Drzwi na taras otwarte, tkam i słucham szumu deszczu. Pada spokojnie, dosyć obficie. To dobrze, woda tak szybko nie spłynie po powierzchni, ma czas wsiąknąć w glebę. Wręcz słyszę jak ziemia pije tę wodę, jak rośliny wzdychając z ulgą prostują się, jak jeszcze resztki zieloności nabierają krople wszystkimi komórkami w siebie. Lubię deszcz po suchych dniach, a przy takiej suszy to lubię go podwójnie. W ogóle lubię zachmurzenia, mgły i opadające krople z drzew. To takie wyciszające, nostalgiczne, wręcz dekadenckie. A ja lubię takie klimaty.
Ma padać jeszcze jutro i pojutrze, a potem zrobi się ładnie i ciągle ciepło.
Wczoraj
zrobiłam bardzo proste żarełko- sałatkę + jajko sadzone + smażony ser Halloumi. No tak, taki elegancki zagraniczny ser (no przecież cypryjski, a jakże) i spostponowany zwykłym jajkiem? I to sadzonym?
Jajko jajkiem chociaż też niezwykłe, bo od radosnych kur z domowej hodowli, ale właśnie o ten ser chodziło- musiałam spróbować, jak smakują smażone całe płaty, bo dotąd dodawałam go do sałatek, krojony w kostkę i podsmażany na oleju i chciałam mieć porównanie.
W kawałkach był bardzo dobry, ale ten smażony w płatach wymiata. To jest kolejny ser, który zadomowił się w naszej kuchni, jako ser smażony. W sumie takie smażone płaty można jeść przy każdej okazji i traktować je jako śniadanie, obiad, czy kolację. Wystarczy dodać chleb, sałatkę, kurczaka itp. A najbardziej to mi smakuje sam, taki prosto z patelni.
Kwitnie rozchodnik. Na wiosnę przesadziłam go z likwidowanej marnej grządki i bardzo ładnie się za to odwdzięczył. Jest miododajny i w słoneczne dni oblegany przez pszczoły.
Kwitną też zimowity oraz anemony. Fioletowe anemony szybciej zakwitły i już przekwitają, białe jeszcze ciągle są w rozkwicie.
Beza (powiedzmy, że też kwitnie) w zachodzącym słońcu. A deszcz sobie dalej pada i pada,i pada,i pada...
Też nie jestem fanem bardzo ostrych rzeczy. Parę razy w życiu miałem styczność z ostrością, która mnie pokonała. Nawet papryczka chilli za ostra jest dla mnie. A raz na rodzinnej Wigilii mało mi głowa nie eksplodowała jak zjadłem ,,malinową" papryczkę. Tego, kto tak nazywa ostre rzeczy powinien czekać oddzielny kocioł ze smołą w piekle. :) Doświadczenie nieprzyjemne. Chociaż byłem w stanie jeść w jednym barze wietnamskim ostre dość danie o nazwie kurczak po seczuańsku.
OdpowiedzUsuńTen ser z patelni działa na zęby jak gumka myszka (takie wrażenie dźwiękowe jakby). W sumie chyba jest jak tofu, musi mieć jakieś dodatki, przyprawy, bo sam jest bezpłciowy nieco. Przynajmniej tak ja odbieram. :)
Pozdrawiam!
Mozaika Rzeczywistości.
Zgadzam się z opinią o szatańskich papryczkach. Raz zjadłam, bo mi zrobiono psikusa i od tej pory jestem bardzo podejrzliwa. Nie i już. W Czechach dałam się namówić na danie z wyrazem w nazwie "ognivo". To coś w rodzaju gulaszu, piekielnie ostry, palący, nigdy więcej. Ich smażeny syr łatwy do podrobienia- ser panierowany, nie przepadam. Natomiast halloumi przypiekłam dosyć mocno i się tak bardzo nie ciągnął. Lepszy w plastrach, bo ten w kostkach, choć smażony, gubił się w sałatce.
UsuńZ Wikipedii ustaliłem, że przyjmując papryczkę chili byłem w granicach 2.500-8.000 punktów w skali ostrości papryk. Co ciekawe najostrzejsza papryka ma ponad 16 milionów punktów. :D Czyli daleko mam do najlepszych. W sumie jakoś nie marzę o jedzeniu ostrych papryk.
UsuńPodobno ostre jedzenie ma to do siebie, że pali dwa razy podobno. :) Nie wiem czy warto próbować znów.
W sumie lubię próbować nowe rzeczy do jedzenia. Byłbym dobrym testerem. :D
U córki na balkonie rosną jeszcze papryczki jalapeno i pepperoni. Ta na zdjęciach to chilli. Oni robią jakieś pasty z tymi papryczkami.
UsuńJa lubię w domu robić nowe dania z kuchni różnych krajów. O ile jest dostęp do produktów.
W sumie nie wiem po co komu najostrzejsze papryki świata. Zjeść się tego nie da, bo boli właściwie. Nie mam pojęcia po co te ,,zawody" w hodowaniu ostrzejszych i ostrzejszych odmian.
UsuńSkładniki to może być faktycznie problem. Ostatnio nie było nigdzie sosu Worcester do sałatki Cezar. Ale jakoś udało się to obejść. Nie mniej trzeba poszukać na przyszłość.
Mamy klienta, który lubi sypać w ilościach nieprzyzwoitych habanero albo chilli. Twierdzi, ze nic mu nie jest:):):) Ja się boję o żołądek, w końcu to piekielne jest, a z drugiej strony południowcy jedzą takie piekielne potrawy i chyba na żołądki nie narzekają. Wiem, bronią się przed bakteriami, niemniej te ostrości mogą mieć jakieś skutki uboczne. Ja mam buteleczkę tego sosu w zawsze w zapasie.
UsuńNie mam pojęcia. Nie mam grupy badawczej nawet. :) A jak sam nie jem ostrego to też nie mam porównania.
UsuńO. To następnym razem poproszę o odrobinę przez Internet na sałatę. :D
OK, już Ci posyłam:):):):):)
UsuńGitara. :) Ale na poważnie muszę znaleźć w sklepie gdzieś.
UsuńZnaleźć i kupić oczywiście.
UsuńJa kupiłam w sklepie internetowym, spróbuj:)
Usuńhttps://kimchi.pl/product-pol-149-Oryginalny-sos-Worcestershire-290ml-Lea-Perrins.html?curr=PLN&country=1143020003&utm_source=iai_ads&utm_medium=google_shopping&gad_source=1&gclid=CjwKCAjw3P-2BhAEEiwA3yPhwE26DDCTDwmcbo4kYSYe0nVuFnnVtKuMXZ_QJ4VCCcU_3p-TlyNIdRoCvRMQAvD_BwE
Usuńhttps://sklep.nasushi.pl/product-pol-149-Oryginalny-sos-Worcestershire-290ml-Lea-Perrins.html?gad_source=1&gclid=CjwKCAjw3P-2BhAEEiwA3yPhwOypxior1cTlzQ0J437_LPBQ7oZabgIz80t7MMxz6srY7ht0SnqE2BoCnpgQAvD_BwE
^_^ Dzięki. Na razie zobaczę stacjonarnie co da się znaleźć
UsuńJaki fajny zadek:)
OdpowiedzUsuńA ja tego sera nawet nie próbowałam, a lubię sery!
Masz tyły:):) On jest dosyć popularny i u nas w każdym, markecie, nawet w naszych wiejskim go kupisz ( są różnych producentów). Ja wiem, że to nie to samo, co oryginalny na wyspie, ale jednak jest dobry. Powiedziałabym, że bardzo dobry:).
UsuńZadek osłoneczniony, świetlisty w pełnym relaksie.
Kupiliśmy, zdegustujemy:)
UsuńFajnie, smacznego:):):)
UsuńKwiatki piękne, zawsze mile widziane.
OdpowiedzUsuńSerka chyba nie jadłam, warto spróbować.
U nas pada, jest czym oddychać wreszcie!
Ma charakterystyczny smak po usmażeniu. Jest lepszy od czeskiego smażenego syra i od ichniego hermelina. Pada i niech jeszcze popada.
UsuńKwitnące zimowity nieodmiennie kojarzą mi się z Bieszczadami, które kwitły obficie na pobliskiej łące. U mnie pogoda dziś tzw. "pełna kultura", czyli 18 - 19 stopni i co jakiś czas padał deszcz. A jutro też bez upału ale i bez deszczu.
OdpowiedzUsuńZastanawiają mnie te zimowity, od kilkunastu lat jest kępa takiej samej wielkości, czyli nieduża. Nie powiększa się w ogóle. Boję się je przesadzić, a dokupić nie chcę. Tak pogoda może być- deszcz i ciepło.
UsuńU nas też dziś pada. Wreszcie trochę odpoczynku od upału!
OdpowiedzUsuńEch, pada... tu przeszła taka ulewa, że świata nie było widać. I dobrze, jeszcze mało wody w ziemi:)
Usuńzwizualizowałem sobie Bezę, jak wraca z wypadu na pole, pada deszcz, potem wraca i radośnie otrzepuje się z wody na cały wiatrołap i wszystkich w pobliżu...
OdpowiedzUsuńale to tylko fantazja, bo nie wiem, jakie Beza ma relacje z deszczem... nasze koty miewają różne... Duży Czarny nie ma właściwie żadnych, bo jest domator w ogólności, więc podczas deszczu tym bardziej... Mała Czarna bardzo lubi łazęgowanie podczas deszczu, co jak na kota jest dość nietypowe, ale ona być może tego nie wie, to zresztą jest bez znaczenia, bo jej nonkonformizm jest też niestatystyczny, nawet w skali kociej, według której prawie wszystkie koty są nonkonformistyczne... za to Kudłaty ze względu na swoją pokrywę włosową drobne deszcze po prostu ignoruje, zaś te większe traktuje jak typowy kot, czyli prostu unika... a gdy wraca z tego mniejszego deszczu, to nawet wcale się nie otrzepuje, to jakoś samo szybko paruje z niego i po paru minutach kicia jest sucha sama z siebie...
