybkie na małosolne. Już zjedzone. Proporcja ze starego przepisu- na litr wody jedna kopiasta duża łycha soli niejodowanej, najlepiej kamiennej. Szklanka z wodą jako obciążenie. Nic innego się nie nadawało, bo góra słoika wąska- denko od małego słoiczka, na to szklanka z wodą i super odważnik się zrobił. Ogórki z ogródka Młodych- pięknie im obrodziły.

Latem po domu pałętają się różni, niekoniecznie proszeni, goście. Taki piękny żuk nas odwiedził


 

Przeszukałam sporo stron w Necie, ale do żadnego gatunki chrząszcza ten nie pasuje. Różni się smukłością i kolorami od tych, które znalazłam. Pozostaniemy w niewiedzy:)
Od początku lipca sukcesywnie dojrzewają żółte maliny. 

A na malinach piękny osobnik- wojsiłek

Tu widać charakterystyczny ryjek.
Dwa lata temu posadziłam przy pniu jodły rutewki- białą i liliową. W tym roku trzeba było jodłę wyciąć i drwal zrobił to po mistrzowsku- nie naruszył ani jednego listka rutewek.

Rutewka biała lepiej się przyjęła, tworzy już dosyć duży obłok kwiatów.
 

Rutewka liliowa rośnie wolno i słabo jeszcze kwitnie- ma w tym roku dwie gałązki z niewielkim wiechami

W domu kwitną skrzydłokwiat oraz jeden ze storczyków

 


Obrus sobie wyhaftowałam. Taki motyw miałam wyhaftowany na godecie sukni ślubnej. Suknia była biała, miała godety, a na nich moja mama wyhaftowała polne kwiaty- na każdym godecie ( było ich 6), był inny motyw kwiatowy- maki, margaretki, osty... 

Na obrusie jest z jednej strony góra motywu, a po drugiej dół (był on dosyć wysoki, bo suknia była do ziemi).



Dawno jej tu nie było- Beza idzie "w świat"


 




czwartek, 27 lipca 2023

To jest to- musi na full zabrzmieć

 


Swoją siedzibę ma w los Angeles, a powstał stosunkowo niedawno, w 2019 roku.

Wings of Steel, bo o nim mowa, to młody zespół założony przez wokalistę Leo Unnermarka i gitarzystę Parkera Haluba, grających hard rock/heavy metal.

W tym zespół roku wydał album "„Gates of Twilight”, w którym swą muzyką nawiązuje do klasycznego metalu z lat 80. W ich utworach widać wpływy takich zespołów  jak Crimson Glory, T.N.T., Queensrÿche i Dio z ery w Sabbath, a także w jakiś sposób Whitesnake.


 

W ich utworach słychać to ponadgabarytowe, klasyczne i królewskie brzmienie, strzeliste wokale oraz świetną grę gitary, a wszystko to opakowane jest w nieco melancholijny klimat heavy- metalu z lat 80. Charakter utworów, na płycie, jest zróżnicowany. Raz jest to melancholijny blues rock, innym razem jest to „epicka opowieść”, by w następnym utworze zabrzmiał gorący heavy- metal.


 

 Zarówno Unnermark, jak i Halub,  pokazując swój talent, dostarczają bardzo dopracowaną metalową  muzykę. Poprzez wszystkie zmiany stylu i naginanie gatunków, Unnermark i Halub zadziwiają i olśniewają techniką wokalną i nieziemskimi gitarowymi solówkami.

 


Wydaje się jasne, że duet stojący za "Gates of Twilight" starał się napisać 
piosenki, które pokazywałyby ich obfite możliwości i z pewnością to zrobił. 
Unnermark jest utalentowanym wokalistą o bardzo szerokiej skali głosu, 
co można usłyszeć przez cały czas trwania albumu. Czasami brzmi jak
 Andre Matos, Geoff Tate, Dio i Midnight, czasami w tej samej piosence. 

