Od miesiąca, w nocy, „śpiewają” puszczyki. Wygląda na to, że nie tylko uszatki, ale i puszczyki zadomowiły się na dobre w ogrodzie. Kiedyś to donośne kuuuuuuuwijt mnie przerażało (głupie ludowe przesądy, sączone dziecku do ucha przez przecież mądrą babcię), teraz wręcz czekam na nie. Jednak częściej odzywa się samiec. Siedzi na ogromnym świerku, rosnącym przy dużym tarasie i pohukuje.
Dzisiaj rano widziałam klucz gęsi, lecących na południe. Darły się strasznie, a tempo miały niesamowite.
Słońce zachodzi w połowie dystansu między najdłuższym i najkrótszym dniem, i jest go coraz więcej po południu na dużym tarasie. Liście na orzechach zżółkły, opadają, a na brzozach już się zezłociły.
Już chyba nikt nie zaprzeczy, że idzie jesień. Upał dokucza tylko w południe i po południu. Potem robi się chłodniej, choć wieczory jeszcze ciągle są ciepłe i przyjemne. Siedzę wtedy na tarasie i planuję jego zagospodarowanie. Do zrobienia schodów i barierek jest umówiona nowa firma. FIRMA, a nie górnik-glazurnik. W tym tygodniu mają przyjechać zrobić pomiary. Myślę, że z barierkami i schodami taras nabierze charakteru. Nowych mebli nie kupujemy, bo po co. Okrągły stół i dwa normalne tarasowe, proste krzesła są w sam raz. Wszystko w metalu, lekkie, nowoczesne. Teraz tkam okrągły chodnik, który położę na tych kamiennych płytach, a następnie będą tkane pokrowce na siedziska, albo kilimki, by narzucić je na krzesła. Muszę się pozbyć ogromnej masy wełenek. Tylko zalegają w pudłach, a ja nie mam melodii do robienia czegokolwiek na drutach lub szydełku.
Ponieważ nie lubię zawalonych durnostójkami pomieszczeń (tylko książki mogą u nas być wszędzie, walać się po łóżkach, bałaganić, panoszyć się na półkach, kredensie, blatach itd.)- lubię różności, ale z umiarem, bez nagromadzenie tego wszystkiego, co w danej chwili mi się podobało, a potem zostało odstawione i tylko kurz łapie- nic więcej, oprócz donic, na tym tarasie, nie będzie stało.
Wystarczy, że na dużym tarasie są fotele (wygodne, rozkładane), rower stacjonarny, stoliczek oraz wciśnięty w kąt wędzok, który mam zamiar kiedyś użyć. Na razie stoi i łapie kurz.
A tu duży taras z boku- na nim donice z masą liści- jedyna roślina, która świetnie w tych warunkach rośnie, to jakaś odmiana koleusa (chyba), która zakwita dopiero pod koniec września. Z boku lekko spacyfikowany wielki cis- pchał się nam namiętnie na tarasy i trzeba go było trochę "postawić do pionu". Ten drewniany płotek to jedyny wybór w tym miejscu, by zakryć przestrzeń pod tarasem, która wcale nie jest urodziwa. Wprawdzie mogliśmy dać matę maskującą (siostra tak zrobiła), ale obrzydliwie się prezentowały te sztuczności. Tam, gdzie nie mam wyjścia, daję plastik- nie wszystko da się zrobić w drewnie i kamieniu- ale takich miejsc w ogrodzie jest nikła ilość.
Wracając do tematu nowego tarasu.
Te wszystkie ozdoby, ozdóbki trzeba utrzymywać w czystości, bo wtedy robią wrażenie, a ja już nie mam po prostu sił i zdrowia, by o to dbać. Zresztą charakter nowego tarasu niezbyt wiele pomysłów dopuszcza. On ma być jasny, przestronny i użytkowy o każdej porze roku. No może dokupimy jakiś fajny parawan, by zasłonić widok na schody do piwnicy i równocześnie osłonić tę część tarasu przed zimnymi północnymi wiatrami. Strasznie nie lubię, jak mi z tamtej strony wieje (akurat to moje ulubione miejsce- mam widok na cały ogród), a jest to taki „przelotowy” tunel między ścianą domu i ogromnym cisem, gdzie wiatr się rozpędza. Na wiosnę o tym parawanie pomyślimy.
Podobno idą silne ulewy. Wczoraj trochę popadało, ale raczej tak symbolicznie. Niemniej zdążyłyśmy z Bezą trochę zmoknąć podczas wieczornego obchodu ogrodu.
