niedziela, 22 września 2024

Woda wodą, a życie toczy się dalej.


Ogarnęliśmy w końcu ten misz- masz pompowo wężowy. Wszystko skompletowane: pompy z rurami giętkimi, nie załamującymi się, odpowiednio długimi. Przyjdzie woda, podłączymy dwie z wężami na zewnątrz, dwie przepompowujące z piwnicy do piwnicy. Włączyć tylko wtyczkę w kontakt i niech pracują bez tego całego montowania rynien, rynienek, podpórek, podwóreczek, drutu w wężu i worków z ziemią na zewnątrz. Od dzisiaj żadnej „wodnej” prowizorki. 

 

Byli drwale, wycięli suchelce, podcięli zwisające nisko gałęzie. Tym razem zabrali duży rozdrabniacz i wszystko to, co wycięli (oprócz grubszych konarów) rozdrobnili. Oszczędziło nam to dużo pracy. Jest też niefajny problem- moja ukochana, wielka czeremcha, która każdej wiosny kwitnie jak szalona, zaczyna murszeć. Trzy pnie (z grubego pnia, na wysokości pół metra wyrastają cztery mniejsze pnie) powinny być wycięte, bo już w środku gniją. Czwarty pień jest zdrowy. Rośnie jednak w stronę, która jest najbardziej odkryta i jeżeli ta część czeremchy zostanie sama, to jak w banku, pierwsza wichura ją wyłamie. Problem jest też w tym, że nikt nam nie da pozwolenia na wycinkę takiego drzewa, dopóki jest zielone, a ono zielone się łamie. Zresztą, ja jej nie chcę wycinać i gdyby nie groźba zniszczenia naszego i sąsiada płotów, jak się złamie, to niech sobie rośnie do kompletnego uschnięcia. I tak chyba ją zostawimy. Ale patrzeć, jak drzewo usycha też nie jest miłe.

Oznaki nadchodzącej jesieni
 

Po ostatnich deszczach trawnik miejscami się zapada, zamuliło korytarze mysie. Nie ma kopców krecich i nowe nie rosną. Przypuszczam, że woda wszystkie podziemne zwierzaki potopiła. Czy myszy, nie wiem, ale krety chyba tak. Jak ma ślepy kret uciekać przed wodą rwącą ziemnym korytarzem? Żal mi ich. Nie mam nic przeciwko krecim kopcom na trawniku. Co prawda rozgarniam je, ale krety tworzą nowe. I tak się bawimy. Nikt na krety tutaj nie poluje, nic im nie zagraża, chociaż czasem mnie wkurzają, jak  zapuszczą się na grządki. Nasz trawnik nie jest równy i nie musi być taki. Chcę z powrotem nasze krety.

 W lasku, na dole, pojawia się ruda. Na razie jedna, ale mam nadzieję, że wiosną znów wiewióry wrócą do ogrodu. I jeszcze chciało by się na powrót zaskrońców, jednak nie ma szans- sad wycięto, my też wycięliśmy płożące się iglaki sprzed domu (zrobiło się sucho), taras zmienił kształt i naturalne siedlisko gadziny zostało zniwelowane.

 Zaniedbałam drugi blog, trochę rzeczy zrobiłam, ale nie idzie mi ich opis, a przecież utkałam ten okrągły dywanik i należało by opisać „zmagania z oporną materią”. Nie jestem z niego zadowolona. Środek mnie wkurza. Próbowałam na wszystkie sposoby jak najlepiej go wykończyć- szydełkowa  nakładka była najlepszym wyjściem. Przy okazji przeprosiłam się z szydełkiem, równocześnie spostrzegłam, jakie mam „drewniane palce” do szydełkowania. Nakładkę wyszydełkowałam, ale po raz kolejny stwierdzam- szydełko to chyba jedyny przyrząd do robótek, z którym zdecydowanie nie jest mi po drodze.

Dywanik zwinięty leży w tapczanie i czeka na wiosnę- zostanie położony na tarasie, taki kolorowy akcent. Traktuję go jako dobre przeszkolenie w tkaniu okrągłego dywanika. Nigdzie nie znalazłam ani filmu, ani instrukcji tkania okrągłych rzeczy, ale już wiem, co zrobiłam źle, czego unikać.

Kilim rośnie i puchnie. Trochę smętne te kolory, muszę czymś ożywić. W sumie to jest gobelin. Kilim tka się tak, że wątek tworzy poziome nici w stosunku do osnowy (np. pasiaki). Kiedy pojawiają się faliste linie wątku,widać wzór, mamy do czynienia z gobelinem.


Taki mam widok (częściowy) z dużego tarasu. Piękna jest ta hortensja rosnąca w ogrodzie siostry. W ogóle piękna jest cała ogrodowa "dzicz".


No i nasza bździągwa. Teraz często wyleguje się na płytkach. Nagrzewają się, ale nie parzą, a Bezka lubi ciepełko (bardziej odpowiada jej zimno i śnieg- geny po ojcu husky).

Piszę tu o „bele czym”, bo nie mam siły pisać o tym wszystkim, co teraz ludzi dotyka. Czytam, słucham, dyskutujemy z Jaskółem. Przecież Wy też jesteście na bieżąco z wydarzeniami to, po co ja mam jeszcze „dobijać” pianę po brzeg?

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz