„Teraz nie czas myśleć o tym, czego nie masz. Myśl, co potrafisz zrobić z tym, co masz.” – Ernest Hemingway

poniedziałek, 21 lipca 2025

Bardzo długi post o tym, jak powstawał nasz ogród.

 

 

 Mówi się, że w pewnym wieku człowiek zaczyna gromadzić wspomnienia z całego swojego życia. Mówi się też, że w chwili umierania człowiekowi, w iście ekspresowym tempie, przypomina się całe życie. Ciekawe skąd takie twierdzenie i co, kto o tym z żyjących wie, skoro umarli milczą? Ale, na wszelki wypadek „macam” się po głowie, rękach nogach szczypię tu i ówdzie, i oddycham z ulgą- czuję ciepłą siebie pod ręką, boli szczypanie- jeszcze żyję, mam się dobrze i zakładam perspektywę dożycia, no powiedzmy, sędziwego wieku. Czyli co z tymi wspomnieniami? Ano nic, po prostu starzeję się i uznałam, że już czas sobie wszystko, co w moim życiu zaszło, uporządkować, zapisać.

Jednak chyba nie dla potomnych, a dla samej siebie zrobić taki przegląd. Dobrze jest wiedzieć, że nie zmarnowało się tego czasu, a ja go nie zmarnowałam.

Część tych wspomnień zamieszczam tu, na blogu.

No dobra, zrobiłam wstęp, przynudziłam, pora na wspomnienia związane z naszym ogrodem.

I tak tu pusto było.

Widać granice pola ornego, a potem kawał ogrodu warzywno-kwiatowego.To jest chyba 1991 albo 1992 rok.. Z prawej strony będzie potem aleja sosnowa, a po lewej śliwy szybko wycięto i potem też posadzono drzewa. Teraz jest tam płot graniczący mój ogród z ogrodem siostry.

Młoda się produkuje :):)) Teraz po prawej jest rząd wielkich brzóz, w rogu, tam gdzie stoi Młoda, rośnie czeremcha, między tymi tujami stoi ławeczka. Świerk chorował, trzeba było go wyciąć. Za Młoda, u sąsiada widać jeszcze nieduży orzech, który teraz przysłania nam widok na Czantorię. Po prawej stronie pole orne, na którym za 10 lat wyrośnie sad jabłoniowy i zasłoni nam na kilkanaście lat widok na morawskie Beskidy. Za Młodą daleko widać drogę z dębami i trochę lasu, teraz nic już nie widać, bo widok zasłoniły wysokie sosny i tuje posadzone przez dwóch sąsiadów.

Za płotem droga dojazdowa, jeszcze bita, z dziurami. Jak przejechał kombajn, albo traktor, to szły od niej tumany kurzu wprost na ten nasz bieluteńki dom. Po paru latach dom stał się brudnobiały, a po następnych kilku odgrodziły go od drogi tuje. I wtedy gmina litościwie drogę wyasfaltowała. Na zdjęciu kawałek grządki wzdłuż chodnika od domu do bramy. Za płotem jeszcze małe tuje a przed płotem krzewy ozdobne. To północna część działki- tuje kapitalnie chronią nas od zimnych wiatrów i od kurzu z drogi ( nadal). Zdjęcie chyba z 1995 roku. 
 

Ano było. Było puste pole, a nasz dom stoi na skraju przy drodze dojazdowej. Ale po kolei.

Po tych wszystkich przepychankach z budową domu wspólnego albo dla nas osobnego i tak okazało się, że osobnego wybudować nie było można. Był to grunt orny, nieprzeklasyfikowany, a wtedy, w planie zagospodarowania przestrzennego nie był to teren do zabudowy. Jednak wtedy ja o tym nie wiedziałam, a rodzice, gdyby mi to powiedzieli, mogli liczyć na moją zgodę (lub nie) bez tych wszystkich nerwów. No ale stało się. Dom stanął na skraju pola ornego. Rodzice odcięli z niego 9 arów, wzdłuż drogi i taką działkę od razu na nas przepisano. Ale tym samym odcięli od drogi całe pole, chociaż zrobili na końcu naszej działki drogę służebną do tego pola, to i tak nie ma szans go wykorzystać np. na budowę domu, czy sprzedać. Po 10 latach przepisali resztę tego pola na mnie i działka generalnie stanowi integralną całość.