taki serek smażony to jest w sumie zawsze dobry koncept i faktycznie, nadaje się nie tylko od razu po, tylko też później na zimno, na wszelkie inne okazje, jako element główny, czy też dodatek, gdy oprócz swojego naturalnego, pierwotnego przyprawienia łapie też smaki pozyskane wcześniej przez olej z woka lub patelni...
p.jzns :)
Beza coraz bardziej robi się wygodna, ale deszcz jej nie przeszkadza pod warunkiem, że nie jet to ulewa. Otrzepie się przed domem, ale ja ją jeszcze dosuszam jej ręcznikiem. Bardzo to lubi:) Sama przychodzi pod ręcznik- traktuje to jako kolejna zabawę. Pod prysznic też sama wchodzi.
UsuńKoty mokre wyglądają jak mokra mufka:):):):) Pewnie same decydują, czy chcą na ten deszcz wychodzić i zapewne żadna siła ich nie zmusi do przebywania pod strugami wody.
Czesi jedzą swojego hermelina do piwa, ale to nie jest ser smażony. Smażony Halloumi też by się do piwa nadawał, albo do jakiegoś fajnego wina.
tu pojawia się temat "fondue", czyli serek /a czasem też kąski mięsa/ smażony w głębokim oleju, ale tu akurat raczej był widział tylko wino do tego...
UsuńBeza otrzepie się przed domem... kluczowe jest "przed domem'", w domu ociera się o masakrę... naszych kotów raczej nie wycieram, jakoś szybko ta woda z nich paruje, za to chętnie wtedy włażą do łóżka, raczej nie stanowi to dla nich zagadanienia :)
Czyli taka serowa maczanka:):):)Wino, o tka, ale ja od dłuższego czasu nie alkoholu, tylko czasem łyk, dwa piwa. Sama sobie się dziwię, bo ja lubię alkohol, a teraz mnie odrzuca. Brak normy jakiś mnie dopadł:):):):).
UsuńBeza jest dobrze wychowana:):):):):)Otrzepie futro przed domem, ale chętnie nadstawia się do wycierania ręcznikiem- jej ręcznikiem, tego pilnuje:).
Koty w łóżku.... hmmmm... no tak, u nas psy, u Ciebie koty. To nie chodzi o to, że zwierzak w łóżku, ale, że KOT:):):) A w ogóle to nie zniosłabym, by mi kot właził na stół, parapety, wieszał się na firankach, czy łaził po szafie. I pod tym względem psy mają u mnie ogromny plus.
firanki i zasłonki to raczej domena młodziutkich kotów, które rozpiera energia, ale faktem jest, że decydując się na kota (zwłaszcza nieywchodzącego) trzeba dokonać kotyfikacji mieszkania, chociaż minimalnej, czyli przemyśleć różne aspekty jego poruszania się po tym mieszkaniu i ewentualne szkody, które nie są skutkiem jegp złośliwości, tylko naturalnych właściwości... np. nawyk nie postawiania naczyń z napojami na biurku w towarzystwie książek albo chowania różnych drobiazgów przed jego ciekawością, czasem (przykładowo) moment nieuwagi wystarczy, że po powrocie (np. z toalety) coś "znikło" i nie jest proste to znaleźć... co prawda im starszy kot, tym bardziej stateczny, ale jeszcze nieraz potrafi czymś zaskoczyć :)
UsuńNo nie, po prostu nie, zwierz w domu powinien używać przestrzeni do wysokości siedziska fotela lub kanapy. Finito. Powyżej to same szkody. Natury kota nie przeskoczysz, a jak mu się zachce pogonić za ćmą , moty;em lub zwykłą mucha to zrobi sajgon w pokoju. Zresztą oglądam różne filmiki z psotami kotów- nie powiem, zmyślne są bardzo, przebiegłe, dociekliwe, ale i upierdliwe też.
UsuńJak ktoś kocha koty, to to zniesie, jak koty podziwiam z daleka i wystarczy.
U nas jest cos takiego: leipäjuusto lub juustoleipä (chleb serowy lub ser chlebowy - dziwnie to troche brzmi) czyli cos na podobe sera halloumi, piszczy w zebach podczas jedzenia. Kupuje sie juz podpieczony i mozna jesc na zimno jak i z mikro (lub jakiejs patelni). Je sie go w towarzystwie do kawy i w ... towarzystwie krolowej malin - laponskiej lakki (malina moroszka) w postaci konfitury. Pycha!
OdpowiedzUsuńTrzeba spróbować sera z konfiturą. Ten halloumi będzie jak znalazł, surowy albo podpiekany. Rzeczywiście lekko piszczy w zębach, ale w smaku boski. Moroszka to chyba taka drobna malina? Gdzieś już o niej czytałam.
UsuńJa też uwielbiam: "zachmurzenia, mgły i opadające krople z drzew. To takie wyciszające, nostalgiczne, wręcz dekadenckie..." Zwłaszcza po półrocznych upałach.
OdpowiedzUsuń