 
Ten rodzaj silnego zaangażowania może działać przeciwko niemu, 
gdy zmusza się do śpiewu na coraz wyższej skali. Jednak o to właśnie 
chodzi w metalu, przekraczanie swoich głosowych możliwości, by 
zabrzmiało jak najgłośniej, by wykrzyczeć swoje racje, emocje. 

 
Z kolei gitarzysta Halub zapewnia na najwyższym poziomie  stałą porcję 
riffów i dzikich solówek. Muzyk pozwala sobie na takie przejścia dzięki 
dynamicznej grze, która prześlizguje się po wielu gatunkach i stylach, 
zachowując jednocześnie dostojność i elegancję.
Wydaje mi się, że ten zespół ma duży potencjał i  jeszcze wyda niejeden 
dobry album.

Na podstawie:

https://www.angrymetalguy.com/wings-of-steel-gates-of-twilight-review/

https://officialwingsofsteel.bandcamp.com/

 


czwartek, 20 lipca 2023

Ooooooo....ja cierpię dolę, czyli gwałt na Janie B.

 


Czas się nasycił nadplanową pracą, ale "serial wołoski" pisze się dalej. A już ptaszory, kwiatki ....i inne takie tam, czekają w kolejce. No i dalsze części o samochodach marki Tatra też się pojawią... niebawem.... wkrótce.... może jesienią??????? Może....
A poza tym czyta się świetny, lekki kryminał Juliusza Machulskiego "Wisząca małpa". Kryminał jest równie fajny, jak jego filmy.
I są wakacje, wakacje od wszystkiego złego.... amen....










poniedziałek, 17 lipca 2023

A tymczasem... same wartości dodane


Ostatnio przeczytałam trzy wspaniałe książki. Nie będę pisała ich recenzji, bo nie lubię pisać recenzji, nawet się tego nie podejmuję.


„Świt królestw….” poleciła mi Repo i miała rację „podając ją dalej”- książka świetnie napisana oraz przetłumaczona (ukłony dla tłumaczy). I, zdawało by się, temat ciężki historycznie, naszpikowany faktami historycznymi, obejmujący ogromny przedział czasowy, a czytało się tę książkę jak bardzo dobry kryminał, osadzony w interesującej rzeczywistości obyczajowej. Autor pisze dowcipnie, z polotem, nie przynudza, a dodatkowo używa czasem kolokwializmów, co czyni treść taką bardziej swojską. Nawet obszerność tekstu (750 stron + prawie 80 stron przypisów) nie stanowiło dla mnie problemu, by połknąć ją w trzy tygodnie- naprawdę trudno się jest oderwać od czytania. Jedynym mankamentem tomiszcza, jest jego wielkość i ciężar- mam zwyczaj czytać na leżąco, opierając książkę na brzuchu- twarde brzegi okładek  ugniatały, a ręka bolała od trzymania takiego ciężaru. Ale nic to- pięknie i dokładnie opisana historia średniowiecznej (od VIII do XVI wieku) Europy i nie tylko jej, wszystkie „niedogodności”  zrekompensowała.

Książki Tokarczuk chyba nie muszę polecać. Jej charakter oraz tematyka od razu  skojarzyła mi się z „Empuzjonem” oraz z „Prawiekiem….”

Jak zawsze pełna niedomówień, tajemniczości, przedstawia losy ludzi mieszkających w okolicy Nowej Rudy, którzy niekoniecznie żyją w tamtych miejscach od urodzenia. Jest to powieść wielowątkowa, w której losy jednostek przeplatają się, w której przeszłość miesza się z teraźniejszością.

Aaaa i jeszcze… znajdziecie w niej przepis na tort z muchomora czerwonego. Nic tylko czytać i czekać na wysyp muchomorów.

 


Książka trzecia to wywiad, a w zasadzie rozmowa snująca się między Marią a Janem Peszkami- rozmowa ciepła, pełna czułości, ale dotykająca różnych trudnych tematów m.in. relacji córki z ojcem, relacji zawodowych, kryzysów życiowych obojga oraz wspomnień. To rozmowa, w której Jan Peszek (głównie on) mówi o swoim podejściu do życia, do miłości, do zawodu aktorskiego, do rodziny, do swojego epizodu życiowego z alkoholem w tle oraz innych ważnych momentów, jakie przeżył.

Maria, mówiąc o sobie, skupiła się na relacjach z rodzicami, swoich niepowodzeniach oraz wspomnieniach z dzieciństwa.

Bardzo podobał mi się klimat rozmowy- taka na luzie, rozmówcy używają, ale nie nadużywają dosadnych słów, by podkreślić pewne rzeczy. Czuć, że Maria i Jan mają świetną relację, że się kochają i są wrażliwi na potrzeby tej drugiej osoby. I tak, to mnie najbardziej w tej książce ujęło.

Fragment mi się spodobał.

Maria P.

„- Nie ma co zwalać na mamę i tatę swojego popaprania. Człowiek sam jest odpowiedzialny za własne szczęście. To jest walka na śmierć i życie. I nigdy nie jest za późno. To jest, kurwa, zasranym obowiązkiem człowieka. Bo jednak nic z tego, o czym tu gadamy, nie sprawiło, że nie potrafię być szczęśliwa. Lubię to, kim jestem i lubię siebie. I może to nie było najłatwiejsze dzieciństwo, ale jestem, kim jestem, dzięki niemu. Przecież nie byłabym sobą, gdyby nie to wszystko. Ta wrażliwość może jest i ekstremalna i często utrudnia mi funkcjonowanie w świecie, ale jest moim….

Jan P.

-…majątkiem.

Maria P.

-Rdzeniem. To właśnie jest mój pierdolony rdzeń. Ekstremalna wrażliwość. I ja bym nigdy nie była w stanie robi tego, co robię, bez niej.”

Jan P.

- Chodzi tylko o to, żeby umiejętnie stawiać mury wokół tego świata i nie wpuszczać, jak mówił Schulz, wilków, które robią spustoszenie. Właśnie ekstremalne przeżycia prędzej czy później, prowokują w człowieku pytanie, na które nigdy nie znalazłby odpowiedzi, gdyby jego życie było doskonałe. Takie jest niemożliwe, ale gdyby było pozbawione zupełnie traum. (…)”

Maria Peszek: „Nakurwiam ZEN”, Wyd. Marginesy, Warszawa 2022 s. 255-256

 

Deszcz pada i wilgi śpiewają...
 

sobota, 15 lipca 2023

Chaty, dzwonnica, kapliczki, ule...Skansen Wsi Wołoskiej na Morawach (cz.2)

I znów miałam problem, jak pokazać to wszystko, co warte poznania, by zaznaczyć charakterystyczne cechy, a nie zanudzić czytających. Jest to wprawdzie skansen położony na terenie Moraw i dotyczy Wołoszczyzny morawskiej, ale przecież Wołosi, zanim tam dotarli, to całą tę kulturę ugruntowali na terenach polskich Karpat (i nie tylko). To, co w skansenie to najpierw w polskich górskich/góralskich społecznościach funkcjonowało.

Tak wygląda mapa trzech skansenów- my w prawo na górę.


 

Skansen jest duży, chat sporo. Twórcy skansenu sprowadzali je z różnych części Wołoszczyzny morawskiej oraz z pogranicza czesko- słowackiego. Są to chaty wybudowane najczęściej w różnych latach XIX wieku. Rekonstrukcje obejmuję nie tylko sam budynek, ale także wystrój wnętrza, zależny od statusu społecznego domowników.

Chaty są numerowane, mają metryczki, na których jest informacja skąd każda pochodzi oraz kiedy została zbudowana. Niestety, wszystko w języku czeskim i niemieckim. Wszystkich opisanych obiektów jest 30.



Chaty w skansenie umieszczone są na zboczach, albo pojedynczo, albo po dwie i jest także formacja, składająca się z kilku budynków. Wszystkie zbudowane z drewnianych bali, uszczelnionych ubitą słomą, pokryte drewnianymi gontami. 

Zapas gontów.

Układanie gontów na dachu.