I należy dodać, że na samym początku, mimo, iż miałam swoją działkę, rodzice pozwolili mi użytkować dalszą, niedużą, część pola- powstał ogród warzywno- kwiatowy z maliniakiem, z poletkiem porzeczek i agrestów. W nim rosły też 4 brzoskwinie. Ten kawałek od reszty pola oddzielał rząd tui i za nimi miedza. Dalej było pole orne, na którym, rodzice naprzemiennie uprawiali ziemniaki i warzywa oraz pszenicę. „Swój” kawałek obsadziłam krzewami ozdobnymi, na brzegu posadziliśmy brzozy. Przed domem był trawnik, za nim sad. Przed schodami tarasu zostały posadzone niskie iglaki, które się straszliwie rozrosły, potem je połamał śnieg. Zrobiły się brzydkie, kotropate, trzeba było je obchodzić, by wejść do kwiatowego. Wycięliśmy je i od razu zrobiła się śliczna przestrzeń.

 

Widok od miedzy dzielącej ogród kwiatowy od pola. Miedza w dół to miedza graniczna. Teraz po jej lewej stronie jest płot- miedza została  w ogrodzie siostry, a tam, gdzie brązowy pas ziemi, jest teraz aleja z brzozami w dolnej jej części.  Na dole pola widać spore już leszczyny, rosnące wzdłuż płotu. Potem posadziłam tam brzozy, a leszczyny musieliśmy wyciąć, bo je sadownik zniszczył. Myślę, że zdjęcie chyba  z 1995 roku. Za tymi domami, przy dobrej pogodzie widać czeskie Beskidy. Ojciec robi "inspekcję".

Rok po wprowadzeniu się do domu, posadziliśmy wzdłuż granic całej parceli (u mnie i u rodziców) leszczyny oraz modrzewie, daglezje i świerki. A ja potem dosadziłam tawuły (straszne krzewiszcza, nie radzę ich sadzić) i kwitnące drzewa (lipy, czeremchy, jarząby, akacje, karaganę). W tym samym roku całość została ogrodzona. Sosny w alei sosnowej, brzozy na dole ogrodu, cały lasek i wszystkie krzewy oraz drzewa w tamtej (byłej ornej) części ogrodu, posadzone zostały na początku 2000 roku. 

Dwa razy sadziliśmy sad- ten przed tarasem, na samym początku- wycięty, bo drzewa chorowały i w nowej części ogrodu- też wycięty, bo drzewa chorowały. Był stawek- myszy nie życzyły go sobie i skutecznie podkopywały- nie ma stawku. Była ogromna stara czereśnia- nie ma czereśni- połamała się. Jest za to biała morwa. Była ogromna wierzba zaraz przy wejściu do domu- wycięliśmy, bo groziła połamaniem i zniszczeniem domu. Była ogromna wierzba syberyjska w ogrodzie, sama się połamała. 

 W ciągu ostatnich 5 lat zmienił się ogród przed dużym tarasem. Trzeba było wyciąć świerki i tuje, bo chorowały, część połamał śnieg

Myślę, że to lata 2003 do 2005. Jest już Zuza i sad jest duży- sad przed mniejszym tarasem, a zdjęcie robione z dużego. Po prawej widać te ogromne "płożaki", które zatarasowały zejście z małego tarasu do ogrodu.

Chyba koniec lat 90. XX wieku. Widok z górnego dużego tarasu. Jeszcze widać starą czereśnię i ogromny krzak dzikiej śliwki. To kwiecień, bo kwitnie. Z lewej strony, w oddali, rząd tui oddzielającej ogród warzywno- kwiatowy od pola, Przed nimi pobielone brzoskwinie, jeszcze dalej widać podrośnięty już świerk w rogu posesji, a za domami ledwo widoczne pasmo gór czeskich. Po prawej ogród rodziców.

 
Rok 1995. Zdjęcie z górnego tarasu. na dole trzy pokolenia "bab" z moją przebojową matką   na czele. Ta róża przy balustradzie rośnie tam do dziś. Została przesadzona z ogrodu przy starym domu. Jeszcze widać okno garażu u sąsiada i świerki posadzone wzdłuż płotu graniczącego posesje. Po prawej, za tymi krzewami, zaczyna się ogród warzywno- kwiatowy.