I udało mi się sfilmować rzadkość ogrodową- gołąbka furczaka. To motyl, który ma „wiatraczek w odwłoku”, bo lata jak najęty to tu to tam, w tempie motocykli wyścigowych w formule GP, macha skrzydełkami jak koliberek- w ogóle trudno go i sfotografować, i sfilmować.
z ciekawych przygód spotkań letnich miałem ostatnio wizytę nietoperza... był wieczór, w pokoju było otwarte nieduże okno, takie uchylne, bez opcji zmiany osi i ten gacek jakoś tędy musiał wlecieć... zachowywał się zupełnie inaczej, niż ptak, który wpadnie przypadkiem do mieszkania... nie miotał się w panice, nie trzepotał, był skoordynowany, bezgłośny i tylko latał w kółko pod sufitem penetrując teren... drzwi do drugiego pomieszczenia były otwarte, a tam mu otworzyłem drzwi na pole i dodatkowo większe okno, takie już normalnie otwierane... gdy poczuł nowy ruch powietrza sam już bezbłędnie znalazł drogę na zewnątrz... w pokoju były też dwa koty... coś musiały słyszeć, bo oba strzygły uszami, ale wzrokiem namierzył go tylko jeden, bo drugi to taki trochę gamoń kiedyś niewychodzący... ale temu pierwszemu nawet do głowy nie przyszło jakieś polowanie, bo to inna liga... gacek wysoko, a kocisko wielkie, ciężkie, mało skoczne, świetnie poluje tylko na ziemi, jest wtedy bardzo szybki... oczywiście mowy nie było o jakimś filmiku, brak mi tego nawyku i chyba raczej nic by mi z tego nie wyszło... ale nie pamiętam, żebym kiedyś, gdzieś wcześniej miał taką akcję... nietoperze widywałem tylko szybko przemykające na otwartym terenie...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Ale fajna przygoda:):):) Też chciałabym mieć nietoperza w domu choć na chwile. Ale chyba coś już takiego u nas było. Teraz nie pamiętam. Pamiętam za to jaskółkę na klatce schodowej. Gdzieś na blogu jest filmik albo zdjęcia.
UsuńNietoperze mieszkają u nas na strychu. Widuję je wczesnym wieczorem, jak latają. Są dosyć szybkie. O zmroku nie da rady ich filmować.
Ja się nie dziwię, że twoje koty nie rwały się do polowania. Latająca mysz? Widział to kto? Żaden porządny kot na coś takiego się nie rzuci.
pewną chwilę mi w ogóle zajęło rozpoznanie, co to w ogóle jest... nie ptak.bo się nie tłucze w chaotycznym amoku po kątach, nie owad, bo nie buczy i jednak nie ta skala, więc gacek wyszedł metodą eliminacji, choć mimo plotkom jakoś się nie kwapił do wplątywania we włosy... ale coś zrobić trzeba, bo się biedactwo w końcu umęczy, wyląduje gdzieś za szafą, a potem się muchy zalęgną... myszy i jaszczurki, które czasem uciekają kotom dumnym z połowu, to ja łapię w taki dyżurny podkoszulek i wynoszę z domu... ale tego nie ma jak złapać, bo mu się krzywdę zrobi... pozostaje się tylko zdać jego mobilność, że sam znajdzie drogę do wyjścia, maksymalnie mu to ułatwić i w końcu znalazł... to nie jest taki głupek, jak owad i bezmyślnie do światła nie leci, raczej go unika... ale uszy mu fajnie sterczały podczas tego lotu :)
UsuńNietoperz w dzień raczej nie lata. Musiało go coś spłoszyć. Chyba nie da się tak łatwo złapać nietoperza. Poza tym on ma ostre pazurki i gryzie. Nie ryzykowałabym łapania. Znalazłeś najlepszy sposób, by go wypuścić.
Usuńto był późny wieczór, właściwie zagasiłem już światło na dobre, włącznie z lampką do czytania, ale po jakimś czasie wstałem i znowu je zapaliłem, wtedy się objawił nagle... musiał w tych ciemnych chwilach jakoś zakotwiczyć na tym oknie, a to światło go zaskoczyło i wleciał do środka...
Usuńnic nie łapię w rękę, myszy i jaszczurki tylko w tą koszulkę, żeby ich nie uszkodzić... ale na nietoperza w powietrzu koszulka też by nie działała bezpiecznie... a specjalnych siatek, takich jak na motyle, to w ogóle nie mam...
p.s. koszulka też jest dobra na ptaki, tak było w mieście, gdy kocica czasem przywlekła takiego, a on jej uciekł... ale tu na wsi koty raczej wcale nie łapią ptaków i nigdy mi też żaden jeszcze sam nie wpadł... inne są drzewa, inna konfiguracja krzaczorów, ptaki są zwykle wysoko... raz tylko Kudłaty przyniósł zaduszonego ptaszka, ale on musiał z gniazda wylecieć i raz kiedyś przywlókł dwie synogarlice, dwie pod rząd, te chyba nieopatrznie usiadły na glebie... teraz tylko myszy i jakieś nornice, ryjówki, jaszczurki i raz chyba kret... kot nie wybiera zdobyczy, atakuje to, co się rusza w krzakach i na murawie, dopiero potem patrzy, co złapał...
UsuńŻadne martwe ptaki, żadne krety, żadne myszy choćby z całego kociego serca darowane. Never w naszym domu i ogrodzie!