 

"Domy budowane przez Wołochów miały charakterystyczną architekturę, a dominującym elementem odróżniającym je od domów budowanych we wsiach lokowanych na prawie polskim czy niemieckim, jest forma dachu. „Różni się ona od wysokich dachów osad polskich, nie jest też związana z wysokimi dachami niemieckimi. Wyróżnia się od nich swą stromością i krótkością linii wierzchołka dachu, przez co dach w profilu uzyskuje kształt ostrego stożka. Drugą cechą dachu domów wołoskich jest tworzenie okapu, „krokwie oparte są na belkach poziomych, silnie poza ścianę wysuniętych, tworząc dookoła domu występujący okap, zaszalowany od spodu deskami”.

Dom z wołoskim okapem

Belkę wieńczącą okap trzymały, wyciosane z jednego kawałka drewna, "haki".
 

Często w wołoskich chatach szczyt był zdobiony półokrągłym daszkiem z gontów.

 
Chaty wybudowane na stoku miały wpuszczane w stok kamienne piwnice. Budowano również osobne piwniczki na zapasy.

Większość chat w skansenie ma kamienne kominy.

Ponieważ były one budowane w XIX wieku, prawdopodobnie obejmował je patent przeciwpożarowy, wydany przez cesarza Józefa II, w 1768 roku. Każdy nowy dom wybudowany po wydaniu patentu, musiał mieć komin wybudowany z kamieni. Przedtem kominy, które odprowadzały dym znad paleniska, robione były z listew lub wikliny, a ich powierzchnię pokrywała glina. Ponieważ ten materiał był łatwopalny, często dochodziło do pożarów.

Chata drewniana, ale komin kamienny.


Twórcy skansenu zadbali również o to, by dobrze zobrazować to wszystko, co wiązało się z życiem mieszkańców wsi, dlatego obok chat można spotkać małe poletka zasiane roślinami, które wtedy uprawiano oraz maleńkie ogródki z warzywami i kwiatami. 

Żyto. Czy pamięta ktoś jeszcze, jak wygląda żyto? Pewnie gdzieś się go uprawia, skoro można kupić mąkę żytnią. Przyznam, że ja ostatni raz widziałam żyto chyba z 50 lat temu. Zostało wyparte przez pszenicę, jęczmień i owies, a głównie kukurydzę. Ale w czasach, o których "opowiada" skansen, siało się głównie żyto, bo ono wytrzymywało warunki górskie.

Natomiast w czasach przed przybyciem Wołochów na te ziemie, uprawiano głównie owies, jako, ze to zboże najlepiej rosło na jałowych ziemiach górskich.

Uprawiano również mieszanki zbóż oraz już w XVII wieku ber- proso włoskie, które przywędrowało do południowej Europy aż z Azji wraz z migrującymi stamtąd plemionami, a potem, z Wołochami, dotarło na teren Karpat.

Pole żyta i kopy siana.

A tu zagon z ziemniakami oraz strach na wróble. Bardzo klimatyczny ten strach.
 

Pole kwitnącej gryki- pohanki. Moja babcia cieszynianka mówiła na kaszę gryczaną poganka, bo ona taka czarna jak pohańcy-poganie. Nazwa "poganka" funkcjonuje na cieszyńskim i dzisiaj.
 "Czeska nazwa gryki (pohanka) pochodzi od ludów, które przywiozły ją do Europy. Tak, byli to poganie, Tatarzy. Czesi zaczęli uprawiać grykę w XII wieku, początkowo jako paszę, dopiero w XV wieku pojawiła się także na talerzach. Mieloną grykę dodawano do chleba, służyła jako zaprawa do zupy, jedzono kaszę gryczaną na słodko i słono."
 O pohance jeszcze napiszę.

Oprócz chat zrekonstruowano również pasieki z ulami drążonymi w pniach grubych drzew, wiatrak, karczmę, szkołę oraz kościół ewangelicki. W skansenie jest mały cmentarzyk, dzwonnice i kapliczka.

 Postarano się również o utrzymanie krajobrazu górskiej wsi, stąd jest w skansenie stary sad, łąki z kopami siana, można spotkać zwierzęta hodowlane.