Można tak wymieniać, co było, czego nie ma. Przerzuciłam tony ziemi, przeryłam i skopałam jej kilometry, wyrzuciłam tony chwastów, przycięłam multum gałęzi, sadziłam i sadziłam, i sadziłam.... setki kwiatów (byliny, jednoroczne, nowości i babcine starości- multum gatunków)- piszę „ja”, bo prawie wszystko sama sadziłam. Trochę pomagały mi dzieci, a potem Jaskół. Taka była sytuacja. 

Gdy to piszę, jestem deczko zdziwiona, bo dopiero do mnie dociera, jaki ogrom pracy włożyłam w ten kawałek ziemi, by otrzymać to, co teraz mamy. 

To już lata 2004-2006. Jeszcze ogród kwiatowy, ale już nie warzywny. Przestałam uprawiać większość warzyw około 2010 roku. Nie dałam rady czasowo i fizycznie tego utrzymać. Wśród kwiatów moja kuzynka z dzieciakiem. Te różowe kule- kleome o przecudnych orientalnych kwiatach. Pozyskałam je z nasion.

Tu widać jeszcze pierwotny układ grządek kwiatowych, wzorowanych na ogrodach mojego dziadka i matki- dwie długie grządki z kwiatami, między nimi dróżka, a po bokach tych rabat grządki z warzywami.
Z lewej strony już grządek z warzywami nie ma, tam zrobiłam takie nieregularne klomby, po prawej została ich część.

Po lewej nie ma już tui, nie ma żywopłotu z ligustru, a po prawej nie ma ogromnego świerka, który tak się pochylił, że groził zwaleniem się na grządki- wycięliśmy.

Wszystkie zdjęcia z 2010 roku.
 


Trudno jest opisać zmiany, jakie ogród przeszedł w ciągu tych 35 lat. Pokazuję zdjęcia z początków, z różnych lat, ale pokażę też filmiki z teraźniejszości. Sporo krzewów sadzonych na początku „wypadło”. Krzewy, które sadziłam, kiedy dostałam resztę pola, czyli na początku 2000 roku, też już wycięte. Jedne drzewa i krzewy zostały źle posadzone, bo nie zdawałam sobie sprawy z siły ich rozrostu- zaczęły się wypychać wzajemnie i wyradzać lub przybierać dziwne kształty, inne połamały śnieg lub wichury, jeszcze inne „umarły” ze starości.

A potem już celowo redukowałam- zmniejszyłam ogród kwiatowy, przestałam sadzić nowe krzewy (no może trochę tych kompaktowych), nie sadzę nowych kwiatów (oj tam, troszeczkę jednak posadziłam), jest więcej trawników oraz miejsc „dzikich”. Ogród z użytkowego przekształcił się w parkowy. 

Lata 2004-2006- przed dużym tarasem- od schodów wiodła alejka między tujami, za nimi były po obu strona długie grządki kwiatowe i dalej najpierw pole orne, a potem część parkowa i lasek. Teraz po prawej stronie ogród siostry, alejki nie ma- tam gdzie się kończyła, jest dalej część siostry, a moja po lewej stronie  (płot robi tam odwróconą literę L). Tutaj matka decydowała, co ma rosnąć po obu stronach tarasu, tej części nie dostałam od razu. Potem miałam same zgryzoty z tymi nasadzeniami. Panienka na zdjęciu to córka kuzynki.


Nigdy w ogrodzie nie było gracowanych, sypanych żwirkiem czy wykładanych kostkami alejek, nie było altanek i innych pierdółków- lampionów, figurek, koszyczków, światełek solarnych w kształtach zwierzątek i „ozdobnych” kamoli. Nie w moim guście i nie w typie tego ogrodu takie „cuda”. Nawet poidła dla ptaków są zwykłymi plastikowymi pojemnikami, które pełniły rolę łazienkowych półek (nie u nas). Nie jestem zwolenniczką ozdabiania ogrodu „dekoracjami ogrodowymi”. Ma on być funkcjonalny oraz jak najbardziej „leśny”, ale jednak trzymany w ryzach, by nas rośliny nie „wyprowadziły” z niego.

Przed mniejszym tarasem.