UsuńStaram się minimalizować zbędny wysiłek, ścieranie kurzu należy do tej kategorii, więc zrozumiałe, że dirnostojek, ozdób i pamiątek jest u mnie coraz mniej. A żem pedantka to ksiazki tez się nie walają:)
OdpowiedzUsuńTeraz jest fajny czas, ciepło, ale z umiarem, kolorowo, lubię to.
I życzę wreszcie końca robót tarasowych!
A dzięki:):):) Może w końcu w październiku się stanie:):)
Usuń:):):):) Napisałam "mogą", co nie znaczy, że się walają- stoją na półkach tematycznie równiutko:):):) Ja nie jestem pedantką, ale muszę mieć wokół siebie ład. Wszelki bałagan powoduje we mnie niepokój i mus uładzenia, ale nic na siłę nie sprzątam. Poza tym nie znoszę przeładowania, barokowych ozdób, ciężkich mebli, nagromadzenia mebli w pokoju (stoliczki, krzesła, fotele, jakieś półeczki, stół taki siaki itp.), nagromadzenia wszędzie drobiazgów, chaos na ścianach...
Mam meble typu szwedzkiego- jasne, proste, robione na zamówienie i trochę witrynek w tych meblach- tam trzymam to, czego nie chcę wyrzucić, co dla mnie raczej cenne lub potrzebne. Witrynki dlatego, ze za szkłem się nie kurzy i przez pół roku wszystko wygląda jako tako. Jedyne przeładowania stylistyczne, kolorystyczne lubię w robótkach ręcznych- haftach, gobelinach, ceramice itp. Wyhaftowałam złotego żurawia, teraz czeka na oprawę.
Lato takie tak, jak najbardziej. Kolory mocne, pastelowe, wszystkie też lubię:) Będzie ładna pora roku.
Kolory jak na chodniczku bardzo mi pasują:)
UsuńChodniczek ma być wesoły. Przede wszystkim muszę się pozbyć tych włóczek, zanim wejdą w nie mole. jak zrobiłam przegląd, to okazało się, że najwięcej mam zielonych, niebieskich, czarnej, białej i potem całe pudło takich różnych fantazyjnych.
UsuńPrzy chodniczku już mi brakuje pomysłu na następny kolor.
Cudne tę papryczki!!
OdpowiedzUsuńŚliczne są. Czekam kiedy zaczną spadać na taras:)
UsuńTe papryczki, jak dzieło sztuki!
OdpowiedzUsuńDywanik będzie cudny, świetnie dobierasz kolory.
Czasem wystarczy mały lifting i od razu humor lepszy!
Papryczki wymiatają. Młoda posadziła je w donicach zamiast kwiatków i trafiła w dziesiątkę.
UsuńDzięki, kolory żywe, ale już mi brakuje koncepcji, bo ta czerwono, miodowo beżowa wariacja potrzebuje wełny, a mnie się akurat w tych kolorach kończy.
Uwielbiam te Twoje obserwacje natury! Odpoczywam tu u Ciebie - dziękuję! Serdeczności! 😘
OdpowiedzUsuńDzięki:):) Ale muszę Ci powiedzieć, że Ty masz niesamowity dar opisywania miejsc, które zwiedzacie. Zawsze coś ciekawego pokażesz i coś się tam dzieje.
UsuńSzalenie dekoracyjne te papryczki! Co do tego osłonięcia od wiatru - może drzwi harmonijkowe? Łatwe i wygodne w obsłudze, wygodniejsze od parawanu. Motylek rewelacyjny, nigdy go jakoś nie widziałam w naturze. U mnie dzis rewelacyjnie- tempewratura spada, w tej chwili jest już tylko ...17 stopni i "przelatują deszcze" i temperatura ma jeszcze spaść. A wczoraj było 31 i to do samego wieczora.
OdpowiedzUsuńSerdeczności;)
Są takie parawany przytwierdzanie jednym bokiem do ściany i rozciągane jak drzwi harmonijkowe, myślałam o takim, ale chyba jednak kupimy parawan przenośny. Można go wykorzystać w innych miejscach.
UsuńFurczak gołąbek bywa w naszym ogrodzie, ale jest taki szybki, że jeszcze go nie sfotografowałam. On wygląda jak mały koliberek.
Pada, pada, pada... jak dobrze:):):)
A te papryczki można jeść? Pewnie są bardzo ostre. Pytam, bo ostatnio widziałem w serialu ,,112 na ratunek" przypadek ze zjedzeniem trujących ,,papryczek" z jakiejś rośliny. Wyglądają podobno jak te najzwyklejsze, a można się zatruć nimi jak nie wiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Mozaika Rzeczywistości.
Te akurat można jeść bez ryzyka. Wyhodowane z ziarenek przez córkę i tak pięknie owocują. Są piekielnie ostre. Ja nie ryzykuję. Nie lubię ostrych przypraw, papryczek itp.
Usuń