Stary sad na stoku, bardzo charakterystyczny dla górskich osad. W nim  stare odmiany jabłoni, grusz, ogromne czereśnie, śliwy..

W sadach i na łąkach koszono trawy, suszono i układano na ostwiach/łorstwiach (łostropcach), tworząc kopy.

 


Kto był latem w górach, mógł takie kopy na ostwiach/łorstwiach zobaczyć. Bardzo swojski wakacyjny widok.

Ostwie robiono z młodych, okorowanych świerków, z odpowiednio przyciętymi gałęziami.

Sprzęty typu drabiny, ostwie/łorstwia, drągi, grabie, widły oraz inne,  wieszano na zewnętrznych ścianach domostw.

Drewniane grabie nadal są w użyciu i często można je kupić na prawie każdym targu.


W skansenie można  zobaczyć różne rodzaje wozów konnych oraz kolasek. 

Wóz drabiniasty z ławkami. Po zdemontowaniu ławek służył do przewożenia siana oraz snopów zboża z pola do stodoły.
 
Wozy służące do wożenia bali drewnianych, a po dodaniu bocznych desek, innych towarów.

Sanie i obok nich płozy, oparte o ścianę. Wyglądają na bardzo stare i dosyć prymitywne.

 Kolaski, jakimi jeździli ważniejsi/bogatsi gazdowie. Kolaskami jeżdżono również do ślubu oraz podczas uroczystości.




Wołosi hodowali również pszczoły. Ule drążyli w grubych pniach drzew.




Przed tą pasieką jest mały ogródek, a w nim dziewanny oraz inne kwiaty łąkowe.

Ogródki były również przy innych chatach. Małe, ogrodzone plecionym drewnianym płotkiem lub płotkiem ze sztachet. Uprawiano w nich trochę kwiatów i warzyw.



 Wielką troskę poświęcono uprawie kapusty. Flance kapusty sadzono na najlepszych, urodzajnych działkach we wsi, położonych w nasłonecznionym miejscu, chronionych ogrodzeniem przed szkodnikami.
Na tym kawałku ziemi każdy gospodarz miał własne kwietniki, zwane dobudówkami lub grządkami.

Poszukałam w necie, co jadali Wołosi i przerosło mnie.... sporo tego, oj sporo, a każdy górski region trochę się kuchnią różni. 

c.d.n.

Źródła:

"Lidova strava na Valśsku", Jarosław Śtika

https://www.nmvp.cz/file/b35ae12693e93eac0c1af422d3b623dd/6364/Lidov%C3%A1%20strava%20na%20Vala%C5%A1sku.pdf
 

http://www.malopolska24.pl/index.php/2011/07/byli-tu-wolosi/

https://www.visitczechrepublic.com/pl-PL/a8cb344a-e43f-4392-a66c-c4237ba340a6/place/g-woloski-kontrabas

file:///C:/Users/ABC/Downloads/paszje,+%7B$userGroup%7D,+Balcanica_Czama%C5%84ska.pdf

http://skansen-studzionki.pl/wolosi-w-ochotnicy/

https://moravske--karpaty-cz.translate.goog/kulturni-a-socialni-pomery/historie/valasska-kolonizace/?_x_tr_sch=http&_x_tr_sl=cs&_x_tr_tl=pl&_x_tr_hl=pl&_x_tr_pto=sc

https://cs-m-wikipedia-org.translate.goog/wiki/Vala%C5%A1sk%C3%A1_kolonizace?_x_tr_sl=cs&_x_tr_tl=pl&_x_tr_hl=pl&_x_tr_pto=sc

https://moravske--karpaty-cz.translate.goog/kulturni-a-socialni-pomery/historie/valasska-kolonizace/?_x_tr_sch=http&_x_tr_sl=cs&_x_tr_tl=pl&_x_tr_hl=pl&_x_tr_pto=sc

https://cs-m-wikipedia-org.translate.goog/wiki/Vala%C5%A1sk%C3%A1_kolonizace?_x_tr_sl=cs&_x_tr_tl=pl&_x_tr_hl=pl&_x_tr_pto=sc