To zdjęcie z około 1993-1994 roku- mały cis pod oknem, ale druga stareńka róża- czerwona z białym środkiem, która rośnie w tym miejscu do dziś, jest już pięknie wyrośnięta. Ratowałam ją i tę drugą, w zeszłym roku, przed stratowaniem przez "majstrów" partaczy.

A to prawdopodobnie rok 2008. Wierzba, która tak mocno wyrosła, że trzeba było ją ściąć, jest już duża, ale jeszcze wiele jej brakuje do stanu przed ścięciem (koroną sięgała do balkonu i nad dach). I dom obrośnięty bluszczem- świństwem jakich mało- najpierw zdobił, potem już szkodził. Dziś na tej ścianie go nie ma.
 
2003 rok. Jeszcze widać za iglakami górny taras. Za parę lat tylko nieduży kawałek go zobaczyć można będzie.



To zdjęcie zrobione w 2012 roku- szał zieleni przy tarasie.

A to zdjęcie jest zrobione około 1994 roku- mały srebrny świerk, kawałek sadu, widok na ogród rodziców i w dali widać las, a po prawej zagajnik. Nie ma jeszcze sadów. 

Ten sam świerk 11 lat później

 

17 lat temu przywieźliśmy z Niemiec, kupione na flomarku, rozkładane krzesła ogrodowe. Te krzesła służą nam do dzisiaj. Nie da się ich porządnie wyszorować i odnowić, ale są wygodne, użyteczne, dlatego ich nie wymieniamy. Nie wymieniamy też ławeczek, bo te nadal są w stanie dobrym.

A tak naprawdę, to trudno mi było dobrać coś do ogrodu, by nie zepsuć jego stylu oraz aby było solidne, wytrzymywało kaprysy pogody (deszcz, śnieg, mróz, mocne słońce) i by nie trzeba było tego sprzątać po sezonie. A to, co ewentualnie pasowałoby, kosztuje bajońskie sumy. Więc? Zostanie tak, jak jest.

Nie jestem teraz w stanie pokazać wszystkich zmian ogrodowych, ale będę wrzucać zdjęcia i filmiki w następnych postach po trochę, bo nie chcę zbyt zanudzać.

Na tym blogu opisuję jak wygląda ogród od 2012 roku- wystarczy kliknąć w zakładkę „ogród” albo „kwiaty”, tam też można zobaczyć zmiany.

Zdjęcia z 2020 roku. Na nich widać nasze ogrody- zagajniki. 35 lat minęło od czasu, kiedy były to pola orne. Z lewej strony ogród siostry,  widać jeszcze część domu siostry. Kiedyś ze wzgórza, z którego robiłam pierwsze zdjęcie, widać było duży biały dworek. 

Poniżej zdjęcie zrobione od drogi dojazdowej- wschodnia część ogrodu naszego.

Kwitną akacje, jest czerwiec. Za pierwszym rzędem wysokich drzew, są dwa rzędy sosen, a między nimi alejka sosnowa. Na polu przed płotem aktualnie rośnie kukurydza i zasłania nam świat od wschodu. I jeszcze, w miejscu, gdzie stoję, jest teraz nowy dom.
 



5 komentarzy:

  1. Niesamowite przeobrażenia. A prace na miarę Heraklesa! … i masz swoje królestwo! Podziwiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 35 lat to kawał czasu. Te zmiany zachodziły wolno, ale czasem były radykalne. Śnieżne zimy spowodowały połamanie się tui, musieliśmy je wyciąć. Choroby świerków tez wymusiły ich wycięcie. Czasem bolało mnie serce, kiedy patrzyłam na wycinki, ale nie było wyjścia. Nasze królestwo- no tak, miejsce, gdzie nikt mi nie będzie dyktował i zaglądał do gara.

      Usuń
  2. Kawał historii, i Waszej i ogrodu.
    Lubię wspominki, fotografie, gawędy. To część mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ano kawał historii, to prawie połowa mojego życia. Samej trudno mi uwierzyć, że tyle lat tu mieszkam. O ogrodzie jeszcze będzie, o zwierzakach w nim również.

      Usuń
  3. Bezcenna kronika, a dom i ogród ogromne. Roboty, ale i radości huk!

    OdpowiedzUsuń